Drogi, Alec'u.
Weszłam ostatnio do twojej sypialni. Spałeś. Przemknęłam cicho przez cały pokój i usiadłam delikatnie na łóżku tak, żeby cię nie obudzić. Przyglądałam ci się przez dłuższą chwilę i delikatnie musnęłam palcami twój policzek. Poruszyłeś się, myślałam, że się obudzisz, ujrzysz mnie tępo ci się przyglądającą i weźmiesz mnie za skończoną wariatkę. Wpatrywałam się kilka minut w twoją równomiernie opadającą klatkę piersiową i myślałam nad tym, jakby to było, gdybyś naprawdę mnie kochał...
Twoje rzęsy, delikatne i zaróżowione policzki, złote włosy - wyglądałeś jak Anioł. Nie mogłam uwierzyć, że jesteś... Jesteś demonem - nawet teraz ciężko mi przechodzi to słowo przez gardło. Wciąż pragnę,żeby to wszystko okazało się koszmarem, z którego za chwilę się przebudzę, ale nic się nie dzieje. Wciąż stoisz przede mną, uśmiechasz się, a ja w duszy modlę się o to, żebym się obudziła.
Twoje rzęsy, delikatne i zaróżowione policzki, złote włosy - wyglądałeś jak Anioł. Nie mogłam uwierzyć, że jesteś... Jesteś demonem - nawet teraz ciężko mi przechodzi to słowo przez gardło. Wciąż pragnę,żeby to wszystko okazało się koszmarem, z którego za chwilę się przebudzę, ale nic się nie dzieje. Wciąż stoisz przede mną, uśmiechasz się, a ja w duszy modlę się o to, żebym się obudziła.
Gdybym nigdy cię nie poznała, gdybym zdążyła zrobić cokolwiek, żebyś nie musiał mnie ranić - w sumie, byłabym szczęśliwym człowiekiem. Miałabym rodzinę, przyjaciół. Ale wiesz co byłoby najgorsze? Że nigdy w życiu nie ujrzałabym twoich czarnych oczu, które zapierały dech w piersiach. Przez pierwsze kilka dni nie potrafiłam przestać o nich myśleć. Kiedy zamykała swoje oczy, widziałam twoje - czarne z przenikliwym spojrzeniem. Kładłam się spać z nadzieją, że przyjdziesz do mnie następnego dnia i po prostu się do mnie uśmiechniesz.
Mama od zawsze powtarzała mi, żebym nie zakochiwała się w pierwszym lepszym chłopaku, żebym nie polegała tylko na swoim sercu. A ja co zrobiłam? Przekroczyłam granicę i złamałam zasadę, którą wpajano mi od wczesnych lat. Zakochałam się w tobie, choć ciężko mi było to przyznać nawet przed samą sobą. Znosiłam wszystko, bylebyś tylko przy mnie został. Byłam ponad to. Czułam się upokorzona i samotna, a jednak przy tobie trwałam, choć wiedziałam już, że kochasz Nathalie - od zawsze ją kochałeś. Byłam głupia, ze tego nie zauważyłam... Ominęłabym wszystkie te złe ścieżki i poszła tą dobrą, która zaprowadziłaby mnie do kogoś, kto pokochałby mnie taką jaka jestem, nie taką jaka mogłabym być. Nigdy nie zauważałeś, że nie jesteś tylko tym, który przy mnie czuwa. Czasem zastanawiałam się, czy to nie lepiej. Było mi lepiej, gdy czułam, że o niczym nie wiesz, ale kiedy powiedziałeś pierwszy raz "kocham cię" byłam pełna nadziei. Czułam się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, choć nie byłeś przy mnie cały czas; pojawiałeś się.
Chciałam kupić sobie psa. Chciałam zacząć studia. Chciałam pisać pamiętnik. Chciałam zwiedzić świat. Chciałam poczuć się piękna. A wtedy pojawiłeś się ty i otworzyłeś mnie jak pierwszą lepszą książkę z półki. Przeczytałeś całą moją zawartość i powiedziałeś, że oszukałeś. Jedyne co od ciebie usłyszałam to "mam wyjść?". Te słowa na zawsze będą odbijały się echem w mojej głowie. A ich znaczenie zawsze będzie miało ten sam podtekst. Możesz wyjść, ale uprzedzam, że już nie wejdziesz z powrotem.
Wiem, że ucieczka to nie jest najlepszy sposób na uniknięcie rozmów, kłopotów i ciebie, ale to jedyne co mogę teraz zrobić. Chcę pobyć sama, choć wcale tego nie lubię. Mam dość tych wszystkich kłopotów, wiem, że razem z moją ucieczką one nie odejdą, ale może dzięki temu się od ego wszystkiego oddalę.
Przepraszam, że nie miałam odwagi powiedzieć ci tego wszystkiego prosto w twarz. Nie szukaj mnie.
Chciałam kupić sobie psa. Chciałam zacząć studia. Chciałam pisać pamiętnik. Chciałam zwiedzić świat. Chciałam poczuć się piękna. A wtedy pojawiłeś się ty i otworzyłeś mnie jak pierwszą lepszą książkę z półki. Przeczytałeś całą moją zawartość i powiedziałeś, że oszukałeś. Jedyne co od ciebie usłyszałam to "mam wyjść?". Te słowa na zawsze będą odbijały się echem w mojej głowie. A ich znaczenie zawsze będzie miało ten sam podtekst. Możesz wyjść, ale uprzedzam, że już nie wejdziesz z powrotem.
Wiem, że ucieczka to nie jest najlepszy sposób na uniknięcie rozmów, kłopotów i ciebie, ale to jedyne co mogę teraz zrobić. Chcę pobyć sama, choć wcale tego nie lubię. Mam dość tych wszystkich kłopotów, wiem, że razem z moją ucieczką one nie odejdą, ale może dzięki temu się od ego wszystkiego oddalę.
