niedziela, 29 września 2013

Dwadzieścia sześć.

Wokół osoby Jaye zrobiło się niezłe zamieszanie. W końcu umierać po raz drugi to nie lada wyzwanie, a szczególnie gdy jest się potomkinią najwyższej czarownicy.
- Co jest z nią? Umiera? - Jaye usłyszała znany sobie głos, ale nie zdołała otworzyć oczu. Tak bardzo chciała zobaczyć, co się dzieje i dlaczego wszyscy szepczą do siebie. W końcu żyje albo przynajmniej jej się tak wydawało. Po dzisiejszej historii nie mogła być niczego pewna.
- Znowu? - Spytał ktoś nieoczekiwanie ochrypniętym głosem. Gdyby Jaye tylko mogła spojrzeć się na niego złowrogo - z całą pewnością zrobiłaby to, może udałoby się jej zrobić krzywdę telepatycznie. Przecież jakiś pożytek ze swoich mocy musi mieć. Nie można mieć super mocy i nie mieć z tego żadnych przyjemności...
- Zamknij się, Jack. - Jaye syknęła w miarę swoich możliwości do czerwonowłosego chłopaka, który najwyraźniej miał już dość jej umierania, jakby ona to kochała.
- Dobra żyje, możecie odejść. - Alec spojrzał się w stronę tłumu, który teraz skupił się na jakimś ciemnowłosym chłopaku - przynajmniej tylko tyle zdołała zauważyć Jaye, zanim nie dostała ochrzanu, że się podnosi.
- Przecież nic mi nie jest. - Alec spojrzał się na blondynkę jakby właśnie rozwaliła jego skórzaną kurtkę, którą tak bardzo kochał.
- Tak bardzo nic ci nie jest, że zaraz wykrwawisz się na śmierć. Potrzebujemy Samuela.
- I jak mam ci go tu niby sprowadzić. Nie mam magicznych mocy jak połowa z tego towarzystwa, a wszyscy są zajęci chłopakiem bez głowy. - Jaye spojrzała przerażona na Aleca, który lekko wzruszył ramionami. Blondynka dostawała szału za każdym razem jak to robił. Tak jakby brak głowy przy ciele był czymś normalnym w jego świecie.
- Jak to bez głowy? - Jaye spytała cicho, przełykając ślinę, która utknęła jej w połowie gardła. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co mogli czuć jego najlepsi przyjaciele, którzy znajdowali się w tym pokoju. I nagle jakby czar prysł, bo usłyszała tylko cienki głos:
- Zasłużył sobie na to. - Ciche odchrząknięcie kobiety w czerwonym płaszczu i wszyscy skierowali swój wystraszony wzrok na dziewczynę, jakby fakt, że powiedzenie o tym, że chłopak był zwykłym dupkiem było zabronione. To, ze umarł przecież nie znaczyło, ze nie można go obrazić, chyba, że duchy też istnieją. Wtedy dziewczyna ma przesrane. W końcu nikt nie ma ochoty być nawiedzany przez swojego zmarłego współlokatora.
- Zrób coś z tą krwią i daj mi spokój. - Powiedziała wściekła Jaye do Aleca, który delikatnie próbował powstrzymywać krwotok. - Co tu się w ogóle stało? - Nathalie rozejrzała się po pomieszczeniu i zatrzymała wzrok na dwóch gwiazdkach wbitych w niebieską ścianę salonu.
- Chyba wiemy, czym dostałaś, blond. - Jaye przewróciła oczami, kiedy uslyszała swoją starą ksywkę z ust Nathalie.
- Jak mam powstrzymać ten cholerny potok, który leci z twojego brzucha, skoro cały czas się ruszasz?! - Krzyknął zirytowany Alec i rzucił mokrym ręcznik o ziemię. Jaye spojrzała się na niego lekko oszołomiona, ale gdy tylko zobaczyła, że Alec jest zdenerwowany zaczęła się histerycznie śmiać. Upadły Anioł denerwuje się na śmiertelniczkę, bo ta krwawi i nie zwraca na niego uwagi - to jest śmieszny widok.
- Gwiazdki ninja? - Jaye spytała cicho, kiedy zobaczyła srebrną broń w ręce Nathalie. Kobieta w czerwonym płaszczy podeszła do czarnowłosej i wyjęła jej to z ręki, kierując się w stronę swojego pokoju. Nikt nie miał odwagi spytać się jej, co chce z tym zrobić.
- Potrzebujemy Samuela. - Powiedział cicho Alec do Nathalie, która westchnęła teatralnie i wcisnęła kilka przycisków w telefonie komórkowym.
-Samuel, Jaye jest ranna... Jak to wiesz?... Co się dzieje, Jaquilin?... Jak to do cholery jasnej?... Przyjedź tu.
Nathalie zamknęłam klapkę telefonu i wsadziła go z powrotem do kieszeni swoich ciemnoniebieskich dżinsów. Przez chwilę wpatrywała się w nieco zdezorientowaną Jaye i mruknęła:
- Samuel Jaquilin oficjalnie został twoim Defensorem.
- Ale kiedy?! - Krzyknął Alec i spojrzał się na blondynkę, która trzymała mokry ręcznik na brzuchu. Nie wiedziała o czym rozmawia ta dwójka, ale czuła, że to nic dobrego, a Samuel jest w co nie miara kłopotach, które znowu spowodowała.
- Nasza kochana telepatka sprawiła, że Nicea pokochała ją nad życie. Kazała chronić Samuelowi naszą Jaye, żeby nic jej się nie stało.
- Nie chcę wiedzieć co się dzieje. - Mruknęła Jaye i wstała z podłogi, próbując nie krzyczeć z bólu. Chciała się dowiedzieć jak najwięcej na temat chłopaka bez głowy. W końcu to ona teraz mogła być na jego miejscu, a on mógł być tylko lekko ranny.

- Czy ktoś do cholery może mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - Paul przejechał ręką po szyi i spojrzał na Jaye i Camille, które próbowały pozbyć się krwi z niebieskiego t-shirtu jednej z dziewczyn. - Potrzebuję tu Aleka i Nathalie. - Jaye wzruszyła ramionami i wróciła do wielkiej plamy na koszulce. Nie chciała pozbywać się swoich ulubionych rzeczy w takim tempie.
Nagle do pokoju wparował Alec, Nathalie i zdyszany Samuel, trzymający w lewej ręce małą książeczkę w czerwonej oprawie.
- Co wiecie o mojej matce? - Syknął w ich stronę Paul i przyłożył palec do piersi Aleka, który spojrzał się krzywo na niego i szepnął:
- Weź palec z mojej klatki albo wsadzę ci go...
- Alec! - Krzyknął zszokowany Samuel i podszedł do Jaye, która była zbyt skupiona na koszulce, żeby zauważyć i usłyszeć cokolwiek, dlatego, gdy czarownik dotknął jej ramienia podskoczyła lekko na łóżku. Nie była zszokowana jego wyglądem. Kiedy już dowiedziała się, że Samuel czuł wszystko to, co ona i miał dodatkowo wyrzuty sumienia przez to, że nie mógł jej uratować zrobiło jej się przykro, ale uznała, ze to nie ona kazała mu być jej Defensorem. Zazdrościła mu tylko ciekawych tatuaży, które pojawiały się wraz z przypływem mocy. Sama chciała sobie kiedyś zrobić tatuaż, a później poznała Upadłe Anioły i dowiedziała się, ze ma wizje i przestała marzyć o takich przyziemnych rzeczach. W końcu w jej rękach znajdowało się życie wielu ludzi, w tym jej, a z tym nic nie wygra.
- Co z moją matką? - Ponowił swoje pytanie Paul, chowając ręce do kieszeni. Bał się, że może zrobić coś, czego później będzie szczerze żałował. Co prawda mógł łatwo pozbyć się obu Upadłych, ale z dwoma czarownikami nie miał szans, nawet jeśli jeden nie wiedział jeszcze na co go stać.
- Jest demonem. Alec ją zabił i teraz pewnie błąka się po zaświatach. Wiemy tylko, że współpracowała z Tymi Złymi.
- Na pewno nie moja mama... - Szepnął zszokowany Paul i usiadł w czerwonym fotelu, chowając twarz w dłoniach. Wszystkim zebranym co prawda było mu go szkoda, ale jeszcze kilkanaście minut temu groził im z broni palnej, więc emocje stały się mniej ważne, przesłaniane wizją śmierci. Nikt nie lubi umierać... a już szczególnie nie dwa razy. Życie po życiu zapewne było ciekawsze aniżeli życie w trumnie.
- Moja matka z całą pewnością nie była Tą Złą.
- Moja matka z całą pewnością nie była Tą Złą. - Przedrzeźniała go Nathalie - A co przed chwilą powiedziałam?!
- Że była. - Westchnął Alec. Znał gierki Nathalie. Gdyby nikt jej nie odpowiedział, ostro by się zdenerwowała a to mogłoby się skończyć co najmniej bardzo źle.
- Brawo! Lizak dla tego pana. Samuel umiesz wyczarować lizaka?
- Myślisz, że gdybym umiał wyczarować słodycze to bawiłbym się w ochronę? - Jaye zaśmiała się cicho i wyprostowała się, żeby zobaczyć, czy coś ciekawego dzieje się na dworze.
- Co ciekawego? - Spytał Samuel, podążając za śladem Jaye. Lekko zszokowany podszedł do okna i spojrzał na Nathalie, która przyglądała się całej sytuacji z rozbawieniem. Dwóch magów, którzy wyglądają za okno i zachowują się jak pięciolatki, które zobaczyły grupkę królików.
- Tam jest Łowca i wcale nie jest ubrany w swój strój. - Nathalie zamarła w przerażeniu i rozejrzała się po zebranych. Wszyscy byli skupieni na mężczyźnie, który włóczył się po podwórku.
Nagle telefon Nathalie zaczął grać elektryczną muzykę.
- To dziwne. Ten Łowca właśnie ma telefon przy uchu. Nathalie chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie, czemu? - Odparła dziewczyna i odrzuciła połączenie. W tym samym czasie mężczyzna wpatrywał się zdziwiony w telefon.
- Nathalie? - Ponowił swoje pytanie Alec tym razem nieco ostrzej niż poprzednio. Podszedł do dziewczyny i wyrwał z jej rąk telefon. - Kevin? - Spytał unosząc lekko brwi.  To, że był zdziwiony to mało powiedziane. Był zdezorientowany to bardziej trafne stwierdzenie. Nigdy nie spodziewał się, że kolaborować z wrogiem będzie właśnie Nathalie.

- Czy ty jesteś świadoma, że ci ludzie chcą nas zabić? Czy ty wiesz, w co się wplątałaś?! - Alec krzyczał, wymachując rękoma. Kevin a.k.a Łowca Upadłych siedział w fotelu z skrępowanymi rękoma. Samuel wykonał na nim dodatkowo jeszcze jeden prosty czar. Odebrał mu mowę. Łowca, więc nie mógł ani nic powiedzieć, ani się ruszyć, dodatkowo był nieco przerażony bo Jaye cały czas celowała w jego stronę z odbezpieczonej broni. Czuł się średnio. Z jednej strony wciąż żył, ale to jego nędzne życie zależało od Jaye. Mogła kichnąć, kaszlnąć, mogło jej się odbić i przez przypadek nacisnąć spust. Wystarczy jeden nieostrożny ruch i będzie po chłopaku - co gorsza, nikt nie dowie się o jego śmierci.
- Kevin jest inny. On chce nam pomóc. - Mruknęła Nathalie i wbiła wzrok w blondynkę, która była skupiona na tym, żeby przez przypadek nie odstrzelić nikomu ręki albo co gorsza głowy. Nie chciała mieć na sumieniu dodatkowych żyć.
- A babcia Jaye wcale nie jest wiedźmą. - Powiedział ostro, a kiedy Jaye cicho odchrząknęła, dodał:
- Bez urazy. - Blondynka uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od Łowcy. Co prawda bolały ją już ręce, ale wolała mieć zakwasy i żyć niż stracić głowę.
- Samuel ściągnij z niego czar. Potrzebujemy, żeby się wypowiedział. - Alec cicho wydawał rozkazy. Nie chciał, żeby jego przyjaciele posądzili go władczość. Lubił po prostu panować nad sytuacją.
- Niceo facite vocem ejus retrorsum. (Niceo, spraw, by jego głos wrócił)
- Pogrzało was wszystkich? - Syknął Kevin za co dostał w goleń. Jaye kopnęła go na tyle mocno, na ile pozwoliła jej swoboda ruchów. Nie chciała przez przypadek odstrzelić mu także ręki.
- Mów, co wiesz. - Syknął Alec i podszedł do chłopaka.
Samuel był gotowy, żeby w każdej chwili móc przyszpilić go z powrotem do fotela. Na razie dał mu swobodę ruchów, ale ręce nadal miał skrępowane.
- Nie jest tego za dużo i prawdopodobnie większość nie jest prawdą. Jestem tylko Łowcą... I dopiero tam wstąpiłem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Dwadzieścia pięć.

