- Jak ci minął dzień? - Spytała Jaye z udawanym zainteresowaniem Aleca, który właśnie wszedł do pokoju hotelowego.
- Cudownie! Poznałem jakąś Francuzkę. - Powiedział i zabawnie poruszył brwiami. Dziewczyna położyła swoją torbę na kolanach i wyciągnęła z niej portfel.
- Wiesz co to jest? - Powiedziała z wyrzutem.
- Portfel? - Spytał lekko zdezorientowany Alec i odłożył mapę na toaletkę.
- A wiesz co było w środku? - Potrząsnęła teatralnie portfelem i nie zważając na głupią minę Aleca i brak odpowiedzi, wyciągnęła zawieszkę w kształcie motylka z jednej z przegródek i krzyknęła:
- Jakim cudem to znalazło się w moim portfelu!?
- Mówiłem ci. Zawsze krok przed tobą. - Przelotnie rzucił na mnie okiem i usiadł w fotelu, włączając telewizor.
- Palant. - Syknęła Jaye i położyła zawieszkę na szafkę nocną. Znalazła ją po tej chorej wizji, kiedy nie wiedziała co ze sobą zrobić. Otworzyła torebkę i wyjęła portfel, kiedy wyleciała z niego ta zawieszka. Przykryła się kołdrą, próbując zasnąć. Liczyła owce, litery w imionach, próbowała się wyłączyć, ale jej mózg jak na złość kompletnie ześwirował i nie potrafiła się na niczym konkretnym skupić. Rzuciła poduszką w Aleca. Miała pewien pomysł, ale musiała zwerbować go do pomocy.
- Hej! - Krzyknął zaskoczony Alec i wyciągnął słuchawki z uszu.
- Potrzebuję pomocy. - Powiedziała i pokazała mu zawieszkę.
- Mam tylko zapisywać co się dzieje? - Spytał trzymając notes i ulubiony, fioletowy długopis blondynki.
- Tak. Ja założę zawieszkę, a ty po prostu piszesz. - Powiedziała i zaczepiła zawieszkę na łańcuszek.
- Nic się nie dzieje. - Powiedział przestraszony Alec i rozejrzał się dookoła, jakby szukając strasznego potwora, który zaraz wyjdzie z szafy i oderwie im obojgu głowę.
- Przecież już raz widziałeś ten atak. - Alec pokiwał przecząco głową i mruknął coś speszony o tym, że w ogóle nie patrzył. Jaye zaśmiała się cicho i chciała coś powiedzieć, ale poczuła dziwne mrowienie w podbrzuszu, a następne co zapamiętała to przerażony wzrok Aleca, kiedy ją łapał.
Przetarła oczy i spojrzała na blondyna, który patrzył się w okno i bujając się lekko powtarzał:
- Piętnaście dni minie całych, nim o tragedii dowie się świat cały. Ratuj się ktokolwiek może, bo wyrok śmierci nie ukorze. - Podeszła do niego powoli i cicho spytała:
- Alec, co się dzieje? - Blondyn podskoczył przestraszony i uśmiechnął się delikatnie.
- Dobrze się czujesz? - Dziewczyna usłyszała lekko drżący głos Aleca i pokiwała twierdząco głową, obejmując jego zimną jak lód dłoń. Spojrzała na bransoletkę, przy której wisiały teraz dwie zawieszki - motylek i śnieżynka.
- A, więc co sobie zapisałeś? - Spytała, chwytając gęsto zapisaną karteczkę.
- "Jej piękne oczy"? Serio, Alec? - Spytała ze śmiechem, machając przed nim wyrwaną kartką z notesu.
- To nie jest o tobie. Druga strona, blondi. - Prychnął Alec i wyrwał jej kartkę z dłoni, podając ją dobrą stroną, na której zapisane były tylko dwa zdania, które minutę temu powtarzał.
- Tylko tyle? - Spytała, wzdychając ciężko i siadając z powrotem na łóżku.
- Przepraszam. - Szepnął blondyn i wyszedł z pokoju. Jaye uznała, ze zbyt wiele razy uciekał prze problemami, a teraz, kiedy już został w to wplątany, nie pozwoli mu od tego tak łatwo uciec.Od teraz siedzieli w tym razem, czy tego chce czy nie - to już nie jest jego wybór. Ubrała szybko przewiewną kurtkę, trampki i w biegu chwytając torebkę, wyskoczyła z pokoju.
- Wiesz coś? - Usłyszała dziewczęcy głos za rogiem hotelu. Wyjrzała delikatnie zza budynku i ujrzała Aleca z jakąś czarnowłosą dziewczyną. Miała około 17 lat, długie do pasa włosy i ciemne oczy. Zaraz do głowy przyszła jej dziewczyna, którą opisywał mi Alec, ale to by było kompletnie niedorzeczne. W oczach Jaye Alec nie był na tyle głupi, żeby wciąż się z nią spotykać. On nie mógł... Był dobry, choć za wszelką cenę chciał udowodnić, ze tak nie jest.
- Domyśla się czegoś? - Ponowny głos dziewczyny, tym bardziej nieco ostrzejszy i głośniejszy. Jaye spojrzała na Aleca, który przecząco pokręcił głową. Nie widziała wyrazu jego twarzy, ale podejrzewała, że raczej się nie uśmiechał. Po chwili usłyszała drwiący śmiech dziewczyny i zdanie pogardliwie wypowiedziane w stronę blondyna:
- Nie mów, że się w niej zakochałeś? Przecież to ja byłam tą, która cię uwolniła, nie pamiętasz już? - Alec splunął na ziemię i krzyknął:
- Zamknęłaś mnie w klatce bez wyjścia! - Ujrzała jeszcze tylko gorzko śmiejącą się dziewczynę, gdy poczuła czyjąś dłoń na swojej twarzy. Wiedziała, że zaczyna brakować jej tchu i już po chwili widziała tylko ciemność.
- Nieładnie tak podsłuchiwać. - Usłyszała czyjś szept. Otworzyła delikatnie oczy i ujrzała roześmianą twarz Erica. Chciała coś powiedzieć, ale do buzi wciśnięto jej nasączoną wodą ścierkę, a ręce i nogi miała zakneblowane grubym sznurem.
- Oj biedna, biedna. Nie masz co się szarpać. I tak się nie wydostaniesz. - Powiedział i przejechał dłonią po wewnętrznej stronie jej uda. Jaye spojrzała przerażona w stronę drzwi, czekając aż ktoś w magiczny sposób wbiegnie o pokoju, dokładnie tak jak w filmach, jednym ruchem pokona Erica, uwolni ją i wszystko skończy się dobrze. W zamian usłyszała tylko gorzki śmiech Erica, po czym spojrzała w jego czarne oczy z czystą nienawiścią wymalowaną na twarzy. Po chwili poczuła jak jego ręka kieruje się w stronę górnych guziczków lekko już rozpiętej koszuli. Eric chciał, żeby dziewczyna widziała każdy jego kolejny krok, który zaraz wykona. Chciał zobaczyć jej ciało, chciał ją poczuć. Nie mógł znieść samego widoku i faktu, że ona wygląda tak samo jak jego ukochana. Męczyło go to. Dziewczyna zaczęła się szarpać i rzucać, choć wywoływało to ogromną falę bólu. Nagle do pomieszczenia wbiegł Alec, krzycząc coś do Erica, który mimo wszystko wciąż był w doskonałym humorze.
- Zostaw ją w spokoju! - Krzyknął Alec podtrzymując się drzwi. Eric spojrzał na Jaye lekko zdziwiony i wyciągnął jej szmatkę z ust, na co ona mocno zaciągnęła się powietrzem.
- Kutas! - Krzyknęła, a roześmiany Eric, widząc wyraz jej twarzy, powiedział:
- Wciąż na swoim miejscu. - Alec prychnął i podszedł do Erica, stając z nim twarzą w twarz. Do tej pory Jaye nie zwróciła na to uwagi, ze byli mniej więcej w tym samym wzroście, choć Eric wydawał się nieco potężniejszy.
- Jeśli twoja ręka jeszcze raz zbliży się do Jaye, to już niedługo pozostanie na swoim miejscu. - Eric spojrzał się na dziewczynę przerażony i powiedział:
- Demoralizujesz mi, Aleca, blondyneczko. - Roześmiał się w głos i jednym, zgrabnym ruchem odepchnął od siebie Aleca.
- Nie dotykaj jej! - Krzyknął Alec, ale nie zdołał się podnieść, trzymany przez jakąś niewidzialną siłę przy podłodze.
- Wszystkie dziewczyny musisz zmuszać do seksu z tobą? - Spytała śmiało dziewczyna z drwiącym uśmiechem, gdy Eric próbował rozpiąć guziki. Nie wiedziała z kim zadziera. Eric był silny, silniejszy niż myślała. Jednym ruchem mógłby zrobić z nią cokolwiek zechce. Alec to wiedział, dlatego nie próbował zgrywać zbyt wielkiego bohatera, szkoda, że dziewczyna była jeszcze tak bardzo nieświadoma bólu, który może jej zadać.
- Wiesz, wyciąganie ci z buzi tej szmatki to jednak nie był dobry pomysł. Byłaś taka ładna, jak mniej mówiłaś.
- Swoją siostrę też musiałeś zmuszać, prawda?! - Krzyknęła i po sekundzie poczuła mocne uderzenie w policzek. Dziewczyna czuła pulsujący ból w tym miejscu, ale nie okazała słabości, wciąż wpatrując się w wściekłe oczy Erica, gdy zobaczyła, ze jego ręka po raz drugi kieruje się w stronę mojej twarzy. Był wściekły, dziewczyna na za dużo sobie pozwalała. To on był tu władcą, to on panował nad wszystkim. Nie można się do niego tak zwracać. Jaye niemo podziękowała Alecowi, który uchronił ją od drugiego ciosu w twarz.
- Dotkniesz ją, a posmakujesz mojej pięści. - Eric zaśmiał się gorzko i wskazując na dziewczynę palcem, spytał:
- Naprawdę ona jest dla ciebie ważniejsza niż twój własny ojciec? Pamiętaj, ze to ja cię stworzyłem i wychowałem.
- Stworzyłeś, ale nie wychowałeś. nie jesteśmy rodziną. - Eric spojrzał na blondyna nieco zaskoczony i odwracając się do niego tyłem, powiedział:
- Uwolnij ją i wyjdźcie. - Nie sądził, że blondyn zdobędzie się na taką odwagę. On był jego ojcem i fakt, że tym razem wybrał dziewczynę, nie znaczy, ze Alec nie jest jego własnością...
Alec zacisnął dłonie w pięści i patrzył na Erica jeszcze przez chwilę, po czym podszedł do dziewczyny nic nie mówiąc i rozwiązał sznur na jej zakrwawionych nadgarstkach i kostkach, prowadząc do wyjścia.
- Czemu mnie wypuścił? - Alec prowadził Jaye do hotelu i nie odezwał ani jednym słowem od dziesięciu minut.
- Mów do mnie, Alec! - Krzyknęła dziewczyna, przystając na moment. Blondyn spojrzał na nią zdziwiony i powiedział:
- Przez ciebie nawrzeszczałem na Erica! Sprzeciwiłem mu się, ale ty jak zwykle martwisz się o własny interes!
- Nie mów tak do mnie! - Szepnęła i sama ruszyła w stronę hotelu, wyprzedzając Aleca o kilka metrów.
- Kocham Cię. - Usłyszała głos Aleca i odwróciła się zaskoczona.
piątek, 30 listopada 2012
wtorek, 27 listopada 2012
Dziesięć.
Miesiąc od śmierci braci Jaye, Alec zaproponował jej wspólny wyjazd do Paryża. Dla Jaye było to trochę dziwne, że przez tak długi okres czasu nie odezwał się do niej ani słowem, a teraz zaproponował jej wyjazd do miasta pełnego romantyzmu i miłości. Zgodziła się tylko dlatego, ze dawno tam nie była i dlatego, ze miała mnóstwo pytań, co do jego osoby. Za przykład można było wziąć fakt, że widzą go też inni ludzie, a podobno jest postacią mistyczną. Każdy, kto naoglądał się seriali i filmów fantastycznych (tak jak Jaye) wiedział, ze tych postaci nadprzyrodzonych nikt nie widzi... Ale teraz nie była już niczego pewna. Jej życie stało się wielką zagadką, a ona nie chciała jej rozwiązywać. Po prostu się bała... Każdy kolejny dzień był przepełniony modlitwą, a z łóżka wstawała tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała. Bała się wyjść poza obręb swojego pokoju z obawą przed znalezieniem kolejnej zawieszki, które jak uznała zwiastowały śmierć bliskich osób. Równie dobrze mogłaby im wszystko opowiedzieć, ale wystarczająco upokarzające dla niej było fakt, że już była brana za wariatkę przez to, ze nie opuszczała swojego pokoju i za to, że zerwała z Arturem, który wciąż dla jej rodziców był przykładem idealnego chłopaka i człowieka. Jaye wiele razy sobie wyobrażała, że weszła do salonu, w którym siedziała cała jej rodziny i po prostu mówi, że poznała Upadłego Anioła, który podarował jej tą bransoletkę i na sam koniec mówi, że wszyscy zginą. Uznała, że gdyby ktoś jej naopowiadał taki bzdur sama by wysłała tego kogoś do psychiatryka i zamknęła w izolatce, co wcale nie byłoby głupim pomysłem w jej przypadku. Przynajmniej nie znalazłaby już żadnej zawieszki.
Skończyła pakowanie walizki i położyła się na łóżku. Czekało ją ponad siedemset kilometrów spędzonych w autokarze. Wiele razy próbowała namówić Aleca na samolot, ale on nie wykazał żadnych chęci związanych z takową propozycją. Stwierdził, ze autokarem będzie ciekawiej.... Jaye zastanawiało tylko, co on widzi ciekawego w wąchaniu innych ludzi i słuchaniu ich narzekań na niewygodne fotele? Sama Jaye nic ciekawego i interesującego w tym by nie znalazła, ale są gusta i guściki, o których się nie dyskutuje. Przez chwilę podejrzewała nawet, że Alec boi się latać, ale to by było totalnym paradoksem, ze względu na to kim on jest. Do tej pory nie potrafi jej przez usta przejść stwierdzenie "Upadły Anioł". Do dzisiaj widywała takie tylko w książkach i wysłuchiwała opowieści swojej mamy na ten temat, ale w jej opowieściach Anioły były dobre... no i nie były tak porażająco przystojne. Głównymi bohaterkami jej opowieści były zazwyczaj księżniczki, które miały swojego Anioła Stróża i dziwnym trafem księżniczka zawsze nazywała się Jaye. Jaye nigdy nie narzekała, bo która dziewczynka nie chciała słuchać o tym, jaka jest piękna, mądra i że ma cudownego rycerza na białym rumaku tuż pod swoją wieżą, a ona sama ubrana jest w przepiękną, różową suknie balową, która jest marzeniem każdej pięciolatki. Kto by tak nie chciał?
- Bądź grzeczna, dobrze? - Usłyszała po raz setny to samo pytanie z ust swojej mamy. Przewróciła znacząco oczami i głośno westchnęła, mówiąc:
- Obiecuję. - Kiedy matka Jaye próbowała powstrzymywać płacz n ramieniu niewzruszonej córki, ojciec jak gdyby nigdy nic rozmawiał sobie przez służbowy telefon kilkanaście metrów od nich. Dopiero w momencie, gdy znudzony płaczem i uściskami kierowca krzyknął, że należy udać się do autokaru, Kyle z łaski swojej odłożył telefon i ruszył w stronę swojej zapłakanej małżonki i córki. Zmierzył wzrokiem Aleca i mocno przytulił Jaye, która chwilę później machała rodzicom w trakcie wchodzenia do autokaru. Gdy usiadła na swoim miejscu przy oknie całkiem z tyłu autobusu, usłyszała głos Aleca:
- Twój tata to chyba mnie nie lubi. - Dziewczyna zaśmiała się cicho, nie przestając machać mamie, która właśnie wsiadała cała zapłakana do auta. Spojrzała na Aleca i powiedziała:
- On nikogo nie lubi, ale jeśli już musisz wiedzieć to jesteś przystojny, starszy i jedziemy do miasta Miłości. Ma powody do nienawidzenia cię.
- Miasta Świateł. - Mruknął zniesmaczony Alec z udawaną złością, a Jaye uśmiechnęła się i wyciągnęła batonika. Nagle podszedł do nich jakiś starszy mężczyzna, z szerokim uśmiechem na ustach. Dziewczyna spojrzała na jego wyciągniętą dłoń i zamarła z przerażenia. Na jego dłoni leżała srebrna zawieszka w kształcie motyla. Alec szturchnął Jaye delikatnie w rękę, żeby wzięła zawieszkę, ale dziewczyna tylko siedziała i wpatrywała się w twarz starca, który najwyraźniej coś do niej mówił. Mężczyzna kogoś jej przypominał i po chwili uprzytomniła sobie, że mężczyzna wygląda dokładnie jak jej dziadek, którego zdjęcie powieszone było na przedpokoju w jej domu. Pamiętała jak siadała naprzeciwko tych zdjęć i przyglądała się portretowi starego mężczyzny, rozmawiając o nim ze swoją mamą. Zawsze wyobrażała sobie, że jest rybakiem, który wypłynął na łowy w Ocean Atlantycki i podczas sztormu jego łódź rozbiła się na bezludnej wyspie.