Przepraszam, że nie miałam odwagi powiedzieć ci tego wszystkiego prosto w twarz. Nie szukaj mnie.
Kocham, Jaye.
Alec siedział na kanapie i wolno czytał każde słowo, zastanawiając się, czy to aby nie sen. Odeszła, a on nie chciał w to uwierzyć. Osoba, która zawróciła mu doszczętnie w głowie, wywróciła całe jego życie do góry nogi po prostu wzięła nogi za pas i odeszła. Nie mógł w to uwierzyć, choć może jednak nie chciał. Nie potrafił zrozumieć tylko dlaczego...
Ból, który próbujemy zagłuszyć zawsze wraca z dwojoną siłą. Uderza nas w momencie, w którym nie spodziewaliśmy się nic. Czujemy takie dziwne uczucie w środku, jakby ktoś wbijał nam małe nożyki w każdy narząd osobno. Alec nigdy nie czuł czegoś takiego, nawet jak Nathalie odchodziła, czuł tylko dziwną narastającą pustkę, jakby brakowało mu jednego elementu teraz czuł jednak coś więcej. Nie potrafił uwierzyć w to, że ona go ot tak po prostu go zostawiła i, że przyszło jej to z taką łatwością.
Wstał z kanapy, przewracając przy tym stolik i poszedł do kuchni. Chwycił paczkę papierosów Samuela i wyciągnął z nich jedną fajkę. Nachylił się nad zapalonym gazem w kuchence i podpalił papierosa. Podszedł do okna i zaciągnął się.
Zamknął się w swoim świecie, do którego dostęp miał tylko on. Było pięknie, bo każdy ma swoje wymarzone miejsce. Wszystkie godziny, dni i miesiące spędzone z Jaye stały się rozmazanymi wspomnieniami, które ulatniały się z jego umysłu. Według umowy, którą zawarł na początku z Erickiem, gdy tylko jakaś dziewczyna odchodzi zostawia po sobie tylko imię i nazwisko. Wszystko inne znikało i nie pojawiało się już więcej. Miał tydzień na odnalezienie blondynki... inaczej wszystkie jego wspomnienia znikną, a jedyny ślad, który po sobie zostawi to zdjęcie na ścianie i imię z nazwiskiem wyryte w jego umyśle na zawsze.
- Potrzebuję pomocy. - Szepnął przestraszony Alec. Nigdy nie dzwonił do blond bliźniaczek. Bliźniaczki były dwiema młodymi dziewczętami, które specjalizowały się w szukaniu ludzi. Nie dzwoniło się do nich bez powodu, gdy wybierałeś ich numer ryzykowałeś życie. Gdy osoba, którą miały znaleźć nie była dla ciebie wystarczająco ważna zabijały cię. Dlatego też Alec poprosił Samuela, żeby ten był przy nim, gdy będzie wybierał numer. Jeśli już miał umierać to przy najlepszym przyjacielu.
- W czym możemy ci pomóc? - Odezwała się jedna z sióstr ochrypniętym głosem. Samuel aż zadrżał, gdy usłyszał mocny, ciężki głos blondynki. Alec wzdrygnął się lekko i zaryzykował wszystko co miał, gdy powiedział:
- Muszę się z wami spotkać. - Usłyszał głośne wciągnięcie powietrza lekko przyciszone przez rękę przyciśniętą do mikrofonu telefonu. Samuel wpatrywał się w przyjaciela jak w największego idiotę świata i odetchnął z ulgą, gdy usłyszał cichszy już głos jednej z sióstr:
- Tylko dlatego, że jesteś na tyle odważny, żeby nam to zaproponować - spotkamy się z tobą. Bądź jutro pod starą kamienicą przy St. Anne.
- Dziękuję. - Powiedział, ale usłyszał tylko ciche pikanie oznajmujące, że połączenie zostało przerwane. Dopiero gdy odłożył słuchawkę przypomniał sobie, że równie dobrze mógł zginąć za tę propozycję. Siostry miały określone zasady i jeśli ktoś nawet w najmniejszym stopniu złamał choć jedną z nich ginął. Nikt nigdy do nich nie dzwonił, wszyscy się ich bali, szczególnie Ayo, która była wiedźmą, która od razu po tonie głosu wyczuwała czy ktoś dzwoni z szczerą czy błahą prośbą. Drake była ta łagodniejsza - zawsze czekała na reakcję siostry, żeby powiedzieć, co sądzi.
- Masz cholerne szczęście, idioto. - Wysyczał Samuel w stronę Aleca, który wciąż siedział i wpatrywał się w telefon.
- Nie wierzę, że się zgodziły. - Odparł i wstał z krzesła.
- Ja też nie. - Samuel wstał razem za nim i stanął obok przy oknie. Nathalie siedziała na rozkładanym krześle i opalała się. Na oczach miała ciemne okulary przeciwsłoneczne, a jednak wyczuła, ze ktoś się na nią patrzy. Zsunęła okulary i z gniewem spojrzała na Samuela, który odwrócił wzrok. Nie potrafił patrzeć jej się w oczy od czasu, gdy prawie wylądował z nią w łóżku. Sprawiła, że poczuł się jak mężczyzna, że mógł być sobą. Przy Alecu udawał, a jednak przy nim został. Według niego to jednak coś znaczyło. Naprawdę darzył go olbrzymim uczuciem i nawet jeśli miał się o tym nigdy nie dowiedzieć, wolał patrzeć jak jego miłość się uśmiecha niż czuć się sobą. Nie lubił siebie, więc dlaczego miałby wybrać drugą opcję. Uśmiech Aleca był dla niego o wiele wygodniejszy i czuł się wtedy co najmniej szczęśliwy - po części.