- J

aye? – Poczuła jak zimna woda ląduje na jej twarzy i otworzyła zdziwiona oczy. Nie była już dłużej w mieszkaniu Camille. Znalazła się znowu na plaży, na tej samej, na której była, kiedy poznała starszą kobietę. Spojrzała się na swojego młodszego brata i uśmiechnęła się lekko, pytając:
- Proszę, powiedz, że nie żyję i mogę tu zostać. – Damien uśmiechnął się do dziewczyny i podał jej dłoń, unikając odpowiedzi na pytanie. Nie był pewien, czy może jej to wszystko opowiedzieć, miał ją tylko zaprowadzić do kobiety. Ona jej wszystko opowie. Damien puścił jej dłoń po pięciu minutach spaceru i zniknął zostawiając za sobą tuman kurzu.
Jaye rozejrzała się dookoła i zapukała w drzwi domku, który już kiedyś widziała. Była tutaj, choć sama nie była niczego pewna. Ludzie przecież czasem wracają do tych samych miejsc w swoich snach…
- Kto tam? – Usłyszała słaby głos staruszki, która właśnie otworzyła jej drzwi wejściowe.
- Jaye? – Spytała niepewnie, na co kobieta szeroko się uśmiechnęła i pokiwała ręką na znak, że ma wejść do środka. Jaye wyminęła kobietę i usiadła w tym samym fotelu, co kilka tygodni wcześniej. Wciąż miała przed oczami jej kota, który poruszał się z wrodzoną gracją, a mimo to, kobieta wciąż zachowywała się jakby to był zwykły wiejski kot.
- Słyszę, że już usiadłaś, zaraz zrobię ci herbatkę. – Kobieta, opierając się o ścianę skierowała się w stronę kuchni, zostawiając Jaye samą sobie w swoim salonie. Blondynka wstała z kanapy i podskoczyła przestraszona, kiedy usłyszała jak kobieta z kuchni powiedziała:
- Śmiało, rozejrzyj się.
Czuła się nieco nieswojo, kiedy kobieta dała jej pozwolenie. Nie wiedziała, na co ma patrzeć. Starsza kobieta miała w swoim domu bardzo dużo rzeczy, zdjęć. Widać było, ze to wszystko kolekcjonuje. Tak jakby kolekcjonowała wspomnienia, tyle, że ona nie może ich zobaczyć. Może je poczuć, chyba… A co jeśli to lepsze? Lepiej jest coś poczuć niż zobaczyć?
- Podoba ci się to, co widzisz? – Jaye ponownie podskoczyła, kiedy usłyszała głos staruszki, która poruszała się tak cicho, że było to wręcz nienaturalne. Jaye uśmiechnęła się do kobiety, ale po chwili uświadomiła sobie, że ona jej nie widzi, więc nie ma sensu się starać.
- Moja mama zawsze powtarzała, że uśmiech można poczuć. Dotknąć aury, która wtedy roznosi się wokół człowieka. Pewnie teraz patrzysz na mnie jak na starą wariatkę, ale prawda jest taka, że wiem, kiedy ludzie są naprawdę szczęśliwi. Nadal jesteś gotowa oddać za niego życie? – Spytała staruszka, na co Jaye lekko się wzdrygnęła i rozejrzała po pokoju. Kobieta usiadła na swoim bujanym krześle i poklepała miejsce na kanapie, które znajdowało się bardzo blisko niej.
- Jesteś gotowa, prawda? Mogłabyś to zrobić. – Stwierdziła kobieta i uśmiechnęła się lekko, głaszcząc swojego kota, które w gębie trzymał kawałek włóczki. Dziewczyna usiadła obok staruszki i wtedy uświadomiła sobie, przy kim siedzi.
- Jesteś moja babcią, prawda? – Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową na znak potwierdzenia, którego Jaye najmniej potrzebowała. Odsunęła się od kobiety i skierowała się w stronę drzwi.
- Jesteś taka sama jak ona, chcę ci pomóc. Jestem inną wersją Cassandry. Znasz ją jako wredną wiedźmę z Cannes, ja jestem czarownicą, ale tą sprzed przemiany. Kobietą, która martwiła się o to, czy kurczątko wykluje się zdrowe. Kobietą, która kochała swoich przyjaciół i rodzinę ponad życie. A ty, jeżeli mnie nie posłuchasz, staniesz się taka jak ona teraz. Oschła, zła. Ociekająca wściekłością, mordującą bez zahamowań, chcesz taka być? – Jaye pokiwała przecząco głową, zdając sobie sprawę z tego, ze kobieta tak czy siak nie widzi i usiadła na fotelu naprzeciwko kobiety.
- Kiedy się obudzisz, a zrobisz to niedługo, będziesz wiedziała, że to, co wydawało ci się złe takie nie jest i zaczniesz współpracować. Zaczniesz wierzyć, a później… - kobieta zaczęła się krztusić i spojrzała przerażona na Jaye, która siedziała w fotelu, nie wiedząc, co ma zrobić.
Podbiegła do staruszki po kilku sekundach i spojrzała się w jej zamarłe szare oczy, które po chwili stały się czarne, a następnie źrenice kompletnie zniknęły. Siwe włosy zaczęły wypadać, a paznokcie u rąk stały się czarne i po chwili odpadły. Z oczu zaczęła płynąć krwistoczerwona ciesz, a plecy wygięły się w nienaturalnej pozycji. Nagle usta kobiety otworzyły się w sposób, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła i przestała się ruszać.
Niespodziewanie wszystko zniknęło, a Jaye z powrotem znalazła się w domu kobiety w czerwieni.

- Co się stało? – Spytała nieprzytomnym głosem i spojrzała na Aleca, który zapłakany siedział na łóżku i wpatrywał się w sufit, najwyraźniej próbując powstrzymać płacz.
Jaye uśmiechnęła się lekko odwróciła wzrok w stronę Erica, który zdziwiony wpatrywał się w blondynkę. Chwycił jej przegub i spojrzał na swoją dłoń. Dwójka ochotników, którzy zgodzili się brać udział w całym wskrzeszaniu byli bardziej zdziwieni niż zanim Eric zaczął cokolwiek robić. Przyglądali się z uwagą drobnej blondynce, która próbowała się podnieść z podłogi, ale za każdym razem upadała z powrotem. Po około minucie Eric wraz z Alecem opamiętali się i pomogli Jaye podnieść się z drewnianych paneli.
Blondyn chwycił dziewczynę w ramiona i mocno ją do siebie przytulił, co spowodowało, że chłopak zaczął się zastanawiać, czy tak naprawdę chcę zapomnieć o prawdziwej miłości. Z jednej strony widział przewrażliwioną dziewczynę, która za każdym razem próbowała uciekać, ale z innego punktu widzenia, kochał ją. Kochał ją tak bardzo, ze wręcz bał się jej zapomnieć. Co jeżeli wraz z jej widokiem zniknie wszystko, co dobre w jego życiu? Nie potrafił znieść myśli, że jedna, drobna dziewczyna zmieniła go tak bardzo, że nie potrafił podjąć decyzji nie bacząc na jej dobro. Czy prawidłowe byłoby odejście bez pożegnania? Skoro już wie, że nic jej nie grozi, zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić? Przecież tego chciała…Uciec przed nim, zostawić go i cale zło, które na nią zrzucił. Mógł przecież wybrać inną blondynkę i zniszczyć jej życie, a jednak zobaczył Jaye i wiedział, że to ona. I niszczy ją. Wbrew własnej woli, choć z jego winy.
- Możecie zostawić nas samych? – Szepnęła Jaye i spojrzała się na Erica, która wpatrywał się w Aleca, oczekując jego zdania. Blondyn kiwnął lekko głową na znak zgody i wszyscy zgromadzeni w pokoju wyszli, choć Eric nie był pewien, czy chce ich zostawiać samych. Alec kiedy był przy dziewczynie stawał się miękki, jak wtedy, gdy był normalnym człowiekiem. Z drugiej jednak strony, kiedy był przy dziewczynie stawał się inny, jakby doroślejszy, a Ericowi zależało na jego dzieciach. Był nieugięty, ale to nie znaczyło, że ich nie kocha. Wręcz przeciwnie, chciał ich nauczyć, że miłość potrafi niszczyć, jeżeli zbytnio się starasz. A Alec zdecydowanie za bardzo się starał. Zależało mu na dziewczynie i to było najgorsze, bo wzbudziła w nim uczucia, których on nie umiał obudzić. Jeden jej ruch starczył, żeby cały Alec był jej. Eric wiedział, że wystarczyłoby jedno słowo i Alec przestałby go szanować. Pewnie byłby gotowy go zabić, byleby cierpienie dziewczyny się skończyło. Być może nie chciał w to wierzyć, ale był świadomy. Bo świadomość to pierwszy krok do prawdziwego życia.
Eric sądził, że to nierozsądne, ale mimo to zaczynał ją lubić. Chociażby dlatego, że sprawiała, że życie jego jedynego syna stawało się lepsze niż on mógł to wymarzyć.

- Jesteś pewien, że jesteśmy sami? – Wyszeptała cicho, nie patrząc chłopakowi w oczy, a kiedy ten lekko pokiwał głową, spojrzała za okno i powiedziała:
- Byłam tam. Znowu. U tej starszej kobiety na plaży. Powiedziała mi, że czuje, że oddałabym za ciebie życie. – Alec chwycił jej dłoń i zaplótł ze sobą ich palce. Jaye przez chwilę poczuła się jak kilka miesięcy wcześniej, kiedy dłoń Aleca zastępowała męska dłoń Artura; kiedy nie spodziewała się, że jej życie tak diametralnie się zmieni, nie spodziewała się, że cokolwiek będzie się zmieniało, włącznie z nią. 
– Miała rację i to jest błąd. Wiesz dlaczego uciekałam? – Alec puścił jej dłoń i podszedł do okna, próbując hamować napływające łzy. Nikt nigdy nie sprawił, że łzy nie były pod jego kontrolą. Ona zmieniła wszystko i to go drażniło, a teraz ucieka. 
– Bo chciałam się odzwyczaić, ale moja mama zawsze mawiała, że kiedy się do czegoś przyzwyczaić i będziesz chciała uciec to tak jakbyś chciała przeżyć bez tlenu. Miała rację, jak wszyscy inni. Pragnęłam sprawić, że staniesz się tylko czystym złudzeniem, cudownym wspomnieniem, za którym będę tęsknić, ale zdołam się odkochać. Nie dałam rady. Jestem za słaba, żeby bez ciebie żyć, wiesz?- Alec odwrócił się w jej stronę i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie. Miał dość, nie potrafił znieść myśli, że zrobił jej coś takiego. Mówią, że miłość jest cudownym uczuciem, ale kiedy dwójka ludzi kocha się tak mocno, że nie potrafią bez siebie żyć, to jest tragedia. Z każdym samotnym oddechem, czują jak tracą cząstkę siebie, a cisza, która ich otacza tak bardzo przytłacza ich marne ciałka, że w końcu się załamują…
- Pamiętam jaki byłeś na początku. – Jaye uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Aleca, który nieświadomy tego, co robi uśmiechnął się delikatnie w jej stronę i otarł łzy z policzków. – Pamiętam, kiedy kazałeś mi na siebie czekać godzinę pod autem, bo musiałeś postawić na swoim. Pamiętam jak śmiałeś się ze mnie, kiedy ci się przypatrywałam. Pamiętam ten szaleńczy wzrok, kiedy zobaczyłeś limo pod moim okiem. Na początku wszystkiemu zaprzeczałam, ale wiedziałam, że moje serce należy do ciebie. Najgorzej było się ze sobą pogodzić. Zrozumieć, ze nie ma odwrotu, że jest tylko jedna droga, która za każdym razem prowadzi do ciebie, nawet jeżeli zawracałabym nie wiadomo ile razy, zawsze na samym końcu jesteś ty.
Alec podszedł do blondynki, która opierała się o ścianę i mocno ją do siebie przytulił. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię i cicho załkała. Tęskniła za jego uściskiem, za jego mocnymi ramionami i tym ciepłym oddechem na jej szyi, kiedy wtulała się w niego.

- Co z nią? – Spytała Camille, kiedy ujrzała Erica, schodzącego powoli po schodach w zadumie. Nie miała zamiaru czekać, aż Eric wystarczająco się namyśli, tu chodziło o jej przyjaciółkę. Ruszyła biegiem po schodach, a kiedy wpadła do pokoju, skrzywiła się lekko i przechyliła głowę w lewo. Przymykając jedno oko, pokręciła przecząco głową.
- Co ty robisz? – Spytała się roześmiana Jaye i trzymając Aleca za rękę odsunęła się lekko od niego.
- Z każdej strony wyglądacie przesłodko, to niemożliwe. – Alec uśmiechnął się lekko i mocniej ścisnął dłoń Jaye, nie mogąc uwierzyć, że znów jest tak jak kiedyś. Kiedy wszyscy zwątpili, on nadal trwał w nadziei, że wszystko się ułoży… Jak zawsze wszystko poszło po jego myśli.
- Chodź tu. – Powiedział Alec i wystawił ramiona do grupowego uścisku.
- Żeby nie było nieporozumień. Ja wciąż pamiętam jak mnie postrzeliłeś.
Alec zaśmiał się cicho i spojrzał na Camille, która najwyraźniej oczekiwała przeprosin.
- Co do tamtego… - Podrapał się w tył głowy i uśmiechnął się delikatnie. – Nie było do końca celowe. – Camille spojrzała się na niego zszokowana, ale po chwili machnęła ręką i wyszła z pokoju.
- Alec. – Jaye szturchnęła chłopaka w ramię i zaśmiała się głośno, ale po chwili upadła na ziemię, trzymając się za brzuch. Alec usiadł obok niej i położył jej głowę na swoich kolanach. Cicho pytał sam siebie dlaczego się to wszystko dzieje, ale jak zwykle nie otrzymał odpowiedzi. Bał się, że znowu ją straci, ale ona nagle roześmiała się i mocno rzuciła mu się w ramiona.
- Nigdy więcej tego nie rób, Jaye. – Dziewczyna zaśmiała się cicho i delikatnie pocałowała chłopaka w policzek.
- Myślisz, że Eric nadal będzie mnie dręczył? – Alec wzdrygnął ramionami i opuścił głowę. Choć dobrze znał odpowiedź nie chciał jej nic powiedzieć. Lękał się, że jeśli powie jej całą prawdę, ona znowu ucieknie i go zostawi. A ostatnie czego chciał to znowu stać się samotny. Nienawidził tego momentu swojego życia, kiedy nie miał do kogo otworzyć buzi, a jedyną osobą, która go słuchała był Eric i to tylko czasami, zazwyczaj wtedy, kiedy opowiadał mu o tym jak polował na kolejną ofiarę, która tak bardzo przypomina jego siostrę.
- Mam nadzieję, że cię zostawi. Nie chcę znowu przechodzić przez to wszystko. Chcę, żebyś została ze mną na zawsze, Jaye. – Dziewczyna puściła jego dłoń i stanęła przy oknie, wyglądając na podjazd posiadłości kobiety w czerwieni, która była jedyną osobą w tym domu, która tak naprawdę martwiła się o jej dobro. Zdaniem Jaye, Alec był zbyt podporządkowany Ericowi, żeby w pełni powiedzieć jej prawdę, ale za bardzo go kochała, żeby być w stanie go opuścić. Nie wyobrażała sobie życia bez jego mocnego uścisku, czułego uśmiechu i oczu, które wyrażały wszystkie emocje, które w sobie chował przez tyle lat. Nie chciała, żeby znowu stał się tym samym bezuczuciowym stworzeniem, którym był zanim ją poznał.
- Kłamiesz, Alec, ale ja naprawdę chcę ci wierzyć.
- Przepraszam. – Szepnął cicho i usiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w plecy Jaye. Stukała w jakiś wymyślony przez nią rytm paznokciami w parapet i wciąż patrzyła się na podjazd, czekając aż zdarzy się coś, co pomoże jej wymyślić, co ma zrobić.