- Halo. Czy to twoje kochanieńka? - Usłyszała głos staruszka, który wybudził ją ze wspomnień. Nie brzmiał tak, jak to sobie zawsze wyobrażała. Był szorstki ostry, a jej wyimaginowany dziadek był rybakiem i kochał zwierzęta. Nie mógł mieć takiego głosu. Wyciągnęła rękę po zawieszkę, ale natychmiast ją cofnęła, uświadamiając sobie, że wcale nie musi jej brać.
- Nie, proszę pana, to nie moje. - Spojrzała uśmiechnięta na Aleca, któremu najwyraźniej nie było do śmiechu, bo jego usta były wykrzywione w dziwny grymas, który ani trochę nie przypominał tego sprzed kilkunastu minut.
- Eric będzie wściekły. - Powiedział szybko, a dziewczyna ścisnęła dłonie w pięści i najciszej jak umiała, powiedziała:
- Przynajmniej nikt nie umrze...
- Eric zawsze coś wymyśli niezależnie od twojego kroku. Bo on zawsze jest przed tobą. - Jaye spojrzała na niego zdziwiona i powiedziała:
- Albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie. TO zależy od ciebie, nie od Erica.
- Chciałbym, żeby tak było. - Szepnął i objął dziewczynę ramieniem przyciągając do siebie.
Od kilku dni niezmordowanie męczyło ją pytanie, dlaczego Alec zdecydował się jej pomóc? Opowiadał jej kilka historii o tym, jak zostawił bransoletkę i po prostu odchodził. Przy niej się pojawił, ale nie odszedł. Lubiła to, że był, gdy go potrzebowała i fakt, że nie musi przez to wszystko przechodzić sama. Męczyło ją natomiast tylko to, że musiał być poświęcony służbie Ericowi. Dlaczego chciał być jego marionetką? Mógł robić, co chciał, ale wolał stać się jedną z wielu laleczek Erica. Był na tej złej drodze, choć miał wiele ścieżek do wyboru. Mógł być ponad to wszystko - przecież tego chciał. Bardzo chciała zadać mu te wszystkie pytania, które od miesiąca kłębiły się w jej umyśle, ale za każdym razem, gdy tylko otwierała usta, wydobywał się z nich tylko miarowy oddech. Po prostu, gdy patrzyła w te jego czarne oczy, brakowało jej słów. Tak, jakby ktoś zamknął ją w klatce - na zewnątrz cudowny i radosny świat, a wewnątrz cisza, mrok i tysiące niezadanych pytań, które stawały się szarą rzeczywistością. Wstawała i modliła się o kolejny normalny dzień, nic nieznaczący dzień. Kiedy tylko ktoś wspominał o jej braciach, cały ból, o którym myślała, ze już minął, odradzał się na nowo i z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym na ich temat wzrastał, aż w końcu stał się wielką kulą ognia, którą miała ochotę wypalić komuś serce, komukolwiek... Bransoletka sprawiła, że z zwykłej dziewczyny z Cannes stała się potworem. Miała ochotę rozwalić wszystko, co spotkała na swojej drodze i co przeszkadzało jej w dojściu do celu. Nie mogła znieść widoku samej siebie w lustrze - nienawidziła tego.
Na pogrzebie jej braci było mnóstwo ludzi: ich dziewczyny, które sztucznie wywoływały płacz, przyjaciele, którzy nie wiedząc czemu bali podejść się do ich rodziców, nauczyciele, którzy wyrażając jakże szczere kondolencje, w duszy dziękowali Bogu za to, że pozbył się ciężaru i źródła wszelkiego zła w ich życiu. Przy mównicy stawali ludzie, których Jaye znała tylko z opowieści, a jej rodzice nie znali ich w ogóle. Opowiadali niestworzone historie, o których jej rodzice zapewne mieli się nigdy nie dowiedzieć. Wszystko szło jak należy ludzie miło mówili o Adamie i Damienie dopóty, dopóki do mównicy nie podeszła drobna blondynka - dziewczyna Adama, która przez płacz zdołała tylko powiedzieć jak bardzo nienawidziła chłopaka, że są uczucia, których nigdy się nie zapomina, a ona nie zapomni o nim, choć wywrócił jej życiu o 180 stopni. Kiedy Dominica opowiadała o tym Jaye wydawało jej się to trochę smutne, ale teraz gdy o tym myślała, może Adam zranił ją, bo wiedział, że już nigdy nie uwierzy takiemu chłopakowi jak on. Może chciał, żeby była szczęśliwsza w ramionach chłopaka, który zasługuje na jej miłość? Pragnął, żeby czuła się bezpieczniejsza i kochana. Teraz nikt się tego nie dowie, bo wszystkie odpowiedzi zostały zakopane w trzymetrowej dziurze, ale wiedziała, że Adam na pewno ją kochał...
- Jesteśmy już. - Mruknął cicho Alec, trzymając Jaye za rękę. Rozejrzała się powoli po autokarze i zauważyła, że wszyscy prawie wyszli.
-Przespałam całą drogę? - Spytała cicho, a Alec pokiwał twierdząco głową. Chwyciła szybko swoją torebkę i skierowała się w stronę wyjścia.
Odeszła na kilkanaście metrów i odwróciła się, żeby zobaczyć jak daleko za nią jest Alec. Uśmiechnęłam się szeroko na widok Aleca, targającego za sobą dwie olbrzymie walizki, które w sumie ważyły z cztery razy więcej niż Jaye. Pewnym krokiem ruszyła w stronę postoju dla taksówek i wsiadła do jednej, czekając aż Alec dobiegnie i spakuje ich rzeczy do bagażnika. Po chwili do pojazdu wskoczył zmachany Alec i podał taksówkarzowi adres hotelu.
Przez całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem - Jaye była zbyt zaabsorbowana faktem, ze nie wzięła zawieszki nikt nie wie co z tego wyniknie, a Alec po prostu siedział cicho i cieszył się, że wiatr wieje mu prosto do buzi, co jest niezbyt miłym zajęciem po nieciekawych doświadczeniach z obozu wioślarskiego Jaye. Przyjrzała się blondynowi - aktualnie jego włosy może nie wyglądały zbyt ciekawie, ale w pełnym świetle wyglądały jak złoto. Miał granatowe oczy i roześmiane oczy, co zdecydowanie świadczyło tylko jednym - był szczęśliwy. Chociaż w porównaniu z naburmuszonym taksówkarzem wszyscy wydawali się radośni. Kierowca uporczywie wpatrywał się w lusterko, dając Jaye tym do zrozumienia, żeby uspokoiła swojego kolegę. Dziewczyna natomiast za każdym razem kręciła przecząco głową i śmiała się, co taksówkarz skwitował krótkim prychnięciem i zamknięciem szyby, oddzielającą tył od przodu.
Po około pięciu minutach drogi krętymi drogami dojechali na miejsce. Jaye zapłaciła taksówkarzowi i ruszyła biegiem za Alecem, który kierował się już w stronę wejścia do hotelu.
Weszła za nim do ich wspólnego pokoju i zaniemówiła. Był piękny! W rogu pokoju stało olbrzymie łóżko, a niedaleko beżowa kanapa. Podeszła do okna i ujrzała Wieżę Eiffla, której wcześniej nie zauważyła.
- Ładnie, prawda? - Blondynka kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się.
- Czemu Eric pojawia się w moich snach? - Spytała, a Alecowi zrzedła mina. Sięgnął po swoją torbę podręczną i wyciągnął z niej zdjęcie niskiej blondynki.
- Nie powinienem ci tego mówić.
- Tak jak wielu innych rzeczy. - Rzuciła sarkastycznie Jaye i przyjrzała się bliżej zdjęciu. Jeśli ktoś by nie znał Jaye i nie wiedział, ze miała dwójkę braci, powiedziałby, że dziewczęta były bliźniaczkami.
- Eric był... jakby to powiedzieć. Był jedynakiem, a jego matka była samotna dopóki nie poznała wdowca z córką. Eric od razu się w niej zakochał, ale ona traktowała go jedynie jako brata, a kiedy mu o tym powiedziała on.. On chciał pokazać jak bardzo ją kocha...
- O mój Boże! - Krzyknęła Jaye, hamując napływające łzy.
- Dziewczyna powiesiła się po dwóch latach, a Eric... Eric oskarżał jej ojca o to, ze chciał mu ją zabrać, że to on mu ją zabrał.
- Ale... Boże, biedna dziewczyna. - Powiedziała i podała Alecowi zdjęcie blondynki.
- Tak właściwie to dlaczego masz jej zdjęcie?
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że umarłem, prawda? - Dziewczyna kiwnęła lekko głową na znak potwierdzenia - No więc ona pojawiła się od razu jak tylko zamknąłem oczy i powiedziała, cała zapłakana, żebym nie ufał Ericowi. Myślałem, ze tylko mi się przewidziało, ze sobie to wszystko wymyśliłem, ale teraz widzisz...
- Jak to się stało, ze jednak mu zaufałeś? - Spytała z niedowierzaniem. Jaye myślała, że po tym wszystkim co przeżył, zaufałby każdej napotkanej osobie, ale nie Ericowi, który nawet nie wyglądał jak osoba godna takiego uczucia.
- Najwyraźniej los tak chciał. Spotkało mnie to, na co zasłużyłem.Wiesz...Karma. - Zaśmiał się cicho, a Jaye mruknęła cicho:
- Karma to niezła suka.
- No nic! - Krzyknął nagle Alec radosnym tonem i ruszył w stronę swojej walizki, wyciągając z niej mapę Paryża.
- Ja chyba dzisiaj odpuszczę. Jestem zmęczona. - Alec wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, w którym nagle zrobiło się ciemno.
Znalazłam się nad brzegiem morza i rozejrzałam się dookoła, ale nie ujrzałam żadnej żywej duszy. Usiadłam i wpatrywałam się w zachodzące słońce, które ustępowało miejsca Księżycowi. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie moich braci, którzy jak małe dzieci skaczą z pomostu do wody. Otworzyłam oczy i ujrzałam Adama, który wpatrywał się we mnie z wyciągniętą ręką. Chwyciłam ją i cicho spytałam:
- Czy jeśli wyobrażę sobie wielkiego hamburgera, on też pojawi się znikąd? - Adam zaśmiał się głośno i powiedział:
- Prawdopodobnie tak. Jak się czujesz?
- Dobrze, tak sądzę... Gdzie jesteśmy? - Adam uśmiechnął się szeroko, jakby przypomniał sobie nagle coś miłego.
- Gdzie ty jesteś, Jaye. Mnie już nie ma.
- Zawsze będziesz, mimo tego, ze...
- Nie żyje, Jaye. - Adam zaśmiał się gorzko i otworzył przede mną drzwi starego domku letniskowego. Kiedy chciałam wejść, chwycił mnie za rękę i szepnął:
- Jesteś panią swojego świata. Stwórz go takiego, jaki tylko zapragniesz. - Puścił moją dłoń i zniknął. Widziałam w jego oczach ból, choć próbował to ukryć. Widziałam namiastkę miłości, ale to wszystko zniknęło wraz z momentem, gdy puścił moją dłoń. Wszyscy po kolei ją puszczają. Odchodzą nim do końca zdążą się pojawić. W mgnieniu oka tracisz wszystkich, choć najmniej się tego spodziewasz. Próbujesz coś zrobić, ale jedyne co potrafisz to zaakceptowanie faktu, że jednak każdy z nas żyje sam.
- Kto tu jest? - Usłyszałam cichy głos jakiejś kobiety, która nagle wyłoniła się z cienia.
- Jaye. - Powiedziałam cicho i chciałam się wycofać, kiedy usłyszałam:
- Czekałam na ciebie, kruszyno. - Chwyciłam dłoń staruszki i delikatnie stawiając każdy kolejny krok weszłam za nią do środka. Wszystko było zakurzone, ale staruszce najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo usiadła w swoim bujanym fotelu i uśmiechnęła się szeroko.
- Gdzie ja jestem? - Spytałam cicho, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Kobieta bujała się w fotelu, którego skrzypienie o drewniane podłogi wydawało się w tym momencie najstraszniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek słyszałam. Wpatrywała się w rudego kota, które leżał na zakurzonym parapecie. Zachowywała się jakby czas się zatrzymał i wszystko przestało nagle istnieć.
- Rzuciłabyś dla niego wszystko, prawda? - Usłyszałam ciepły głos kobiety i zdezorientowana spojrzałam na kota, który właśnie wskoczył na kolana staruszki.
- Nie zważając na to, ze możesz zachwiać równowagę między dobrem a złem. - Mruknęła cicho i zgrabnie przejechała po grzbiecie rudzielca, który cicho zamruczał.
- Nie mam pojęcia o czym pani mówi. - Szepnęłam cicho i dokładniej przyjrzałam się staruszce. te oczy - choć teraz nieco bardziej szare, skądś je znałam.
- Dobrze wiesz o czym mówię, Jaye. - Powiedziała mocnym głosem i wstała z fotela, kierując się w moją stronę. Każde szurnięcie jej kapci o starą podłogę wywoływało u mnie dreszcz strachu. Kobieta chwyciła moją dłoń i patrząc mi prosto w oczy, powiedziała:
- To twoja decyzja, ale pamiętaj, że to, co z pozoru wydaje się złe, nie zawsze takie jest, a to, co inni uważając za dobre, może okazać się inne... - Nagle znalazłam się na powrót w pokoju hotelowym. Zupełnie sama z nowym zestawem pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi.
______________________
Zostałam nominowana do Libster Award, za co dziękuję (: http://truelove-onedirection.blogspot.com/
Odpowiedzi do pytań:
Skończyła pakowanie walizki i położyła się na łóżku. Czekało ją ponad siedemset kilometrów spędzonych w autokarze. Wiele razy próbowała namówić Aleca na samolot, ale on nie wykazał żadnych chęci związanych z takową propozycją. Stwierdził, ze autokarem będzie ciekawiej.... Jaye zastanawiało tylko, co on widzi ciekawego w wąchaniu innych ludzi i słuchaniu ich narzekań na niewygodne fotele? Sama Jaye nic ciekawego i interesującego w tym by nie znalazła, ale są gusta i guściki, o których się nie dyskutuje. Przez chwilę podejrzewała nawet, że Alec boi się latać, ale to by było totalnym paradoksem, ze względu na to kim on jest. Do tej pory nie potrafi jej przez usta przejść stwierdzenie "Upadły Anioł". Do dzisiaj widywała takie tylko w książkach i wysłuchiwała opowieści swojej mamy na ten temat, ale w jej opowieściach Anioły były dobre... no i nie były tak porażająco przystojne. Głównymi bohaterkami jej opowieści były zazwyczaj księżniczki, które miały swojego Anioła Stróża i dziwnym trafem księżniczka zawsze nazywała się Jaye. Jaye nigdy nie narzekała, bo która dziewczynka nie chciała słuchać o tym, jaka jest piękna, mądra i że ma cudownego rycerza na białym rumaku tuż pod swoją wieżą, a ona sama ubrana jest w przepiękną, różową suknie balową, która jest marzeniem każdej pięciolatki. Kto by tak nie chciał?
- Bądź grzeczna, dobrze? - Usłyszała po raz setny to samo pytanie z ust swojej mamy. Przewróciła znacząco oczami i głośno westchnęła, mówiąc:
- Obiecuję. - Kiedy matka Jaye próbowała powstrzymywać płacz n ramieniu niewzruszonej córki, ojciec jak gdyby nigdy nic rozmawiał sobie przez służbowy telefon kilkanaście metrów od nich. Dopiero w momencie, gdy znudzony płaczem i uściskami kierowca krzyknął, że należy udać się do autokaru, Kyle z łaski swojej odłożył telefon i ruszył w stronę swojej zapłakanej małżonki i córki. Zmierzył wzrokiem Aleca i mocno przytulił Jaye, która chwilę później machała rodzicom w trakcie wchodzenia do autokaru. Gdy usiadła na swoim miejscu przy oknie całkiem z tyłu autobusu, usłyszała głos Aleca:
- Twój tata to chyba mnie nie lubi. - Dziewczyna zaśmiała się cicho, nie przestając machać mamie, która właśnie wsiadała cała zapłakana do auta. Spojrzała na Aleca i powiedziała:
- On nikogo nie lubi, ale jeśli już musisz wiedzieć to jesteś przystojny, starszy i jedziemy do miasta Miłości. Ma powody do nienawidzenia cię.