Zamknął się w swoim świecie, do którego dostęp miał tylko on. Było pięknie, bo każdy ma swoje wymarzone miejsce. Wszystkie godziny, dni i miesiące spędzone z Jaye stały się rozmazanymi wspomnieniami, które ulatniały się z jego umysłu. Według umowy, którą zawarł na początku z Erickiem, gdy tylko jakaś dziewczyna odchodzi zostawia po sobie tylko imię i nazwisko. Wszystko inne znikało i nie pojawiało się już więcej. Miał tydzień na odnalezienie blondynki... inaczej wszystkie jego wspomnienia znikną, a jedyny ślad, który po sobie zostawi to zdjęcie na ścianie i imię z nazwiskiem wyryte w jego umyśle na zawsze.
- Potrzebuję pomocy. - Szepnął przestraszony Alec. Nigdy nie dzwonił do blond bliźniaczek. Bliźniaczki były dwiema młodymi dziewczętami, które specjalizowały się w szukaniu ludzi. Nie dzwoniło się do nich bez powodu, gdy wybierałeś ich numer ryzykowałeś życie. Gdy osoba, którą miały znaleźć nie była dla ciebie wystarczająco ważna zabijały cię. Dlatego też Alec poprosił Samuela, żeby ten był przy nim, gdy będzie wybierał numer. Jeśli już miał umierać to przy najlepszym przyjacielu.
- W czym możemy ci pomóc? - Odezwała się jedna z sióstr ochrypniętym głosem. Samuel aż zadrżał, gdy usłyszał mocny, ciężki głos blondynki. Alec wzdrygnął się lekko i zaryzykował wszystko co miał, gdy powiedział:
- Muszę się z wami spotkać. - Usłyszał głośne wciągnięcie powietrza lekko przyciszone przez rękę przyciśniętą do mikrofonu telefonu. Samuel wpatrywał się w przyjaciela jak w największego idiotę świata i odetchnął z ulgą, gdy usłyszał cichszy już głos jednej z sióstr:
- Tylko dlatego, że jesteś na tyle odważny, żeby nam to zaproponować - spotkamy się z tobą. Bądź jutro pod starą kamienicą przy St. Anne.
- Dziękuję. - Powiedział, ale usłyszał tylko ciche pikanie oznajmujące, że połączenie zostało przerwane. Dopiero gdy odłożył słuchawkę przypomniał sobie, że równie dobrze mógł zginąć za tę propozycję. Siostry miały określone zasady i jeśli ktoś nawet w najmniejszym stopniu złamał choć jedną z nich ginął. Nikt nigdy do nich nie dzwonił, wszyscy się ich bali, szczególnie Ayo, która była wiedźmą, która od razu po tonie głosu wyczuwała czy ktoś dzwoni z szczerą czy błahą prośbą. Drake była ta łagodniejsza - zawsze czekała na reakcję siostry, żeby powiedzieć, co sądzi.
- Masz cholerne szczęście, idioto. - Wysyczał Samuel w stronę Aleca, który wciąż siedział i wpatrywał się w telefon.
- Nie wierzę, że się zgodziły. - Odparł i wstał z krzesła.
- Ja też nie. - Samuel wstał razem za nim i stanął obok przy oknie. Nathalie siedziała na rozkładanym krześle i opalała się. Na oczach miała ciemne okulary przeciwsłoneczne, a jednak wyczuła, ze ktoś się na nią patrzy. Zsunęła okulary i z gniewem spojrzała na Samuela, który odwrócił wzrok. Nie potrafił patrzeć jej się w oczy od czasu, gdy prawie wylądował z nią w łóżku. Sprawiła, że poczuł się jak mężczyzna, że mógł być sobą. Przy Alecu udawał, a jednak przy nim został. Według niego to jednak coś znaczyło. Naprawdę darzył go olbrzymim uczuciem i nawet jeśli miał się o tym nigdy nie dowiedzieć, wolał patrzeć jak jego miłość się uśmiecha niż czuć się sobą. Nie lubił siebie, więc dlaczego miałby wybrać drugą opcję. Uśmiech Aleca był dla niego o wiele wygodniejszy i czuł się wtedy co najmniej szczęśliwy - po części.
- Mówiłam ci, że masz nie przyjeżdżać na pogrzeb. - Syknęła matka w stronę Jaye, która stała z walizką w przejściu.
- Nie. - Odparła pewnie blondynka - Powiedziałaś "nie musisz przyjeżdżać na pogrzeb". To jest mój ojciec, mamo. - Dominica spojrzała się na swoją córkę i wyszła z salonu, zostawiając ją samą w pustym pomieszczeniu. Dziewczyna z nieukrytą niechęcią rozejrzała się wokół siebie. Wyglądało na to, że wyprowadzali się. Chcieli ją zostawić na pastwę losu. Co prawda zabrała ze sobą wystarczająco pieniędzy, żeby wynająć sobie gdzieś mieszkanie i mogła znaleźć pracę, ale nie mogła uwierzyć, ze matka tak po prostu chciała ją zostawić. Matki tak nie robią.... Ludzie tak nie robią.