- Gdzie jest Alec i Jaye? – Spytał Paul, rozglądając się uważnie po pokoju. Miał rację – nie było ich tam. Stali razem na tarasie i starali się zrozumieć wszystko, co zdarzyło się przez ostatnie tygodnie.
- Niech ktoś ich zawoła, do cholery. – Syknął i usiadł przy stole wśród wszystkich zebranych. Chciał się dowiedzieć, skąd Alec i Nathalie zdobyli adres jego matki, skąd wiedzieli, że tam będzie i co z nią zrobili.
Zrobi zdecydowanie wszystko, żeby się dowiedzieć. Nawet użyje zakurzonej już sali tortur w piwnicy. Specjalnie dla nich nawet tam posprząta, żeby nie musieli wdychać starego kurzu, który przylepił się do brudnych narzędzi. 
- Witam moją parę zakochanych. Może do cholery usiądziecie? - Kobieta w czerwonym płaszczu odchrząknęła znacząco, co mialo zwrócić uwagę wściekłemu Paulowi, że nieco się zagalopował, ale on jakby nigdy nic się nie zdarzyło wyciągnął broń z kieszeni i wycelowal nią w Aleca. 
- Przypominam ci, że znajdujesz się w jednym pokoju z pierwszą córką Boga Ciemności. Panowałabym nad swoimi emocjami na twoim miejscu. - Paul skierował broń w jej strony, a w międzyczasie Alec nadnaturalnie szubko znalazł się przy chłopaku i go zablokował. Paul na ślepo wystrzelił jeden nabój z broni, który rozbił lustro po drugiej stronie pomieszczenia. 
- Do cholery jasnej! - Kobieta w czerwonym płaszczu wstała szybko od stołu i podeszła do Paula, wyciągając mu broń z ręki. Powiedziała coś pod nosem i broń roztopiła się w jej dłoni. 
Jaye przyglądała się wszystkiemu z bezpiecznej odległości w duszy prosiła o to, żeby wszystko się szybko skończyło. Nagle usłyszała jakby odgłos wybuchającej bomby i poczuła niezwykłe uczucie ciepła w podbrzuszu. Dotknęła ręką miejsce ciepła, a kiedy ją podniosła byla ona cała w czerwonej cieczy. Jaye spojrzała się na przerażone towarzystwo, uśmiechnęła się lekko i upadła na ziemię, widząc tylko czarną plamę. 





poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Dwadzieścia cztery.


 - Nathalie jak się czujesz? – Spytał cicho Alec, pakując walizkę Jaye. Miał z nią porozmawiać, ale ona uznała, że nie ma czasu i że pogadają kiedy indziej. Wiedział, że ma jej nie szukać, ale czy to źle, że pragnął ją zobaczyć? Człowiek nad tym nie panuje, żyje swoim tempem, nie oglądając się na innych. Szuka tej jednej jedynej osoby, z którą może iść przez życie wspólnie i wtedy dowiaduje się, że ta osoba nigdy nie była tym, za kogo się podawała. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś. Ludzie na każdym kroku kłamią. Patrz im się prosto w oczy, a dowiesz się wszystkiego.
- Jak wredna dziwka, to źle? – Syknęła w jego stronę i zapięła swoją torebkę z bronią. Była wściekła, że jej się nie przydała. Była tak cholernie wściekła, że miała ochotę rozkwasić wszystkim twarze. Wiedziała, że to źle, ale nie potrafiła nad tym zapanować. Przez głupią blondyneczką, którą postrzelili musi się nad wszystkim nauczyć panować od nowa. Przez pięć lat trenowała wyłączanie uczuć i samoobronę, a teraz potrafi odepchnąć kogokolwiek tak mocno, że może mu złamać kręgosłup jednym ruchem.
- Chyba tak. Przynajmniej tak mi się wydaje, że to źle. – Nathalie spojrzała się srogo na swojego przyjaciela. Kochała go, ale nie potrafiła z nim teraz żartować. Przyjechała do Cannes, żeby znaleźć syna czarownicy, Alec jednak pragnął zobaczyć tylko i wyłącznie słodką blondyneczkę, która wplątała się w jakąś sektę, która ani trochę nie przypadła do gustu czarnowłosej. Od razu wiedziała, że z Camille będą same problemy, ale nie chciała nic mówić Alekowi, wiedząc jak ból mu sprawi, kiedy będzie chciała go odciągać od jego jednej, jedynej miłości. Kto w ogóle wymyślił taką bzdurę? Według Nathalie miłość to tylko i wyłącznie wymysł słabych ludzi, którzy używają tego jako wytłumaczenia na wszystkie niedoskonałości i źle wykonane rzeczy.
Dziewczyna prychnęła głośno i rzuciła torbę na łóżko. Dźwięk obijanych o siebie noży uspokajał ją. Może i to dziwne, ale dziewczyna uważała to za lepsze niż odgłosy bzykających się delfinów, których słuchał Eric, kiedy był zmęczony i chciał wypocząć.
Nathalie uśmiechnęła się pod nosem i skierowała się w stronę wyjścia z pokoju. Kiedy przekręciła klamkę, spojrzała się za siebie i ujrzała Aleca, który wpatrywał się w widok za oknem. Westchnęła głośno i podeszła do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Co się dzieje? – Spytała i spojrzała w to samo miejsce, gdzie Alec. Dzieci bawiące się na placu zabaw. Mały blondynek i czarnowłosa dziewczynka, którzy bujali się na drewnianych huśtawkach.
-  Przypominają mi nas. – Alec spojrzał się na Nathalie i uśmiechnął się do niej lekko.
- Wypraszam sobie. Ta dziewczynka ma dziwny nos. Jestem od niej ładniejsza. – Alec zaśmiał się cicho i mocno przytulił do siebie Nathalie. Nie chciał jej stracić, a teraz kiedy na nowo odzyskała siły i nie potrafi nad nimi zapanować, boi się tego najbardziej. Nathalie jest osoba, która pomagała mu od zawsze. Co prawda to przez nią zszedł na złą drogę, ale czy to jest ważne, kiedy świat przysłania mu Jaye? Blondynka, która potrafi wybaczyć wszystkim i wszystko. Dzięki niej zrozumiał, że nienawiść do niczego nie prowadzi. Chciał tylko wybaczyć i stać się na powrót zwykłym człowiekiem, żeby móc spędzić swoje życie z Jaye. Fakt, że był nieśmiertelny przeszkadzał mu w tym. Nie mógłby patrzeć na nią z oddali i wpatrywać się w jej zmarnowane ciało, które słabnie z każdym kolejnym dniem. Chciał być z nią kiedy cierpiała, kiedy była szczęśliwa. Chciał być częścią jej życia, ale wiedział, że ja traci. Właśnie przez to, że jest „tym złym”.
- Dobra, Alec. To już jest chore. Idź sobie tak poprzytulaj swoją dziewczynę. – Nathalie zaśmiała się cicho i odsunęła się od chłopaka na szerokość ramiona, mówiąc:
- Ona cię kocha, Alec. Bardzo. – Chłopak uśmiechnął się w jej stronę szeroko i chwycił do ręki bagaż Jaye i Nathalie. Czarnowłosa przytrzymała mu drzwi razem ruszyli w kierunku holu, na którym powinni czekać Jaye, Camille i Paul.
Zeszli na dół i ujrzeli, ze nikogo tam nie ma. Czarnowłosa zwinęła dłonie w pięści i spojrzała na Aleca, który był zbyt skoncentrowany na szukaniu Jaye. Nathalie westchnęła głośno ze złości i wyszła z hotelu, zauważając czerwoną sukienkę Jaye.
- Musicie się ta chować? Miałam ochotę pourywać wam łby. – Syknęła w ich stronę dziewczyna i spojrzała przelotnie na Camille, która dotykała cały czas swojej rany postrzałowej. Nathalie była prawie pewna, że gdyby pociągnęła tak jeszcze z cztery godziny to by przetarła bandaż, który jest tam kompletnie niepotrzebny, bo jej rany goiły się teraz z szybkością światła.
- To chyba norma w twoim wydaniu, prawda? – Syknęła w jej stronę Jaye, która wręcz świdrowała ją wzrokiem. Nathalie prychnęła cicho pod nosem.
- Mamy problem. Mam czteroosobowy wóz, a nas jest pięciu. Ktoś musi jechać na bagażniku.
- Jaye i Alec.- Powiedziała wesoło Nathalie i wpakowała się na tylne siedzenie samochodu.
- Ma tam jechać jedna osoba, matematyczko od siedmiu boleści. – Syknęła Camille i weszła do auta, siadając na przednim fotelu. Nathalie prychnęła głośno i kopnęła siedzenie dziewczyny, przez co ta odbiła się tak mocno, ze uderzyła głową w szybę.
- Ja pojadę z Alekiem na naczepie. – Powiedziała swobodnie Jaye i wskoczyła do tyłu, patrząc na zaciekawionego Aleca.
Chłopak wskoczył za nią i delikatnie się uśmiechnął. Chciał usiąść koło niej, ale kiedy spojrzał w jej wściekłe oczy zrezygnował. Nie wiedział, gdzie się podziać, więc po prostu usiadł na drugim końcu i zamknął oczy, powstrzymują łzy. Po chwili poczuł jak samochód rusza i westchnął głęboko.

Tęskniłem za tym, kiedy uśmiechała się do mnie zza blatu, kiedy robiła nam śniadanie. Tęskniłem za jej porannym uśmiechem.
Pragnąłem patrzeć na jej wściekłe spojrzenie.
Pragnąłem wiedzieć, że nigdy mnie nie zostawi.
Zrobiła to. Bez słowa. Bez pożegnania. Zostawiła po sobie kilka słów, których nigdy nie usłyszałem z jej ust. Kochała mnie, a jednak zostawiła. Wiedziała, że umrę bez jej uśmiechu. Byłem uzależniony.
Od jej oczu.
Od jej uśmiechu.
Od jej dołków w policzkach.
Od jej głosu, który rozbrzmiewał w mojej głowie za każdym razem, gdy się budziłem.
Wiedziałem, że całe zło, które zagościło w jej życiu, było z mojej winy, ale uczucie, które wyżerało mnie od środka było wystarczającą karą. Chciałem zrobić cokolwiek, byleby zdobyć jej miłość z powrotem, ale ona po prostu odeszła. Być może odchodziła już przez dłuższy czas, a tamta noc to był po prostu przełom. Nigdy mi nie powiedziała, że jest nieszczęśliwa, ale mogłem się tego domyślić, prawda? Zaczęła się rzadziej się uśmiechać, nie zależało jej na mojej uwadze już tak bardzo jak kiedyś. Zamykała się w swoim pokoju na krótkie minuty, jak i na długie godziny. Przestała wpuszczać mnie do swojego świata, aż w końcu uciekła od wszystkich. Też tak robiłem, to rozwiązywało wszystkie problemy, począwszy od tych najłagodniejszych.
Uciekałeś i zostawiałeś za sobą całe zło. Jaye myślała, że kiedy ucieknie wszystko zniknie. Chwytała się brzytwy byleby móc wybić się z dna. Wybrała najgorszy środek łagodzący ból. Może po prostu powinienem pozwolić jej odejść bez słowa? Może to byłoby mniej bolesne niż pożegnanie?
Może, ale przestałem wybierać najłatwiejsze drogi odkąd ją poznałem, bo to ona mnie tego nauczyła. Pogodziła się ze stratą najbliższych i czekała. Siedziała w swoim pokoju i czekała aż znowu stanie się coś złego. Jakby całe jej życie składało się z czekania. Była przyzwyczajona i oswojona ze śmiercią, jakby stykała się z nią od urodzenia.

