Stanął naprzeciwko wielkich, dębowych drzwi i lekko nacisnął dzwonek do drzwi. Nagle drzwi się lekko uchyliły i Alec ujrzał długie blond włosy. Po chwili zobaczył także delikatną twarzyczkę, na której widoczne było lekkie zdziwienie jak i przerażenie. Domyślił się, że to własnie była Drake, która szerzej otworzyła drzwi, rozglądając się dookoła, czy Alec nie przyszedł z nikim innym. Siostry nie chciały mieć w swoim domu obcych.
Alec cicho wszedł do małego mieszkania sióstr i ruszył za Drake, która, jak się okazało, przyprowadziła go do całkiem miłego salonu. Blondyn rozejrzał się powoli wokół i przyjrzał się uważniej zdjęciu powieszonym nad kanapą. Znajdowały się na nim dwie niskie blondynki. W jednej rozpoznał Drake, była tą niższą i o łagodniejszej urodzie. Zdecydowanie wyróżniała się z tłumu, w przeciwieństwie do swojej siostry, która nie była byt urodziwa. Nie można było jednak powiedzieć, że była brzydka... Przypominała Alecowi jego matkę, a on nie lubił jej wspominać, bo to bolało. A ból jest dla słabszych... dla ludzi.
- Witam cię, Ayo, Drake. - Kiwnął na siostry i usiadł na kanapie, gdy jedna z sióstr kiwnęła głową na mebel.
- Nie powiem, że było łatwo znaleźć twoją ukochaną. Ma blokadę w umyśle. Prawdopodobnie przebywała wśród Łowców. Wiesz coś o tym? - Alec kiwnął głową na znak potwierdzenia i podrapał się po głowie. Jeśli chciał znaleźć dziewczynę, powinien powiedzieć siostrom, ze babcia Jaye jest Łowcą, jednak wiedział, ze kolaborowanie z wrogiem, gdy należy się do grupy Upadłych Aniołów jest karalne.
- Skłamiesz. - Syknęła Ayo i lekko zakręciło dłonią nad biurkiem. Alec poczuł piekący ból w podbrzuszu i upadł na ziemię. Wiedział, że siostry są zdolne do wszystkiego, ale nie czuł nigdy tak okropnego bólu. Jakby coś wyżerało mu wszystkie organy. Zaczął się modlić... Pierwszy raz od kilku lat wymówił imię Pana. Nigdy nie potrafił tego zrobić, czuł się oszukany, kiedy skończył, a ból zniknął.
Spojrzał zaszklonymi oczami na Drake, która z szeroko otwartą buzią wpatrywała się w blondyna. Najwyraźniej nie tylko ona nie spodziewała się ataku ze strony Ayo. Wstał powoli z podłogi, nie odrywając dłoni do brzucha, jakby bojąc się, że za chwilę wszystko z niego wypadnie. Bał się Ayo, był to prawdziwy strach i zarazem podziw, że jedna z sióstr okazała się kimś, kto rzuci go na kolana. Drake uśmiechnęła się przepraszająco do chłopaka, ale nie odezwała się ani słowem. Podeszła do okna, stając tyłem do Ayo i Aleca.
- O jakiej blokadzie mówiłaś? - Spytał nieco zdekoncentrowany blondyn, wpatrując się w nagie plecy Drake. Jej blond włosy opadały delikatnie na łopatki, a kiedy przechodziła z nogi na nogę jej włosy poruszały się, jakby stała na wietrze.
- Są dwie możliwości. Albo znajdowała się w pokoju z mnóstwem znaków ciszy na ścianach albo wstąpiła do Łowców Nadludzi.
- Wiem, że trudno jest ci w to uwierzyć, ale bardziej prawdopodobna jest druga wersja. - Szepnęła Drake, odwracając się w stronę blondyna. Chwyciła go za rękę i przybliżyła do swojego policzka.
- Ona urodziła się by być jedną z nas. Daj jej szansę. Może nam się przydać, wie gdzie się ukrywają. - Szepnął na ucho Cassandrze wysoki brunet.
- Nie mam do niej zaufania, Nicholasie. Musi przejść próbę. Jeśli powie nam gdzie znajdują się te szuje, przyjmiemy ją, jeśli nie, trzeba będzie jej wymazać pamięć.
- Myślę, że nagroda, którą dostaniemy jest warta wszelkich starań. Przejdzie próbę jutro w południe.
- Sama dopilnuję, żeby wszystko się udało. Nie musisz się niczym martwić.
- Będę mógł zabić tego blondaska?
- Z chęcią ci go oddam, jeżeli dopilnujesz, że będzie cierpiał.
Alec otworzył oczy i spojrzał na blondynkę, która ze zmartwieniem w oczach wpatrywała się w chłopaka. Nie chciał jej zrobić krzywdy, ale to było silniejsze od niego. Chęć zabicia, chęć zemsty - to wszystko było do niego silniejsze. Najwyraźniej urodził się, żeby być zły.