Chwyciła rączkę swojej torby i ruszyła w stronę swojego pokoju. Dotknęła klamki i od razu od niej odskoczyła. Spojrzała na swoją dłoń, na której wierzchu odbił się dziwny znak - koło wycięte z jedną ósmą części, a w środku znajdował się krzyż bez jednego ramienia. Ściągnęła przewiewny szalik z szyi i owinęła wokół dłoni, otwierając drzwi do swojego pokoju. Stanęła w progu i zaniemówiła. Wszystkie jej rzeczy zostały albo wyrzucone na śmietnik, albo gdzieś wywiezione, bo pomieszczenie było kompletnie puste. Nawet jej komputer wyrzucili, a ze ścian zniknęły jej zdjęcia i obrazy. Teraz były pokryte takimi samymi znakami jak klamka. Kiedy dotknęła jednego z nich, zaświecił się lekko na złoto. W jej głowie pojawił się obraz ksiąg babci. Takie same znaki widziała na brzegach księgi czarnej magii. Nie pamiętała tylko teraz, co one oznaczały. Przycisnęła dłoń do znaku i zamknęła oczy, myśląc, że może w ten sposób sobie przypomni. Nagle w jej głowie rozbłysło światło i pojawił się Eric, który stał na szczycie góry, obok niego stała Nathalie, Samuel, Alec, jakieś dwie blondynki i jeszcze kilku brunetów i szatynek. Nagle zobaczyła swoją babcię, która stała jakieś dwadzieścia metrów od grupy Upadłych Aniołów. Za Cassandrą stała Dominica i kilku obcych Jaye kompletnie ludzi. W oddali, przy lesie, zobaczyła niską blondynkę, w której chwilę później rozpoznała siebie. Dziewczyna siedziała przy drzewie i szybko przewracała strony w jakiejś grubej księdze, na której po chwili zobaczyła znak, który znajdował się na klamce i ścianach w jej pokoju.
Otworzyła oczy i na powrót znalazła się w swojej sypialni. Była sama, ale usłyszała dziwny szum w głowie i przyciszony głos jakiejś kobiety. Po chwili poczuła ból w skroniach i chwytając w biegu torbę znalazła się na zewnątrz domu. Głos przycichł i ból zelżał. Nie wiedziała co się stało, ale czuła, że nie jest mile widziana w swoim domu.
Złapała taksówkę i pojechała w stronę hotelu. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb jej ojca i ona na niego pojedzie, choćby miała się tam dostać siłą.
- Nie. - Odparła pewnie blondynka - Powiedziałaś "nie musisz przyjeżdżać na pogrzeb". To jest mój ojciec, mamo. - Dominica spojrzała się na swoją córkę i wyszła z salonu, zostawiając ją samą w pustym pomieszczeniu. Dziewczyna z nieukrytą niechęcią rozejrzała się wokół siebie. Wyglądało na to, że wyprowadzali się. Chcieli ją zostawić na pastwę losu. Co prawda zabrała ze sobą wystarczająco pieniędzy, żeby wynająć sobie gdzieś mieszkanie i mogła znaleźć pracę, ale nie mogła uwierzyć, ze matka tak po prostu chciała ją zostawić. Matki tak nie robią.... Ludzie tak nie robią.
Chwyciła rączkę swojej torby i ruszyła w stronę swojego pokoju. Dotknęła klamki i od razu od niej odskoczyła. Spojrzała na swoją dłoń, na której wierzchu odbił się dziwny znak - koło wycięte z jedną ósmą części, a w środku znajdował się krzyż bez jednego ramienia. Ściągnęła przewiewny szalik z szyi i owinęła wokół dłoni, otwierając drzwi do swojego pokoju. Stanęła w progu i zaniemówiła. Wszystkie jej rzeczy zostały albo wyrzucone na śmietnik, albo gdzieś wywiezione, bo pomieszczenie było kompletnie puste. Nawet jej komputer wyrzucili, a ze ścian zniknęły jej zdjęcia i obrazy. Teraz były pokryte takimi samymi znakami jak klamka. Kiedy dotknęła jednego z nich, zaświecił się lekko na złoto. W jej głowie pojawił się obraz ksiąg babci. Takie same znaki widziała na brzegach księgi czarnej magii. Nie pamiętała tylko teraz, co one oznaczały. Przycisnęła dłoń do znaku i zamknęła oczy, myśląc, że może w ten sposób sobie przypomni. Nagle w jej głowie rozbłysło światło i pojawił się Eric, który stał na szczycie góry, obok niego stała Nathalie, Samuel, Alec, jakieś dwie blondynki i jeszcze kilku brunetów i szatynek. Nagle zobaczyła swoją babcię, która stała jakieś dwadzieścia metrów od grupy Upadłych Aniołów. Za Cassandrą stała Dominica i kilku obcych Jaye kompletnie ludzi. W oddali, przy lesie, zobaczyła niską blondynkę, w której chwilę później rozpoznała siebie. Dziewczyna siedziała przy drzewie i szybko przewracała strony w jakiejś grubej księdze, na której po chwili zobaczyła znak, który znajdował się na klamce i ścianach w jej pokoju.
Otworzyła oczy i na powrót znalazła się w swojej sypialni. Była sama, ale usłyszała dziwny szum w głowie i przyciszony głos jakiejś kobiety. Po chwili poczuła ból w skroniach i chwytając w biegu torbę znalazła się na zewnątrz domu. Głos przycichł i ból zelżał. Nie wiedziała co się stało, ale czuła, że nie jest mile widziana w swoim domu.
Złapała taksówkę i pojechała w stronę hotelu. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb jej ojca i ona na niego pojedzie, choćby miała się tam dostać siłą.
- Co tak stoisz jak ten przygłup? - Syknęła czarnowłosa w stronę Samuela. Ściągnęła ciemne okulary przeciwsłoneczne z nosa i spojrzała się na niego. - To, że mam okulary na nosie nie znaczy, ze cię nie widzę. - Położyła się z powrotem na leżaku i włożyła słuchawki do uszu. Kiwała głową w rytm muzyki, kiedy poczuła, że ktoś szturcha ją w ramię. Westchnęła głośno i wyjęła jedną słuchawkę, rzucając przelotnie wzrokiem na Samuela, pozwalając mu tym na to, żeby coś do niej powiedział. Co prawda nie lubiła, gdy jej się przerywało i on dobrze o tym wiedział, więc musiało się dziać coś co wymagało natychmiastowej konsultacji z nią.