- Miasta Świateł. - Mruknął zniesmaczony Alec z udawaną złością, a Jaye uśmiechnęła się i wyciągnęła batonika. Nagle podszedł do nich jakiś starszy mężczyzna, z szerokim uśmiechem na ustach. Dziewczyna spojrzała na jego wyciągniętą dłoń i zamarła z przerażenia. Na jego dłoni leżała srebrna zawieszka w kształcie motyla. Alec szturchnął Jaye delikatnie w rękę, żeby wzięła zawieszkę, ale dziewczyna tylko siedziała i wpatrywała się w twarz starca, który najwyraźniej coś do niej mówił. Mężczyzna kogoś jej przypominał i po chwili uprzytomniła sobie, że mężczyzna wygląda dokładnie jak jej dziadek, którego zdjęcie powieszone było na przedpokoju w jej domu. Pamiętała jak siadała naprzeciwko tych zdjęć i przyglądała się portretowi starego mężczyzny, rozmawiając o nim ze swoją mamą. Zawsze wyobrażała sobie, że jest rybakiem, który wypłynął na łowy w Ocean Atlantycki i podczas sztormu jego łódź rozbiła się na bezludnej wyspie.
- Halo. Czy to twoje kochanieńka? - Usłyszała głos staruszka, który wybudził ją ze wspomnień. Nie brzmiał tak, jak to sobie zawsze wyobrażała. Był szorstki ostry, a jej wyimaginowany dziadek był rybakiem i kochał zwierzęta. Nie mógł mieć takiego głosu. Wyciągnęła rękę po zawieszkę, ale natychmiast ją cofnęła, uświadamiając sobie, że wcale nie musi jej brać.
- Nie, proszę pana, to nie moje. - Spojrzała uśmiechnięta na Aleca, któremu najwyraźniej nie było do śmiechu, bo jego usta były wykrzywione w dziwny grymas, który ani trochę nie przypominał tego sprzed kilkunastu minut.
- Eric będzie wściekły. - Powiedział szybko, a dziewczyna ścisnęła dłonie w pięści i najciszej jak umiała, powiedziała:
- Przynajmniej nikt nie umrze...
- Eric zawsze coś wymyśli niezależnie od twojego kroku. Bo on zawsze jest przed tobą. - Jaye spojrzała na niego zdziwiona i powiedziała:
- Albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie. TO zależy od ciebie, nie od Erica.
- Chciałbym, żeby tak było. - Szepnął i objął dziewczynę ramieniem przyciągając do siebie.
Od kilku dni niezmordowanie męczyło ją pytanie, dlaczego Alec zdecydował się jej pomóc? Opowiadał jej kilka historii o tym, jak zostawił bransoletkę i po prostu odchodził. Przy niej się pojawił, ale nie odszedł. Lubiła to, że był, gdy go potrzebowała i fakt, że nie musi przez to wszystko przechodzić sama. Męczyło ją natomiast tylko to, że musiał być poświęcony służbie Ericowi. Dlaczego chciał być jego marionetką? Mógł robić, co chciał, ale wolał stać się jedną z wielu laleczek Erica. Był na tej złej drodze, choć miał wiele ścieżek do wyboru. Mógł być ponad to wszystko - przecież tego chciał. Bardzo chciała zadać mu te wszystkie pytania, które od miesiąca kłębiły się w jej umyśle, ale za każdym razem, gdy tylko otwierała usta, wydobywał się z nich tylko miarowy oddech. Po prostu, gdy patrzyła w te jego czarne oczy, brakowało jej słów. Tak, jakby ktoś zamknął ją w klatce - na zewnątrz cudowny i radosny świat, a wewnątrz cisza, mrok i tysiące niezadanych pytań, które stawały się szarą rzeczywistością. Wstawała i modliła się o kolejny normalny dzień, nic nieznaczący dzień. Kiedy tylko ktoś wspominał o jej braciach, cały ból, o którym myślała, ze już minął, odradzał się na nowo i z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym na ich temat wzrastał, aż w końcu stał się wielką kulą ognia, którą miała ochotę wypalić komuś serce, komukolwiek... Bransoletka sprawiła, że z zwykłej dziewczyny z Cannes stała się potworem. Miała ochotę rozwalić wszystko, co spotkała na swojej drodze i co przeszkadzało jej w dojściu do celu. Nie mogła znieść widoku samej siebie w lustrze - nienawidziła tego.
Na pogrzebie jej braci było mnóstwo ludzi: ich dziewczyny, które sztucznie wywoływały płacz, przyjaciele, którzy nie wiedząc czemu bali podejść się do ich rodziców, nauczyciele, którzy wyrażając jakże szczere kondolencje, w duszy dziękowali Bogu za to, że pozbył się ciężaru i źródła wszelkiego zła w ich życiu. Przy mównicy stawali ludzie, których Jaye znała tylko z opowieści, a jej rodzice nie znali ich w ogóle. Opowiadali niestworzone historie, o których jej rodzice zapewne mieli się nigdy nie dowiedzieć. Wszystko szło jak należy ludzie miło mówili o Adamie i Damienie dopóty, dopóki do mównicy nie podeszła drobna blondynka - dziewczyna Adama, która przez płacz zdołała tylko powiedzieć jak bardzo nienawidziła chłopaka, że są uczucia, których nigdy się nie zapomina, a ona nie zapomni o nim, choć wywrócił jej życiu o 180 stopni. Kiedy Dominica opowiadała o tym Jaye wydawało jej się to trochę smutne, ale teraz gdy o tym myślała, może Adam zranił ją, bo wiedział, że już nigdy nie uwierzy takiemu chłopakowi jak on. Może chciał, żeby była szczęśliwsza w ramionach chłopaka, który zasługuje na jej miłość? Pragnął, żeby czuła się bezpieczniejsza i kochana. Teraz nikt się tego nie dowie, bo wszystkie odpowiedzi zostały zakopane w trzymetrowej dziurze, ale wiedziała, że Adam na pewno ją kochał...
- Jesteśmy już. - Mruknął cicho Alec, trzymając Jaye za rękę. Rozejrzała się powoli po autokarze i zauważyła, że wszyscy prawie wyszli.
-Przespałam całą drogę? - Spytała cicho, a Alec pokiwał twierdząco głową. Chwyciła szybko swoją torebkę i skierowała się w stronę wyjścia.
Odeszła na kilkanaście metrów i odwróciła się, żeby zobaczyć jak daleko za nią jest Alec. Uśmiechnęłam się szeroko na widok Aleca, targającego za sobą dwie olbrzymie walizki, które w sumie ważyły z cztery razy więcej niż Jaye. Pewnym krokiem ruszyła w stronę postoju dla taksówek i wsiadła do jednej, czekając aż Alec dobiegnie i spakuje ich rzeczy do bagażnika. Po chwili do pojazdu wskoczył zmachany Alec i podał taksówkarzowi adres hotelu.
Przez całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem - Jaye była zbyt zaabsorbowana faktem, ze nie wzięła zawieszki nikt nie wie co z tego wyniknie, a Alec po prostu siedział cicho i cieszył się, że wiatr wieje mu prosto do buzi, co jest niezbyt miłym zajęciem po nieciekawych doświadczeniach z obozu wioślarskiego Jaye. Przyjrzała się blondynowi - aktualnie jego włosy może nie wyglądały zbyt ciekawie, ale w pełnym świetle wyglądały jak złoto. Miał granatowe oczy i roześmiane oczy, co zdecydowanie świadczyło tylko jednym - był szczęśliwy. Chociaż w porównaniu z naburmuszonym taksówkarzem wszyscy wydawali się radośni. Kierowca uporczywie wpatrywał się w lusterko, dając Jaye tym do zrozumienia, żeby uspokoiła swojego kolegę. Dziewczyna natomiast za każdym razem kręciła przecząco głową i śmiała się, co taksówkarz skwitował krótkim prychnięciem i zamknięciem szyby, oddzielającą tył od przodu.
Po około pięciu minutach drogi krętymi drogami dojechali na miejsce. Jaye zapłaciła taksówkarzowi i ruszyła biegiem za Alecem, który kierował się już w stronę wejścia do hotelu.
Weszła za nim do ich wspólnego pokoju i zaniemówiła. Był piękny! W rogu pokoju stało olbrzymie łóżko, a niedaleko beżowa kanapa. Podeszła do okna i ujrzała Wieżę Eiffla, której wcześniej nie zauważyła.
- Ładnie, prawda? - Blondynka kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się.
- Czemu Eric pojawia się w moich snach? - Spytała, a Alecowi zrzedła mina. Sięgnął po swoją torbę podręczną i wyciągnął z niej zdjęcie niskiej blondynki.
- Nie powinienem ci tego mówić.
- Tak jak wielu innych rzeczy. - Rzuciła sarkastycznie Jaye i przyjrzała się bliżej zdjęciu. Jeśli ktoś by nie znał Jaye i nie wiedział, ze miała dwójkę braci, powiedziałby, że dziewczęta były bliźniaczkami.
- Eric był... jakby to powiedzieć. Był jedynakiem, a jego matka była samotna dopóki nie poznała wdowca z córką. Eric od razu się w niej zakochał, ale ona traktowała go jedynie jako brata, a kiedy mu o tym powiedziała on.. On chciał pokazać jak bardzo ją kocha...
- O mój Boże! - Krzyknęła Jaye, hamując napływające łzy.
- Dziewczyna powiesiła się po dwóch latach, a Eric... Eric oskarżał jej ojca o to, ze chciał mu ją zabrać, że to on mu ją zabrał.
- Ale... Boże, biedna dziewczyna. - Powiedziała i podała Alecowi zdjęcie blondynki.
- Tak właściwie to dlaczego masz jej zdjęcie?
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że umarłem, prawda? - Dziewczyna kiwnęła lekko głową na znak potwierdzenia - No więc ona pojawiła się od razu jak tylko zamknąłem oczy i powiedziała, cała zapłakana, żebym nie ufał Ericowi. Myślałem, ze tylko mi się przewidziało, ze sobie to wszystko wymyśliłem, ale teraz widzisz...
- Jak to się stało, ze jednak mu zaufałeś? - Spytała z niedowierzaniem. Jaye myślała, że po tym wszystkim co przeżył, zaufałby każdej napotkanej osobie, ale nie Ericowi, który nawet nie wyglądał jak osoba godna takiego uczucia.
- Najwyraźniej los tak chciał. Spotkało mnie to, na co zasłużyłem.Wiesz...Karma. - Zaśmiał się cicho, a Jaye mruknęła cicho:
- Karma to niezła suka.
- No nic! - Krzyknął nagle Alec radosnym tonem i ruszył w stronę swojej walizki, wyciągając z niej mapę Paryża.
- Ja chyba dzisiaj odpuszczę. Jestem zmęczona. - Alec wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, w którym nagle zrobiło się ciemno.
Znalazłam się nad brzegiem morza i rozejrzałam się dookoła, ale nie ujrzałam żadnej żywej duszy. Usiadłam i wpatrywałam się w zachodzące słońce, które ustępowało miejsca Księżycowi. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie moich braci, którzy jak małe dzieci skaczą z pomostu do wody. Otworzyłam oczy i ujrzałam Adama, który wpatrywał się we mnie z wyciągniętą ręką. Chwyciłam ją i cicho spytałam:
- Czy jeśli wyobrażę sobie wielkiego hamburgera, on też pojawi się znikąd? - Adam zaśmiał się głośno i powiedział:
- Prawdopodobnie tak. Jak się czujesz?
- Dobrze, tak sądzę... Gdzie jesteśmy? - Adam uśmiechnął się szeroko, jakby przypomniał sobie nagle coś miłego.
- Gdzie ty jesteś, Jaye. Mnie już nie ma.
- Zawsze będziesz, mimo tego, ze...
- Nie żyje, Jaye. - Adam zaśmiał się gorzko i otworzył przede mną drzwi starego domku letniskowego. Kiedy chciałam wejść, chwycił mnie za rękę i szepnął:
- Jesteś panią swojego świata. Stwórz go takiego, jaki tylko zapragniesz. - Puścił moją dłoń i zniknął. Widziałam w jego oczach ból, choć próbował to ukryć. Widziałam namiastkę miłości, ale to wszystko zniknęło wraz z momentem, gdy puścił moją dłoń. Wszyscy po kolei ją puszczają. Odchodzą nim do końca zdążą się pojawić. W mgnieniu oka tracisz wszystkich, choć najmniej się tego spodziewasz. Próbujesz coś zrobić, ale jedyne co potrafisz to zaakceptowanie faktu, że jednak każdy z nas żyje sam.
- Kto tu jest? - Usłyszałam cichy głos jakiejś kobiety, która nagle wyłoniła się z cienia.
- Jaye. - Powiedziałam cicho i chciałam się wycofać, kiedy usłyszałam:
- Czekałam na ciebie, kruszyno. - Chwyciłam dłoń staruszki i delikatnie stawiając każdy kolejny krok weszłam za nią do środka. Wszystko było zakurzone, ale staruszce najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo usiadła w swoim bujanym fotelu i uśmiechnęła się szeroko.
- Gdzie ja jestem? - Spytałam cicho, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Kobieta bujała się w fotelu, którego skrzypienie o drewniane podłogi wydawało się w tym momencie najstraszniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek słyszałam. Wpatrywała się w rudego kota, które leżał na zakurzonym parapecie. Zachowywała się jakby czas się zatrzymał i wszystko przestało nagle istnieć.
- Rzuciłabyś dla niego wszystko, prawda? - Usłyszałam ciepły głos kobiety i zdezorientowana spojrzałam na kota, który właśnie wskoczył na kolana staruszki.
- Nie zważając na to, ze możesz zachwiać równowagę między dobrem a złem. - Mruknęła cicho i zgrabnie przejechała po grzbiecie rudzielca, który cicho zamruczał.
- Nie mam pojęcia o czym pani mówi. - Szepnęłam cicho i dokładniej przyjrzałam się staruszce. te oczy - choć teraz nieco bardziej szare, skądś je znałam.
- Dobrze wiesz o czym mówię, Jaye. - Powiedziała mocnym głosem i wstała z fotela, kierując się w moją stronę. Każde szurnięcie jej kapci o starą podłogę wywoływało u mnie dreszcz strachu. Kobieta chwyciła moją dłoń i patrząc mi prosto w oczy, powiedziała:
- To twoja decyzja, ale pamiętaj, że to, co z pozoru wydaje się złe, nie zawsze takie jest, a to, co inni uważając za dobre, może okazać się inne... - Nagle znalazłam się na powrót w pokoju hotelowym. Zupełnie sama z nowym zestawem pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi.
______________________
Zostałam nominowana do Libster Award, za co dziękuję (: http://truelove-onedirection.blogspot.com/
Odpowiedzi do pytań:
1. Jak powstał twój blog ?
Hmm... Ten powstał kompletnie z niczego. W wakacje nudziło mi się, więc zaczęłam pisać nowe opowiadanie choć była w trakcie poprzedniego. Skończyłam tamten i uznałam, ze czas opublikować nowe (:
2. Ulubiony członek One Direction ?
Zdecydowanie Nialler - blondyn z niebieskimi oczami, to powinno mówić samo za siebie. haha, a tak na poważnie to zdecydowanie jest to przykład człowieka, który mimo nienawiści idzie dalej i robi to, co kocha.
3. Ulubiona piosenka z nowej płyty Take Me Home ?
I Would i She's Not Afraid
4. Kim chcesz zostać w przyszłości ?
Chirurg plastyczny, neurochirurg - zobaczymy jak wyjdzie.
5. Masz rodzeństwo ?
Mam młodszego o cztery lata brata, który jest bardziej lubiany przez moje koleżanki niż ja haha
6. Ulubiona potrawa ?
Nie wiem, ale jeśli miałabym decydować to chyba frytki albo naleśniki. Z resztą jedzenie to jedzenie - niezależnie jakie i tak je zjem jesli jest dobre haha
7. Miasto w którym chciałabyś w przyszłości zamieszkać ?
Warszawa,Toruń ewentualnie Łódź. Pewnie spodziewałyście się Londynu? haha
8. Tytuł filmu który uwielbiasz ?
Step up 3, Szczęściarz, Nostalgia Anioła i niedługo (już to czuję haha) City of Bones
9. Jakie masz marzenie ?
Zostać chirurgiem plastycznym, założyć rodzinę, wydać książkę. Życie pokaże (:
10. Ile masz lat ?
16 stuknęła w lipcu (:
11. Czy zrobiłabyś sobie tatuaż, jeżeli tak to jaki ?
Będę robiła tatuaż, ale jeszcze nie wiem jaki, na nadgarstku nie mogę ani w żadnym innym widocznym miejscu, więc pozostaje chyba łopatka albo obojczyk (:
poniedziałek, 26 listopada 2012
Dziewięć.
- Co wiesz? - Spytała, kiedy weszli do sypialni Jaye. Artur uśmiechnął się zawadiacko i rozłożył na łóżku, mówiąc:
- Tak niemiło się odzywasz do swojego jedynego źródła informacji? Chętnie napiłbym się whisky z colą. - Spojrzała zdziwiona na Artura, ale poszła do salonu, żeby zrobić mu drinka.
Wróciła do pokoju po dziesięciu minutach z szklanką w ręce i ujrzała uśmiechniętego Artura, siedzącego naprzeciwko otwartego laptopa. Podeszła cicho i zajrzała mu przez ramię - rozmawiał z Eleanor.