- ODSUŃ SIĘ, DRAKE! - Krzyknęła Ayo w samą porę. Alec już skakał niskiej blondynce do gardła, gdy po prostu przywarł do ziemi i nie mógł się poruszyć. Zaparło mu dech w piersiach, gdy zobaczył nóż, który kierował się w jego stronę. Czuł, że jest u kresu wytrzymałości i wykorzystał moment, kiedy siostry rozmawiały. Podniósł się z ziemi i wybiegł z mieszkania. Poczuł ogień w głowie i upadł na ziemię. Zaczął głośno krzyczeć, choć wiedział, ze nikt nie rzuci mu się z pomocą.
Nagle z mieszkania wybiegła Drake i przyłożyła jego dłoń do swojego policzka, powtarzając jak mantrę:
- Ci, spokojnie. Nic ci nie jest.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - Krzyknęła poprzez śmiech. Uwielbiał ten dźwięk. Odkąd pierwszy raz go usłyszał, wciąż rozbrzmiewał w jego głowie. Kiedy zasypiał, kiedy wstawał, kiedy jadł, kiedy próbował z kimś rozmawiać. Wciąż słyszał jej śmiech. Był dla niego codzienną mantrą, przyzwyczajeniem. Nie potrafił się od tego oderwać. Nie chciał tego przerywać. Mógłby przez całe życie słuchać jej śmiechu. Mógłby przegrać wszystko co miał, gdyby tylko przez całą wieczność mógł ją mieć przy sobie.
- Lepiej ci? - Spytała Drake, a kiedy Alec otworzył oczy, odetchnęła z ulgą wprost wymalowaną na twarzy.
- Po co to zrobiłaś? - Syknął w jej stronę Alec i podniósł się ziemi, wpatrując się z góry na blondynkę, która siedziała na schodku. Trzymała twarz w dłoniach i cicho łkała. Alec przewrócił teatralnie oczami i usiadł obok niej na marmurowym schodku. Nie wiedział co powiedzieć, dlatego tylko wpatrywał się w migoczące światło za oknem. Po chwili ujrzał twarz Jaye, która wykrzywiła się w bólu. Spojrzał przerażony na Drake, która wpatrywała się w to samo miejsce. Minutę później obraz zniknął, a migoczące światło razem z nim.
- Też to widziałaś? - Spytał cicho Alec dziewczyny, która dotykała wierzchu swojej dłoni. Denerwowała się, nigdy w życiu nie zdarzyło jej się coś takiego. Zawsze jej wizje pojawiały się w umyśle, nikt nigdy ich nie widział... Aż do teraz. Czuła, ze z tym chłopakiem jest coś nie tak, że może mieć jakąś moc, nad którą nie umiał panować.
- Nie. - Odparła cicho i wróciła biegiem do mieszkania, żeby wszystko opowiedzieć swojej siostrze. Alec został sam na korytarzu i uznał, ze ma na tyle dużo wolnego czasu, że może rozejrzeć się po budynku.
~*~
- Jaye! - Usłyszała za sobą nieznajomy jej głos. Odwróciła się akurat w momencie, gdy niska blondyneczka mocno ją do siebie przytuliła. Jaye spojrzała się nieco zdezorientowana na krótkie do ramiona włosy dziewczyny i delikatnie ją od siebie odsunęła. Wtedy zobaczyła piękne i duże niebieskie oczy i czerwone usta, które były znakiem rozpoznawczym dziewczyny.
- Camille! - Krzyknęła Jaye i uśmiechnęła się szeroko. Chodziła z dziewczyną jeden rok do liceum, dopóki Camille nie wyprowadziła się na drugi koniec Francji. Można było powiedzieć, że były jak dwie papużki nierozłączki. Wszędzie razem, o wszystkim sobie mówiły i były dla siebie jak siostry. Siostry, które obiecały, że nigdy się nie zostawią. Wychodzi na to, ze gdy przyjaciółki naprawdę sobie coś obiecają, dotrzymują słowa, choćby przeprowadziły się na dwa różne końce świata.
Rzeczą, którą najmniej się Jaye właśnie spodziewała było właśnie spotkanie przyjaciółki sprzed lat. Bojowo nastawiona szła, żeby spotkać się ze swoją babcią własnie teraz razem z Camille ruszyła w stronę kawiarni. Nie widziała swojej przyjaciółki od trzech lat. Kiedy przyjrzała jej się bliżej, zrozumiała dlaczego od razu jej nie poznała. Dziewczyna wyglądała kompletnie inaczej! Oprócz jasnoniebieskich oczu i czerwonych ust, zmieniła wszystko. Rozjaśniła włosy, urosła (!), stała się pewna siebie i wygadana. Najbardziej jednak Jaye zaskoczył strój dziewczyny. Zastanawiała się, gdzie podziały się długie spódnice, luźne bluzki i kwiatowe ozdoby, które zastąpiły skórzane spodnie, kamizelka i creepersy. Dopiero po chwili zobaczyła, że Camille niesie pod pachą kask. Blondynka zauważyła, ze Jaye jej się przygląda i powiedziała:
- Nie spodziewałaś się, że hipiska stanie się jak gangster z przedmieścia, co? - Dziewczyny zaśmiały się głośno. Jaye nigdy sobie nie uświadomiła jak bardzo tęskniła za swoją przyjaciółką. Co prawda bardzo to przeżywała na początku. Groziła, ze ucieknie z domu i się do niej przeprowadzi, że jeśli w tej chwili jej do niej nie zawiozą to sama sobie tam pojedzie wozem ojca. Na całe szczęście żaden z tych głupich pomysłów nie wypalił, a Jaye przyzwyczaiła się do faktu, ze jedyną formą kontaktu z jej przyjaciółką będzie komputer, który nie potrafił zastąpić prawdziwej rozmowy, dlatego ich kontakt urwał się jakiś czas temu.