- Co ty robisz? – Spytała Jaye, patrząc w granatowe oczy Aleca. Przez całą drogę spał, nie zwracając uwagi na dziewczynę. Chciała z nim porozmawiać, przeprosić go dopóki byli sami, ale on po prostu odleciał jak gdyby nigdy nic.
- Śpię. – Syknął w jej stronę i rozejrzał się dookoła. Stał na podjeździe przy jakimś olbrzymim budynku.
- No to najwyraźniej czas wstawać. – Odparła sarkastycznie Jaye i wyskoczyła z naczepy, przewracając się na ziemię. Chwyciła się za kostkę i jęknęła z bólu. Alec wyskoczył za nią i podszedł do dziewczyny. Dotknął jej ramienia, próbując ją podnieść, ale dziewczyna zrzuciła jego dłoń ze swojego barku i syknęła:
- Zostaw mnie w spokoju. – Alec podniósł dłonie w geście poddania i podniósł się z ziemi, otrzepując spodnie. Podał jej dłoń, ale kiedy zobaczył, że dziewczyna tylko przelotnie spojrzała na niego i wróciła do masowania swojej kostki, prychnął cicho i schował dłonie do kieszeni, kierując się w stronę budynku.
Jaye cicho załkała i podtrzymując się samochodu wstała z ziemi. Oparła głowę o szybę i głęboko odetchnęłam.
- Nie rozumiem cię. – Usłyszała głoś Nathalie i odwróciła się w jej stronę.
- Nikogo to nie obchodzi. – Syknęła w jej stronę i otarła łzy z policzka brudną od ziemi ręką. Nathalie spojrzała się zaskoczona na dziewczynę i  wzruszyła ramionami, odchodząc od niej na kilka kroków. Odwróciła się do niej napięcie i powiedziała:
- Niezależnie od tego co mu zrobisz i jak bardzo zranisz, on cię kocha. I choć nienawidzę patrzeć jak on cierpi, a robi to właśnie przez ciebie, nie mogę nic zrobić. Masz go w garści, Jaye i doskonale wiesz, że on sobie ciebie nie odpuści. Nigdy. – Jaye odwróciła głowę w przeciwną stronę i głośno odchrząknęła. Nie miała ochoty słuchać tych wszystkich bzdur. Chciała pozbyć się bransoletki w samotności. Chciała żyć bez zła w swoim życiu, ale wychodzi na to, że ono zawsze powróci, niezależnie od tego jak bardzo Jaye będzie się starała.
Otarła łzy z policzków i kulejąc ruszyła w stronę domu. Kiedy otworzyła drzwi ujrzała kobietę w czerwieni, która szeroko się uśmiechając stała przy wejściu do salonu.
- Witaj z powrotem, Jaye. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i z oddali pomachała kobiecie. Nagle, ku jej wybawieniu ujrzała Camille, która machała do niej ze swojej sypialni. Jaye minęła powoli kobietę i poszła w stronę białych drzwi. Uchyliła lekko drzwi i weszła do środka, rozglądając się dookoła.
- Co chciałaś?- Syknęła Jaye w jej stronę i usiadła na niskim krzesełku przy toaletce. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać, a już tym bardziej nie z Camille. Nie zrozumiałaby w jakim stanie znajduje się jej dusza.
- Czego chcesz, Cam? Jestem zmęczona. – Powtórzyła i spojrzała w lusterko toaletki. Już wiedziała na co patrzy się jej przyjaciółka. Jaye wyglądała jakby właśnie wróciła z bitwy na błoto. Całe jej czoło było wręcz czarne, a policzki miała całe w zaschniętym błocie. Wciąż przed oczami miała wściekły wyraz twarzy Camille, kiedy dowiedziała się, że znowu jest Upadłym Aniołem. Jaye dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka wolałaby zginąć, niż stać się maszyną do zabijania, ale nie miała wyjścia, a to wszystko nie tłumaczyło jej ataku na nią.
- Wyjedźmy gdzieś. – Szepnęła lekko przestraszona i spojrzała w lustro.
Wpatrywała się w odbicie Jaye przez dłuższą chwilę, dopóki dziewczyna nie pokiwała głową na znak zgody.
- Kiedy i gdzie? – Spytała i podeszła do drzwi. Chciała stamtąd wyjść. Przemyśleć to, na co właśnie się zgodziła. Być może nie chciała wyjeżdżać, ale chciała uciec. A za każdym razem, kiedy uciekała on ją znajdował, choć była to ostatnia rzecz, której pragnęła. Nie chciała być odnaleziona. Nigdy…
- Portugalia. Jutro? – Spytała niepewnie, na co jej przyjaciółka pokiwała entuzjastycznie głową. Jaye nie spodziewała się tak szybkiego wyjazdy, ale uznała, że im szybciej tym lepiej. Nie mogła na nowo przyzwyczaić się do szczęścia…


- Wiesz o tym, że ona i tak ucieknie, prawda? Prędzej czy później. – Syknęła wściekła Nathalie, zwracając się do swojego przyjaciela. Nie chciała, żeby cierpiał, ale Jaye najwyraźniej to nie przeszkadzało dopóki nic nie działo się jej. Była kompletnie egoistyczna myśląc, że nie rani uczuć Aleca. Chłopak był najbardziej wrażliwą i emocjonalną osobą, jaką kiedykolwiek zdołała poznać Nathalie, a miała na to naprawdę bardzo dużo czasu. Czasami myślała jakby to było gdyby dała mu szansę, a następnej chwili pojawiała się postać Jaye, niszcząc wszystkie jej marzenia.
- Wolę, żeby to zrobiła później. – Szepnął Alec i podrapał się po głowie, rozglądając dookoła. Nie wiedział, gdzie są ani po co tak dokładnie tu przyjechali. Cieszył się jednak, że mają gdzie przenocować. Musieli się czegoś dowiedzieć o tej czarownicy Adele. Jeżeli w ogóle miała tak na imię.
Usłyszał głośne westchnięcie Nathalie, która zalewała wodą kawę w trzech kubkach. Alec spojrzał się na nią pytająco i uniósł jedną brew, kiwając na dodatkowy kubek.
- Musimy znaleźć ten adres. Samuel wrócił do domu, więc został nam ten przychlast od blond, który nas tam zaprowadzi. Poprosiłam go o to. – Alec spojrzał się zszokowany na dziewczynę, ale pokiwał głową na znak zgody. Miała rację, ale on nie chciał jej tego przyznać. Miała rację nie tylko w sprawie Paula. Zgadzał się z nią także w tym, że Jaye ucieknie i czuł, że stanie się to już niedługo. Nie wiedział dokładnie kiedy, może nawet już dzisiaj planuje znowu uciec. Nie miał ochoty dłużej jej gonić. Najwyraźniej myślała, że jeżeli ucieknie od niego, ucieknie od bransoletki. Myliła się. Eric znajdzie ją wszędzie, niezależnie od tego jak daleko ucieknie. On zawsze będzie ją gonił, a wtedy ona będzie go potrzebowała. Wróci. Będzie prosić, a wtedy on odwróci się i zrobi to, co ona. Ucieknie. Oddali się. Bo ona już dłużej nie będzie należała do niego. Prawdopodobnie nawet ją zapomni.
Zapomni jak wygląda jej uśmiech, oświetlany przez księżyc.
Nie będzie pamiętał jej rozbrajającego śmiechu, a dołeczki w policzkach po prostu znikną tak, jakby ich nigdy nie było.
Na zawsze znikną jej piękne blond włosy, a jej zielone oczy staną się rozmazanymi plamami w jego wyobraźni.
Po kilku miesiącach zapomni jej imię i tak po prostu zostanie.
Nie przyczepi sobie jej zdjęcia do ściany w domu. Jeśli ucieknie, nie chce jej pamiętać. Woli umrzeć, niż cierpieć z samotności całe życie.
Zdjęcia wszystkich swoich ofiar przeglądał codziennie po kilka razy, zapamiętywał ich imiona, żeby wzbudzać w sobie poczucie winy, od kiedy przestał to robić, czuł się o wiele lepiej. Nie sięgał pamięcią do tych wszystkich momentów, kiedy jego ofiary cierpiały i miał ochotę żyć. Pierwszy raz od kilku lat, miał ochotę zrobić coś szalonego, ale nie chciał być solo. Chciał grać w duecie. Od zawsze marzył o wielkiej miłości jak z ekranów kinowych. Kiedy spotkał Jaye, na początku chciał po prostu ją wykorzystać, później coraz częściej ją widywał, coraz rzadziej rozmawiał z Nathalie, a częściej z Jaye. Stała się jego obsesją, ale skoro woli uciec. Nie może jej zabronić. Może i by chciał, ale on sam w porównaniu do zła, które przeżywa Jaye jest niczym. Mała odrobinka złości i smutku w jednym ciele w porównaniu do śmierci najbliższych jest niczym. On sam jest NICZYM.
- Co tam? – Usłyszał głęboki głos Paula i odwrócił się w jego stronę. Chłopak stał w przejściu i przyglądał się im. Alec przewrócił teatralnie oczami i spojrzał na Nathalie, która wpatrywała się w Paula. Po chwili jednak otrząsnęła się lekko i uśmiechnęła szeroko, wskazując chłopakowi wolne krzesło przy małym, okrągłym stoliku.
- Mamy do ciebie jedno pytanie. – Powiedziała cicho i wyciągnęła małą karteczkę, którą Alec od razu poznał. To była ta z adresem syna czarownicy. – Gdzie to jest?
Samuel wziął od niej kartkę z adresem i wciągnął głośno powietrze, zaciskając zęby. Odłożył kartkę na stół i schował twarz w dłoniach.
- Skąd to macie? – Spytał, wpatrując się w czarne oczy Alec.
- Powiesz nam, gdzie to jest? – Odparł Alec pytaniem na pytanie. Nienawidził jak ludzie ignorowali jego prośby i omijali tematy.
- Tutaj. – Syknął Paul i odsunął krzesło od stołu, kierując się w stronę wyjścia. – Nikt nie wychodzi ani nie wchodzi, jasne? – Nathalie pokiwała szybko głową i spojrzała się na Aleca, który uważnie przyglądał się oddalającej od nich sylwetce chłopaka. Coś mu w nim nie grało.
- Wiedział skąd mamy adres. – Syknął pod nosem i klepnął się w pierś, sprawdzając, czy nóż nie wypadł mu z kurtki.
- Skąd, Alec? Pomyśl. Nie mógł wiedzieć. – Chłopak spojrzał się na swoją przyjaciółkę i odsunął od siebie kubek z kawą.
-Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? – Syknął i wstał od stołu, kierując się w stronę pokoju, który przygotowała mu kobieta w czerwonej sukni. Usłyszał jeszcze ciche przeklęcie Nathalie i otworzył drzwi do sypialni.
Usiadł na łóżku i otworzył pamiętnik swojej matki. Nosił go zawsze przy sobie od jej śmierci. Nikomu go nie pokazywał. Nigdy nie opowiadał o swojej matce, a na pewno nie swoim bliskim. Nie chciał od nich współczucia. Nie chciał od nich żadnego okazywania uczuć. Potrzebował tylko swobody. Coraz bardziej zamykał się w sobie, nie otwierając się nikomu. Trzymał miejsce dla Jaye, ale ona najwyraźniej nie miała ochoty skorzystać. Przestraszył się tego, że zaczyna przestawać mu zależeć. Podczas podróży złapał się nawet na chęci zabicia jej. Przynajmniej miałby spokój. Nie musiałby się starać, tęsknić, smucić. Byłby sobą… Sobą, którym zawsze chciał być – zabawowym, dumnym, niewrażliwym. Byłby dupkiem z krwi i kości i byłby z tego dumny. Nie miałby się czym przejmować. Mógłby w końcu bez wyrzutów sumienia wyłączyć uczucia i żyć, ale coś mu nie pozwalało. Mówiło mu, że lepiej jest jeszcze udawać tego dobrego, być nim…