- Myślałam, że sportowcy nie mogą pić. - Artur wzdrygnął się na dźwięk dobrze znanego mu głosu i szybko zamknął laptopa.
- Nie jestem sportowcem. Wywalili mnie jak przyszedłem pijany na trening.
- Co ci odbiło?! - Krzyknęła dziewczyna i uderzyła go w tył głowy. Artur zaśmiał się drwiąco i powiedział:
- Chcesz coś wiedzieć o tej bransoletce, czy nie? - Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową i usiadła na pufie naprzeciwko Artura, który wyciągnął z torby czarną teczkę z napisem "bransoletka Jaye". Skrzywiła się lekko na myśl, że to on wpadł na taki dobry pomysł, a ona siedziała na tyłku i się obijała, zamiast coś zrobić. Czasami po prostu nie myślała, a szczególnie, gdy sprawa dotyczyła właśnie jej. Ostatnio praktycznie w ogóle nie zawracała sobie głowy bransoletką, jakby próbując ją wymazać ze swojego życia.
- Słuchasz mnie? - Usłyszała ostry głos Artura. Westchnęła przeciągle i spojrzała na niego niechętnie. Jego niebieskie oczy lustrowały Jaye od dołu do góry, zatrzymując się na dekolcie bluzki. Zasłoniła go ręką i spojrzała wściekłym wzrokiem na Artura.
- O czym mówiłeś? - Spytała, a na policzkach bruneta wykwitły rumieńce. Zaśmiała się w duchu i pogratulowała sobie przewagi.
- Bransoletkę znalazłaś na plaży w ten sam dzień, kiedy dostałaś ataku i wylądowałaś w szpitalu, tak? - Pokiwała głową na znak zgody i skarciła się w duchu. Uznała, że to ona powinna była wpaść na genialny pomysł założenia teczki. Przecież on wiedział dokładnie tyle samo, co ona. Jednak Artur był trochę bystrzejszy niż każdy przypuszczał.
- W szpitalu mówiłaś coś o piętnastu dniach i śmierci. - Dziewczyna spojrzała się z rozbawieniem na Artura. Co jak co, ale to, co mówiła pamiętała i to bardzo dokładnie. - umarli.
- Kto umarł?! - Krzyknęła zaskoczona, a Artur roześmiał się w głos. Po chwili spojrzał się na nią srogo i mruknął:
- No.. Twoi bracia. Po piętnastu dniach od twojej przepowiedni.
- Nie było żadnej cholernej przepowiedni! - Artur patrzył się na Jaye przez chwilę i powiedział:
- Nie mam bladego pojęcia co w tobie widziałem. - Zaczął pakować swoje rzeczy i wychodząc, powiedział:
- Zapomnij.
- Niektórych rzeczy się nie da zapomnieć, Artur. - Dziewczyna usłyszała cichy śmiech i delikatnie zamknięcie drzwi. Spojrzała na blat biurka i ujrzała małą karteczkę z rysunkiem bransoletki z dopiskiem przy śnieżynce lawina . Schowała rysunek do jednej z szuflad biurka i spojrzała na zegarek. Godzina 19:34, a ona wciąż nie zrobiła nic, co mogłoby pomóc normalnie funkcjonować. No powiedzmy.. w miarę normalnie.
Codziennie chodziła jak trup, a rana pod okiem zrobiła się cała czerwona. Przemyła twarz wodą i weszła do łóżka. Była dziwnie zmęczona, jakby ktoś lub coś wzywało mnie do łóżka.
Każdy ma swoje miejsce marzeń. Kobieta, mężczyzna, dziecko - każdy ma w głowie choć jeden obraz tego miejsca. Żyjemy w nim nie mając celu i robimy to, na co tylko w danej chwili mamy ochotę. W naszym idealnym świecie nie ma złych ludzi. jesteś tylko ty i twoje wyobrażenia, które na twoich oczach się materializują. Możesz je dotknąć, powąchać, cokolwiek tylko chcemy, bo w chwili, gdy obraz staje się realny, staje się także nasz. Bo w twoim wyimaginowanym świecie istnieją tylko twoje zasady lub ich brak. Marzysz o czym chcesz i to dostajesz, bo o to w tym wszystkim chodzi. W swoich marzeniach mamy wszystko, co chcemy.
- Kazałeś mi tu być. - Powiedziała z niechęcią dziewczyna do Aleca, który wydawał się być zaskoczony spotkaniem z nią. Dziewczyna rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem. Nigdy tu nie była, na pewno nie za życia. Stała na jakimś klifie i widziała trzy wyspy. Nic innego tu nie było, a jednak śmiało mogła stwierdzić, że była w pięknym i wyjątkowym miejscu.
- To są wyspy Arann, zamykają zatokę Galway. - Mruknął Alec, widząc zainteresowanie dziewczyny widokiem. Spojrzała na niego zdziwiona i spytała:
- Gdzie my jesteśmy, Alec?
- Klif Moher, w Irlandii... - Spojrzała się na niego przerażona i usiadła na trawie, wpatrując się w horyzont. Właśnie zachodziło słońce, choć dziewczyna uznała, że nie mogłaby powiedzieć, że jest tu ładniej o zachodzie słońca, niż w Cannes. Wpatrywała się w słońce jeszcze przez dłuższą chwilę i spojrzała na Aleca.
- Dlaczego twoje oczy zmieniają kolor?
- Nie wiem, nigdy się tak nie działo. - Alec wpatrywał się tępo w czubki swoich trampek, kiedy niespodziewanie wypalił:
- Miałem 18 lat. Wychowywał mnie ojciec. Był dobrym człowiekiem. - nie krzyczał, nie bił mnie, ale czasami po prostu zaszywał się w swoim pokoju na dwa dni i pił. - Jaye siedziała obok niego i nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
- A co z twoją mamą? - Spytała najdelikatniej jak tyko potrafiła. Alec spojrzał na nią przelotnie i szorstko odpowiedział:
- Zmarła, kiedy miałem 8 lat.
- Przykro mi. Przepraszam. - Chwyciła go za dłoń, ale on wyrwał ją z uścisku i spojrzał się ostro na nią.
- Czemu ludzie przepraszają za coś, czego nie zrobili? Przecież to nie twoja wina, że przechodziła wtedy przez pasy.
- Ale ludzie mają uczucia. - Przerwała mu. Mówił o Jaye, jakby sam nie był człowiekiem. Dziewczyna przyjrzała mu się uważniej i wtedy ujrzała bliznę, która ciągnęła się od szyi, aż na plecy.
- Co ci się stało? - Spytała, wskazując głową na szramę.
- To...Umm...Nic.
- Co. Ci. Się. Stało. - Powtórzyła, akcentując każde słowo z osobna. Alec nie wiedząc, gdzie ma oczy podziać, po chwili spojrzał na dziewczynę i powiedział:
- Miałem 19 lat, kiedy zacząłem mieść dosyć ludzi, nie wyłączając siebie samego. Ludzi, którzy robili tylko to, co musieli i za wysoko się cenili, aby cokolwiek z tym zrobić. Nauczyłem się od nich zaraźliwego poczucia bezsilności, objawiającej się pod koniec każdego dnia. Ja wiedziałem, ze potrafię więcej; że potrzebuję robić więcej, BYĆ kimś więcej. Kilka miesięcy później spadłem z mostu. Zginąłem na miejscu. Stąd ta szrama...
- Kim ty jesteś? - Spytała dziewczyna przerażona, ale Alec nie zwracał na nią żadnej uwagi i mówił dalej:
- Później dowiedziałem się, że w końcu mogę być kimś więcej. Pomagałem staruszkom, młodym ludziom, dzieciom, kobietom. Byłem prywatnym aniołem stróżem. Pewnego dnia siedziałem z dziewczyną, właśnie w tym miejscu i opowiadała mi, ze jest ponad to wszystko. Że może robić co tylko zechce, i że ja też tak mogę. był tylko jeden warunek, o którym mi nie powiedziała. - Alec przerwał na moment, a dziewczyna wykorzystując sytuację, ponowiła pytanie:
- Kim jesteś?
- Daj mi skończyć, do jasnej cholery, Jaye! - Krzyknął zniecierpliwiony Alec. Przez dłuższą chwilę panowała przerażająca cisza.
- Jak wyglądała? - Alec spojrzał na dziewczynę zdziwiony, ale po chwili usłyszała odpowiedź:
- Miała długie do pasa czarne włosy i czarne oczy, jakich nigdy wcześniej nie widziałem. Jak dwa, duże kawałki węgla. Miała alabastrową cerę i delikatne dłonie. Była idealna w każdym calu. Była idealnie zła... - Wyszeptał ostatnie zdanie i przymknął oczy. On też wydawał się idealny. Alec BYŁ idealny... Potrafił byc czuły i walczył o swoje jak puma, ale ON NIE BYŁ zły...
- I wtedy okazało się, że ona mnie po prostu podle wykorzystała. Zwabiała mnie na złą stronę za pomocą swojej urody. - Powiedział twardo Alec i zamilkł. W przeciągu kolejnych pięciu minut nikt nie usłyszał żadnych słów. Siedział obok Jaye i wpatrywał się w statki na wodzie, które po jakimś czasie zniknęły.
- Ona była zła i ja też taki jestem, Jaye.
- Nie jesteś zły, Alec. Widzę cię codziennie. Jesteś najlepszym człowiekiem...
- Nie jestem człowiekiem! - Krzyknął wściekły Alec, przerywając jej w połowie zdania. Nie rozumiała nic z tej rozmowy, oprócz tego, ze Alec uważał się za złego...nadczłowieka.
- Więc kim jesteś?
- Warunkiem możliwości bycia ponad wszystko była wieczna służba Ericowi.
- Kim jesteś? - Szepnęła przerażona dziewczyna, a Alec spojrzał na nią czule i powiedział:
- Jestem Aniołem...Upadłym Aniołem.
- Tak niemiło się odzywasz do swojego jedynego źródła informacji? Chętnie napiłbym się whisky z colą. - Spojrzała zdziwiona na Artura, ale poszła do salonu, żeby zrobić mu drinka.
Wróciła do pokoju po dziesięciu minutach z szklanką w ręce i ujrzała uśmiechniętego Artura, siedzącego naprzeciwko otwartego laptopa. Podeszła cicho i zajrzała mu przez ramię - rozmawiał z Eleanor.
- Myślałam, że sportowcy nie mogą pić. - Artur wzdrygnął się na dźwięk dobrze znanego mu głosu i szybko zamknął laptopa.
- Nie jestem sportowcem. Wywalili mnie jak przyszedłem pijany na trening.
- Co ci odbiło?! - Krzyknęła dziewczyna i uderzyła go w tył głowy. Artur zaśmiał się drwiąco i powiedział:
- Chcesz coś wiedzieć o tej bransoletce, czy nie? - Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową i usiadła na pufie naprzeciwko Artura, który wyciągnął z torby czarną teczkę z napisem "bransoletka Jaye". Skrzywiła się lekko na myśl, że to on wpadł na taki dobry pomysł, a ona siedziała na tyłku i się obijała, zamiast coś zrobić. Czasami po prostu nie myślała, a szczególnie, gdy sprawa dotyczyła właśnie jej. Ostatnio praktycznie w ogóle nie zawracała sobie głowy bransoletką, jakby próbując ją wymazać ze swojego życia.
- Słuchasz mnie? - Usłyszała ostry głos Artura. Westchnęła przeciągle i spojrzała na niego niechętnie. Jego niebieskie oczy lustrowały Jaye od dołu do góry, zatrzymując się na dekolcie bluzki. Zasłoniła go ręką i spojrzała wściekłym wzrokiem na Artura.
- O czym mówiłeś? - Spytała, a na policzkach bruneta wykwitły rumieńce. Zaśmiała się w duchu i pogratulowała sobie przewagi.
- Bransoletkę znalazłaś na plaży w ten sam dzień, kiedy dostałaś ataku i wylądowałaś w szpitalu, tak? - Pokiwała głową na znak zgody i skarciła się w duchu. Uznała, że to ona powinna była wpaść na genialny pomysł założenia teczki. Przecież on wiedział dokładnie tyle samo, co ona. Jednak Artur był trochę bystrzejszy niż każdy przypuszczał.
- W szpitalu mówiłaś coś o piętnastu dniach i śmierci. - Dziewczyna spojrzała się z rozbawieniem na Artura. Co jak co, ale to, co mówiła pamiętała i to bardzo dokładnie. - umarli.
- Kto umarł?! - Krzyknęła zaskoczona, a Artur roześmiał się w głos. Po chwili spojrzał się na nią srogo i mruknął:
- No.. Twoi bracia. Po piętnastu dniach od twojej przepowiedni.
- Nie było żadnej cholernej przepowiedni! - Artur patrzył się na Jaye przez chwilę i powiedział:
- Nie mam bladego pojęcia co w tobie widziałem. - Zaczął pakować swoje rzeczy i wychodząc, powiedział:
- Zapomnij.
- Niektórych rzeczy się nie da zapomnieć, Artur. - Dziewczyna usłyszała cichy śmiech i delikatnie zamknięcie drzwi. Spojrzała na blat biurka i ujrzała małą karteczkę z rysunkiem bransoletki z dopiskiem przy śnieżynce lawina . Schowała rysunek do jednej z szuflad biurka i spojrzała na zegarek. Godzina 19:34, a ona wciąż nie zrobiła nic, co mogłoby pomóc normalnie funkcjonować. No powiedzmy.. w miarę normalnie.
Codziennie chodziła jak trup, a rana pod okiem zrobiła się cała czerwona. Przemyła twarz wodą i weszła do łóżka. Była dziwnie zmęczona, jakby ktoś lub coś wzywało mnie do łóżka.
Każdy ma swoje miejsce marzeń. Kobieta, mężczyzna, dziecko - każdy ma w głowie choć jeden obraz tego miejsca. Żyjemy w nim nie mając celu i robimy to, na co tylko w danej chwili mamy ochotę. W naszym idealnym świecie nie ma złych ludzi. jesteś tylko ty i twoje wyobrażenia, które na twoich oczach się materializują. Możesz je dotknąć, powąchać, cokolwiek tylko chcemy, bo w chwili, gdy obraz staje się realny, staje się także nasz. Bo w twoim wyimaginowanym świecie istnieją tylko twoje zasady lub ich brak. Marzysz o czym chcesz i to dostajesz, bo o to w tym wszystkim chodzi. W swoich marzeniach mamy wszystko, co chcemy.
- Kazałeś mi tu być. - Powiedziała z niechęcią dziewczyna do Aleca, który wydawał się być zaskoczony spotkaniem z nią. Dziewczyna rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem. Nigdy tu nie była, na pewno nie za życia. Stała na jakimś klifie i widziała trzy wyspy. Nic innego tu nie było, a jednak śmiało mogła stwierdzić, że była w pięknym i wyjątkowym miejscu.
- To są wyspy Arann, zamykają zatokę Galway. - Mruknął Alec, widząc zainteresowanie dziewczyny widokiem. Spojrzała na niego zdziwiona i spytała:
- Gdzie my jesteśmy, Alec?
- Klif Moher, w Irlandii... - Spojrzała się na niego przerażona i usiadła na trawie, wpatrując się w horyzont. Właśnie zachodziło słońce, choć dziewczyna uznała, że nie mogłaby powiedzieć, że jest tu ładniej o zachodzie słońca, niż w Cannes. Wpatrywała się w słońce jeszcze przez dłuższą chwilę i spojrzała na Aleca.
- Dlaczego twoje oczy zmieniają kolor?
- Nie wiem, nigdy się tak nie działo. - Alec wpatrywał się tępo w czubki swoich trampek, kiedy niespodziewanie wypalił:
- Miałem 18 lat. Wychowywał mnie ojciec. Był dobrym człowiekiem. - nie krzyczał, nie bił mnie, ale czasami po prostu zaszywał się w swoim pokoju na dwa dni i pił. - Jaye siedziała obok niego i nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
- A co z twoją mamą? - Spytała najdelikatniej jak tyko potrafiła. Alec spojrzał na nią przelotnie i szorstko odpowiedział:
- Zmarła, kiedy miałem 8 lat.
- Przykro mi. Przepraszam. - Chwyciła go za dłoń, ale on wyrwał ją z uścisku i spojrzał się ostro na nią.
- Czemu ludzie przepraszają za coś, czego nie zrobili? Przecież to nie twoja wina, że przechodziła wtedy przez pasy.
- Ale ludzie mają uczucia. - Przerwała mu. Mówił o Jaye, jakby sam nie był człowiekiem. Dziewczyna przyjrzała mu się uważniej i wtedy ujrzała bliznę, która ciągnęła się od szyi, aż na plecy.
- Co ci się stało? - Spytała, wskazując głową na szramę.
- To...Umm...Nic.
- Co. Ci. Się. Stało. - Powtórzyła, akcentując każde słowo z osobna. Alec nie wiedząc, gdzie ma oczy podziać, po chwili spojrzał na dziewczynę i powiedział:
- Miałem 19 lat, kiedy zacząłem mieść dosyć ludzi, nie wyłączając siebie samego. Ludzi, którzy robili tylko to, co musieli i za wysoko się cenili, aby cokolwiek z tym zrobić. Nauczyłem się od nich zaraźliwego poczucia bezsilności, objawiającej się pod koniec każdego dnia. Ja wiedziałem, ze potrafię więcej; że potrzebuję robić więcej, BYĆ kimś więcej. Kilka miesięcy później spadłem z mostu. Zginąłem na miejscu. Stąd ta szrama...