- Raczej jestem zaskoczona faktem, że wsiadłaś na to, uwaga cytuję, dwukołowe monstrum, którego posiadaczami są dawcy narządów. - Camille uśmiechnęła się lekko i spojrzała za siebie na czarny ścigacz.
- Widzisz, jakim dobrym człowiekiem jestem? - Dziewczyny zaśmiały się głośno i weszły do małej kawiarenki za rogiem.
- Lody waniliowe z polewą czekoladową. - Powiedziała Camille, gdy tylko podszedł brunet z notesikiem. Kelner spojrzał się na Jaye, która zamówiła sobie mocną kawę i ciastko czekoladowe. Po chwili zastanowienia Camille krzyknęła:
- Podwójną porcję czekolady! - Kelner pokręcił głową na znak dezaprobaty zachowania dziewcząt, ale uśmiechnął się do Jaye. Camille położyła kask na stole i oparła się łokciami o brzeg ławy.
- Leci na ciebie! Uuu! - Jaye rozejrzała się dookoła, ale we Francji ludzie byli przyzwyczajeni, że zawsze w kawiarni znajdzie się jakieś bydło, które nie potrafi się zachować - dzisiaj tym bydłem były Jaye i Camille.
- Przestań. - Odparła zaczerwieniona dziewczyna i przeniosła wzrok na kelnera, który kierował się w ich stronę. Położył ciastko przed Jaye oraz lody przed Camille, która udała zbulwersowaną i nakrzyczała na mężczyznę, że podwójna porcja czekolady to nie jest kilka kropelek więcej. Kelner uśmiechnął się delikatnie i przeprosił na co Camille tylko głośno westchnęła i odsunęła od siebie talerz, mówiąc coś o niekompetentnych pracownikach i o tym, że nie zje swojego deseru dopóki nie dostanie swojej porcji czekolady.
Po około pięciu minutach kelner przyszedł z powrotem; tym razem z podwójną porcją czekolady dla Camille. Dziewczyny szybko zjadły swoje desery i Camille kiwnęła na kelnera, który podszedł do Jaye z rachunkiem, na którym znajdował się także jego numer telefonu. Camille zaśmiała się cicho widząc minę kelnera i wyrwała rachunek z rąk swojej przyjaciółki. Zobaczyła numer telefonu i wybuchnęła gromkim śmiechem, opluwając przy tym Jaye jak i wszystko dookoła.
- Patrz teraz. - Powiedziała cicho Cam w stronę Jaye - Przepraszam bardzo! - Mężczyzna, który podpisał się Andy, odwrócił się lekko zszokowany i podszedł do dziewczyn. - Na tym rachunku mam jakieś numerki, które z całą pewnością nie są ceną. - Jaye zaczerwieniła się nieco mniej niż Andy, który chwycił od dziewczyny papierek i poszedł wydrukować nogi.
- To było wredne. - Szepnęła Jaye i spojrzała się w załzawione od śmiechu oczy Camille, która prawie turlała się po ziemi.
- Proszę cię! Od razu zauważyłam, że facet nie jest w twoim typie, oszczędziłam ci tylko daremnej rozmowy z nim. - Zaśmiała się jeszcze głośniej niż przed chwilą i zostawiła odliczoną ilość pieniędzy. Dziewczyny od zawsze miały taki zwyczaj, ze gdy cena nie była wysoka Camille płaciła za jedzenie, a Jaye zostawiała napiwek. Blondynka chwyciła kask za sobą i ruszyła w stronę wyjścia. Jaye wyjęła banknot z portfela i zostawiła jako napiwek dla kelnera.
- Co robimy teraz? - Spytała się Camille, gdy Jaye otworzyła drzwi kawiarni. Camille odwróciła się do niej i Jaye albo się przewidziało albo dziewczyna przez chwilę miała czarne jak noc oczy. Cam uśmiechnęła się szeroko i chwyciła dziewczynę pod rękę.
Jaye spojrzała jeszcze raz w oczy dziewczyny - tak, zdecydowanie stały się czarne.