- Nathalie? – Syknęła lekko przestraszona Jaye, stojąc w wejściu do kuchni. Blondynka spojrzała na zegarek i skierowała się w stronę lodówki, nie reagując na groźne spojrzenie czarnowłosej. Nie patrzyła jej się w oczy, wiedząc, że dziewczyna jest zdolna wyczytać z nich wszystko. Teraz, gdy zrozumiała, że utrata mocy była tylko tymczasowa stała się groźniejsza, bardziej przerażająca, a ostatnie czego Jaye brakowało to kolejny wróg.
- Nie, Duch Święty, blond. – Syknęła czarnowłosa i spojrzała się na Jaye, która właśnie nalewała sobie soku do szklanki.
- Hej, Jaye, zbieraj … - Nagle w drzwiach pojawiła się Camille z niebieską torbą w ręce. Jaye wpatrywała się ślepo w swoją przyjaciółkę, kiedy Nathalie po prostu zaciskała pięści i stała przy stole. Nie mogła uwierzyć, że już dzisiaj miała zamiar uciec. Spodziewała się tego po niej, fakt, ale nie sądziła, że tak od razu spróbuje znowu. Ledwo co, Alec zdołał ją odnaleźć.
Nathalie zaśmiała się pod nosem i skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się wrogo w oczy Jaye, która wędrowała wzrokiem po całej kuchni.
- Całkiem szybko się zdecydowałaś. -  Jaye spojrzała na czarnowłosą, a później wróciła wzrokiem na swoją przyjaciółkę i wzruszyła ramionami. Camille jednak nie miała w zamiarze tak łatwo rezygnować z ucieczki. Chciała zacząć wszystko od początku, zdała od ludzi, którzy się przejmowali.
- To była łatwa decyzja. – Syknęła Camille i sięgnęła po szklankę z wodą, stojącą na drewnianym stole w kuchni. Nie miała ochoty kłócić się z nią właśnie w takim kulminacyjnym punkcie, kiedy wszystko co złe miało się skończyć, ale czarnowłosa po prostu nie dawała jej wyboru. Sama ją prowokowała.
Jaye stanęła przy lodówce i przyglądała się uważnie ruchom Nathalie. Coś w jej zachowaniu nie podpasywało dziewczynie,  nie wiedziała tylko jeszcze, dokładnie co.  Spojrzała za okno i ujrzała czerwonego pickupa. Wysiadła z niego jej babcia i Eric, kierując się w stronę wejścia. Kiedy dziewczyna zobaczyła, że jej babcia spogląda w stronę okna, w którym stała, schyliła się tak, żeby nie było jej widać.  Kiedy usłyszała dzwonek, biegiem ruszyła w stronę swojego pokoju, taranując przy tym wszystkich napotkanych na schodach ludzi. Kiedy Alec wpadł na barierkę po tym, jak został odepchnięty przez zestresowaną blondynkę, zaśmiał się cicho pod nosem i pokiwał głową na znak dezaprobaty.
- Eric? Cassandra? – Syknęła kobieta w czerwonym płaszczu. Aleca dziwiło to, ze nawet na noc go nie ściągała.
- We własnej osobie. – Odparła lekko Cassandra i wyminęła kobietę w przejściu, stając twarzą w twarz z Alekiem, który przyglądał się Erikowi. Starsza kobieta odchrząknęła cicho, zwracając tym samym na siebie uwagę wysokiego blondyna.
- Gdzie jest Jaye? – Chłopak wzruszył ramionami i podszedł do Erica, który pokiwał lekko, przecząco głową, w momencie, kiedy Cassandra ruszyła po schodach do góry. Przechodząc koło zdjęć rodzin ludzi, mieszkających w tamtym domu, zatrzymała się przy jednym zdjęciu. Młoda kobieta o bladej cerze, ciemnych oczach i włosach, patrzyła prosto na Cassandrę z widocznym z wyrzutem.
- Tamara. – Szepnęła kobieta i przejechała palcem po ramce zdjęcia, zrzucając je z haczyka. Paul wzdrygnął się, kiedy usłyszał odgłos tłukącego się szkła i w momencie, gdy Cassandra znalazła się na tyle wysoko, ze nie było jej widać rzucił się w stronę zdjęcia.  Kobieta na fotografii miała wypalone oczy, a jej usta już nie były ułożone w szerokim uśmiechu. Były ściśnięte w cienką kreskę i nie wyrażały żadnych uczuć. Po policzkach Paula popłynęło kilka pojedynczych łez i w momencie, kiedy usłyszeli trzask drzwi wstał z podłogi i ruszył w stronę pokoju Jaye. Nie liczył się z niczym, chciał po prostu zemścić się na kobiecie, która zamordowała jego matkę.
Wbiegł po schodach prosto do pokoju Jaye i zamarł w przerażeniu. Starsza kobieta stała nad ciałem niskiej blondynki i przejeżdżała ostrzem noża po jej nagim brzuchu.
- Co ty robisz? – Spytał cicho, niepewny tego, czy chce uzyskać odpowiedź i podszedł do starszej kobiety.
- Potrzebuję jej pomocy, a skoro nie chce tego zrobić dobrowolnie zrobi to po mojemu.
Paul spojrzał się uważniej ciału Jaye i wzdrygnął się lekko, kiedy strużka krwi spłynęła po jej bladym brzuchu. Nagle do pokoju wparował Alec, który krzyknął głośno, kiedy zobaczył, że Paul nie interweniuje z sprawie jego dziewczyny. Blondyn rzucił się na chłopaka i przycisnął go do ściany, trzymając za gardło. Paul zaczął się dusić, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po prostu jak zahipnotyzowany wpatrywał się w okaleczane ciało przyjaciółki Camille. Alec ze łzami w oczach puścił chłopaka i rzucił się do ciała swojej ukochanej, klękając przy niej i kładąc jej głowę na swoich kolanach. Nie spodziewał się, że tak szybko ją straci. Był przekonany, że zanim to wszystko się stanie spędzi z nią jeszcze kilka miesięcy, będzie mógł…


- Ja swoje skończyłam. – Powiedziała lekko kobieta i wyszła z domu, zostawiając wszystkich wokół zdumionych i zdezorientowanych. Nikt oprócz kobiety w płaszczu, Erica i grupki przyjaciół nie wiedział kim była kobieta, która właśnie zniszczyła od tak jedno istnienie. Eric rozejrzał się po wszystkich zebranych i nagle klasnął w dłonie, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- Potrzebuję trzech ochotników. – Spojrzał na przestraszone towarzystwo i był zdziwiony, kiedy z szeregu wyszła czarnoskóra kobieta, Azjata i jakiś blady chłopak. Pokiwał głową na znak aprobaty i szacunku, i kiwnął na nich ręką, żeby szli za nim. skierował się w stronę pokoju, w którym Cassandra przed momentem zamordowała Jaye i ujrzał zapłakanego Aleca, który klęczał przy ciele i głaskał dziewczynę po policzku.
- Piękny dzień, żeby kogoś wskrzesić, prawda? – Alec spojrzał się na Erica zdziwiony i lekko się do niego uśmiechnął, mówiąc:
- Dziękuję, ojcze. 

___________________
Wielki powrót, nie mam pojęcia kiedy kolejny, pozdrawiam xx 
liv xoxo


niedziela, 24 lutego 2013

Dwadzieścia trzy.


- Jakim cudem?! – Krzyknęła Camille i rzuciła się w stronę lustra. Naciągała twarz na wszystkie strony, próbując przekonać się, że naprawdę żyje. Wciąż znajduje się wśród normalnie oddychających ludzi.
Kiedy zamknęła oczy czuła jakby znalazła się w innym świecie. Podobało jej się tam i gdyby nie fakt, że nie zdążyła się dokładnie przyjrzeć, mogła powiedzieć, że przez chwilę znajdowała się w raju. Miejscu, gdzie każdy chciał trafić po śmierci. Wszędzie widziała przyjazne twarze, a kiedy schyliła się, żeby przyjrzeć się dokładnie fioletowemu nasionku, ono nagle rozkwitło przed jej twarzą. Niebo było błękitne, bez skazy, a Słońce przyjemnie przygrzewało jej twarz. Chciała tam zostać, ale nagle zjawiła się Nathalie i za rękę przeprowadziła ją przez ciemną bramę. Widziała ból w jej oczach i w chwili, gdy przeszła przez ciemną dziurę, dziewczyna rzuciła się na ziemię i krzyczała z bólu. Pierwszy raz widziała kogokolwiek w takiej sytuacji. Czuła się dziwnie, wiedząc, że nie może nic poradzić na uczucia, które czuła Nathalie w tamtej chwili. Wpatrywała się tylko w czarnowłosą, która rzucała się po podłodze i próbowała pohamować krzyk, który próbował przedrzeć jej się przez gardło. Miała ochotę rzucić się dziewczynie w ramiona i mocno ją do siebie przytulić, ale fakt, że to ona teoretycznie ją zabiła i pobiła w holu, niezbyt zachęcał ją do tego.
     Otworzyła oczy i spojrzała za siebie. Paul opierał się o ścianę z dłońmi w kieszeniach– nie wiedział, czy może już do niej podejść. Jaye przytulała się do Samuela, który delikatnie głaskał ją po plecach, próbując powstrzymać łzy. Alec mocno przytulał do siebie płaczącą Nathalie, która zanosiła się łzami. Camille spojrzała w oczy blondyna, który patrzył na nią z nieukrywaną nienawiścią. Wtulił się w włosy dziewczyny i pocałował ją w czubek głowy. Dokładnie pamiętała ten moment, kiedy stała przy ścianie, a Paul pewny, że blondyn nie wystrzeli podszedł do niego. W kolejnej chwili czuła tylko urywający ból, który rozdzierał jej całe ciało. Czuła krew, która powoli toczyła się do rany, czuła dłoń Nathalie i słyszała jej głośny śmiech. Miała ochotę ją zamordować, ale nie mogła się ruszyć. Była przygwożdżona do ziemi i nie bardzo jej to pasowało. Pamiętała, kiedy była Upadłym Aniołem – nie czuła bólu, ani nie ruszał jej śmiech innych. Była obojętna na wszystko, nawet na ludzi, których kochała. Mogła robić co chce i nikt nie mógł jej zwrócić uwagi, nikt nie chciał tego robić. Bali się jej, a Camille się to podobało.
- Co się stało? – Nathalie spojrzała się na nią wzrokiem pełnym nienawiści i podeszła do niej z zaciśniętymi dłońmi. Twarz Nathalie znajdowała się kilka centymetrów od twarzy Camille, kiedy syknęła:
-  Masz moją cholerną nieśmiertelność, powiesz mi może, co sknociłaś?! – Camille spojrzała się zdziwiona na całe towarzystwo, szukając pomocy lub oparcia, ale najwyraźniej wszyscy pragnęli odpowiedzi. Cam spojrzała w oczy czarnowłosej i syknęła:
- Nikt ci nie kazał do mnie strzelać. Nikt ci do cholery nie kazał nawet mnie ratować! – Nathalie uderzyła ją z otwartej dłoni w twarz , na co Camille zacharczała cicho i rzuciła się w stronę dziewczyny, łapiąc ją za długie, czarne włosy. Ściągnęła ją do parteru i kopnęła w brzuch. Nathalie zapomniała, że straciła swoją siłę wraz z nieśmiertelnością. Nie miała szans w starciu z Camille, która zdobyła jej życie i trochę siły.
- Dajcie spokój! – Krzyknął Alec i odepchnął Camille od swojej przyjaciółki. Jednak blondynka nie postanowiła tego zakończyć na takim etapie. Rzuciła się w stronę czarnowłosej i uderzyła ją w twarz. Alec spojrzał zszokowany na blondynkę i położył Nathalie na sofie, podchodząc do Camille. Chwycił ją za szyję i podniósł praktycznie pod sam sufit.
- Daj. Spokój. – Syknął w jej stronę i puścił ją na ziemię. Dziewczyna zgrabnie wylądowała na ziemi i ułożyła się w pozycji bojowej. Paul podszedł do niej powoli i szepnął cicho:
- Znowu to samo. Cholera jasna, Cam. – Blondynka spojrzała mu się w oczy i wyprostowała powoli. Przytuliła się do chłopaka i cicho załkała. Jaye siedziała na kanapie z Samuelem i w ciszy przyglądała się całej sytuacji, która zdecydowanie ją przerastała. Nie potrafiła, choć może bardziej nie chciała żyć z świadomością, że wszystko co kocha i jest dla niej ważne powoli odchodzi. Bała się, że teraz, kiedy Nathalie rzekomo straciła swoją nieśmiertelność będzie chciała odejść, a razem z nią ruszy cała sfora Upadłych, bo oni nie mogą poruszać się w pojedynkę.
- Myślisz, że twoja babcia potrafi coś z tym zrobić? – Szepnęła Nathalie, wpatrując się w zapłakane oczy Jaye, która ślepo wpatrywała się w podłogę. Nie chciała wiedzieć, czy jej babcia mogła coś z tym zrobić po dzisiejszej rozmowie. Nie była nawet pewna, czy jej babcia zrobiłaby to dla niej. Przecież była tylko zwykłą kłodą rzucaną jej pod nogi, za każdym razem, gdy chce coś zrobić.
- Nie chcę wiedzieć. – Nathalie spojrzała się zszokowana na blondynkę, siedzącą wtuloną w ramię Samuela, który jakby zamknął się w swoim świecie i na nic nie zwracał uwagi. Nathalie podeszła do drobnej blondynki i chwyciła ją za bluzkę, podnosząc z kanapy. Przybliżyła się do niej i syknęła:
- Dowiesz się, bo w innym razie porozmawiamy inaczej.
- Przykro mi, Nathalie, ale możesz mi naskoczyć. Teraz jestem tak samo silna jak ty.
Nathalie prychnęła cicho i rzuciła Jaye na kanapę, wychodząc z pokoju. Głośno trzasnęła drzwiami i tyle ją wszyscy widzieli. Nikt nie zwrócił nawet na to uwagi. Wiedzieli zapewne, że ona i tak nie będzie chciała z nimi rozmawiać. Nathalie już taka była. Kiedy coś nie szło po jej myśli, po prostu odchodziła i zaszywała się samotnie w jakimś ustronnym miejscu, gdzie nikt nie potrafił jej znaleźć. Tak pewnie było i tym razem.
       Jaye spojrzała się na wszystkich w pokoju – Samuel wpatrywał się w okno, Camille stała przytulona do Paula, który mierzył wzrokiem Aleca, który stał przy ścianie z rękoma w kieszeniach. Miał niepokojąco niebezpieczny wzrok, którym wpatrywał się w Jaye. Pewnie nie spodziewał się po niej, że potrafi zawalczyć o swoje i wyrazić zdanie odmienne niż Nathalie. Pamiętał, kiedy czarnowłosa miała kompletną władzę nad wszystkimi. Potrafiła wypalić ci wnętrzności jednym ruchem, a teraz? Teraz uciekła przed problemami. Nigdy się tak nie zachowywała, przynajmniej nie okazywała swoich uczuć publicznie. Co prawda, często jej się coś nie podobało i mówiła o tym głośno, bardzo głośno, ale nigdy nie wychodziła z pokoju, trzaskając drzwiami. Najpierw wszystkich naokoło wyzywała od bandy idiotów, którymi zazwyczaj byli. Nie warto sprzeciwiać się Nathalie. Nawet jako zwykła śmiertelniczka miała rozleglejszą wiedzę na temat magii i bitew. To ona zawsze dowodziła i wcale się nie zdziwił, kiedy została głównym obiektem westchnień Erica. W końcu on pragnął kogoś, kto będzie taki sam jak on. Co prawda, Nathalie nie dosięgała do pięt Juliette, ale mogła zostać drugą ścieżką. Wyjściem awaryjnym, kiedy ludzie potrzebowali pomocy. Zgadzała się na to, ale do czasu…

- Co robisz? – Spytał blondyn i trzasnął szufladą. Nie spodziewał się jej w pokoju, nie spodziewał się nikogo, a co dopiero JEJ. Założył biały podkoszulek na siebie i spojrzał na łóżku, na którym wygodnie leżała sobie ONA. Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco i założyła dłonie za głowę.
- Jak widzisz, leżę. – Powiedziała czarnowłosa i rozejrzała się po pokoju, w którym panował sterylny porządek. Alec taki był w jej oczach – czysty, nienaruszony.
       Blondyn spojrzał się na dziewczynę i usiadł obok niej na złotej pościeli.
- Odeszłaś od niego? – Spytał cicho i spojrzał za okno. Słońce zachodziło za horyzontem i widać już było tylko pomarańczowe półkole. Mieszkali w Cannes niecały dwa tygodnie, a chłopak już zdążył się zakochać w tutejszym zachodzie Słońca.
- Kazał mi cię zabić. Zrobiłam to, a teraz oczekuje, że będę to robiła za każdym razem. Nie mogę tak dłużej, rozumiesz o co chodzi, prawda?- Alec spojrzał się na dziewczynę zszokowany i wstał z łóżka.
- Jak to: „zabiłaś mnie”?- Syknął w jej stronę i podszedł do drzwi, szeroko je otwierając. Nathalie zaśmiała się kpiąco i podeszła do niego, stając z nim twarzą w twarz.
- Prawda jest taka, że teraz chciałbyś mnie pocałować, jeżeli  tylko byś mógł. – Alec prychnął i wypchał dziewczynę za drzwi. Przez kilka miesięcy był oszukiwany, zakochał się w dziewczynie, która go z zimną krwią zabiła i na dodatek musi z nią mieszkać pod jednym dachem przez najbliższą wieczność.