- Kim ty jesteś? - Spytała dziewczyna przerażona, ale Alec nie zwracał na nią żadnej uwagi i mówił dalej:
- Później dowiedziałem się, że w końcu mogę być kimś więcej. Pomagałem staruszkom, młodym ludziom, dzieciom, kobietom. Byłem prywatnym aniołem stróżem. Pewnego dnia siedziałem z dziewczyną, właśnie w tym miejscu i opowiadała mi, ze jest ponad to wszystko. Że może robić co tylko zechce, i że ja też tak mogę. był tylko jeden warunek, o którym mi nie powiedziała. - Alec przerwał na moment, a dziewczyna wykorzystując sytuację, ponowiła pytanie:
- Kim jesteś?
- Daj mi skończyć, do jasnej cholery, Jaye! - Krzyknął zniecierpliwiony Alec. Przez dłuższą chwilę panowała przerażająca cisza.
- Jak wyglądała? - Alec spojrzał na dziewczynę zdziwiony, ale po chwili usłyszała odpowiedź:
- Miała długie do pasa czarne włosy i czarne oczy, jakich nigdy wcześniej nie widziałem. Jak dwa, duże kawałki węgla. Miała alabastrową cerę i delikatne dłonie. Była idealna w każdym calu. Była idealnie zła... - Wyszeptał ostatnie zdanie i przymknął oczy. On też wydawał się idealny. Alec BYŁ idealny... Potrafił byc czuły i walczył o swoje jak puma, ale ON NIE BYŁ zły...
- I wtedy okazało się, że ona mnie po prostu podle wykorzystała. Zwabiała mnie na złą stronę za pomocą swojej urody. - Powiedział twardo Alec i zamilkł. W przeciągu kolejnych pięciu minut nikt nie usłyszał żadnych słów. Siedział obok Jaye i wpatrywał się w statki na wodzie, które po jakimś czasie zniknęły.
- Ona była zła i ja też taki jestem, Jaye.
- Nie jesteś zły, Alec. Widzę cię codziennie. Jesteś najlepszym człowiekiem...
- Nie jestem człowiekiem! - Krzyknął wściekły Alec, przerywając jej w połowie zdania. Nie rozumiała nic z tej rozmowy, oprócz tego, ze Alec uważał się za złego...nadczłowieka.
- Więc kim jesteś?
- Warunkiem możliwości bycia ponad wszystko była wieczna służba Ericowi.
- Kim jesteś? - Szepnęła przerażona dziewczyna, a Alec spojrzał na nią czule i powiedział:
- Jestem Aniołem...Upadłym Aniołem.
sobota, 24 listopada 2012
Osiem.
Skończyli malować pokój w zupełnej ciszy, po nieco krępującej rozmowie o Ericu. Alec godzinę temu wrócił do domu, a Jaye musiała jeszcze posprzątać ten cały syf, który zostawili. Właśnie przemywała wiaderko po farbie, gdy do łazienki wpadł wściekły Artur i krzyknął:
- Od kiedy nie jesteśmy parą, że się puszczasz?! - Spojrzała na niego otępiała i zastanawiała się, o co może mu chodzić. Co prawda nie spotykała się z nim już tak często jak kiedyś, ale to nie jest racjonalny powód, żeby oskarżać kogokolwiek o zdradę i bluźnić prosto w twarz.
- O co ci chodzi, Artur? Najpierw wyzywasz mnie od najgorszych przy wszystkich naszych znajomych, a następnie prawisz mi morały o niemoralności i zdradzie? - Spytała, a Artur podszedł do niej i mocno ścisnął za ramiona.
- Nie masz prawa mnie zdradzać, suko! - Krzyknął jej prosto w twarz. Wyczuła alkohol, którego odór leciał prosto w jej buzię. Oczy zaszły jej łzami w momencie, gdy zobaczyła jak dłoń Artura wędruję w stronę jej twarzy, a następnie poczuła piekący ból w policzku. Zakręciło się jej w głowie i upadła na ziemię. Usłyszała trzaśnięcie drzwi i zalała się łzami. Związała się z człowiekiem, który dostaje białej gorączki, gdy wyjdzie gdzieś z przyjacielem.
Przemyła twarz zimną wodą i obejrzała ranę w lustrze. Miała długie i czerwone zadrapanie na policzku, z którego powoli spływała krew połączona z łzami. Przemyła zadrapanie wodą utlenioną i zakleiła plastrem. Położyła się do łóżka i próbowała myśleć o Alecu. Chciała znaleźć się teraz blisko niego. W jego ramionach i już nigdy więcej się nie obudzić.
- Tracimy ją! Podaj wstrząsy! - Usłyszałam krzyk jakiejś obcej osoby. Próbowałam otworzyć oczy, ale jedyne, co zdołałam zrobić to wydać z siebie cichy jęk bólu w momencie, gdy przyłożyli mi elektrowstrząsy do klatki piersiowej. Odkaszlnęłam nagle i udało mi się delikatnie otworzyć oczy, który momentalnie zamknęłam, gdy poraziło mnie mocno światło z sufitu. Ponowiłam próbę i ujrzałam Erica, ubranego na czarno.
- Cześć, blondyneczko. - Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Byłam naiwna, wierząc, że jak tylko zapragnę znajdę się u boku Aleca. Zamiast tego leżałam na białym stole i jedyną osobą, która przy mnie czuwała był Eric.
- jesteś do niej taka podobna... - Szepnął cicho i westchnął żałośnie. Był podejrzanie delikatny, podchodząc do mnie i głaszcząc mnie po policzku. Chciałam się wyrwać, krzyknąć, cokolwiek, ale nie potrafiłam niczym poruszyć. Patrzyłam tylko jak usta Erica niebezpiecznie zbliżają się do moich. Po policzkach spłynęło mi kilka słonych łez, a Eric patrząc na mnie, wrzasnął:
- Robisz dokładnie to, co ona! - Uderzył mnie w twarz i dokładnie w tej samej chwili mogłam swobodnie się poruszać. Splunęłam na ziemie krwią i krzyknęłam:
- Drań! - - Eric zaśmiał się i szepnął mi do ucha:
- Kochanie, to miód dla moich uszu. - Spojrzałam na niego drwiąco po raz ostatni i zamknęłam oczy.
Jaye spróbowała delikatnie otworzyć jedno oko i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła swój pokój. Spojrzała za okno, ale było zbyt ciemno, żeby mogła zobaczyć cokolwiek. Mimo, że był środek nocy, wiedziała, ze dzisiaj nie będzie jej już dane zasnąć. Wstała delikatnie z łóżka, aby nie dostać zawrotów głowy i skierowała się w stronę łazienki. Stanęła pod strumieniem gorącej wody i wpatrywała się w seledynową kafelkę. Po chwili spuściła wzrok i spojrzała na swoje ramiona. Lewe było całe fioletowe, a prawe tylko trochę bolało. Odwróciła się i spojrzała na swoją posiniaczoną twarz. W odbiciu szyby prysznica nie widziała wszystkiego dokładnie, więc owinęła się błękitnym ręcznikiem i podeszła do zaparowanego lustra. Przejechała ręką przez środek i dotknęła delikatnie swojej opuchniętej wargi, a po jej policzkach popłynęły łzy bezradności. Usiadła w rogu łazienki i sama nie wiedząc, ile czasu tam spędziła, płacząc i cicho krzycząc. Spojrzała za okno, a kiedy zaczęło świtać wstała, wycierając łzy z policzków i podeszła do lustra. Nałożyła dokładny makijaż na twarz i ubrała obszerny sweter, żeby nie było widać sińców na ramionach oraz krótkie szorty.
Wyszła z ochłodzonej łazienki i usiadła przy laptopie, delikatnie go otwierając i szybko wpisując hasło. Weszła na Twittera i w swoje mentions. Kilku ludzi ze szkoły wysłało jej zdjęcie z tamtej imprezy, kiedy po raz drugi uderzyła Eleanor. Zamknęła szybko laptopa i zaklęła głośno, gdy do pokoju wszedł Alec. Jego mina mówiła sama za siebie, ze nie przynosi dobrych wieści.
- Słyszałem, ze Eric ci się śnił . - Pół stwierdził, pół zapytał Alec, marszcząc czoło.
- Umm... - Potwierdziła skinieniem głowy. Alec przyjrzał się jej uważnie i podszedł do dziewczyny, chwytając jej twarz i podnosząc ją do góry. Gdy tylko ujrzał ranę na lewym policzku, cicho wciągnął powietrze i zgrabnie otarł łzy, które powoli spływały po dziewczęcym, zaróżowionym policzku.
- Kto ci to zrobił? - Spytał, obejmując Jaye ramionami. Dziewczyna wytarła łzy, uśmiechnęła się i odsuwając się delikatnie od Aleca, powiedziała:
- Poślizgnęłam się pod prysznicem. - Opuściła wzrok ze wstydu, ze tak łatwo przyszło jej kłamać, żeby ratować tyłek komuś innemu.
- Artur. - Syknął Alec. - Zabiję go.
Dziewczyna spojrzała przerażona na Aleca - jego oczy stały się czarniejsze niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe.
- Nie, Alec. - Szepnęła i chwyciła go za dłoń. Alec wziął jej twarz w dłonie i delikatnie przejechał kciukiem po zaczerwienionej ranie.
- NIKT nie będzie cię oszpecał, kochana. - Powiedział i wyszedł z domu. Wiedziała, że to wszystko źle się skończy. Skoro Alec z łatwością przebijał ściany jednym ruchem, to co mógł zrobić z twarzą Artura?!
Jaye ubrała szybko trampki na stopy i wybiegła z domu, kierując się w stronę mieszkania Artura. Dobiegła tam w tym samym czasie, gdy Alec po prostu wchodził sobie do jego mieszkania. Stanęła jak wryta przed domem, zastanawiając się co zrobić, gdy usłyszała głośny i żałosny krzyk Artura, dobiegający ze środka. Wbiegła tam, gdy Alec jednym zgrabnym ruchem właśnie przestawił szczękę Arturowi. Drugim ciosem prawdopodobnie złamał mu nos, z którego trysnął strumień krwi. Przed trzecim uderzeniem go uratowała stając przed Arturem. Alec cofnął rękę i nie wiedział, co powiedzieć.
- Jeśli chcesz go uderzyć, najpierw uderz mnie. - Alec odsunął się o krok od Artura, mierząc go wzrokiem. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, zaciskając pięści.
- Przepraszam, Jaye. - Szepnął Artur i pocałował dziewczynę w dłoń. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem i od razu pożałowała, że przerwała Alecowi.
- O kilka miesięcy za późno. Żeby nie było niedomówień - nie jesteśmy już parą. - Arturowi ciurkiem popłynęły łzy po zakrwawionym policzku i szepnął cicho:
- Rozumiem. - Blondynka wybiegłam z jego domu i usłyszała odgłos roztrzaskiwanej o drzwi butelki. Skierowała się w stronę cmentarza, gdzie pochowano jej braci. Weszła głównym wejściem, tak jak kazała jej mama. Przeszła do drugiej alejki i znalazła to, czego szukała. Stanęła przed wielkim grobowcem rodzinnym Parsons'ów. Usiadła na ławeczce i powiedziała:
- Cześć, chłopaki... - Uśmiechnęła się pod nosem, a po policzkach popłynęły łzy, na które przestała już zwracać uwagę. - Pewnie się ucieszycie. Zerwałam z Arturem. - Zaszlochała głośno, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Starszy mężczyzna podszedł do niej niepewnie z paczką chusteczek w ręce. Wzięła jedną i cichutko mu podziękowała, mając szczerą nadzieję, że sobie pójdzie.
- Jak się czujesz? - Spytał staruszek i usiadł obok niej na ławce. Patrzyła na twarz mężczyzny, która była pomarszczona. Każda zmarszczka na jego czole, przy oczach, ustach i nosie znaczyła, ze wiele przeszedł, wiele zdobył i dużo się śmiał.
- Jakby mnie ktoś wysmarował tarką do sera. - Odpowiedziała Jaye, a staruszek zaśmiał się w głos, mówiąc:
- Wiesz, babka mi zawsze mówiła, że jeśli zamkniesz oczy to ten świat może być naprawdę piękny. Próbowałem tak po śmierci mojej świętej pamięci małżonki. Przenosiłem się do dnia naszego poznania i przeżywałem to wszystko tyle razy ile tylko chciałem. Nie było żadnych ograniczeń - robiłem co chciałem, a wiesz co było najpiękniejsze? To, że ona wciąż tam była. Za każdym razem, gdy zamykałem się w tamtym świecie, widziałem jej oczy, uśmiech i piękne zmarszczki mimiczne. To wszystko było moim światem i TO było piękne. Nadal to mam, mimo że mojej Katherine już nie ma. Nadal mogę dotykać jej ust i patrzeć jak się śmieje. - Jaye wpatrywała się w staruszka i próbowała zgadnąć ile ma lat. Wyglądał jakby był dobrze po siedemdziesiątce, wręcz podchodził pod osiemdziesiąt, ale wciąż mówił jak zakochany w swojej dziewczynie dwudziestolatek, który oddałby wszystko za jeden pocałunek ze swoją miłością.
- Przykro mi. - Powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się pokrzepiająco do staruszka.
- Chłopak ci to zrobił? - Spytał, wskazując głową na szramę pod okiem. Kiedy zauważył, ze dziewczyna wcale nie zamierza odpowiedzieć, mruknął:
- Mam nadzieję, że ktoś nieźle sprał tego chłopaka. - Jaye zaśmiała się cicho pod nosem i pożegnała się ze staruszkiem, kierując się w stronę domu. Kiedy wychodziła z alejki, zobaczyła, ze staruszek zapala znicz na grobie jej braci; uśmiechnęła się lekko i poprawiła grzywkę.
- Czego chcesz? - Spytała Artura, który czatował pod drzwiami od jej mieszkania, kiedy ona była na cmentarzu. Jaye ucieszyła się w duchu, że jej rodziców nie ma wiecznie w domu, bo pewnie wpuścili by go do domu, a co gorsza do jej pokoju. Wciąż nie wiedzieli, ze już nie są razem; jakoś nie było okazji, żeby im o tym powiedzieć, a może po prostu nie chciała zawracać im głowy swoimi problemami?
- Chcę porozmawiać. - Powiedział dobitnie Artur, jakby obowiązkiem dziewczyny było to, żeby wpuścić go do środka. Po tym co dzisiaj zobaczyła nie miała ochoty wpuszczać nikogo. Chciała być sama, ale najwyraźniej człowiek nigdy nie dostaje tego, czego w danej chwili chce.
- Nie ma mowy. - Powiedziała, a on wstał ze schodka i stanął naprzeciwko niej, blokując przejście do drzwi.
- Wpuścisz mnie albo nie dowiesz się niczego o tej twojej cholernej bransoletce.
- Od kiedy nie jesteśmy parą, że się puszczasz?! - Spojrzała na niego otępiała i zastanawiała się, o co może mu chodzić. Co prawda nie spotykała się z nim już tak często jak kiedyś, ale to nie jest racjonalny powód, żeby oskarżać kogokolwiek o zdradę i bluźnić prosto w twarz.
- O co ci chodzi, Artur? Najpierw wyzywasz mnie od najgorszych przy wszystkich naszych znajomych, a następnie prawisz mi morały o niemoralności i zdradzie? - Spytała, a Artur podszedł do niej i mocno ścisnął za ramiona.
- Nie masz prawa mnie zdradzać, suko! - Krzyknął jej prosto w twarz. Wyczuła alkohol, którego odór leciał prosto w jej buzię. Oczy zaszły jej łzami w momencie, gdy zobaczyła jak dłoń Artura wędruję w stronę jej twarzy, a następnie poczuła piekący ból w policzku. Zakręciło się jej w głowie i upadła na ziemię. Usłyszała trzaśnięcie drzwi i zalała się łzami. Związała się z człowiekiem, który dostaje białej gorączki, gdy wyjdzie gdzieś z przyjacielem.
Przemyła twarz zimną wodą i obejrzała ranę w lustrze. Miała długie i czerwone zadrapanie na policzku, z którego powoli spływała krew połączona z łzami. Przemyła zadrapanie wodą utlenioną i zakleiła plastrem. Położyła się do łóżka i próbowała myśleć o Alecu. Chciała znaleźć się teraz blisko niego. W jego ramionach i już nigdy więcej się nie obudzić.
- Tracimy ją! Podaj wstrząsy! - Usłyszałam krzyk jakiejś obcej osoby. Próbowałam otworzyć oczy, ale jedyne, co zdołałam zrobić to wydać z siebie cichy jęk bólu w momencie, gdy przyłożyli mi elektrowstrząsy do klatki piersiowej. Odkaszlnęłam nagle i udało mi się delikatnie otworzyć oczy, który momentalnie zamknęłam, gdy poraziło mnie mocno światło z sufitu. Ponowiłam próbę i ujrzałam Erica, ubranego na czarno.