- Cam? - Szepnęła dziewczyna w stronę swojej przyjaciółki. Blondynka odwróciła się i szeroko uśmiechnęła. - Jesteś Upadłym Aniołem, prawda? - Camille rozejrzała się dookoła i głośno zaśmiała, chwytając ją z powrotem pod rękę. Jaye po chwili sama z siebie zaczęła się śmiać. Dostawała halucynacji. Wszędzie, gdzie nie spojrzała widziała Upadłe Anioły, Łowców Nadludzi, Erica. Camille ciągnęła ją za rękę jeszcze przez dobre 15 minut, aż w końcu dotarły pod olbrzymią willę, składającą się z trzech pięter.
- Mieszkasz tu? - Wyjąkała Jaye i ruszyła za Camille, która cicho skradała się na posesję. Nagle poczuła jak coś uderzyło ją w tył głowy i usłyszała nagle głos Camille, która schowała się w krzakach:
- Uważaj! Atakują! - Jaye poczuła jak coś mokrego spływa jej po plecach, kiedy zauważyła, że ktoś biegnie w jej stronę. Schyliła się akurat w momencie, gdy jakiś chłopak skoczył w jej stronę. Podziękowała w duszy swojemu refleksowi, ale najwyraźniej zapeszyła, bo pół minuty później leżała na ziemi, twarzą w trawie.
- No i pięknie. - Syknęła sama do siebie Jaye i podniosła się z ziemi. Była cała w błocie, ale kiedy podniosła wzrok ujrzała wysokiego szatyna z zielonymi oczami, który wpatrywał się w nią z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobrze się czujesz? - Jaye pokiwała głowę i wręcz czuła jak się czerwieni. Camille nagle pojawiła się obok niej z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach niż miał napastnik Jaye.
- Cześć, Paul. - Zachichotała głupio Camille. Dopiero kiedy Jaye głośno i znacząco odchrząknęła, Camille przebudziła się i cicho przedstawiła sobie parę. Kiedy Jaye uścisnęła dłoń Paula przed jej oczami pojawiła się postać jej babci i chłopaka, którzy szli obok siebie. Cassandra coś do niego mówiła, ale Paul cały czas zaprzeczał. Po chwili oboje zaczęli krzyczeć, a cały obraz zniknął w momencie, gdy Paul puścił dłoń Jaye.
- Znasz moją babcie. - Wypaliła dziewczyna i poczuła jak Camille uderza ją w ramię.
- Tak, jestem byłym Łowcą Nadludzi. - Camille spojrzała się na chłopaka z niedowierzaniem i skarciła go wzrokiem jak szczeniaka, który nasikał swojemu właścicielowi na dywan.
- Ona o tym nie wie! Do jasnej cholery, Paul, czy ty kiedykolwiek przemyślałeś to, co chcesz powiedzieć?! - Camille ruszyła w stronę domu i głośno trzasnęła drzwiami.
- Jak to byłym Łowcą? Można sobie stamtąd po prostu odejść? - Spytała Jaye, na co Paul spojrzał się na nią z niedowierzaniem. Chwycił ją za rękę mówiąc, że to nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy i pociągnął dziewczynę za sobą do domu. Zaprowadził Jaye do jadalni, w której, przy stole, siedziało na oko dziesięć osób, mężczyzn i kobiet w różnym wieku.
- Może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi? Camille? - Dziewczyna spojrzała się przepraszająco na Jaye i usiadła obok kobiety w czerwonej sukience do ziemi. Kobieta wskazała jej miejsce między czarnoskórą dziewczyną, a Azjatą i szeroko się uśmiechnęła. Jaye niepewnie podeszła do towarzystwa i usiadł na wskazane miejsce.
- Przepraszam za nich. Mówiłam im już, że gości nie przyjmuje się poprzez rzucanie w nich balonami z wodą. - Jaye uśmiechnęła się lekko i niepewnie i spojrzała na Camille, która wzrokiem szukała czegoś na czym mogłaby się skupić przez dłuższą chwilę.
- Kim wy wszyscy jesteście i czego ode mnie chcecie? - Warknęła Jaye i odsunęła się razem z krzesłem od stołu, żeby mieć lepsze pole do manewru i ucieczki w razie jakichkolwiek problemów. Wolała być ubezpieczona, byłaby pewniejsza gdyby ktoś kogo znała praktycznie całe życie nie wystawił ja do wiatru.
- Camille już znasz. Jest byłym Upadłym Aniołem, dlatego zauważyłaś, że jej oczy na moment się zmieniły. - Jaye otworzyła szeroko oczy i cicho wydukała swoje pytanie:
- Jak to możliwe?
- Ja to zrobiłem? - Powiedział pewnie Paul i chwycił się krzesła Camille, kładąc jedną dłoń na jej ramieniu. - Dlatego właśnie nie jestem już Łowcą Nadludzi. Żeby ją uratować musiałem zyskać zaufanie twojej babci, tylko ona potrafi odwrócić czar. - Jaye wpatrywała się jak zaczarowana w Paula, który ni zwracał uwagi na to, że dziewczyna prawie nic nie rozumie z jego opowieści. Patrzył prosto w jej oczy i w momencie, kiedy dziewczyna odwróciła wzrok, on przestał mówić. Dopiero kiedy powróciła do spojrzenia w groszkowe oczy chłopaka, usłyszała dalszą część.
