poniedziałek, 5 listopada 2012

Sześć.

     Położyła się spać targana sprzecznymi uczuciami  i obudziła się kompletnie niewyspana. Jakby przez całą noc jej mózg pracował na pełnych obrotach, nie zwalniając nawet na minutę. Nagle rozdzwonił się telefon i dziewczyna usłyszała zapłakany głos swojej matki, która oznajmiła jej, że Adam i Damien nie żyją. Telefon wypadł jej z ręki i jak osłupiała wpatrywała się w okno. Po chwili znów usłyszała spokojny dzwonek telefonu i przyłożyła aparat do ucha.
- Słyszałaś co powiedziałam? Włącz kanał 24 to dowiesz się więcej. Jadę do domu. - Twoi bracia nie żyją. Bracia twoi nie żyją. Nie żyją twoi bracia. Nie żyją bracia twoi.... Próbowała jakoś skontaktować o czym mówi jej mama. Jaye nigdy nie sądziła, że doczeka się śmierci swoich braci. Zawsze miała cichą nadzieję, ze nie będzie musiała przez to przechodzić. Podbiegła szybko do telewizora i włączyła szybko wskazany przez mamę kanał.

Właśnie znajdujemy się u podnóża La Meige. 200 metrów od szczytu znaleziono ciała dwójki nastolatków. Z dokumentów wyczytano, że prawdopodobnie było to rodzeństwo z Cannes 16-letni Damien oraz jego 25-letni brat Adam Parsons. Podejrzewamy, że chłopcy uciekali przed lawiną, pośliznęli się i wpadli w przepaść. Policja ustala ile dni zwłoki leżały w przepaści. Więcej dowiecie się państwo w popołudniowym wydaniu wiadomości. Mówiła dla państwa: Emily Stone. 

Siedziała na kanapie wpatrzona w telewizor i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nagle z salonu wbiegł zdyszany Artur ze łzami w oczach. Adam był jego przyjacielem, ale od zawsze był bratem Jaye i to ONA POWINNA PŁAKAĆ! 
- Przykro mi, Jaye. - Powiedział i chciał przytulić dziewczynę, ale ona jak na zawołanie wstała z sofy i odepchnęła go od siebie, krzycząc:
- Nie potrzebuję twojego cholernego współczucia! - Po chwili usłyszała głośny trzask drzwi i kilka przekleństw. Usiadła na łóżku i wpatrywała się przez kilkanaście kolejnych minut w ścianę, gdy wbiegła jej mama. Jedyne co potrafiła powiedzieć to:
- Wynoś się. - Spojrzała na nią wrogo, a kiedy Dominica nadal próbowała do niej podejść krzyknęła:
- WYNOCHA! Wynoś się! - Matka wyszła zaciskając mocno pięści, a dziewczyna zaszlochała głośno, szepcząc:
- Wynoś się...
    Położyła się na łóżku i zamknęła oczy, modląc się o to, aby to wszystko okazało się tylko chorym wytworem jej wyobraźni. 


- Ratuj ich. - Usłyszała głośny głos Erica, którego postać zmaterializowała się nagle przed dziewczyną.
- Jak? - Jęknęła zrozpaczona, a on bez krzty współczucia i szacunku zaśmiał się kpiąco i akcentując  imię dziewczyny, powiedział:
- Domyśl się, moja mała blondyneczko, Jaye. 
- Alec mówił prawdę. - Eric spojrzał na nią zdziwiony i zniknął. Później śniła tylko o górach i przepaściach, ale tym razem to ona do nich wpadała, a jej bracia przypatrywali się tylko jak spadała. 