- Cześć, blondyneczko. - Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Byłam naiwna, wierząc, że jak tylko zapragnę znajdę się u boku Aleca. Zamiast tego leżałam na białym stole i jedyną osobą, która przy mnie czuwała był Eric.
- jesteś do niej taka podobna... - Szepnął cicho i westchnął żałośnie. Był podejrzanie delikatny, podchodząc do mnie i głaszcząc mnie po policzku. Chciałam się wyrwać, krzyknąć, cokolwiek, ale nie potrafiłam niczym poruszyć. Patrzyłam tylko jak usta Erica niebezpiecznie zbliżają się do moich. Po policzkach spłynęło mi kilka słonych łez, a Eric patrząc na mnie, wrzasnął:
- Robisz dokładnie to, co ona! - Uderzył mnie w twarz i dokładnie w tej samej chwili mogłam swobodnie się poruszać. Splunęłam na ziemie krwią i krzyknęłam:
- Drań! - - Eric zaśmiał się i szepnął mi do ucha:
- Kochanie, to miód dla moich uszu. - Spojrzałam na niego drwiąco po raz ostatni i zamknęłam oczy.
Jaye spróbowała delikatnie otworzyć jedno oko i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła swój pokój. Spojrzała za okno, ale było zbyt ciemno, żeby mogła zobaczyć cokolwiek. Mimo, że był środek nocy, wiedziała, ze dzisiaj nie będzie jej już dane zasnąć. Wstała delikatnie z łóżka, aby nie dostać zawrotów głowy i skierowała się w stronę łazienki. Stanęła pod strumieniem gorącej wody i wpatrywała się w seledynową kafelkę. Po chwili spuściła wzrok i spojrzała na swoje ramiona. Lewe było całe fioletowe, a prawe tylko trochę bolało. Odwróciła się i spojrzała na swoją posiniaczoną twarz. W odbiciu szyby prysznica nie widziała wszystkiego dokładnie, więc owinęła się błękitnym ręcznikiem i podeszła do zaparowanego lustra. Przejechała ręką przez środek i dotknęła delikatnie swojej opuchniętej wargi, a po jej policzkach popłynęły łzy bezradności. Usiadła w rogu łazienki i sama nie wiedząc, ile czasu tam spędziła, płacząc i cicho krzycząc. Spojrzała za okno, a kiedy zaczęło świtać wstała, wycierając łzy z policzków i podeszła do lustra. Nałożyła dokładny makijaż na twarz i ubrała obszerny sweter, żeby nie było widać sińców na ramionach oraz krótkie szorty.
Wyszła z ochłodzonej łazienki i usiadła przy laptopie, delikatnie go otwierając i szybko wpisując hasło. Weszła na Twittera i w swoje mentions. Kilku ludzi ze szkoły wysłało jej zdjęcie z tamtej imprezy, kiedy po raz drugi uderzyła Eleanor. Zamknęła szybko laptopa i zaklęła głośno, gdy do pokoju wszedł Alec. Jego mina mówiła sama za siebie, ze nie przynosi dobrych wieści.
- Słyszałem, ze Eric ci się śnił . - Pół stwierdził, pół zapytał Alec, marszcząc czoło.
- Umm... - Potwierdziła skinieniem głowy. Alec przyjrzał się jej uważnie i podszedł do dziewczyny, chwytając jej twarz i podnosząc ją do góry. Gdy tylko ujrzał ranę na lewym policzku, cicho wciągnął powietrze i zgrabnie otarł łzy, które powoli spływały po dziewczęcym, zaróżowionym policzku.
- Kto ci to zrobił? - Spytał, obejmując Jaye ramionami. Dziewczyna wytarła łzy, uśmiechnęła się i odsuwając się delikatnie od Aleca, powiedziała:
- Poślizgnęłam się pod prysznicem. - Opuściła wzrok ze wstydu, ze tak łatwo przyszło jej kłamać, żeby ratować tyłek komuś innemu.
- Artur. - Syknął Alec. - Zabiję go.
Dziewczyna spojrzała przerażona na Aleca - jego oczy stały się czarniejsze niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe.
- Nie, Alec. - Szepnęła i chwyciła go za dłoń. Alec wziął jej twarz w dłonie i delikatnie przejechał kciukiem po zaczerwienionej ranie.
- NIKT nie będzie cię oszpecał, kochana. - Powiedział i wyszedł z domu. Wiedziała, że to wszystko źle się skończy. Skoro Alec z łatwością przebijał ściany jednym ruchem, to co mógł zrobić z twarzą Artura?!
Jaye ubrała szybko trampki na stopy i wybiegła z domu, kierując się w stronę mieszkania Artura. Dobiegła tam w tym samym czasie, gdy Alec po prostu wchodził sobie do jego mieszkania. Stanęła jak wryta przed domem, zastanawiając się co zrobić, gdy usłyszała głośny i żałosny krzyk Artura, dobiegający ze środka. Wbiegła tam, gdy Alec jednym zgrabnym ruchem właśnie przestawił szczękę Arturowi. Drugim ciosem prawdopodobnie złamał mu nos, z którego trysnął strumień krwi. Przed trzecim uderzeniem go uratowała stając przed Arturem. Alec cofnął rękę i nie wiedział, co powiedzieć.
- Jeśli chcesz go uderzyć, najpierw uderz mnie. - Alec odsunął się o krok od Artura, mierząc go wzrokiem. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, zaciskając pięści.
- Przepraszam, Jaye. - Szepnął Artur i pocałował dziewczynę w dłoń. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem i od razu pożałowała, że przerwała Alecowi.
- O kilka miesięcy za późno. Żeby nie było niedomówień - nie jesteśmy już parą. - Arturowi ciurkiem popłynęły łzy po zakrwawionym policzku i szepnął cicho:
- Rozumiem. - Blondynka wybiegłam z jego domu i usłyszała odgłos roztrzaskiwanej o drzwi butelki. Skierowała się w stronę cmentarza, gdzie pochowano jej braci. Weszła głównym wejściem, tak jak kazała jej mama. Przeszła do drugiej alejki i znalazła to, czego szukała. Stanęła przed wielkim grobowcem rodzinnym Parsons'ów. Usiadła na ławeczce i powiedziała:
- Cześć, chłopaki... - Uśmiechnęła się pod nosem, a po policzkach popłynęły łzy, na które przestała już zwracać uwagę. - Pewnie się ucieszycie. Zerwałam z Arturem. - Zaszlochała głośno, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Starszy mężczyzna podszedł do niej niepewnie z paczką chusteczek w ręce. Wzięła jedną i cichutko mu podziękowała, mając szczerą nadzieję, że sobie pójdzie.
- Jak się czujesz? - Spytał staruszek i usiadł obok niej na ławce. Patrzyła na twarz mężczyzny, która była pomarszczona. Każda zmarszczka na jego czole, przy oczach, ustach i nosie znaczyła, ze wiele przeszedł, wiele zdobył i dużo się śmiał.
- Jakby mnie ktoś wysmarował tarką do sera. - Odpowiedziała Jaye, a staruszek zaśmiał się w głos, mówiąc:
- Wiesz, babka mi zawsze mówiła, że jeśli zamkniesz oczy to ten świat może być naprawdę piękny. Próbowałem tak po śmierci mojej świętej pamięci małżonki. Przenosiłem się do dnia naszego poznania i przeżywałem to wszystko tyle razy ile tylko chciałem. Nie było żadnych ograniczeń - robiłem co chciałem, a wiesz co było najpiękniejsze? To, że ona wciąż tam była. Za każdym razem, gdy zamykałem się w tamtym świecie, widziałem jej oczy, uśmiech i piękne zmarszczki mimiczne. To wszystko było moim światem i TO było piękne. Nadal to mam, mimo że mojej Katherine już nie ma. Nadal mogę dotykać jej ust i patrzeć jak się śmieje. - Jaye wpatrywała się w staruszka i próbowała zgadnąć ile ma lat. Wyglądał jakby był dobrze po siedemdziesiątce, wręcz podchodził pod osiemdziesiąt, ale wciąż mówił jak zakochany w swojej dziewczynie dwudziestolatek, który oddałby wszystko za jeden pocałunek ze swoją miłością.
- Przykro mi. - Powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się pokrzepiająco do staruszka.
- Chłopak ci to zrobił? - Spytał, wskazując głową na szramę pod okiem. Kiedy zauważył, ze dziewczyna wcale nie zamierza odpowiedzieć, mruknął:
- Mam nadzieję, że ktoś nieźle sprał tego chłopaka. - Jaye zaśmiała się cicho pod nosem i pożegnała się ze staruszkiem, kierując się w stronę domu. Kiedy wychodziła z alejki, zobaczyła, ze staruszek zapala znicz na grobie jej braci; uśmiechnęła się lekko i poprawiła grzywkę.
- Czego chcesz? - Spytała Artura, który czatował pod drzwiami od jej mieszkania, kiedy ona była na cmentarzu. Jaye ucieszyła się w duchu, że jej rodziców nie ma wiecznie w domu, bo pewnie wpuścili by go do domu, a co gorsza do jej pokoju. Wciąż nie wiedzieli, ze już nie są razem; jakoś nie było okazji, żeby im o tym powiedzieć, a może po prostu nie chciała zawracać im głowy swoimi problemami?
- Chcę porozmawiać. - Powiedział dobitnie Artur, jakby obowiązkiem dziewczyny było to, żeby wpuścić go do środka. Po tym co dzisiaj zobaczyła nie miała ochoty wpuszczać nikogo. Chciała być sama, ale najwyraźniej człowiek nigdy nie dostaje tego, czego w danej chwili chce.
- Nie ma mowy. - Powiedziała, a on wstał ze schodka i stanął naprzeciwko niej, blokując przejście do drzwi.
- Wpuścisz mnie albo nie dowiesz się niczego o tej twojej cholernej bransoletce.
wtorek, 20 listopada 2012
Siedem.
Obudziła się w, o dziwo, całkiem dobrym humorze, co nie zmieniało faktu, że matka nie odzywała się do niej odkąd ją w niezbyt kulturalny sposób wyrzuciła z pokoju; ojciec z reguły mało mówił, więc nikt nie odczuł żadnej znaczącej różnicy, a Artur? Artur delikatnie rzecz ujmując po prostu jej nienawidził. Przyjaciół nie miała, więc jedyną osobą, która ze nią rozmawiała był Alec, który był tak zacofany i emocjonalnie, i elektronicznie, że nie posiadała żadnej formy kontaktu z nim. Musiała po prostu czekać cierpliwie, aż zachce mu się ją odwiedzić.
Czekanie znudziło jej się po około dziesięciu minutach, więc włączyła radio i wskoczyła w strój do ćwiczeń. Rozciąganie od lat pomagało jej uciec od problemów. Żyła wtedy we własnym świecie, w którym istniała tylko ona i gimnastyka, która po jakimś czasie stała się dla niej po prostu miła formą spędzania czasu i po części przyzwyczajeniem. Spróbowała zrobić szpagat, ale jedyne co udało jej się zrobić to przewrócenie się na ziemię podczas ponownego zakładania buta. Spróbowała ponownie tej figury, a kiedy po wielu niefortunnych próbach udało jej się, schyliła się do prawej nogi. Poczuła ciągnący się ból w pachwinie i usiadła po turecku, co było zdecydowanie lepsze dla mięśni po tak długiej przerwie. Położyła dłonie na kolanach i wpatrywała się w kalendarz na ścianie, modląc o przyjście Aleca. Po chwili usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi i męski głos Aleca:
- Mam ochotę ściągnąć z ciebie ten strój. - Wstała uśmiechnięta z podłogi i podeszła do Aleca, delikatnie muskając jego usta na przywitanie.
- To dlaczego tego nie zrobisz? - Szepnęła mu na ucho, a Alec uśmiechnął się i pocałował ją w nos, podchodząc do laptopa, którego otworzył jednym, zgrabnym ruchem.
- Zmieniłaś hasło. - Zaśmiał się Alec i zamknął delikatnie laptopa. - Artur się odzywał?
- Nie, nadal jest wielce obrażony.
- Czyli norma w jego świecie. - Mruknął Alec i spojrzał się na miejsce, gdzie niedawno znajdowała się wielka dziura zrobiona przez jego pięść.
- Kalendarz? Naprawdę? - Spytał kpiąco i z powrotem spojrzał na Jaye. - A z drugiej strony może lusterko? - Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i spytała nieco ściszonym głosem:
- Może miałam to zatynkować? - Poprawiła kalendarz, który lekko przechylił się w lewo.
- Możemy zrobić remont. - Zaproponował Alec i zebrał wszystkie papierki z biurka, które gromadziły się tam dobre kilka miesięcy. Przebrała się w zwiewną sukienkę w kwiaty i chwyciła rulonik pieniędzy ze skarbonki, które zarobiła jako kelnerka w zeszłe wakacje. Schowała pieniądze do portfela i ruszyła za Alecem, który właśnie wychodził z mieszkania.
Po dwudziestu minutach drogi byli już pod sklepem budowlanym. Alec zaproponował, że ze względu na to, iż to on rozwalił ścianę sam zapłaci za wyrządzoną szkodę. Było to dziewczynie na rękę, zważając na fakt, ze jej budżet pieniężny był dosyć ograniczony. Ruszyła w stronę regałów z farbami, pchając przed sobą wielki wózek. Kiedy zastanawiała się między kawową a szkarłatną farbą w wózku wylądowało mnóstwo wałków, łopatek, szpachli, i innych niepotrzebnych dupereli, które jak uznał Alec są koniecznie potrzebne do remontu. Dziewczyna uznała, ze Alec nie może sam za to wszystko zapłacić, więc oddzieliła rzeczy potrzebne od tych mniej potrzebnych i powiedziała:
- Miałeś wziąć tylko rzeczy do naprawienia ściany. - Alec uśmiechnął się szeroko.
- Kiedy zobaczyłem wałki uznałem, ze też się przydadzą, więc je wziąłem. Z resztą... - zrobił pauzę i spojrzał się na wałki - Są ładne.- Dziewczyna spojrzała się zła na blondyna i spytała:
- Kawowa czy szkarłatna?
- Zielona. - Mruknął, nie przestając się uśmiechać.
- Gdzie w moim pytaniu usłyszałeś zielony!?
- Trzeba czytać między słowami! - Powiedział zadowolony z siebie Alec i dopowiedział - Z resztą zielony jest najładniejszy z tych wszystkich farb.
- Masz prawie tysiąc farb do wyboru, a ty bierzesz PO PROSTU ZIELONY?! - Westchnęła żałośnie i sięgnęła po seledynową i szafranową farbę. Bez słowa skierowała się w stronę lamp i wykładzin. Przyglądała się dłuższą chwilę małym, dużym, okrągłym, prostokątnym i kwadratowym dywanikom, aż w końcu sięgnęła po żółty, okrągły dywanik. Wybrała jeszcze lampę z wiszącymi kryształkami, a po drodze zabrała kilka kolorowych pudełek oraz kosz w kształcie żaby. Wrzuciła to wszystko do wózka i gotowa do wyjścia kiwnęła ręką na Aleca, ale ten zignorował ją i ruszył w przeciwną stronę. Przepchała się z wózkiem między ludźmi i podeszła do Aleca, mówiąc:
- Jak na ciebie kiwam to znaczy, ze masz podejść.
- Nie, jak na mnie kiwasz to znaczy, ze jesteś niewychowana
- Dupek. - Mruknęła i przepychając się z powrotem ruszyła w stronę jednej z dwóch czynnych kas, przy której siedziała drobna brunetka o zielonych oczach. Wystawiła wszystko, co moje na taśmę, a resztę zawartości razem z wózkiem zostawiła przed kasą, oznajmiając ekspedientce, ze to tamtego blondyna, który kręci się jak dziecko między regałami.
- To twój chłopak? - Jaye wybuchnęła niepohamowanym śmiechem i zaprzeczyła kiwając głową na boki.
- Podobasz mu się. Cały czas się tu patrzy.
- Wydaje się pani. - Powiedziała najgrzeczniej jak potrafiła do dziewczyny, która nie była wiele starsza ode niej. Spojrzała się na Aleca, który bawił się mydelniczkami i uśmiechnęła się lekko. Zapłaciła za zakupy i chwyciła trzy wielkie torby, kierując się w stronę wyjścia. Podeszła do srebrnego mercedesa Aleca i uświadomiła sobie, ze została na lodzie bez kluczyków do auta.
- Idiotka. - Mruknęła pod nosem i położyła torby na ziemi, rozkładając przy tym żółty dywanik na miejscu parkingowym.
Po około godzinie niespodziewanie zjawił się zadowolony z siebie Alec z pięcioma wypchanymi po brzegi torbami.
- Nienawidzę cię. - Powiedziała Jaye i wrzuciła swoje rzeczy do bagażnika. Usiadła na miejscu pasażera i obserwowała jak Alec ślimaczymi ruchami wpakowuje rzeczy do auta. Kiedy w końcu skończył było jej tak duszno, że umierała z pragnienia.