- Twoja babcia powiedziała, że muszę zabić jednego z Upadłych, żeby mi mogła zaufać.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić, Paul. - Szepnęła Camille i spojrzała w oczy Jaye z niechęcią, jakby to ona była przyczyną tego, że z jej winy Paul musiał kogoś zabić. Chłopak ją zignorował i wciąż wpatrując się w oczy Jaye, powiedział:
- Wiem. Dziewczyna musi wiedzieć, że jej babcia jest suką.
- Paul! - Krzyknęła kobieta w czerwonej sukience. - Panuj nad słowami.
- Przepraszam. Twoja babcia kazała mi zabić moją własną matkę. - Jaye głośno wciągnęła powietrze, a w jej oczach pojawiły się łzy. Co prawda nigdy nie miała miłych wspomnień ze swoją babcią, ale nigdy nie pomyślałaby, ze ta starsza kobieta jest zdolna do takich okrucieństw.
- Trzymałem nóż na gardle mojej mamy. Mojej własnej matki. Nie chciałem jej zabić... Odkładałem nóż, kiedy po prostu ktoś mnie z nim popchnął, a ostrze wbiło się w jej krtań. Kiedy rozejrzałem się dookoła, nikogo nie było w pomieszczeniu. W zamian za to, Cassandra zdjęła czar z Camille, a śmierć mojej mamy przeszła do historii jako samobójstwo. - Camille głośno załkała i wybiegła z jadalni. Za nią ruszył Azjata i Murzynka, którzy siedzieli obok Jaye. W pokoju zostało osiem osób razem z Jaye.
- Czy reszcie z was moja babcia zrobiła to samo? - Tylko niektórzy z nich pokiwali twierdząco głową. Reszta z nich siedziała nieruchomo i wpatrywali się w swoje dłonie lub na siebie nawzajem.
Jaye spojrzała przepraszająco na Paula i kobietę w czerwieni i wybiegła z jadalni. Stanęła w przedpokoju i rozejrzała się dookoła. Ujrzała uchylone białe drzwi i skierowała się w ich stronę.
- Camille? - Szepnęła cicho i usiadła koło blondynki na łóżku. Dwójka ludzi, którzy wybiegli za Cam z jadalni natychmiast zniknęła z pokoju i zostawiła je same.
- Wiesz dobrze, że to nie twoja wina. - Powiedziała Jaye i mocno ją objęła.
- Co z tego, ze ja to wiem, skoro Paul do końca życia będzie mnie nienawidził?! - Jaye mocno ją do siebie przygarnęła i pocałowała ją w czubek głowy.
__________________________________________________________
CAMILLE (: (postać epizodyczna) - Camille! - Krzyknęła Jaye i uśmiechnęła się szeroko. Chodziła z dziewczyną jeden rok do liceum, dopóki Camille nie wyprowadziła się na drugi koniec Francji. Można było powiedzieć, że były jak dwie papużki nierozłączki. Wszędzie razem, o wszystkim sobie mówiły i były dla siebie jak siostry. Siostry, które obiecały, że nigdy się nie zostawią. Wychodzi na to, ze gdy przyjaciółki naprawdę sobie coś obiecają, dotrzymują słowa, choćby przeprowadziły się na dwa różne końce świata.
Rzeczą, którą najmniej się Jaye właśnie spodziewała było właśnie spotkanie przyjaciółki sprzed lat. Bojowo nastawiona szła, żeby spotkać się ze swoją babcią własnie teraz razem z Camille ruszyła w stronę kawiarni. Nie widziała swojej przyjaciółki od trzech lat. Kiedy przyjrzała jej się bliżej, zrozumiała dlaczego od razu jej nie poznała. Dziewczyna wyglądała kompletnie inaczej! Oprócz jasnoniebieskich oczu i czerwonych ust, zmieniła wszystko. Rozjaśniła włosy, urosła (!), stała się pewna siebie i wygadana. Najbardziej jednak Jaye zaskoczył strój dziewczyny. Zastanawiała się, gdzie podziały się długie spódnice, luźne bluzki i kwiatowe ozdoby, które zastąpiły skórzane spodnie, kamizelka i creepersy. Dopiero po chwili zobaczyła, że Camille niesie pod pachą kask. Blondynka zauważyła, ze Jaye jej się przygląda i powiedziała:
- Nie spodziewałaś się, że hipiska stanie się jak gangster z przedmieścia, co? - Dziewczyny zaśmiały się głośno. Jaye nigdy sobie nie uświadomiła jak bardzo tęskniła za swoją przyjaciółką. Co prawda bardzo to przeżywała na początku. Groziła, ze ucieknie z domu i się do niej przeprowadzi, że jeśli w tej chwili jej do niej nie zawiozą to sama sobie tam pojedzie wozem ojca. Na całe szczęście żaden z tych głupich pomysłów nie wypalił, a Jaye przyzwyczaiła się do faktu, ze jedyną formą kontaktu z jej przyjaciółką będzie komputer, który nie potrafił zastąpić prawdziwej rozmowy, dlatego ich kontakt urwał się jakiś czas temu.