- Camille? Jak się czujesz? – Szepnęła Jaye w stronę drobnej postury blondynki, która stała do niej tyłem. Wpatrywała się w zachodzące już Słońce i nawet nie wzdrygnęła się, kiedy usłyszała zmieszany głos swojej przyjaciółki. Zachowywała się jak robot, którego wyłączono, bo zwariował. Nie odzywała się do nikogo przez resztę dnia i za każdym razem, gdy ktoś próbował jej pomóc, zbywała go wzrokiem albo po prostu nie współpracowała. Alec jako z najmłodszych Upadłych w ich towarzystwie chciał jej pomóc, ale ona nie uważała się za jednego z nich, więc po prostu na niego nakrzyczała i wywaliła za drzwi.
      Odwróciła się szybko w stronę dziewczyny i przygwoździła ją do ściany, sycząc w jej stronę:
- Twój chłopaczek mnie zamordował, ale wiesz co? Nie mogę iść na policję, wiesz dlaczego? – Jaye przełknęła głośno ślinę i pokiwała twierdząco głową. – Nikt nie może iść na policję, bo ja do cholery, żyję!! – Jaye upadła na ziemię, gdy dziewczyna ściągnęła rękę z jej szyi. Pomasowała się delikatnie, czując jak tętno jej przyspiesza i zaczyna się lekko dusić. Odkaszlnęła głośno, a co Camille odwróciła się i spojrzała w jej zielone oczy.
- Przepraszam, Jaye. Nie chciałam. – Przytuliła się do niej, ale blondynka odskoczyła od dziewczyny i stanęła przy drzwiach.
- Nie masz prawa mnie o to obwiniać. – Camille odwróciła się do niej plecami i po chwili usłyszała głośny trzask. Zachłysnęła się łzami i usiadła  na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Nigdy nie czuła się tak podle, oprócz dnia, w którym wrzucono ją pod autobus. Pamiętała ten dzień, jakby to stało się wczoraj. Widziała przystojnego chłopaka i delikatnie się do niego uśmiechnęła, w kolejnej minucie leżała pod autobusem. Co prawda od razu zauważyła czarnowłosą z pokoju, która przywróciła ją do świata żywych… Wolała umrzeć niż żyć jak Upadły Anioł, ale nie miała wyboru. Dopiero Paul, kiedy wstąpił w progi Łowców zdobył informację potrzebne do odwołania czaru. Musiała polać się krew. Camille nie mogła wytrzymać presji, którą na nią naciskali, więc gdy tylko Paul zamordował swoją matkę, uciekła. Wyprowadziła się od najbliższych, nie pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła zwiedzać świat. W Hiszpanii obiło jej się coś o uszy, że znaleźli dziewczynę z darem przewidywania przyszłości w Francji. Wiedziała, że babcia Jaye jest najwyższym magiem, więc podejrzewała, że dar posiada albo matka Jaye albo ona sama. Kiedy usłyszała opis dobrze wiedziała, że chodzi o jej przyjaciółkę. Spakowała się i ruszyła w małe odwiedziny. Zatrzymała się u Paula, ale tym razem napotkała także inne towarzystwo. Okazało się, że od jej ucieczki Nathalie wpadła w wir i zabijała wszystkich, którzy natknęli jej się na drogę. Poznała Emily – kobietę w czerwieni, która pomogła jej wyzbyć się negatywnych emocji.
      Kazali jej przypadkiem natknąć się na Jaye i rozpocząć rozmowę, zdobyć jej zaufanie..


- Co z nią? – Spytał Alec i upił łyk herbaty z filiżanki. Jaye zmroziła go wzrokiem i spojrzała na Nathalie, która nie odzywała się ani słowem odkąd wyszli z sypialni.
- Jesteś z siebie zadowolona? – Syknęła w stronę czarnowłosej. Dziewczyna spojrzała się na nią ślepo i po chwili odwróciła wzrok. Jej oczy były bladoniebieskie i opuchnięte, ale Jaye widziała w nich tyle bólu, że przez chwilę zrobiło jej się szkoda dziewczyny. Otrząsnęła się po chwili i podeszła do niej. Podniosła jej głowę do góry, tak, żeby móc jej spojrzeć prosto w oczy i syknęła:
- Pytam się, czy jesteś do cholery, zadowolona?! – Nathalie wstała z krzesła i popchnęła dziewczynę, tak mocno, że ta upadła na stolik obok. Czarnowłosa spojrzała się na swoje dłonie i zaśmiała się cicho. Wyciągnęła telefon z kieszeni i przyjrzała się swojej twarzy. Wory pod oczami zaczęły znikać, a jej oczy stały się ciemnoniebieskie. Jaye rzuciła się na dziewczynę, w momencie, gdy ta przeglądała się w lusterku i krzyknęła:
- Jesteś najpodlejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam!
- Miło mi to słyszeć.  – Syknęła Nathalie i jednym ruchem zrzuciła ją z siebie. Zaśmiała się głośno i szepnęła:
- Nathalie Wredna Suka Level Up. Co wy na to? – Alec spojrzał się dziwnie w czarne oczy dziewczyny i przewrócił oczami. Nie wiedział co się dzieje i nie był do końca pewny, czy chce wiedzieć.

- Zgodziła się? – Spytał blondyn i usiadł obok staruszki na kanapie.
- A jak myślisz?
- Nie.
- Jaki z ciebie inteligentny człowiek, Nicholasie. Byłoby szkoda, gdybyś zmarnował swój dar tutaj. – Syknęła i wstała z kanapy, stając z nim twarzą w twarz. Położyła mu dłonie na skroniach i mocno pociągnęła  w lewo, skręcając mu kark. 







Tumblr_m682c0acho1rvf139o1_500_large

środa, 13 lutego 2013

Dwadzieścia dwa.

Przewróciła się na drugą stronę łóżka, kiedy zabrzęczał jej telefon. Rozejrzała się po pokoju – na sofie leżała Camille, której najwyraźniej całkiem dobrze się spało na kolanach Paula, który był ułożony w całkiem niewygodnej pozycji siedzącej. Trzymał dłoń Camille w swojej i głęboko oddychał. Kiedy Jaye pierwszy raz go zobaczyła pomyślała, że jest piękny. Nie przystojny, to za małe określenie. Jego zielone oczy hipnotyzowały, a umięśnione ciało pobudzało zmysły. Otrząsnęła się z tych myśli i spojrzała na ekran swojego telefonu.
- Co ta kobieta znowu chce. – Westchnęła Jaye i otworzyła wiadomość, w której znajdował się adres i godzina. Blondynka spojrzała na zegarek, godzina spotkania wybije za dwie i pół godziny. Jaye miała zamiar się tam zjawić, ale na pewno nie sama. Pójdzie z Camille i Paulem, o ile oni się zgodzą.  Zablokowała telefon i wyciągając z torby niebieską marynarkę, pomarańczową bluzkę na ramiączkach i dżinsowe spodnie ruszyła w stronę łazienki, żeby wziąć orzeźwiający prysznic.
      Ściągnęła z siebie ubranie i weszła pod prysznic, trzepiąc się z zimna. Jak na lato wszędzie było strasznie zimno, co dziwiło po części blondynkę, która była przyzwyczajona do ciepłych lat i morza. Tęskniła za czasami, kiedy mogła sobie spokojnie wyjść na plażę i posiedzieć na molu, wpatrując się w zachód lub wschód słońca, które w Cannes były wyjątkowo piękne. Pragnęła znowu choć na jeden dzień poczuć się wolna, bez żadnych ograniczeń i bez strachu w oczach, że znajdzie kolejną zawieszkę. Zawieszkę, która zrujnuje życie komuś jeszcze. Według jej obliczeń zawieszkę znajdowała co miesiąc, piętnaście dni po przypięciu breloczka ginął ktoś z jej rodziny. Jaye wykonała kilka rachunków na zaparowanej kafelce w łazience i westchnęła głośno, kiedy ujrzała cyfrę sześć. Czyli wychodziło na to, ze kolejną zawieszkę znajdzie za niecały tydzień. Westchnęła głośno i zmazała jednym ruchem cyfrę z granatowej kafelki. Obmyła ciało różanym płynem do ciała i wyszła spod prysznica. Przejechała dłonią po zaparowanym lustrze i przyjrzała się uważnie swojej twarzy. Ciemne wory pod oczami zniknęły, a spierzchnięte usta to nie był jej już największym problem. Po jej czole spływały małe kropelki potu, połączone z wodą, spływające z jej włosów. Przejechała dłonią po krótkich, poszarpanych blond pasmach i westchnęła głośno. Faktycznie wyglądała tragicznie w tej fryzurze, ale już nic z tym nie zrobi. Zastanawiało ją tylko to, dlaczego Paul nie chciał powiedzieć, że wie o co chodzi z jej bransoletką. Widziała wyraz jego twarzy, kiedy pokazała mu łańcuszek. Ukrywał coś, ale Jaye nie chciała zagłębiać się w jego prywatne sprawy. Sama nie lubiła, kiedy ktoś pytał się o jej prywatne sprawy, więc nie chciała robić tego samego innym. Jeśli chciałby powiedzieć coś na ten temat to by to zrobił.
- Utopiłaś się w sedesie, czy co? – Spytała Camille za drzwi, szarpiąc za klamkę. Jaye zaśmiała się cicho i przekręciła zamek. Drzwi się uchyliły, a Jaye ujrzała Camille siedzącą na ziemi pocierającą swoją kość ogonową.
- Mogłaś chociaż uprzedzić, że otworzysz te cholerne drzwi. – Jaye wybuchła śmiechem i założyła na siebie przygotowane wcześniej ciuchy.
- Myślisz, że moja babcia coś kombinuje? – Spytała Jaye i zapięła zamek w spodniach, podskakując lekko. Podeszła do lustra i przejechała dłonią po zaparowanym miejscu i uśmiechnęła się lekko. Przejechała jeszcze raz dłonią po swoich włosach i skierowała się w stronę wyjścia.
- Tęskniłam za tobą. – Szepnęła Camille w stronę swojej przyjaciółki, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Po wyjeździe Cam Jaye próbowała zapomnieć, pragnęła jedynie pogodzić się z tym, że strąciła swoje jedyne oparcie. Kogoś na kogo zawsze mogła liczyć. Mogła zadzwonić do niej w środku nocy, a Camille w samej pidżamie zjawiłaby się w jej mieszkaniu. Na tym polegała ich przyjaźń. Kochały się wzajemnie mimo, że znały wszystkie swoje sekrety i wady. Tolerowały je, bo właśnie na tym według niech polega przyjaźń. Na tolerancji tego, co nam się nie podoba.
- Ja za tobą też. – Jaye przytuliła się do Camille i uśmiechnęła się. Nareszcie wszystko zaczęło się poprawiać.