Dziewczyna obudziła się z krzykiem i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała podkrążone oczy i mocno spierzchnięte usta, a po jej ciele spływały drobinki potu.
     Położyła się z powrotem do łóżka i przykryła po uszy kołdrą, ale to nic nie dawało i czuła, ze tego dnia nie będzie jej już dane zasnąć. Ruszyła, więc w stronę łazienki, aby się trochę ogarnąć.
    Wyszła z toalety i zamarła z przerażenia w pół kroku, gdy zobaczyła na środku pokoju wściekłego Aleca. Blondyn skierował się w jej stronę, a dziewczyna odsunęła się pod samą ścianę, co nie było dobrym pomysłem. Alec od razu wręcz przyblokował ją do ściany, przez co trudno  było jej się poruszyć, a już w ogóle nie było mowy o ucieczce. Jej głowa znalazła się między jego nadgarstkami, a jego twarz kilkanaście centymetrów od Jaye.
- Jak mogłaś mu powiedzieć?! - Wysyczał wściekły Alec.
- O czym? - Udawała zdezorientowaną, choć dobrze wiedziała o czym mówi. To znaczy, domyślała się o czym mówi...
- Nie udawaj głupiej! Jak mogłaś mu powiedzieć cokolwiek!? - Alec uderzył mocno pięścią w ścianę, robiąc   w niej dziurę na wylot. Spojrzała przerażona w poranioną pięść Aleca, po której popłynęły pierwsze krople ciemnoczerwonej cieszy. Alec spojrzał na swoją rękę i schował ją do kieszeni, tym samym odsuwając się ode dziewczyny.
- Czemu mu powiedziałaś? - Spytał spokojniej niż przed minutą i wpatrywał się we nią swoimi czarnymi ślepiami, które zaczynały nieco onieśmielać. Była z nim sama w pokoju... jego oczy prześwidrowały ją na wskroś, a jedyne, co potrafiła robić to tylko nerwowo oddychać i wpatrywać się we wszystkie strony świata, unikając jego wzroku.
- Co takiego powiedziałam? - Spytała lekko przerażona, a Alec spojrzał na nią zdziwiony i szorstko powiedział:
- Widać, ze kolor twoich włosów jest adekwatny do poziomu twojego IQ. - Podeszła do niego i spojrzała w jego zimne jak lód oczy, mówiąc:
- Wiele razy doznałam upokorzenia z twojej strony. Obrażałeś, upokarzałeś, żartowałeś z koloru moich włosów, ale tym razem przegiąłeś. - Alec zaśmiał się drwiąco i syknął:
- Żal mi cię tylko z  jednego powodu: bardzo kochasz swoją rodzinę. - Spojrzała na niego lekko zszokowana jego słowami, ale nie zdążyła zadać ani jednego pytania, bo Alec zniknął jej z oczu.
- Cholera jasna! - Krzyknęła i uderzyła otwartą dłonią w ścianę w miejsce obok dziury zrobionej przez blondyna.

     Trzeci dzień leżała w łóżku i udawała grypę, gdy inni ludzie właśnie wychodzili na pogrzeb jej braci. Nie chciała tam iść i patrzeć na te wszystkie fałszywe twarze, dziewczyny, które myślały, ze są tymi jedynymi i ludzi, którzy w głębi serca nienawidzili jej braci. Nie miała ochoty przyjmować kondolencji od tych wszystkich nieznanych jej ludzi. Takie rzeczy mógł robić tylko jeden człowiek na świecie i był nim jej ojciec, który był bezuczuciowym draniem. Nie uronił za nich ani jednej kropli łez, to organizując pogrzeb powtarzał, że tylko to może jeszcze dla nich zrobić.
     Nie chciała iść tam i wygłaszać jakiejś daremnej mowy, której i tak nikt nie będzie słuchał. Jej mama pewnie powie, że Damien i Artur byli dobrymi ludźmi, choć tak naprawdę byli najobrzydliwszymi gnidami, jakie wszyscy znali. Kopali bezbronne koty na ulicy, rzucali kamieniami w młodszych i słabszych od siebie i nigdy, ale to nigdy nie pomagali. Wręcz do pomocy byli zawsze ostatni w kolejce, nawet jeśli chodziło o ich dobro.
      Adam ciągle wyciągał kasę od rodziców na wieczne podróże, nie dawał napiwków w restauracjach i traktował dziewczyny jak zabawki.
     Damien wpychał się starszym ludziom do kolejek w sklepie, popychał dzieci i maltretował zwierzęta, traktując to jako dobrą zabawę. A najgorsze, co mogli robić to zabieranie grabek Jaye, gdy miała 10 lat! Ciągle musiała za nimi biegać po podwórku, żeby je oddali, a kiedy w końcu zdobyła je z powrotem, okazywało się, że w tym czasie, kiedy dziewczyna ganiała za Adamem, Damien zabierał jej wszystkie zabawki z piaskownicy.
     Kochała swoich braci, ale nie można było o nich powiedzieć, że są dobrzy. To tak jakby powiedzieć, ze elfy istnieją, a do tego spełniają życzenia  Może i ci uwierzą, ale po jakimś czasie sami dojdą do wniosku, że to wszystko bez sensu.
     Zaczęła ją pobolewać głowa, więc zamknęła oczy i po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza, który złapał ją natychmiast w swoje ramiona.