- Jeszcze wolniej mogłeś to robić. - Syknęła w jego stronę, wachlując się jakąś gazetą. Nagle Alec wyrwał jej z rąk prowizoryczny wachlarz i krzyknął:
- Czy ty wiesz, ze to jest pierwsze wydanie Motorworld ?!
- Zwykła gazetka. - Mruknęła niezadowolona z faktu, że Alec zabrał jej jedyną rzecz, którą można było machać.
- Warta 350 euro! - Krzyknął zirytowany Alec, jakby to była wina dziewczyny, ze nie wiedziała, ze takie gazety w ogóle istnieją. Alec schował gazetę do schowka i nie odezwał się już ani jednym słowem do końca drogi.
Kiedy Alec przenosił cały sprzęt do sypialni, dziewczyna poszła do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia, ale gdy otworzyła lodówkę nie znalazła w niej nic ciekawego oprócz sera, oliwek i kilku owoców. Wzięła biały ser i oliwki, które nabiła na wykałaczki, które jakimś cudem znalazły się w szufladzie. Wsadziła owoce do miski, a wykałaczki wyłożyła na talerz i zaniosła do pokoju, który był już totalnie zagracony, a Alec (bez koszulki) krzątał się już po pokoju. Jego długie spodnie dżinsowe zamieniły się w krótkie szorty, które odsłaniały umięśnione łydki. Położyła tackę na biurku i powiedziała Alecowi, ze idzie się ogarnąć do łazienki. Zanim jednak ruszyła do toalety sięgnęła po różowy opadający na ramię sweterek i krótkie dżinsowe spodenki z motywem amerykańskiej flagi, które dostała od braci na 18 urodziny.
Myśl, że już nigdy więcej nie usłyszy " wyglądasz jak troll" od Adama ani słodkiego "wyglądasz cudownie" Damiena, kiedy chciał pożyczyć pieniądze, napawała ją łzami. Zaśmiała się pod nosem i otarła łzy, które nagle pojawiły się na jej policzkach. Obmyła twarz zimną wodą i spojrzała w lustro. Jej długie do pasa włosy niesfornie układały się na ciele. Zapuszczała je od siedmiu lat, kiedy jako mała dziewczynka usłyszała, ze ludziom podobają się długie blond włosy. Teraz tylko przypominały jej o Damienie, który lubił się nimi bawić. Sięgnęła do apteczki i wyjęła z niej nożyczki. Chwyciła jedno długie pasmo i przykładając nożyczki na wysokość ramion, zamknęła oczy i zacisnęła szczękę, mocnym ruchem obcinając 3\4 włosów. Spojrzała załzawionymi oczami na włosy znajdujące się w dłoni i cicho zaszlochała. Nie było jej żal włosów, bo one bardziej przeszkadzały niż ładnie wyglądały. Tęskniła za braćmi. Nie spodziewała się, że można aż tak bardzo cierpieć z tęsknoty. Do tej pory nie myślała o nich zbyt często i dopiero teraz uświadomiła sobie, że nigdy więcej ich nie zobaczy. Nigdy więcej złowrogo nie spojrzy w ich oczy i nigdy nie zobaczy ich triumfujących uśmiechów. Nie będzie mogła powiedzieć o sobie "starsza siostra", nie będzie miała komu rozkazywać ani z kim się śmiać. Została sama, a nikt nie może zastąpić Damiena i Adama. Nie chciała, żeby ktoś ich zastępował...
Spojrzała w lustro i obcięła włosy do końca, czego efektem zostały nastroszone, krótkie do ramion włosy, które lekko odstawały z tyłu głowy. Wrzuciła włosy do kosza i wyszła z łazienki. Alec uśmiechnął się na mój widok i bez zbędnych pytań podał mi wałek. Ze względu na to, ze ściany pokoju były kremowe, Alec uznał, że można od razu malować.
- Bardzo ładnie wyglądasz. - Powiedział nieco speszony Alec i wziął się za malowanie ściany.
- Czemu na mnie nie poczekałeś? - Spytała z wyrzutem i zanurzyła wałek w wiadrze z farbą, zaczynając malować wschodnią ścianę.
- Wszystkie ofiary Erica mają zielone oczy? - Spytała, panując nad obrzydzeniem w stronę tego potwora. Nie znała go, ale nienawidziła go w całej okazałości. W jego osobie nie widziała żadnej pozytywnej cechy.
- Nie wiem dokładnie, ale chyba chodzi o dziewczynę. - Dziewczyna spojrzała znudzona na Aleca i zaśmiała się ironicznie w duchu. Kobieta - stworzenie wszelkiego zła świata. Puszka Pandory - dlaczego nie zniósł jej na ziemię mężczyzna? Dlaczego to kobieta sięgnęła po owoc w raju? Kobiety powodem wypadków, bójek i całego zła świata.
- Nieszczęśliwie się zakochał? Biedny.. - Syknęła sarkastycznie, a Alec spojrzał się na nią i powiedział:
- To była chyba jego siostra. - Dziewczyna stanęła jak wryta, jakby brakło jej słów. Jedyne co potrafiła wypowiedzieć to:
- Zakochał się we własnej siostrze?! - Stała zszokowana, a Alec zacisnął usta w cienką kreskę.
Czekanie znudziło jej się po około dziesięciu minutach, więc włączyła radio i wskoczyła w strój do ćwiczeń. Rozciąganie od lat pomagało jej uciec od problemów. Żyła wtedy we własnym świecie, w którym istniała tylko ona i gimnastyka, która po jakimś czasie stała się dla niej po prostu miła formą spędzania czasu i po części przyzwyczajeniem. Spróbowała zrobić szpagat, ale jedyne co udało jej się zrobić to przewrócenie się na ziemię podczas ponownego zakładania buta. Spróbowała ponownie tej figury, a kiedy po wielu niefortunnych próbach udało jej się, schyliła się do prawej nogi. Poczuła ciągnący się ból w pachwinie i usiadła po turecku, co było zdecydowanie lepsze dla mięśni po tak długiej przerwie. Położyła dłonie na kolanach i wpatrywała się w kalendarz na ścianie, modląc o przyjście Aleca. Po chwili usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi i męski głos Aleca:
- Mam ochotę ściągnąć z ciebie ten strój. - Wstała uśmiechnięta z podłogi i podeszła do Aleca, delikatnie muskając jego usta na przywitanie.
- To dlaczego tego nie zrobisz? - Szepnęła mu na ucho, a Alec uśmiechnął się i pocałował ją w nos, podchodząc do laptopa, którego otworzył jednym, zgrabnym ruchem.
- Zmieniłaś hasło. - Zaśmiał się Alec i zamknął delikatnie laptopa. - Artur się odzywał?
- Nie, nadal jest wielce obrażony.
- Czyli norma w jego świecie. - Mruknął Alec i spojrzał się na miejsce, gdzie niedawno znajdowała się wielka dziura zrobiona przez jego pięść.
- Kalendarz? Naprawdę? - Spytał kpiąco i z powrotem spojrzał na Jaye. - A z drugiej strony może lusterko? - Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i spytała nieco ściszonym głosem:
- Może miałam to zatynkować? - Poprawiła kalendarz, który lekko przechylił się w lewo.
- Możemy zrobić remont. - Zaproponował Alec i zebrał wszystkie papierki z biurka, które gromadziły się tam dobre kilka miesięcy. Przebrała się w zwiewną sukienkę w kwiaty i chwyciła rulonik pieniędzy ze skarbonki, które zarobiła jako kelnerka w zeszłe wakacje. Schowała pieniądze do portfela i ruszyła za Alecem, który właśnie wychodził z mieszkania.
Po dwudziestu minutach drogi byli już pod sklepem budowlanym. Alec zaproponował, że ze względu na to, iż to on rozwalił ścianę sam zapłaci za wyrządzoną szkodę. Było to dziewczynie na rękę, zważając na fakt, ze jej budżet pieniężny był dosyć ograniczony. Ruszyła w stronę regałów z farbami, pchając przed sobą wielki wózek. Kiedy zastanawiała się między kawową a szkarłatną farbą w wózku wylądowało mnóstwo wałków, łopatek, szpachli, i innych niepotrzebnych dupereli, które jak uznał Alec są koniecznie potrzebne do remontu. Dziewczyna uznała, ze Alec nie może sam za to wszystko zapłacić, więc oddzieliła rzeczy potrzebne od tych mniej potrzebnych i powiedziała:
- Miałeś wziąć tylko rzeczy do naprawienia ściany. - Alec uśmiechnął się szeroko.
- Kiedy zobaczyłem wałki uznałem, ze też się przydadzą, więc je wziąłem. Z resztą... - zrobił pauzę i spojrzał się na wałki - Są ładne.- Dziewczyna spojrzała się zła na blondyna i spytała:
- Kawowa czy szkarłatna?
- Zielona. - Mruknął, nie przestając się uśmiechać.
- Gdzie w moim pytaniu usłyszałeś zielony!?
- Trzeba czytać między słowami! - Powiedział zadowolony z siebie Alec i dopowiedział - Z resztą zielony jest najładniejszy z tych wszystkich farb.
- Masz prawie tysiąc farb do wyboru, a ty bierzesz PO PROSTU ZIELONY?! - Westchnęła żałośnie i sięgnęła po seledynową i szafranową farbę. Bez słowa skierowała się w stronę lamp i wykładzin. Przyglądała się dłuższą chwilę małym, dużym, okrągłym, prostokątnym i kwadratowym dywanikom, aż w końcu sięgnęła po żółty, okrągły dywanik. Wybrała jeszcze lampę z wiszącymi kryształkami, a po drodze zabrała kilka kolorowych pudełek oraz kosz w kształcie żaby. Wrzuciła to wszystko do wózka i gotowa do wyjścia kiwnęła ręką na Aleca, ale ten zignorował ją i ruszył w przeciwną stronę. Przepchała się z wózkiem między ludźmi i podeszła do Aleca, mówiąc:
- Jak na ciebie kiwam to znaczy, ze masz podejść.
- Nie, jak na mnie kiwasz to znaczy, ze jesteś niewychowana
- Dupek. - Mruknęła i przepychając się z powrotem ruszyła w stronę jednej z dwóch czynnych kas, przy której siedziała drobna brunetka o zielonych oczach. Wystawiła wszystko, co moje na taśmę, a resztę zawartości razem z wózkiem zostawiła przed kasą, oznajmiając ekspedientce, ze to tamtego blondyna, który kręci się jak dziecko między regałami.
- To twój chłopak? - Jaye wybuchnęła niepohamowanym śmiechem i zaprzeczyła kiwając głową na boki.
- Podobasz mu się. Cały czas się tu patrzy.
- Wydaje się pani. - Powiedziała najgrzeczniej jak potrafiła do dziewczyny, która nie była wiele starsza ode niej. Spojrzała się na Aleca, który bawił się mydelniczkami i uśmiechnęła się lekko. Zapłaciła za zakupy i chwyciła trzy wielkie torby, kierując się w stronę wyjścia. Podeszła do srebrnego mercedesa Aleca i uświadomiła sobie, ze została na lodzie bez kluczyków do auta.
- Idiotka. - Mruknęła pod nosem i położyła torby na ziemi, rozkładając przy tym żółty dywanik na miejscu parkingowym.
Po około godzinie niespodziewanie zjawił się zadowolony z siebie Alec z pięcioma wypchanymi po brzegi torbami.
- Nienawidzę cię. - Powiedziała Jaye i wrzuciła swoje rzeczy do bagażnika. Usiadła na miejscu pasażera i obserwowała jak Alec ślimaczymi ruchami wpakowuje rzeczy do auta. Kiedy w końcu skończył było jej tak duszno, że umierała z pragnienia.
- Jeszcze wolniej mogłeś to robić. - Syknęła w jego stronę, wachlując się jakąś gazetą. Nagle Alec wyrwał jej z rąk prowizoryczny wachlarz i krzyknął:
- Czy ty wiesz, ze to jest pierwsze wydanie Motorworld ?!
- Zwykła gazetka. - Mruknęła niezadowolona z faktu, że Alec zabrał jej jedyną rzecz, którą można było machać.
- Warta 350 euro! - Krzyknął zirytowany Alec, jakby to była wina dziewczyny, ze nie wiedziała, ze takie gazety w ogóle istnieją. Alec schował gazetę do schowka i nie odezwał się już ani jednym słowem do końca drogi.
Kiedy Alec przenosił cały sprzęt do sypialni, dziewczyna poszła do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia, ale gdy otworzyła lodówkę nie znalazła w niej nic ciekawego oprócz sera, oliwek i kilku owoców. Wzięła biały ser i oliwki, które nabiła na wykałaczki, które jakimś cudem znalazły się w szufladzie. Wsadziła owoce do miski, a wykałaczki wyłożyła na talerz i zaniosła do pokoju, który był już totalnie zagracony, a Alec (bez koszulki) krzątał się już po pokoju. Jego długie spodnie dżinsowe zamieniły się w krótkie szorty, które odsłaniały umięśnione łydki. Położyła tackę na biurku i powiedziała Alecowi, ze idzie się ogarnąć do łazienki. Zanim jednak ruszyła do toalety sięgnęła po różowy opadający na ramię sweterek i krótkie dżinsowe spodenki z motywem amerykańskiej flagi, które dostała od braci na 18 urodziny.
Myśl, że już nigdy więcej nie usłyszy " wyglądasz jak troll" od Adama ani słodkiego "wyglądasz cudownie" Damiena, kiedy chciał pożyczyć pieniądze, napawała ją łzami. Zaśmiała się pod nosem i otarła łzy, które nagle pojawiły się na jej policzkach. Obmyła twarz zimną wodą i spojrzała w lustro. Jej długie do pasa włosy niesfornie układały się na ciele. Zapuszczała je od siedmiu lat, kiedy jako mała dziewczynka usłyszała, ze ludziom podobają się długie blond włosy. Teraz tylko przypominały jej o Damienie, który lubił się nimi bawić. Sięgnęła do apteczki i wyjęła z niej nożyczki. Chwyciła jedno długie pasmo i przykładając nożyczki na wysokość ramion, zamknęła oczy i zacisnęła szczękę, mocnym ruchem obcinając 3\4 włosów. Spojrzała załzawionymi oczami na włosy znajdujące się w dłoni i cicho zaszlochała. Nie było jej żal włosów, bo one bardziej przeszkadzały niż ładnie wyglądały. Tęskniła za braćmi. Nie spodziewała się, że można aż tak bardzo cierpieć z tęsknoty. Do tej pory nie myślała o nich zbyt często i dopiero teraz uświadomiła sobie, że nigdy więcej ich nie zobaczy. Nigdy więcej złowrogo nie spojrzy w ich oczy i nigdy nie zobaczy ich triumfujących uśmiechów. Nie będzie mogła powiedzieć o sobie "starsza siostra", nie będzie miała komu rozkazywać ani z kim się śmiać. Została sama, a nikt nie może zastąpić Damiena i Adama. Nie chciała, żeby ktoś ich zastępował...
Spojrzała w lustro i obcięła włosy do końca, czego efektem zostały nastroszone, krótkie do ramion włosy, które lekko odstawały z tyłu głowy. Wrzuciła włosy do kosza i wyszła z łazienki. Alec uśmiechnął się na mój widok i bez zbędnych pytań podał mi wałek. Ze względu na to, ze ściany pokoju były kremowe, Alec uznał, że można od razu malować.
- Bardzo ładnie wyglądasz. - Powiedział nieco speszony Alec i wziął się za malowanie ściany.
- Czemu na mnie nie poczekałeś? - Spytała z wyrzutem i zanurzyła wałek w wiadrze z farbą, zaczynając malować wschodnią ścianę.
- Wszystkie ofiary Erica mają zielone oczy? - Spytała, panując nad obrzydzeniem w stronę tego potwora. Nie znała go, ale nienawidziła go w całej okazałości. W jego osobie nie widziała żadnej pozytywnej cechy.
- Nie wiem dokładnie, ale chyba chodzi o dziewczynę. - Dziewczyna spojrzała znudzona na Aleca i zaśmiała się ironicznie w duchu. Kobieta - stworzenie wszelkiego zła świata. Puszka Pandory - dlaczego nie zniósł jej na ziemię mężczyzna? Dlaczego to kobieta sięgnęła po owoc w raju? Kobiety powodem wypadków, bójek i całego zła świata.
- Nieszczęśliwie się zakochał? Biedny.. - Syknęła sarkastycznie, a Alec spojrzał się na nią i powiedział:
- To była chyba jego siostra. - Dziewczyna stanęła jak wryta, jakby brakło jej słów. Jedyne co potrafiła wypowiedzieć to:
- Zakochał się we własnej siostrze?! - Stała zszokowana, a Alec zacisnął usta w cienką kreskę.
poniedziałek, 5 listopada 2012
Sześć.