- Bo wiesz... Chodzi o to... - Samuel próbował jej wszystko opowiedzieć, ale nie wiedział jak to wszystko ująć jak najkrócej. Wiedział, ze im więcej będzie mówił tym bardziej Nathalie będzie zdenerwowana, a im bardziej ona ma wyższe ciśnienie tym silniejszy jest Duch i Samuel przestaje nad nim panować.
- Mów, do jasnej cholery. - Syknęła Nathalie w jego stronę i zwróciła się twarzą do Słońca.
- Jaye wyjechała. Alec dzwonił do Sióstr. Mamy się z nimi jutro spotkać. - Nathalie spojrzała się zszokowana na bruneta, który lekko przygarbiony siedział przy jej niebieskim leżaku. Wyciągnęła z ucha drugą słuchawkę i wrzasnęła:
- Co Alec zrobił!? - Samuel wstał z ziemi i otrzepał spodnie z trawy. - Co za cholerny idiota, kretyn, padalec. Z kim ja się do cholery zadaje!?
- Przestań krzyczeć! Duch wariuje! - Samuel wydawał się być w transie. Zacisnął dłonie w pięści i zaciskając szczękę z bólu, przymknął oczy. Próbował powstrzymać Ducha, który za wszelką cenę chciał się wydostać spod jego wodzy. Nagle rozpętał się mocny wiatr i cienkie gałęzie na drzewach zaczęły się łamać i tworzyły mały wir. Nathalie uciekła do domu, a Samuel próbował wszystko powstrzymać. Po chwili poczuł jak kropelki potu spływają po jego czole i skroniach, a później lekki wiatr owiewa jego ciało unosząc go do góry. Patrząc z boku Nathalie widziała bruneta, który unosił się trzy metry nad ziemią, a wokół niego tworzyły się małe wiry z liści, gałęzi i kamyków, które wiatr zgarnął po drodze. Nagle wszystko ucichło, a Samuel upadł na ziemię w kępie liści. Czarnowłosa wybiegła z domku i schyliła się nad Samuelem, który ciężko dyszał ze zmęczenia. Odgarnęła włosy z jego czoła i delikatnie przejechała kciukiem po jego policzku. Nagle zaczęła płakać, co ją samą kompletnie zaskoczyło. Nigdy nie płakała - uczyła się tego. Jej łzy delikatnie skapywały na granatową koszulkę Samuela, na której zrobiła się większa ciemna plamka. Samuel lekko uchylił oczy i spojrzał prosto na Nathalie, która tylko uśmiechnęła się czule i pocałowała go w czoło, pomagając mu wstać.
- Co tu się stało? - Spytał Alec podchodząc do Nathalie, która podtrzymywała Samuela za ramię, żeby ten nie stracił równowagi i nie runął na ziemię.
- Nic. - Odpowiedzieli równocześnie i skierowali się w stronę domu.
Czarnowłosa pomogła chłopakowi położyć się na łóżku i przykryła go delikatnie niebieskim kocem. Samuel prawie natychmiast zamknął oczy i odpłynął, pogrążając się w głębokim śnie. Nathalie usiadła przy biurku i schowała twarz w dłonie.
- Co ty robisz, Nathalie? - Syknęła do siebie i wyszła z pokoju, zostawiając Samuela samego.
- Po co tu przyszłaś? - Jaye spojrzała się na staruszkę ubraną na czarno. Siwe włosy spięła w wysokiego koczka i założyła na głowę maleńki kapelusik z czarną siateczką na twarz. Cassandra mierzyła swoją wnuczkę jeszcze przez dłuższą chwilę, kiedy Jaye odparła:
- Równie dobrze mogłabym się ciebie o to samo zapytać Ostatnim razem jak cię widziałam chciałaś zamordować moich przyjaciół. - Cassandra zamachnęła się mocno i uderzyła blondynkę w twarz. Jaye pomasowała się po pulsującym policzku i wyminęła swoją babcię i matkę, ruszając w stronę ludzi, którzy przyszli pożegnać jej ojca. Byli tam jego pracownicy, wspólnik, przyjaciele, rodzina - wszyscy, którzy uważali, ze znali jej ojca.
Prawda była jednak taka, że jego znał tylko on sam. Nigdy nikt do końca nie dowiedział się wszystkiego o nim. Dla Jaye stał się obcym człowiekiem, a ludzie z którym pracował znali go już jako oschłego i nieobecnego. Nigdy nie poznali tego opiekuńczego, łagodnego i wiecznie uśmiechniętego człowieka, którym był. Jaye tęskniła za odgłosem jego śmiechu, był to zdecydowanie jej ulubiony dźwięk, choć uświadomiła sobie to dopiero, gdy zrozumiała, że już nigdy więcej go nie usłyszy. Pamiętała jak wychodzili razem na miasto gdy była młodsza. Tata kupował jej lody i razem chodzili na plażę budować zamki z piasku, organizowali konkurs na najpiękniejszy. Dziwnym trafem to ona zawsze wygrywała, a zamek jej ojca wyglądał jakby go tir przejechał i na tej kupce położono kilka kamyczków.
Jaye uśmiechnęła się lekko i stanęła wśród obcych jej ludzi.