- Raczej jestem zaskoczona faktem, że wsiadłaś na to, uwaga cytuję, dwukołowe monstrum, którego posiadaczami są dawcy narządów. - Camille uśmiechnęła się lekko i spojrzała za siebie na czarny ścigacz.
- Widzisz, jakim dobrym człowiekiem jestem? - Dziewczyny zaśmiały się głośno i weszły do małej kawiarenki za rogiem.
- Lody waniliowe z polewą czekoladową. - Powiedziała Camille, gdy tylko podszedł brunet z notesikiem. Kelner spojrzał się na Jaye, która zamówiła sobie mocną kawę i ciastko czekoladowe. Po chwili zastanowienia Camille krzyknęła:
- Podwójną porcję czekolady! - Kelner pokręcił głową na znak dezaprobaty zachowania dziewcząt, ale uśmiechnął się do Jaye. Camille położyła kask na stole i oparła się łokciami o brzeg ławy.
- Leci na ciebie! Uuu! - Jaye rozejrzała się dookoła, ale we Francji ludzie byli przyzwyczajeni, że zawsze w kawiarni znajdzie się jakieś bydło, które nie potrafi się zachować - dzisiaj tym bydłem były Jaye i Camille.
- Przestań. - Odparła zaczerwieniona dziewczyna i przeniosła wzrok na kelnera, który kierował się w ich stronę. Położył ciastko przed Jaye oraz lody przed Camille, która udała zbulwersowaną i nakrzyczała na mężczyznę, że podwójna porcja czekolady to nie jest kilka kropelek więcej. Kelner uśmiechnął się delikatnie i przeprosił na co Camille tylko głośno westchnęła i odsunęła od siebie talerz, mówiąc coś o niekompetentnych pracownikach i o tym, że nie zje swojego deseru dopóki nie dostanie swojej porcji czekolady.
Po około pięciu minutach kelner przyszedł z powrotem; tym razem z podwójną porcją czekolady dla Camille. Dziewczyny szybko zjadły swoje desery i Camille kiwnęła na kelnera, który podszedł do Jaye z rachunkiem, na którym znajdował się także jego numer telefonu. Camille zaśmiała się cicho widząc minę kelnera i wyrwała rachunek z rąk swojej przyjaciółki. Zobaczyła numer telefonu i wybuchnęła gromkim śmiechem, opluwając przy tym Jaye jak i wszystko dookoła.
- Patrz teraz. - Powiedziała cicho Cam w stronę Jaye - Przepraszam bardzo! - Mężczyzna, który podpisał się Andy, odwrócił się lekko zszokowany i podszedł do dziewczyn. - Na tym rachunku mam jakieś numerki, które z całą pewnością nie są ceną. - Jaye zaczerwieniła się nieco mniej niż Andy, który chwycił od dziewczyny papierek i poszedł wydrukować nogi.
- To było wredne. - Szepnęła Jaye i spojrzała się w załzawione od śmiechu oczy Camille, która prawie turlała się po ziemi.
- Proszę cię! Od razu zauważyłam, że facet nie jest w twoim typie, oszczędziłam ci tylko daremnej rozmowy z nim. - Zaśmiała się jeszcze głośniej niż przed chwilą i zostawiła odliczoną ilość pieniędzy. Dziewczyny od zawsze miały taki zwyczaj, ze gdy cena nie była wysoka Camille płaciła za jedzenie, a Jaye zostawiała napiwek. Blondynka chwyciła kask za sobą i ruszyła w stronę wyjścia. Jaye wyjęła banknot z portfela i zostawiła jako napiwek dla kelnera.
- Co robimy teraz? - Spytała się Camille, gdy Jaye otworzyła drzwi kawiarni. Camille odwróciła się do niej i Jaye albo się przewidziało albo dziewczyna przez chwilę miała czarne jak noc oczy. Cam uśmiechnęła się szeroko i chwyciła dziewczynę pod rękę.
Jaye spojrzała jeszcze raz w oczy dziewczyny - tak, zdecydowanie stały się czarne.
- Cam? - Szepnęła dziewczyna w stronę swojej przyjaciółki. Blondynka odwróciła się i szeroko uśmiechnęła. - Jesteś Upadłym Aniołem, prawda? - Camille rozejrzała się dookoła i głośno zaśmiała, chwytając ją z powrotem pod rękę. Jaye po chwili sama z siebie zaczęła się śmiać. Dostawała halucynacji. Wszędzie, gdzie nie spojrzała widziała Upadłe Anioły, Łowców Nadludzi, Erica. Camille ciągnęła ją za rękę jeszcze przez dobre 15 minut, aż w końcu dotarły pod olbrzymią willę, składającą się z trzech pięter.