~*~
      Alec wpatrywał się w okno i myślał o tym, co powie Jaye kiedy zjawi się w jej domu, zupełnie niespodziewanie. Czuł, że w głębi duszy Jaye pragnie być odnaleziona. Ona nie lubi przebywać sama – potrzebuje towarzystwa. A jej towarzystwem miał na wieczność zostać blondyn.
- Serio, Alec? – Syknęła Nathalie w jego stronę i głośno ziewnęła. – Jest ósma rano. – Alec wzruszył lekko ramionami i obejrzał się za siebie. Nathalie stała w przejściu w samej koszulce i bokserkach. Za nią stanął Samuel, który prawdopodobnie był na nogach już o świcie.
- Przyniosłem wam kawę. – Powiedział miło chłopak i położył dwa kubki na szklanym stoliku. Nathalie spojrzała się na niego krzywo, a następnie wzrokiem wróciła do mierzenia zwartości torby Aleca, który była praktycznie pusta. – Czemu nie pijecie? – Spytał cicho i usiadł na skórzanym fotelu w rogu pokoju, wpatrując się ślepo w parę przyjaciół.
- Oczekujesz od nas, że rzucimy się na stolik jak nastolatki na Biebera? Nie, nie zrobimy tego. – Zanim dziewczyna skończyła mówić, Alec stał przy stoliku i powoli sączył kawę z zielonego kubka. Samuel cicho się zaśmiał i wskazał głową na blondyna, który opierał się o ścianę i pił mocną kawę. Nathalie prychnęła i powiedziała:
- No, przynajmniej ja tego nie zrobię. – Samuel uśmiechnął się szeroko i spojrzał za okno. Wpatrywał się dłuższą chwilę w jeziorko i ponownie spojrzał na Nathalie. Gdy tylko jej wzrok złączył się z jego, odwróciła się i wyszła z pokoju Aleca, kierując się w stronę swojej sypialni. Alec nie zwrócił nawet uwagi, gdy Samuel przeszedł obok niego, ruszając za Nathalie. Przekręcił lekko klamkę i spojrzał na czarnowłosą, która siedziała na łóżku z twarzą w dłoniach. Samuel podszedł do niej powoli i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. Nathalie lekko podskoczyła na łóżku i spojrzała na chłopaka, który subtelnie się do niej uśmiechał. Dziewczyna nie potrzebowała jego współczucia. Tęskniła tylko za dawną sobą. Wolała siebie w wrednej wersji, kiedy nie przejmowała się niczyimi uczuciami oprócz swoich. Była egoistką, ale dumną z siebie. Potrafiła  przepraszać, wybaczać, choć nie robiła tego często, nie robiła tego praktycznie nigdy. Nie lubiła tego robić, a okazywanie uczuć było dla niej oznaką słabości.
Teraz… teraz często płakała, użalała się nad losem innych i najchętniej uratowałaby jakiegoś małego człowieczka z pożaru. Miała potrzebę pomagania i właśnie to ją przerażało. Kiedy Samuel przyniósł im kawę, coś jakby w niej pękło. Obudziła się dawna Nathalie, którą tak bardzo kochała. Tęskniła za nią, ale czuła, ze wszyscy inni woleli ją w milszej wersji. Nawet ona sama zaczynała siebie taka lubić, chociaż nadal uważała, że łzy to oznaka słabości. Niby wszyscy choć raz w życiu płakali, ale nie ona. Była twarda, dopóki w jej życiu nie pojawił się Alec i Jaye. Potrafiła ranić wszystkich dookoła i nie miała wyrzutów sumienia, kiedy ściągała kolejną osobę na złą drogę, a teraz?  Teraz bała się otworzyć drzwi… Bała się śmierci, która mogłaby czekać na nią za każdym rogiem. Tyle lat udało jej się przeżyć bez spotkania ani jednego Łowcy. Dopóki nie robiła nic złego albo robiła to w ukryciu, nie mieli prawa jej nic zrobić, ale teraz, kiedy mają dowody na to, że podróżowała z nimi zwykła śmiertelniczka, a jeden z Upadłych Aniołów został zmuszony do śmierci… Mają pełne prawo zrobić jej krzywdę. Zadać ból, jakiego nigdy sobie nie potrafiła wyobrazić. Co prawda w jej głowie wiele razy pojawiał się obraz jej samej na wielkim kole do tortur. Słyszała od Erica, że to straszny ból. On sam znalazł się tam raz, ale udało mu się uciec, jako jedynemu Upadłemu w ciągu całego życia Nadludzi. Reszta ginęła podczas tortur albo popełniali samobójstwo w celach. Wampiry wychodziły na promienie słoneczne, wilkołaki wbijały sobie srebrne sztylety w pierś, które jakimś cudem ktoś im przemycił, a elfy podcinały sobie żyły swoimi długimi paznokciami. Każdy miał swój sposób na przerwanie cierpienia… Nathalie nie miała zamiaru go nawet przeżywać, jednak, żeby to zrobić musiała wybić Cassandrę, co zdoła odwrócić uwagę reszty Łowców od walki, w tym czasie ona będzie mogła powoli każdego wykończyć, aż w końcu będzie wolna.

~*~
Camille siedziała w restauracji i powoli popijała zieloną herbatę. Jaye nie pozwoliła jej ze sobą iść, co uniemożliwiało jej dokładnie poznanie planów Łowców. Miała tylko nadzieję, że Jaye będzie na tyle ufna, po sytuacji w łazience, gdy musiała jej skrupulatnie wyznawać tęsknotę, że powie jej wszystko, o czym rozmawiała ze swoją babcią. Z drugiej strony ta, mogła wymagać od niej reguły tajemnicy, która nie pozwalała wynieść tajemnicy poza obręb pomieszczenia, w którym została przekazana tajemnica. Gdy ktoś łamał tę regułę, czekała go śmierć w męczarniach lub lochy Łowców, które nie były zbyt przyjemnym miejscem. Całymi dniami siedziałeś bez jedzenia na zimnej podłodze, a wieczorem dostawałeś tylko jakąś mętną zupę z marchewkami i kawałek chleba. Spałeś na podłodze, chyba, że udało ci się wybłagać cienki kocyk. W zimie wręcz przymarzałeś do ziemi, gdy Łowca „zapomniał” zamknąć ci okno. Camille nigdy nie chciała tam trafić i nawet teraz, gdy tylko o tym myśli przechodzą ją ciarki. Dlatego musiała właśnie poznać plan działania. Bez niego na pewno umrze.
     Chciała zniszczyć wszystkich Łowców, lecz najbardziej chciała się pozbyć ich przywódczyni – Cassandry. To ona była najgorsza i najpotężniejsza, dlatego właśnie Camille chce mieć po swojej stronie Jaye. Paul stwierdził, że dziewczyna ma dar przewidywania przyszłości albo potrafi poznać twoją przeszłość przez dotyk. Dla Camille byłoby dobrze, gdyby dziewczyna posiadała oba dary. Nie była jednak pewna nawet jednego.
Wzdrygnęła się lekko, gdy Paul dotknął jej ramienia, spojrzała na zegarek – nie spodziewała się go tak wcześnie na dole.
- I jak poszło? – Spytał i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Myślę, że wszystko mi powie, ale to zależy od jej babci. – Samuel pokiwał głową na znak zrozumienia i złożył ręce na stole. Rozglądał się chwilę po restauracji, w której siedziała jeszcze tylko para młodych ludzi, którzy im się przyglądali. Wysoki blondyn i niska czarnowłosa dziewczyna, która coś mówiła do swojego przyjaciela.
- Nie odwracaj się szybko, ale przyjrzyj się tamtej dwójce, która siedzi cztery stoliki od nas. – Szepnął do Camille Paul i dziewczyna subtelnie rozejrzała się po pomieszczeniu, udając, że szuka kelnera.
- Kto to jest? – Spytała w międzyczasie. Paul wzruszył ramionami i wskazał głową na wyjście. Camille pokiwała głową i upiła ostatni łyk z filiżanki. Wyszli z pomieszczenia i stanęli przy wyjściu, czekając aż pozostała dwójka wyjdzie. Byli pewni, że zostali śledzeni, nie wiedzieli tylko dlaczego.
      Camille stanęła po jednej stronie wyjścia, a Paul po drugiej. Nagle usłyszeli szuranie krzeseł i kroki, kierujące się w ich stronę. Para była przygotowana do ataku, ale nie zdążyli nic zrobić, gdyż zostali nagle przygwożdżeni do ściany. Czarnowłosa trzymała za szyję dziewczynę i podniosła ją do góry, tak samo jak blondyn Paula.
- Kim jesteście? – Wycharczała blondynka w stronę dziewczyny i zakrztusiła się śliną.
- Miło, że pytasz, ale nieładnie jest się odzywać bez pytania.  – Czarnowłosa puściła dziewczynę, która upadła na ziemię i zaczęła się dusić.
- Co robisz?! – Krzyknął jej towarzysz i mocniej przycisnął Paula do ściany.
- Młoda się dusiła, a ja potrzebuję odpowiedzi od żywej osóbki, prawda blond? - Kopnęła ją w plecy, na co Paul zaczął się wierzgać.
- Denerwujesz mi chłopaczka, Nathalie. – Syknął chłopak i uderzył pięścią w brzuch chłopaka. Nagle podszedł do nich konsjerż i przestraszony spytał czarnowłosej, co się stało. Dziewczyna podeszła do niego i przejechała paznokciem po jego klatce piersiowej, cicho odpowiadając: 
- Kompletnie nic. Po prostu rozmawiamy sobie z przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się szeroko i mężczyzna odszedł.
- Co to było, do cholery? – Spytała Camille i usiadła przy ścianie, wciąż nie potrafiąc się szybko ruszać.
- Rozmawiałyśmy już o mówieniu bez pytania. – Camille spojrzała się na Nathalie zdziwiona i skrzyżowała ręce na piersi.
- Patrz jaka grzeczna, Alec. – Blondynka prychnęła cicho i odwróciła głowę w stronę Paula, który był cały czerwony ze złości.
- Hej, hej! – Syknęła w jego stronę Nathalie i podeszła do Aleca – Bo dostaniesz nam tu za chwilę wylewu, a tego nie chcemy, prawda blondyneczko?
- Po co tu przyszliście? – Wycharczał Paul i kopnął Aleca w brzuch, przez co blondyn zatoczył się do tyłu i mógł się już swobodnie ruszać. Nathalie złożyła automatycznie dłonie w pięść, gotowa do walki, ale chłopak po prostu stanął i założył dłonie na piersi. Nathalie nieco się zdziwiła, kiedy poczuła mocne uderzenie w tył głowy. Upadła na ziemię, a kiedy otworzyła oczy zobaczyła blondynką, która przyciskała stopę do jej krtani. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że Alec także został przygwożdżony do podłogi.
- Punkt dla ciebie. – Syknęła Nathalie i przewróciła się na drugi bok, wydostając się spod ucisku dziewczyny. Kopnęła ją energicznie w brzuch, podnosząc się z ziemi. Alec skorzystał z okazji, że Paul zluzował uścisk i wydostał się spod ciała chłopaka, wykonując półobrót i powalając go na ziemię.
- No popatrz, a teraz punkt dla mnie. – Szepnęła czarnowłosa nad uchem dziewczyny, krępując jej nogi łatwym zaklęciem. Camille rzucała się po ziemi jak rybka wyciągnięta z wody, ale kiedy zrozumiała, że nie ma szans po prostu zastygła i odwróciła głowę w stronę wejścia. Nathalie podeszła do Paula i zrobiła to samo, co dziewczynie. Teraz mieli przewagę, a Cam i Paul nie mieli jak się bronić. Nathalie zaśmiała się cicho pod nosem i syknęła;
- Nieciekawie jest przegrywać, co? – Alec zaśmiał się cicho i kopnął Paula w plecy, pytając:
- Który pokój?
- Nie powiem ci. – Syknął brunet i odwrócił głowę w przeciwną stronę. Alec prychnął i kopnął chłopaka w kręgosłup, na co ten głośno krzyknął, nie spodziewając się ataku ze strony blondyna.
- 209! – Krzyknęła blondynka ze łzami w oczach. Paul spojrzał się na nią groźnie.
- Idziemy? – Spytał Alec Nathalie, ale dziewczyna nie wydawała się zbyt pewna, że blondynka podała im prawidłowy numer pokoju.
- Nie jestem pewna, czy chcę wierzyć rozhisteryzowanej dziewczynie, zakochanej w chłopaku, który jej nie chce. – Alec zaśmiał się głośno i wyjął kartę, otwierającą pokój z tylnej kieszeni spodni chłopaka. Camille załkała głośno, na co Paul syknął:
- Zamknij się już.