- Co ona tu robi? Miało jej nie być. Przyszła po spadek ojca. - Usłyszała Jaye, kiedy stawała przy mównicy. Uznała, że jeśli już pofatygowała się, żeby przyjść równie dobrze mogła przyjść i powiedzieć coś o swoim ojcu. Blondynka uśmiechnęła się lekko i zaczęła mówić:
- Ludzie przychodzą na świat, przyzwyczajają się do życia, a kiedy czują się szczęśliwi wszystko zostaje im odebrane. Wszystko, co było dla nich ważne zostaje usunięte z ich drogi, a oni sami umierają w samotności. Bez wsparcia - Dziewczyna spojrzała się na swoją babcię i matkę - z uczuciem złości, zazdrości i wiedzą, że stracili wszystko na co pracowali przez te wszystkie lata. Fakt, że mój ojciec cierpiał praktycznie przez całe swoje życie pewnie nie był pocieszający, gdy uświadomił sobie, ze już nigdy więcej nie zobaczy swojej rodziny. Moja babcia poniżała go. Za każdym razem, gdy próbował zrobić dla niej coś miłego, ona po prostu zbywała go wzrokiem albo mówiła coś niemiłego na jego temat. W sumie nadal tak robi.. ze wszystkimi. - Jaye uśmiechnęła się do Cassandry, która zrobiła się cała czerwona ze złości - Moja mama też nie była idealną żoną i matką. Wiecznie nie było jej w domu, mój ojciec harował jak wół w polu, a ona wychodziła na zakupy i kupowała sobie futro za tysiące euro, wyjeżdżała na wakacje, nie poświęcała nikomu tyle czasu ile sobie. Jest egoistyczna i prawdopodobnie ma to po swojej mamusi, która uwielbia taka być. Pewnie gdyby tata tu był, dostałabym niezły ochrzan za to, ze zwracam się bez szacunku do starszych, ale widzicie państwo nie ma go tu, a wiecie dlaczego? - Jaye rozejrzała się po sali, szukając jakiegoś zrozumienia, ale ludzie wpatrywali się w nią tępo i słuchali, co ma do powiedzenia - Otóż dlatego, ze moja mamusia zaczęła wymagać więcej. Miała wiecznie jakiś problem, ale sama do pracy się nie pofatygowała. Cisnęła mojego ojca, aż w końcu zrobiłby wszystko żeby odejść, ale nie mógł. Miał mnie i moich braci, teraz nie ma nic i być może teraz patrzy na mnie z góry i piekli się, ze upokarzam swoją własną matkę, a jego żonę. Prawda jest jednak taka, że moja rodzona matka chciała mnie wywalić na zbity pysk z domu. Chciała się wyprowadzić razem z moją babcią z domu, kiedy ja będę na wakacjach z przyjaciółmi... Ale mówimy tu o moim ojcu. Był najlepszym człowiekiem na Ziemi. Nigdy nie spotkałam żadnego tak dobrego człowieka, która tak starałby się o swoich bliskich. Wiedział, ze mama go nie kocha, a jednak nie zostawił jej ani mnie i moich braci. trwał przy nas i kochał. Kochał... Ciekawe, czy ludzie tu zgromadzeni wiedzą co to znaczy? Kochać znaczy szanować, to znaczy mieć słabości je tolerować. Być kochanym to znaczy zostać osłabionym. Zostajesz sam ze swoimi słabościami, choć ty szanujesz swoją ukochaną. Kochasz ją ponad życie i zrobiłbyś dla niej wszystko, wychodzi jednak na to, że mój tata zginął z miłości do swojej żony. Kochałam go i ludzie, którzy tego nie robili nie powinni znaleźć się w tym miejscu. - Jaye zeszła z mównicy i ruszyła w stronę wyjścia z Kościoła. Otworzyła drzwi i pobiegła w stronę plaży.
- Obudził się już? - Spytał Alec czarnowłosej, która popijała kawę z jasnozielonego kubka Samuela. Nathalie pokiwała przecząco głową i cicho mruknęła, ze idzie się położyć.
Alec podszedł do okna i oparł się o wysoki parapet, wpatrując się w jezioro. Przypomniał sobie chwilę, kiedy poznał Jaye. Zobaczył ją na molo, siedzącą samotnie i po prostu do niej podszedł. Miał olbrzymie wyrzuty sumienia już w chwili, gdy zostawił bransoletkę na molo. Uciekł stamtąd jak najszybciej, bo nie mógł znieść myśli, ze właśnie niszczył jej życie. Pamiętaj jej groszkowe oczy, które zabłysły, gdy dotknął jej ramienia. Jego samego przechodziły ciarki, gdy tylko o niej pomyślał. Jezioro zaczęło się zamazywać, a jego oczy zaszły łzami. Alec przetarł oczy i poszedł zobaczyć, czy Samuel już wstał. Miał ochotę z kimś porozmawiać, a chłopak stał się jedyną osobą, z którą mógł to zrobić. Otworzył drzwi do sypialni Samuela i ujrzał jego lezącego w łóżku, a obok niego leżała zwinięta w kłębek Nathalie w jego koszulce. Uśmiechnął się lekko i przykrył ją drugim kocem, żeby nie marzła.
- Muszę go/ją znaleźć. - Powiedzieli równocześnie Alec i Jaye, nawet o tym nie wiedząc. Jaye zastanawiała się co właśnie robi Alec, a chłopak zastanawiał się czy blondynka, aby na pewno nie cierpi.
- Bo wiesz... Chodzi o to... - Samuel próbował jej wszystko opowiedzieć, ale nie wiedział jak to wszystko ująć jak najkrócej. Wiedział, ze im więcej będzie mówił tym bardziej Nathalie będzie zdenerwowana, a im bardziej ona ma wyższe ciśnienie tym silniejszy jest Duch i Samuel przestaje nad nim panować.
- Mów, do jasnej cholery. - Syknęła Nathalie w jego stronę i zwróciła się twarzą do Słońca.