- Czego tu szukasz? - Usłyszałam głos zaspanego Aleca. Najwyraźniej wylądowała w jego pokoju, którego sterylnie czystym nie można było nazwać. Chłopak spał w orzechowej pościeli na okrągłym łóżku, które znajdowało się na środku pokoju. Ściany pomieszczenia były mieszaniną słomianego i bananowego koloru. Przy drzwiach stała mahoniowa szafka, na której leżała wiśniowa waza z kolorowymi kwiatami. Po drugiej stronie pokoju stały dwie dębowe szafy, które były pewnie wypchane po brzegi. Koło szaf stała komoda, a nad nią wisiały metalowe półki z książkami  Dziewczyna spojrzała w stronę szerokiego okna, pod którym stało drewniane biurko ze szmaragdowym laptopem i kilkoma perfumami, i książkami na wierzchu. 
- Długo tak się jeszcze będziesz rozglądała, czy jednak powiesz mi po co tu przylazłaś? - Spojrzała na niego dziwnie i roześmiała się głośno. Alec nie wiedział, o co chodzi, więc podniósł głowę i ujrzał Jaye śmiejącą się i płaczącą na zmianę, wpatrującą się w ścianę ze zdjęciami dziewcząt w różnym wieku. Spojrzała na Aleca, który starannie ścielił łóżko.
- To są twoje WSZYSTKIE ofiary? - Alec spojrzał na nią i widząc, że jeśli tylko spróbuje ją okłamać pogorszy tylko sytuację, powiedział:
- Powiesiłem je tu, żeby sobie przypominać, że sam wybrałem złą drogę. - Zignorowała jego wypowiedź i szorstko ponowiła pytanie, skracając je tylko do słowa:
- WSZYSTKIE? -  Alec przymknął oczy i głośno westchnął, mówiąc:
- Nie.
- Czy ja jestem kolejna? - Blondyn pokiwał twierdząco głową i spojrzał się jej w oczy. Jaye wydawało się to dziwne, ze nawet w takiej sytuacji potrafił się patrzeć głęboko w oczy i udawać, że nic się nie stało. 
- Znasz imiona tych dziewcząt? - Spytała przez zęby, a kiedy Alec nic nie powiedział, krzyknęła:
- Pytałam się, czy znasz imiona tych dziewczyn! - Alec usiadł na łóżku i  schował twarz w dłonie.
- To są ludzie! Mają uczucia! Nie wiem kim lub czym jesteś TY, ale to są zdecydowanie ludzi!! - Łzy powoli spływały po zaczerwienionych policzkach dziewczyny, kiedy chodziła w tę i wewte przyglądając się zdjęciom. 
- Zostaw tą cholerną kołdrę i odpowiedz na pytanie! - Alec rzucił kołdrę w bok i podszedł do portretu zielonookiej blondynki.
- Jane, miała 17 lat, kiedy podrzuciłem jej bransoletkę. Ta - Wskazał zielonooką Azjatkę - Alishia, 15 lat w dniu naznaczenia, ta także ma zielone oczy i blond włosy - Pokazał na kolejne zdjęcie - Miała na imię Keyla i miała 23 lata. - Mówiąc to, Alec miał łzy w oczach i ból rysował się na jego twarzy. 
- Wystarczy, czy mówić dalej? - Spytał i oparł się na biurko, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jaye nie taiła zdziwienia, po usłyszeniu tych wszystkich rzeczy. Jemu naprawdę było ciężko z byciem tym, kim jest, choć kamuflował to najlepiej jak tylko potrafił. 
- A więc po co tu przyszłaś?
- Jakbym jeszcze wiedziała, jakim cudem się tu dostałam to bym ci powiedziała. - Alec roześmiał się i dumny z siebie, powiedział:
- Myślałaś o mnie, gdy zasypiałaś. - Policzki dziewczyny oblały się rumieńcem, a jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
- Nieprawda.  - Zaprzeczyła, choć dokładnie wiedziała, że kłamie. Myślała o nim całymi dniami, nie tylko w tamtej chwili. Alec zbliżył swoją twarz do jej i namiętnie pocałował ją w usta, mówiąc;
- Kocham Cię. - Wziął Jaye na ręce, niosąc na łóżko.



















3 komentarze:

  1. Tyś chyba naprawde oszalała w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Totalnie mnie zaskoczyłaś tą koncówką;) Jestes niesamowita czekam na nastepny równie wspaniały jak ten ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaaaaaa! Nawet sobie nie wyobrażasz jak przeżywałam gdy widziałam na bloggerze, że dodałaś rozdział, a musiałam powtarzać na próbne testy. ;< Nigdy więcej.
    Świetny, wspaniały, fantastyczny, fenomenalny.... Cud miód i orzeszki na moją dziwaczną wyobraźnię. Po prostu kocham to opowiadanie i jestem od niego uzależniona. <3
    Końcówka jest genialna. Niech oni będą razem. ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. NA POCZĄTKU NAPISZĘ, ŻE ROZDZIAŁ JAK ZAWSZE CUDOWNY, NIEPRZEWIDYWALNY I NIESAMOWITY! KOCHAM TWOJA WYOBRAŹNIĘ I STYL W JAKIM PISZESZ TLS<3 KOCHAM ALECA PONAD WSZYSTKO, JEST ANIOŁKIEM (ahahahaha) I NORMALNIE MOJ 'IDEAL' CHOCIAŻ MOZE NEI DO KOŃCA! ZASTANAWIAM SIĘ CO JESZCZE WYMYŚLISZ, ALE MOJE DOMYSŁY NA NIC SIE NIE ZDADZĄ, BO I TAK MNIE ZASKOCZYSZ :c
    JESTEŚ CUDOWNĄ OSOBĄ I MUSIMY SIĘ JAK NAJSZYBCIEJ SPOTKAĆ<3
    KOCHAM CIĘ SŁODZIUTKA OLIWIO! moja moja moja xx /claudssssssssssssss

    OdpowiedzUsuń