- Mieszkasz tu? - Wyjąkała Jaye i ruszyła za Camille, która cicho skradała się na posesję. Nagle poczuła jak coś uderzyło ją w tył głowy i usłyszała nagle głos Camille, która schowała się w krzakach:
- Uważaj! Atakują! - Jaye poczuła jak coś mokrego spływa jej po plecach, kiedy zauważyła, że ktoś biegnie w jej stronę. Schyliła się akurat w momencie, gdy jakiś chłopak skoczył w jej stronę. Podziękowała w duszy swojemu refleksowi, ale najwyraźniej zapeszyła, bo pół minuty później leżała na ziemi, twarzą w trawie.
- No i pięknie. - Syknęła sama do siebie Jaye i podniosła się z ziemi. Była cała w błocie, ale kiedy podniosła wzrok ujrzała wysokiego szatyna z zielonymi oczami, który wpatrywał się w nią z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobrze się czujesz? - Jaye pokiwała głowę i wręcz czuła jak się czerwieni. Camille nagle pojawiła się obok niej z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach niż miał napastnik Jaye.
- Cześć, Paul. - Zachichotała głupio Camille. Dopiero kiedy Jaye głośno i znacząco odchrząknęła, Camille przebudziła się i cicho przedstawiła sobie parę. Kiedy Jaye uścisnęła dłoń Paula przed jej oczami pojawiła się postać jej babci i chłopaka, którzy szli obok siebie. Cassandra coś do niego mówiła, ale Paul cały czas zaprzeczał. Po chwili oboje zaczęli krzyczeć, a cały obraz zniknął w momencie, gdy Paul puścił dłoń Jaye.
- Znasz moją babcie. - Wypaliła dziewczyna i poczuła jak Camille uderza ją w ramię.
- Tak, jestem byłym Łowcą Nadludzi. - Camille spojrzała się na chłopaka z niedowierzaniem i skarciła go wzrokiem jak szczeniaka, który nasikał swojemu właścicielowi na dywan.
- Ona o tym nie wie! Do jasnej cholery, Paul, czy ty kiedykolwiek przemyślałeś to, co chcesz powiedzieć?! - Camille ruszyła w stronę domu i głośno trzasnęła drzwiami.
- Jak to byłym Łowcą? Można sobie stamtąd po prostu odejść? - Spytała Jaye, na co Paul spojrzał się na nią z niedowierzaniem. Chwycił ją za rękę mówiąc, że to nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy i pociągnął dziewczynę za sobą do domu. Zaprowadził Jaye do jadalni, w której, przy stole, siedziało na oko dziesięć osób, mężczyzn i kobiet w różnym wieku.
- Może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi? Camille? - Dziewczyna spojrzała się przepraszająco na Jaye i usiadła obok kobiety w czerwonej sukience do ziemi. Kobieta wskazała jej miejsce między czarnoskórą dziewczyną, a Azjatą i szeroko się uśmiechnęła. Jaye niepewnie podeszła do towarzystwa i usiadł na wskazane miejsce.
- Przepraszam za nich. Mówiłam im już, że gości nie przyjmuje się poprzez rzucanie w nich balonami z wodą. - Jaye uśmiechnęła się lekko i niepewnie i spojrzała na Camille, która wzrokiem szukała czegoś na czym mogłaby się skupić przez dłuższą chwilę.
- Kim wy wszyscy jesteście i czego ode mnie chcecie? - Warknęła Jaye i odsunęła się razem z krzesłem od stołu, żeby mieć lepsze pole do manewru i ucieczki w razie jakichkolwiek problemów. Wolała być ubezpieczona, byłaby pewniejsza gdyby ktoś kogo znała praktycznie całe życie nie wystawił ja do wiatru.
- Camille już znasz. Jest byłym Upadłym Aniołem, dlatego zauważyłaś, że jej oczy na moment się zmieniły. - Jaye otworzyła szeroko oczy i cicho wydukała swoje pytanie:
- Jak to możliwe?
- Ja to zrobiłem? - Powiedział pewnie Paul i chwycił się krzesła Camille, kładąc jedną dłoń na jej ramieniu. - Dlatego właśnie nie jestem już Łowcą Nadludzi. Żeby ją uratować musiałem zyskać zaufanie twojej babci, tylko ona potrafi odwrócić czar. - Jaye wpatrywała się jak zaczarowana w Paula, który ni zwracał uwagi na to, że dziewczyna prawie nic nie rozumie z jego opowieści. Patrzył prosto w jej oczy i w momencie, kiedy dziewczyna odwróciła wzrok, on przestał mówić. Dopiero kiedy powróciła do spojrzenia w groszkowe oczy chłopaka, usłyszała dalszą część.
- Twoja babcia powiedziała, że muszę zabić jednego z Upadłych, żeby mi mogła zaufać.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić, Paul. - Szepnęła Camille i spojrzała w oczy Jaye z niechęcią, jakby to ona była przyczyną tego, że z jej winy Paul musiał kogoś zabić. Chłopak ją zignorował i wciąż wpatrując się w oczy Jaye, powiedział:
- Wiem. Dziewczyna musi wiedzieć, że jej babcia jest suką.