- Jaye wyjechała. Alec dzwonił do Sióstr. Mamy się z nimi jutro spotkać. - Nathalie spojrzała się zszokowana na bruneta, który lekko przygarbiony siedział przy jej niebieskim leżaku. Wyciągnęła z ucha drugą słuchawkę i wrzasnęła:
- Co Alec zrobił!? - Samuel wstał z ziemi i otrzepał spodnie z trawy. - Co za cholerny idiota, kretyn, padalec. Z kim ja się do cholery zadaje!?
- Przestań krzyczeć! Duch wariuje! - Samuel wydawał się być w transie. Zacisnął dłonie w pięści i zaciskając szczękę z bólu, przymknął oczy. Próbował powstrzymać Ducha, który za wszelką cenę chciał się wydostać spod jego wodzy. Nagle rozpętał się mocny wiatr i cienkie gałęzie na drzewach zaczęły się łamać i tworzyły mały wir. Nathalie uciekła do domu, a Samuel próbował wszystko powstrzymać. Po chwili poczuł jak kropelki potu spływają po jego czole i skroniach, a później lekki wiatr owiewa jego ciało unosząc go do góry. Patrząc z boku Nathalie widziała bruneta, który unosił się trzy metry nad ziemią, a wokół niego tworzyły się małe wiry z liści, gałęzi i kamyków, które wiatr zgarnął po drodze. Nagle wszystko ucichło, a Samuel upadł na ziemię w kępie liści. Czarnowłosa wybiegła z domku i schyliła się nad Samuelem, który ciężko dyszał ze zmęczenia. Odgarnęła włosy z jego czoła i delikatnie przejechała kciukiem po jego policzku. Nagle zaczęła płakać, co ją samą kompletnie zaskoczyło. Nigdy nie płakała - uczyła się tego. Jej łzy delikatnie skapywały na granatową koszulkę Samuela, na której zrobiła się większa ciemna plamka. Samuel lekko uchylił oczy i spojrzał prosto na Nathalie, która tylko uśmiechnęła się czule i pocałowała go w czoło, pomagając mu wstać.
- Co tu się stało? - Spytał Alec podchodząc do Nathalie, która podtrzymywała Samuela za ramię, żeby ten nie stracił równowagi i nie runął na ziemię.
- Nic. - Odpowiedzieli równocześnie i skierowali się w stronę domu.
Czarnowłosa pomogła chłopakowi położyć się na łóżku i przykryła go delikatnie niebieskim kocem. Samuel prawie natychmiast zamknął oczy i odpłynął, pogrążając się w głębokim śnie. Nathalie usiadła przy biurku i schowała twarz w dłonie.
- Co ty robisz, Nathalie? - Syknęła do siebie i wyszła z pokoju, zostawiając Samuela samego.
- Po co tu przyszłaś? - Jaye spojrzała się na staruszkę ubraną na czarno. Siwe włosy spięła w wysokiego koczka i założyła na głowę maleńki kapelusik z czarną siateczką na twarz. Cassandra mierzyła swoją wnuczkę jeszcze przez dłuższą chwilę, kiedy Jaye odparła:
- Równie dobrze mogłabym się ciebie o to samo zapytać Ostatnim razem jak cię widziałam chciałaś zamordować moich przyjaciół. - Cassandra zamachnęła się mocno i uderzyła blondynkę w twarz. Jaye pomasowała się po pulsującym policzku i wyminęła swoją babcię i matkę, ruszając w stronę ludzi, którzy przyszli pożegnać jej ojca. Byli tam jego pracownicy, wspólnik, przyjaciele, rodzina - wszyscy, którzy uważali, ze znali jej ojca.
Prawda była jednak taka, że jego znał tylko on sam. Nigdy nikt do końca nie dowiedział się wszystkiego o nim. Dla Jaye stał się obcym człowiekiem, a ludzie z którym pracował znali go już jako oschłego i nieobecnego. Nigdy nie poznali tego opiekuńczego, łagodnego i wiecznie uśmiechniętego człowieka, którym był. Jaye tęskniła za odgłosem jego śmiechu, był to zdecydowanie jej ulubiony dźwięk, choć uświadomiła sobie to dopiero, gdy zrozumiała, że już nigdy więcej go nie usłyszy. Pamiętała jak wychodzili razem na miasto gdy była młodsza. Tata kupował jej lody i razem chodzili na plażę budować zamki z piasku, organizowali konkurs na najpiękniejszy. Dziwnym trafem to ona zawsze wygrywała, a zamek jej ojca wyglądał jakby go tir przejechał i na tej kupce położono kilka kamyczków.
Jaye uśmiechnęła się lekko i stanęła wśród obcych jej ludzi.