- Jak zobaczę tam nagiego staruszka, który tańczy pogo, to obiecuję, zabiję tą blondynkę z dołu. – Alec zaśmiał się głośno, ale po chwili wykrzywił się i powiedział:
- Uwierz mi, że ja też, bo właśnie sobie to wyobraziłem. – Blondyn przyłożył kartę do czytnika i przekręcił klamkę, wchodząc do środka. Na pierwszy rzut oka, nie było widać niczego podejrzanego, ale Alec kazał zostać Nathalie przed drzwiami. Wszedł powoli, rozglądając się dookoła, dopóki Nathalie po prostu go nie wyminęła, zaczynając otwierać drzwi do łazienki i szafek.
- Serio myślałeś, że dam ci zrobić wszystkie fajne rzeczy w tym pokoju? – Dziewczyna prychnęła pod nosem – Pusto.
     Alec podszedł do walizki i delikatnie zaczął rozsuwać zamek.
- Och! Zachowujesz się jak baba. Po prostu rozsuń ten cholerny zamek i zobacz co jest w środku. – Alec spojrzał się na dziewczynę spod byka i otworzył szeroko walizkę. Spojrzał na Nathalie, która jak na zawołanie podeszła do chłopaka.
- Zostaw to! – Usłyszeli głos chłopaka z holu i zastygli w bezruchu. – Cofnijcie się z uniesionymi rękoma. – Nathalie prychnęła cicho i nadzwyczajnie szybko znalazła się przy chłopaku, kopiąc go w nadgarstek. Broń wyleciała z jego dłoni i znalazła się koło łóżka. Camille i Alec w tej samej chwili rzucili się w jej stronę, ale blondyn był bliżej i już po sekundzie celował nią w blond dziewczynę, która stała przy ścianie.
- Zachowujesz się jak wampir, ale nim nie jesteś. – Syknął Paul w stronę Nathalie, na co dziewczyna cicho się zaśmiała i spytała;
- Widzisz tę opaleniznę? – Spojrzała na Aleca – Słyszałeś to? Koleś myślał, że jestem wampirem. – Alec zaśmiał się głośno, nie odrywając palca od spustu.
     Paul próbował się wyrwać spod ucisku Nathalie, ale zanim dziewczyna zdążyła coś zrobić, Alec syknął:
- Jeden ruch, a dziewczyna zginie. – Paul przystanął na moment, ale po chwili ruszył biegiem w stronę blondyna. Nim zdążył mu coś zrobić, Alec nacisnął spust i kula zatrzymała się w ramieniu blondynki, która zwijała się z bólu na podłodze. Nathalie westchnęła głośno i powiedziała:
- Nienawidzę cię. Ty będziesz sobie walczył, a ja mam zbierać biedną, postrzeloną blondyneczkę z ziemi. – Alec zaśmiał się głośno i przewrócił jednym ruchem Paula na ziemię. Chłopak zawarczał z bólu i rzucił się na Aleca, który zaśmiał się i syknął mu na ucho:
- Nie będę się z tobą bawił w dobrego i złego. Dobrze wiesz, że jesteśmy Aniołami i dlatego chcesz się nas pozbyć. – Paul zastygł w jednym ruchu i nie potrafił powiedzieć ani słowa. Nie spodziewał się, że będzie walczył z Aniołami. Myślał, że ma do czynienia z parą wampirów. Wszystko się zgadzało, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że za oknem świeci Słońce, więc praktycznie było to niemożliwe.
- Zamienimy się?  - Szepnął Alec do Nathalie ze śmiechem. Paul wstał z chłopaka i usiadł na łóżku.
- Blond umiera, może byś tu z łaski swojej ruszył swoje zacne, cztery litery i pomógł mi. – W momencie, gdy Alec podszedł do dziewczyn Camille kaszlnęła krwią i zamknęła oczy. Nathalie przyłożyła jej dłoń do policzka i wypowiedziała kilka słów, próbując nie skupiać się na swojej złości. Kiedy to nie pomogło, syknęła w stronę Aleca:
- Dzwoń do cholernego Jauqlina. – Alec poklepał się po kieszeniach, ale nie potrafił znaleźć telefonu. Musiał mu wypaść, kiedy walczyli na holu.
- Daj mi swój telefon. – Syknął w stronę Paula, który tylko spojrzał tępo na Camille i wyciągnął powoli telefon z kieszeni spodni.
- Muszę sobie kupić spodnie z głębszymi kieszeniami. – Powiedział Alec, wybierając numer do swojego przyjaciela.
- Samuel, mamy problem. – Szepnął Alec, wstając z podłogi. – Mamy postrzeloną dziewczynę w pokoju i ona tak jakby nam tu umiera, a wiesz jak bardzo nie chcę znaleźć się w więzieniu.
- POSTRZELILIŚCIE DZIEWCZYNĘ?! – Krzyknął do telefonu tak głośno, że Nathalie zaczęła się śmiać, przestając hamować cieknącą z ramienia blondynki krew.
- Trzymaj tą łapę tam. – Powiedział ze śmiechem w stronę czarnowłosej Alec i skupił się na słowach Samuela, który co chwilę przerywał, żeby zbesztać dwójkę przyjaciół za ich totalną głupotę. Po dwóch minutach Alec oddał telefon Paulowi i podszedł do Nathalie, mówiąc jej na ucho;
- Samuel mówi, że jesteśmy największymi idiotami jakich kiedykolwiek poznał i, że masz użyć jakieś zaklęcie tamujące krew zanim on tu nie przyjedzie. – Nathalie zaśmiała się głośno i powiedziała:
- Gdybym tylko znała to zaklęcie!  - Alec uśmiechnął się do niej i spojrzał na przerażonego Paula, który syknął w ich stronę:
- Jeżeli jej nie uratujecie to pourywam wam głowy.
- Jego wzrok mnie przeraża. – Szepnęła Nathalie i zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Paul wstał z kanapy i przyłożył dłonie do twarzy Aleca w taki sposób, że każdej chwili mógł mu łatwo skręcić kark.
- Skup się albo twój koleżka nigdy nie ujrzy światła dziennego. – Nathalie spojrzała na chłopaka, a Alec wciąż z uśmiechem na ustach, wpatrywał się w Camille.
- Wiesz, że jeżeli mnie zabijesz to ona nie uzdrowi ci dziewczyny, prawda? Więc weź te łapy z mojej pięknej twarzy.  – Paul odsunął się na krok od Aleca, na co dwójka przyjaciół zaczęła się śmiać. Nathalie z uśmiechem na ustach przyłożyła dłonie na skronie dziewczyny i powiedziała:
-  Krwistoczerwona ciecz spływa z wolna po ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska śmiertelniczka. Krwistoczerwona ciecz spływa wolna po ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska śmiertelniczka. Cholera, nie działa. – Syknęła Nathalie i spojrzała na Paula, który stał z założonymi rękoma i rozglądał się na boki.
- To nie jest zwykła śmiertelniczka. – Nathalie przyjrzała się dziewczynie i po chwili powiedziała:
- Znam ją. – Alec spojrzał się raz na Paula, raz na Nathalie, która z szeroko otwartą buzią wpatrywała się w prawie nieżywe ciało Camille.
- Jak możesz ją znać? – Syknął w jej stronę Alec, ale Nathalie jak zahipnotyzowana wpatrywała się w blond dziewczynę, która pluła krwią.
- Ona była Upadłym Aniołem. – Szepnął Paul, a Nathalie spojrzała się na niego wściekle. Podeszła do chłopaka i chwyciła go za szyję, podnosząc do góry.
- Czy ty jesteś świadomy, co właśnie mi powiedziałeś? – Paul kiwnął twierdząco głową i lekko kaszlnął. Alec podszedł do Nathalie i położył jej dłoń na ramieniu.
- Puść go. – Szepnął jej na ucho, na co dziewczyna cofnęła rękę, a Paul upadł na podłogę.
- O co chodzi? – Spytał Alec i spojrzał na Nathalie, która podeszła do blondynki, żeby spróbować powtórzyć zaklęcie. Jednak i tym razem nic to nie dało, jedynie sprawiło ból dziewczynie, która głośno kaszlnęła i wypluła całkiem sporą ilość krwi.
- Była Upadłym… Była jednym z nas, Alec. Ale ten dupek, myśląc, że ją ratuje poszedł do Łowców, a oni odwrócili zaklęcie. Nie powiedzieli ci jakie będą tego konsekwencje, prawda? – Paul pokiwał przecząco głową i schylił się nad Camille, całując ją w czoło. Alec usiadł na łóżku i tępo wpatrywał się w całą zaistniałą sytuacje, nic a nic z niej nie rozumiejąc.
- Byłych Nadludzi nie da się uzdrowić. Nicea nie zezwala na odwracanie zaklęć. - Syknęła Nathalie w stronę Paula, który rozpłakał się nad ciałem Camille.
- Co tu się do cholery dzieje!? – Wszyscy spojrzeli się w stronę drzwi i ujrzeli wściekłą Jaye, która stała w przejściu z zaciśniętymi pięściami, próbując równomiernie oddychać. – Camille!? – Spojrzała się na leżące blond ciało przy stoliku i rzuciła się w jej stronę. Schyliła się nad nią i sprawdziła, czy oddycha. Jej oddech był płytki i nierównomierny.
- Ratujcie ją! Na co czekacie?! – Krzyczała Jaye i płakała nad Camille, która wycharczała ostatkami sił:
- Zabij swoją babcię. – Przestała oddychać, ale wciąż trzymała dłoń Jaye. Blondynka zalała się łzami i krzyknęła:
- Nienawidzę was! Mogliście coś zrobić! – Alec podszedł do niej i chciał ją objąć, ale dziewczynę odepchnęła go.
- Nie dotykaj mnie! Wyjdźcie! – Alec wstał i skierował się w stronę wyjścia. Za nim pomaszerował Paul oraz Nathalie, która otarła pojedynczą łzę  z policzka.
- Mogę spróbować ją tu sprowadzić. – Szepnęła Nathalie i złożyła ręce na piersi, opierając się o ścianę. – Potrzebuję tylko tej księgi, którą zabraliśmy od wiedźmy.
- Jak niby chcesz to zrobić?
- A kim ty do cholery jesteś, żebym ci się tłumaczyła? – Syknęła Nathalie w stronę Paula, który tępo wpatrywał się w czarnowłosą.
     Nathalie miała pewien plan, ale tylko ona znała konsekwencje zaklęcia. Potrzebowała do tego Samuela, który znał się na magii lepiej niż ona. Miała dobę, żeby wykonać czar, inaczej dusza Camille odejdzie na wieki do piekieł. Skoro była kiedyś Upadłym Aniołem to znaczy również, że chociaż raz musiała kogoś zabić lub skrzywdzić, więc nie zasługiwała na niebo.  Z resztą nikt na nie nie zasługiwał, czasami Nathalie zastanawiała się, czy ono w ogóle istnieje. Co prawda, słyszała o nim i czytała, ale nigdy nie poznała nikogo, kto mógłby jej to udowodnić. Wierzyła w niebo i piekło, bo tak nauczył ją Eric, ale prawda jest taka, że każdy z nich trafi do piekła i tam spędzi całą wieczność patrząc na wszystkie swoje ofiary i przeżywając wszystko to, co one.
    Nagle w holu pojawił się czerwony dym i na dywanie stanął Samuel z księgą wiedźmy w ręce.
- Umarła? – Spytał cicho swoich przyjaciół, na co oni pokiwali twierdząco głową. Tylko Paul stal przy oknie i w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że ktoś przybył.
- Próbowałaś? – Spytał Samuel Nathalie, która od razu pokiwała przecząco głową. – A chcesz? – Nathalie nie odpowiadając, weszła do pokoju, gdzie Jaye obmywała ciało Camille z krwi. Samuel pocałował Jaye w czubek głowy i poczuł lekkie mrowienie na ciele. Czuł się winny, że nie mógł powstrzymać tego wszystkiego i oszczędzić Jaye tego bólu.
- Możemy? – Spytał cicho mag, wskazując głową na Camille. Jaye wstała od Camille i wybiegła z łazienki, siadając na podłodze w sypialni. Samuel zamknął drzwi i położył Camille na zimnej podłodze łazienki. Przyłożył dłonie do jej czoła, ale Nathalie syknęła:
- To moja wina, ja to zrobię. – Samuel spojrzał się na czarnowłosą i cofnął dłonie, robiąc miejsce dziewczynie.
     Nathalie przyłożyła dłonie do jej skroni i powiedziała:
- Nim zdążysz dojść do bram nieba, zobaczysz postać  matki piekła. Zobaczysz twarz wroga. Ujrzysz oczy mordercy. Podążysz za nim i staniesz naprzeciw w walce. Mag straci moc całą, gdy ty wrócisz na ziemię.  Nie będziesz nic pamiętała, ale będziesz czuła wieczny ból w ciele. W miejscu, gdzie miało być twoje serce, znajdzie się kamień.
Ty nie będziesz tym samym stworzeniem. Wróg twój będzie żałował. Będziesz walczyć i milczeć. Staniesz się maszyną. Ale będziesz żyć.  Żyć z sercem z kamienia. I z wrogiem przed oczami.  – Samuel odskoczył od ciała Camille, gdy nagle rozbłysło niebieskim światłem, a Nathalie krzyknęła z bólu. Samuel czytał, że tak to ma wyglądać, ale bał się. Bał się, że nie odzyskają blondynki, a stracą Nathalie. Była jego jedyną przyjaciółką, nie chciał jej stracić.
Nathalie otworzyła szeroko oczy i wygięła się w nienaturalnej pozycji. Krzycząc z bólu, z jej oczu wydostawały się krwawe łzy. Krzyk czarnowłosej zamienił się w gorzki szloch. Samuel chciał do niej podejść, ale czuł się przywiązany do ściany.  Dziewczyna przycisnęła mocniej dłonie do skroni blondynki i powtarzała jak mantrę.
- Vita praevalet. Vita praevalet. (życie zwycięża)
- Nathalie. – Szepnął cicho Samuel widząc niebieskie oczy Nathalie, które po chwili stały się złote, a następnie niebieskie.
- Cholera, cholera! – Krzyczał Samuel, próbując ją oderwać od ciała Camille. Nathalie jednak trzymała dłonie przy skroniach Camille zbyt mocno, by można było je teraz rozdzielić. Po kilku sekundach dziewczyna puściła Camille i odskoczyła od ciała.
- CHOLERA JASNA!- Krzyknęła, przeglądając się w lustrze. Jej piękne, czarne oczy stały się niebieskie, jak za czasów, gdy była normalnym człowiekiem.
- Spróbuj na mnie nałożyć jakiś czar. – Samuel spojrzał się tępo na dziewczynę, ale nie szykował się do wykonania jej prośby.
- Zrób to, do cholery! – Krzyknęła i wystawiła rękę w jego stronę, zamykając oczy. Samuel przyłożył dłoń do jej przedramienia i wypowiedział krótkie zaklęcie uzdrawiające. Nathalie zaczęła krzyczeć z bólu i po chwili na jej przedramieniu pojawiła się czarna plama, która stała się poparzeniem. Nathalie zaszkliły się oczy i wybiegła z łazienki, rzucając się w ramiona Aleca, który nie wiedząc co się dzieje, przycisnął ją do siebie i pocałował w czoło. Paul podszedł do Camille, która powoli wstawała z podłogi, pocierając się w głowę. Jaye rzuciła się w ramiona Samuelowi, dziękując mu wylewnie.
- Ja nic nie zrobiłem, to Nathalie oddała jej swoją nieśmiertelność