- Paul! - Krzyknęła kobieta w czerwonej sukience. - Panuj nad słowami.
- Przepraszam. Twoja babcia kazała mi zabić moją własną matkę. - Jaye głośno wciągnęła powietrze, a w jej oczach pojawiły się łzy. Co prawda nigdy nie miała miłych wspomnień ze swoją babcią, ale nigdy nie pomyślałaby, ze ta starsza kobieta jest zdolna do takich okrucieństw.
- Trzymałem nóż na gardle mojej mamy. Mojej własnej matki. Nie chciałem jej zabić... Odkładałem nóż, kiedy po prostu ktoś mnie z nim popchnął, a ostrze wbiło się w jej krtań. Kiedy rozejrzałem się dookoła, nikogo nie było w pomieszczeniu. W zamian za to, Cassandra zdjęła czar z Camille, a śmierć mojej mamy przeszła do historii jako samobójstwo. - Camille głośno załkała i wybiegła z jadalni. Za nią ruszył Azjata i Murzynka, którzy siedzieli obok Jaye. W pokoju zostało osiem osób razem z Jaye.
- Czy reszcie z was moja babcia zrobiła to samo? - Tylko niektórzy z nich pokiwali twierdząco głową. Reszta z nich siedziała nieruchomo i wpatrywali się w swoje dłonie lub na siebie nawzajem.
Jaye spojrzała przepraszająco na Paula i kobietę w czerwieni i wybiegła z jadalni. Stanęła w przedpokoju i rozejrzała się dookoła. Ujrzała uchylone białe drzwi i skierowała się w ich stronę.
- Camille? - Szepnęła cicho i usiadła koło blondynki na łóżku. Dwójka ludzi, którzy wybiegli za Cam z jadalni natychmiast zniknęła z pokoju i zostawiła je same.
- Wiesz dobrze, że to nie twoja wina. - Powiedziała Jaye i mocno ją objęła.
- Co z tego, ze ja to wiem, skoro Paul do końca życia będzie mnie nienawidził?! - Jaye mocno ją do siebie przygarnęła i pocałowała ją w czubek głowy.
Siedzieli oboje na brzegach swoich łóżek i myśleli o tym, o dokładnie poszło nie tak. Sądzili, ze są sobie pisani, wszystko na to wskazywało. Teraz jednak było inaczej. On - obwiniał siebie za to, że jego ukochana odeszła. To było dla niego za wiele zakochać się w kimś, kto nie będzie z nim przez wieczność. Ona - sądziła, że nie jest dla niego wystarczająco dobra. Siedzieli teraz w tym samym miejscy setki kilometrów od siebie i myśleli. Ona próbowała o tym zapomnieć, chciała już nigdy więcej go nie zobaczyć, ale w głębi duszy czuła, że chciała tego tylko dlatego, że tak byłoby lepiej. Pragnęła poczuć jego dotyk, jego oddech na swojej szyi. Chciała po raz kolejny usłyszeć dwa słowa, które tworzyły gęsią skórkę na całym jej ciele. On chciał ponownie sprawić, żeby poczuła się ważna, żeby poczuła się jak księżniczka, bo wiedział, że jako jedyna osoba na świecie na to zasługiwała. Nie potrafił patrzeć jak cierpi. Nie mógł uwierzyć, że powiedział jej kiedyś, że jej nie kocha. Był głupcem. Był głupcem swoich własnych marzeń o tym, że Nathalie go kiedyś pokocha. Ona za to zaślepiona była miłością do niego, co doprowadziło do tego, że żadne z nich nie było pewne czy jeszcze zobaczą siebie nawzajem.
Miał kilka dni, żeby wszystko odkręcić inaczej wszystkie jego wspomnienia znikną i znowu zostanie sam jak palec ze swoim problemami.
Najbardziej na świecie pragnął spakować walizki i ruszyć w nieznane, ale chciał to robić z nią. Bo samemu nie miało to dla niego żadnego sensu...
__________________________________________________________
Witam na TLS po długiej przerwie. Przepraszam za opóźnienie, ale miałam totalny brak weny i dopiero teraz udało mi się co nieco dla was wyskrobac. Mam nadzieję, że wam się spodoba i skomentujecie (:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ (:
ASJKDHAJSJ! Normalnie cię uwielbiam i kocham za ro opowiadanie, ale chcę żebyś wiedziała, że zabiję cię, jeżeli coś zrobisz Alecowi. Nie może umrzeć, ani zapomnieć - nic. Ma ją znaleźć, uratować przed Łowcami, ona nie może do nich dołączyć!
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski i tak się cieszę, że nie zawiesiłaś. Nawet sobie nie zdajesz z tego sprawy. <3
SDHDSJKGHGJKFHJKFDGHDKGHKJGHFDKJGHDFJGHD UMARŁAM!
OdpowiedzUsuńNieziemski! Zgadzam się całkowicie z opinią Hot Stuff Niall.!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie ;)
Jesteś niesamowita! ;*