- Co ona tu robi? Miało jej nie być. Przyszła po spadek ojca. - Usłyszała Jaye, kiedy stawała przy mównicy. Uznała, że jeśli już pofatygowała się, żeby przyjść równie dobrze mogła przyjść i powiedzieć coś o swoim ojcu. Blondynka uśmiechnęła się lekko i zaczęła mówić:
- Ludzie przychodzą na świat, przyzwyczajają się do życia, a kiedy czują się szczęśliwi wszystko zostaje im odebrane. Wszystko, co było dla nich ważne zostaje usunięte z ich drogi, a oni sami umierają w samotności. Bez wsparcia - Dziewczyna spojrzała się na swoją babcię i matkę - z uczuciem złości, zazdrości i wiedzą, że stracili wszystko na co pracowali przez te wszystkie lata. Fakt, że mój ojciec cierpiał praktycznie przez całe swoje życie pewnie nie był pocieszający, gdy uświadomił sobie, ze już nigdy więcej nie zobaczy swojej rodziny. Moja babcia poniżała go. Za każdym razem, gdy próbował zrobić dla niej coś miłego, ona po prostu zbywała go wzrokiem albo mówiła coś niemiłego na jego temat. W sumie nadal tak robi.. ze wszystkimi. - Jaye uśmiechnęła się do Cassandry, która zrobiła się cała czerwona ze złości - Moja mama też nie była idealną żoną i matką. Wiecznie nie było jej w domu, mój ojciec harował jak wół w polu, a ona wychodziła na zakupy i kupowała sobie futro za tysiące euro, wyjeżdżała na wakacje, nie poświęcała nikomu tyle czasu ile sobie. Jest egoistyczna i prawdopodobnie ma to po swojej mamusi, która uwielbia taka być. Pewnie gdyby tata tu był, dostałabym niezły ochrzan za to, ze zwracam się bez szacunku do starszych, ale widzicie państwo nie ma go tu, a wiecie dlaczego? - Jaye rozejrzała się po sali, szukając jakiegoś zrozumienia, ale ludzie wpatrywali się w nią tępo i słuchali, co ma do powiedzenia - Otóż dlatego, ze moja mamusia zaczęła wymagać więcej. Miała wiecznie jakiś problem, ale sama do pracy się nie pofatygowała. Cisnęła mojego ojca, aż w końcu zrobiłby wszystko żeby odejść, ale nie mógł. Miał mnie i moich braci, teraz nie ma nic i być może teraz patrzy na mnie z góry i piekli się, ze upokarzam swoją własną matkę, a jego żonę. Prawda jest jednak taka, że moja rodzona matka chciała mnie wywalić na zbity pysk z domu. Chciała się wyprowadzić razem z moją babcią z domu, kiedy ja będę na wakacjach z przyjaciółmi... Ale mówimy tu o moim ojcu. Był najlepszym człowiekiem na Ziemi. Nigdy nie spotkałam żadnego tak dobrego człowieka, która tak starałby się o swoich bliskich. Wiedział, ze mama go nie kocha, a jednak nie zostawił jej ani mnie i moich braci. trwał przy nas i kochał. Kochał... Ciekawe, czy ludzie tu zgromadzeni wiedzą co to znaczy? Kochać znaczy szanować, to znaczy mieć słabości je tolerować. Być kochanym to znaczy zostać osłabionym. Zostajesz sam ze swoimi słabościami, choć ty szanujesz swoją ukochaną. Kochasz ją ponad życie i zrobiłbyś dla niej wszystko, wychodzi jednak na to, że mój tata zginął z miłości do swojej żony. Kochałam go i ludzie, którzy tego nie robili nie powinni znaleźć się w tym miejscu. - Jaye zeszła z mównicy i ruszyła w stronę wyjścia z Kościoła. Otworzyła drzwi i pobiegła w stronę plaży.
- Obudził się już? - Spytał Alec czarnowłosej, która popijała kawę z jasnozielonego kubka Samuela. Nathalie pokiwała przecząco głową i cicho mruknęła, ze idzie się położyć.
Alec podszedł do okna i oparł się o wysoki parapet, wpatrując się w jezioro. Przypomniał sobie chwilę, kiedy poznał Jaye. Zobaczył ją na molo, siedzącą samotnie i po prostu do niej podszedł. Miał olbrzymie wyrzuty sumienia już w chwili, gdy zostawił bransoletkę na molo. Uciekł stamtąd jak najszybciej, bo nie mógł znieść myśli, ze właśnie niszczył jej życie. Pamiętaj jej groszkowe oczy, które zabłysły, gdy dotknął jej ramienia. Jego samego przechodziły ciarki, gdy tylko o niej pomyślał. Jezioro zaczęło się zamazywać, a jego oczy zaszły łzami. Alec przetarł oczy i poszedł zobaczyć, czy Samuel już wstał. Miał ochotę z kimś porozmawiać, a chłopak stał się jedyną osobą, z którą mógł to zrobić. Otworzył drzwi do sypialni Samuela i ujrzał jego lezącego w łóżku, a obok niego leżała zwinięta w kłębek Nathalie w jego koszulce. Uśmiechnął się lekko i przykrył ją drugim kocem, żeby nie marzła.
- Muszę go/ją znaleźć. - Powiedzieli równocześnie Alec i Jaye, nawet o tym nie wiedząc. Jaye zastanawiała się co właśnie robi Alec, a chłopak zastanawiał się czy blondynka, aby na pewno nie cierpi.
Oh, kocie. Zabiłaś mnie końcówką. *.* Cały rozdział jest cudowny, ale końcówka jest asjjfkfkffo. Przykro mi z powodu taty Jaye, musi być jej na prawdę ciężko. Chyba sobie ulżyła tą przemową. Mam taką nadzieję. Alec i Jaye są dla siebie stworzeni więc mają być razem. Nathalie, cóż ona chyba się zmienia. Na lepsze. :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny, jak zawsze. <3
końcówka mnie rozwaliła! List też! dhgsfhjdfghmbvnmdvbjshgbdhjbdshfhbfhbfhghdsfdshfdhsfjdsfjhvbhjbfhjfhdgfshfdfgsj KOCHAM CIĘ <3 I NIE PRZESTAWAJ ROBIĆ TEGO CO KOCHASZ...POWINNAŚ UWIERZYĆ W SIEBIE. Love ~Camille
OdpowiedzUsuńoh tyle mam teraz zajec ,ze nie mam czasu tutaj wpasc i przeczytac!nadal jestem w tyle,ale biore sie za nadbrabianie:-)
OdpowiedzUsuńO,przeczytalam wszystkie rozdzialy.nieziemskie.nie moge sie doczekac dalszych losow;-)
OdpowiedzUsuńNieziemskie ;*
OdpowiedzUsuń