Położyła się spać targana sprzecznymi uczuciami i obudziła się kompletnie niewyspana. Jakby przez całą noc jej mózg pracował na pełnych obrotach, nie zwalniając nawet na minutę. Nagle rozdzwonił się telefon i dziewczyna usłyszała zapłakany głos swojej matki, która oznajmiła jej, że Adam i Damien nie żyją. Telefon wypadł jej z ręki i jak osłupiała wpatrywała się w okno. Po chwili znów usłyszała spokojny dzwonek telefonu i przyłożyła aparat do ucha.
- Słyszałaś co powiedziałam? Włącz kanał 24 to dowiesz się więcej. Jadę do domu. - Twoi bracia nie żyją. Bracia twoi nie żyją. Nie żyją twoi bracia. Nie żyją bracia twoi.... Próbowała jakoś skontaktować o czym mówi jej mama. Jaye nigdy nie sądziła, że doczeka się śmierci swoich braci. Zawsze miała cichą nadzieję, ze nie będzie musiała przez to przechodzić. Podbiegła szybko do telewizora i włączyła szybko wskazany przez mamę kanał.
- Słyszałaś co powiedziałam? Włącz kanał 24 to dowiesz się więcej. Jadę do domu. - Twoi bracia nie żyją. Bracia twoi nie żyją. Nie żyją twoi bracia. Nie żyją bracia twoi.... Próbowała jakoś skontaktować o czym mówi jej mama. Jaye nigdy nie sądziła, że doczeka się śmierci swoich braci. Zawsze miała cichą nadzieję, ze nie będzie musiała przez to przechodzić. Podbiegła szybko do telewizora i włączyła szybko wskazany przez mamę kanał.
Właśnie znajdujemy się u podnóża La Meige. 200 metrów od szczytu znaleziono ciała dwójki nastolatków. Z dokumentów wyczytano, że prawdopodobnie było to rodzeństwo z Cannes 16-letni Damien oraz jego 25-letni brat Adam Parsons. Podejrzewamy, że chłopcy uciekali przed lawiną, pośliznęli się i wpadli w przepaść. Policja ustala ile dni zwłoki leżały w przepaści. Więcej dowiecie się państwo w popołudniowym wydaniu wiadomości. Mówiła dla państwa: Emily Stone.
Siedziała na kanapie wpatrzona w telewizor i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nagle z salonu wbiegł zdyszany Artur ze łzami w oczach. Adam był jego przyjacielem, ale od zawsze był bratem Jaye i to ONA POWINNA PŁAKAĆ!
- Przykro mi, Jaye. - Powiedział i chciał przytulić dziewczynę, ale ona jak na zawołanie wstała z sofy i odepchnęła go od siebie, krzycząc:
- Nie potrzebuję twojego cholernego współczucia! - Po chwili usłyszała głośny trzask drzwi i kilka przekleństw. Usiadła na łóżku i wpatrywała się przez kilkanaście kolejnych minut w ścianę, gdy wbiegła jej mama. Jedyne co potrafiła powiedzieć to:
- Wynoś się. - Spojrzała na nią wrogo, a kiedy Dominica nadal próbowała do niej podejść krzyknęła:
- WYNOCHA! Wynoś się! - Matka wyszła zaciskając mocno pięści, a dziewczyna zaszlochała głośno, szepcząc:
- Wynoś się...
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy, modląc się o to, aby to wszystko okazało się tylko chorym wytworem jej wyobraźni.
- Ratuj ich. - Usłyszała głośny głos Erica, którego postać zmaterializowała się nagle przed dziewczyną.
- Jak? - Jęknęła zrozpaczona, a on bez krzty współczucia i szacunku zaśmiał się kpiąco i akcentując imię dziewczyny, powiedział:
- Domyśl się, moja mała blondyneczko, Jaye.
- Alec mówił prawdę. - Eric spojrzał na nią zdziwiony i zniknął. Później śniła tylko o górach i przepaściach, ale tym razem to ona do nich wpadała, a jej bracia przypatrywali się tylko jak spadała.
Dziewczyna obudziła się z krzykiem i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała podkrążone oczy i mocno spierzchnięte usta, a po jej ciele spływały drobinki potu.
Położyła się z powrotem do łóżka i przykryła po uszy kołdrą, ale to nic nie dawało i czuła, ze tego dnia nie będzie jej już dane zasnąć. Ruszyła, więc w stronę łazienki, aby się trochę ogarnąć.
Wyszła z toalety i zamarła z przerażenia w pół kroku, gdy zobaczyła na środku pokoju wściekłego Aleca. Blondyn skierował się w jej stronę, a dziewczyna odsunęła się pod samą ścianę, co nie było dobrym pomysłem. Alec od razu wręcz przyblokował ją do ściany, przez co trudno było jej się poruszyć, a już w ogóle nie było mowy o ucieczce. Jej głowa znalazła się między jego nadgarstkami, a jego twarz kilkanaście centymetrów od Jaye.
- Jak mogłaś mu powiedzieć?! - Wysyczał wściekły Alec.
- O czym? - Udawała zdezorientowaną, choć dobrze wiedziała o czym mówi. To znaczy, domyślała się o czym mówi...
- Nie udawaj głupiej! Jak mogłaś mu powiedzieć cokolwiek!? - Alec uderzył mocno pięścią w ścianę, robiąc w niej dziurę na wylot. Spojrzała przerażona w poranioną pięść Aleca, po której popłynęły pierwsze krople ciemnoczerwonej cieszy. Alec spojrzał na swoją rękę i schował ją do kieszeni, tym samym odsuwając się ode dziewczyny.
- Czemu mu powiedziałaś? - Spytał spokojniej niż przed minutą i wpatrywał się we nią swoimi czarnymi ślepiami, które zaczynały nieco onieśmielać. Była z nim sama w pokoju... jego oczy prześwidrowały ją na wskroś, a jedyne, co potrafiła robić to tylko nerwowo oddychać i wpatrywać się we wszystkie strony świata, unikając jego wzroku.
- Co takiego powiedziałam? - Spytała lekko przerażona, a Alec spojrzał na nią zdziwiony i szorstko powiedział:
- Widać, ze kolor twoich włosów jest adekwatny do poziomu twojego IQ. - Podeszła do niego i spojrzała w jego zimne jak lód oczy, mówiąc:
- Wiele razy doznałam upokorzenia z twojej strony. Obrażałeś, upokarzałeś, żartowałeś z koloru moich włosów, ale tym razem przegiąłeś. - Alec zaśmiał się drwiąco i syknął:
- Żal mi cię tylko z jednego powodu: bardzo kochasz swoją rodzinę. - Spojrzała na niego lekko zszokowana jego słowami, ale nie zdążyła zadać ani jednego pytania, bo Alec zniknął jej z oczu.
- Cholera jasna! - Krzyknęła i uderzyła otwartą dłonią w ścianę w miejsce obok dziury zrobionej przez blondyna.
Trzeci dzień leżała w łóżku i udawała grypę, gdy inni ludzie właśnie wychodzili na pogrzeb jej braci. Nie chciała tam iść i patrzeć na te wszystkie fałszywe twarze, dziewczyny, które myślały, ze są tymi jedynymi i ludzi, którzy w głębi serca nienawidzili jej braci. Nie miała ochoty przyjmować kondolencji od tych wszystkich nieznanych jej ludzi. Takie rzeczy mógł robić tylko jeden człowiek na świecie i był nim jej ojciec, który był bezuczuciowym draniem. Nie uronił za nich ani jednej kropli łez, to organizując pogrzeb powtarzał, że tylko to może jeszcze dla nich zrobić.
Nie chciała iść tam i wygłaszać jakiejś daremnej mowy, której i tak nikt nie będzie słuchał. Jej mama pewnie powie, że Damien i Artur byli dobrymi ludźmi, choć tak naprawdę byli najobrzydliwszymi gnidami, jakie wszyscy znali. Kopali bezbronne koty na ulicy, rzucali kamieniami w młodszych i słabszych od siebie i nigdy, ale to nigdy nie pomagali. Wręcz do pomocy byli zawsze ostatni w kolejce, nawet jeśli chodziło o ich dobro.
Adam ciągle wyciągał kasę od rodziców na wieczne podróże, nie dawał napiwków w restauracjach i traktował dziewczyny jak zabawki.
Damien wpychał się starszym ludziom do kolejek w sklepie, popychał dzieci i maltretował zwierzęta, traktując to jako dobrą zabawę. A najgorsze, co mogli robić to zabieranie grabek Jaye, gdy miała 10 lat! Ciągle musiała za nimi biegać po podwórku, żeby je oddali, a kiedy w końcu zdobyła je z powrotem, okazywało się, że w tym czasie, kiedy dziewczyna ganiała za Adamem, Damien zabierał jej wszystkie zabawki z piaskownicy.
Kochała swoich braci, ale nie można było o nich powiedzieć, że są dobrzy. To tak jakby powiedzieć, ze elfy istnieją, a do tego spełniają życzenia Może i ci uwierzą, ale po jakimś czasie sami dojdą do wniosku, że to wszystko bez sensu.
Zaczęła ją pobolewać głowa, więc zamknęła oczy i po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza, który złapał ją natychmiast w swoje ramiona.
- Czego tu szukasz? - Usłyszałam głos zaspanego Aleca. Najwyraźniej wylądowała w jego pokoju, którego sterylnie czystym nie można było nazwać. Chłopak spał w orzechowej pościeli na okrągłym łóżku, które znajdowało się na środku pokoju. Ściany pomieszczenia były mieszaniną słomianego i bananowego koloru. Przy drzwiach stała mahoniowa szafka, na której leżała wiśniowa waza z kolorowymi kwiatami. Po drugiej stronie pokoju stały dwie dębowe szafy, które były pewnie wypchane po brzegi. Koło szaf stała komoda, a nad nią wisiały metalowe półki z książkami Dziewczyna spojrzała w stronę szerokiego okna, pod którym stało drewniane biurko ze szmaragdowym laptopem i kilkoma perfumami, i książkami na wierzchu.
- Długo tak się jeszcze będziesz rozglądała, czy jednak powiesz mi po co tu przylazłaś? - Spojrzała na niego dziwnie i roześmiała się głośno. Alec nie wiedział, o co chodzi, więc podniósł głowę i ujrzał Jaye śmiejącą się i płaczącą na zmianę, wpatrującą się w ścianę ze zdjęciami dziewcząt w różnym wieku. Spojrzała na Aleca, który starannie ścielił łóżko.
- To są twoje WSZYSTKIE ofiary? - Alec spojrzał na nią i widząc, że jeśli tylko spróbuje ją okłamać pogorszy tylko sytuację, powiedział:
- Powiesiłem je tu, żeby sobie przypominać, że sam wybrałem złą drogę. - Zignorowała jego wypowiedź i szorstko ponowiła pytanie, skracając je tylko do słowa:
- WSZYSTKIE? - Alec przymknął oczy i głośno westchnął, mówiąc:
- Nie.
- Czy ja jestem kolejna? - Blondyn pokiwał twierdząco głową i spojrzał się jej w oczy. Jaye wydawało się to dziwne, ze nawet w takiej sytuacji potrafił się patrzeć głęboko w oczy i udawać, że nic się nie stało.
- Znasz imiona tych dziewcząt? - Spytała przez zęby, a kiedy Alec nic nie powiedział, krzyknęła:
- Pytałam się, czy znasz imiona tych dziewczyn! - Alec usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie.
- To są ludzie! Mają uczucia! Nie wiem kim lub czym jesteś TY, ale to są zdecydowanie ludzi!! - Łzy powoli spływały po zaczerwienionych policzkach dziewczyny, kiedy chodziła w tę i wewte przyglądając się zdjęciom.
- Zostaw tą cholerną kołdrę i odpowiedz na pytanie! - Alec rzucił kołdrę w bok i podszedł do portretu zielonookiej blondynki.
- Jane, miała 17 lat, kiedy podrzuciłem jej bransoletkę. Ta - Wskazał zielonooką Azjatkę - Alishia, 15 lat w dniu naznaczenia, ta także ma zielone oczy i blond włosy - Pokazał na kolejne zdjęcie - Miała na imię Keyla i miała 23 lata. - Mówiąc to, Alec miał łzy w oczach i ból rysował się na jego twarzy.
- Wystarczy, czy mówić dalej? - Spytał i oparł się na biurko, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jaye nie taiła zdziwienia, po usłyszeniu tych wszystkich rzeczy. Jemu naprawdę było ciężko z byciem tym, kim jest, choć kamuflował to najlepiej jak tylko potrafił.
- A więc po co tu przyszłaś?
- Jakbym jeszcze wiedziała, jakim cudem się tu dostałam to bym ci powiedziała. - Alec roześmiał się i dumny z siebie, powiedział:
- Myślałaś o mnie, gdy zasypiałaś. - Policzki dziewczyny oblały się rumieńcem, a jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
- Nieprawda. - Zaprzeczyła, choć dokładnie wiedziała, że kłamie. Myślała o nim całymi dniami, nie tylko w tamtej chwili. Alec zbliżył swoją twarz do jej i namiętnie pocałował ją w usta, mówiąc;
- Kocham Cię. - Wziął Jaye na ręce, niosąc na łóżko.
Wyszła z toalety i zamarła z przerażenia w pół kroku, gdy zobaczyła na środku pokoju wściekłego Aleca. Blondyn skierował się w jej stronę, a dziewczyna odsunęła się pod samą ścianę, co nie było dobrym pomysłem. Alec od razu wręcz przyblokował ją do ściany, przez co trudno było jej się poruszyć, a już w ogóle nie było mowy o ucieczce. Jej głowa znalazła się między jego nadgarstkami, a jego twarz kilkanaście centymetrów od Jaye.
- Jak mogłaś mu powiedzieć?! - Wysyczał wściekły Alec.
- O czym? - Udawała zdezorientowaną, choć dobrze wiedziała o czym mówi. To znaczy, domyślała się o czym mówi...
- Nie udawaj głupiej! Jak mogłaś mu powiedzieć cokolwiek!? - Alec uderzył mocno pięścią w ścianę, robiąc w niej dziurę na wylot. Spojrzała przerażona w poranioną pięść Aleca, po której popłynęły pierwsze krople ciemnoczerwonej cieszy. Alec spojrzał na swoją rękę i schował ją do kieszeni, tym samym odsuwając się ode dziewczyny.
- Czemu mu powiedziałaś? - Spytał spokojniej niż przed minutą i wpatrywał się we nią swoimi czarnymi ślepiami, które zaczynały nieco onieśmielać. Była z nim sama w pokoju... jego oczy prześwidrowały ją na wskroś, a jedyne, co potrafiła robić to tylko nerwowo oddychać i wpatrywać się we wszystkie strony świata, unikając jego wzroku.
- Co takiego powiedziałam? - Spytała lekko przerażona, a Alec spojrzał na nią zdziwiony i szorstko powiedział:
- Widać, ze kolor twoich włosów jest adekwatny do poziomu twojego IQ. - Podeszła do niego i spojrzała w jego zimne jak lód oczy, mówiąc:
- Wiele razy doznałam upokorzenia z twojej strony. Obrażałeś, upokarzałeś, żartowałeś z koloru moich włosów, ale tym razem przegiąłeś. - Alec zaśmiał się drwiąco i syknął:
- Żal mi cię tylko z jednego powodu: bardzo kochasz swoją rodzinę. - Spojrzała na niego lekko zszokowana jego słowami, ale nie zdążyła zadać ani jednego pytania, bo Alec zniknął jej z oczu.
- Cholera jasna! - Krzyknęła i uderzyła otwartą dłonią w ścianę w miejsce obok dziury zrobionej przez blondyna.
Trzeci dzień leżała w łóżku i udawała grypę, gdy inni ludzie właśnie wychodzili na pogrzeb jej braci. Nie chciała tam iść i patrzeć na te wszystkie fałszywe twarze, dziewczyny, które myślały, ze są tymi jedynymi i ludzi, którzy w głębi serca nienawidzili jej braci. Nie miała ochoty przyjmować kondolencji od tych wszystkich nieznanych jej ludzi. Takie rzeczy mógł robić tylko jeden człowiek na świecie i był nim jej ojciec, który był bezuczuciowym draniem. Nie uronił za nich ani jednej kropli łez, to organizując pogrzeb powtarzał, że tylko to może jeszcze dla nich zrobić.
Nie chciała iść tam i wygłaszać jakiejś daremnej mowy, której i tak nikt nie będzie słuchał. Jej mama pewnie powie, że Damien i Artur byli dobrymi ludźmi, choć tak naprawdę byli najobrzydliwszymi gnidami, jakie wszyscy znali. Kopali bezbronne koty na ulicy, rzucali kamieniami w młodszych i słabszych od siebie i nigdy, ale to nigdy nie pomagali. Wręcz do pomocy byli zawsze ostatni w kolejce, nawet jeśli chodziło o ich dobro.
Adam ciągle wyciągał kasę od rodziców na wieczne podróże, nie dawał napiwków w restauracjach i traktował dziewczyny jak zabawki.
Damien wpychał się starszym ludziom do kolejek w sklepie, popychał dzieci i maltretował zwierzęta, traktując to jako dobrą zabawę. A najgorsze, co mogli robić to zabieranie grabek Jaye, gdy miała 10 lat! Ciągle musiała za nimi biegać po podwórku, żeby je oddali, a kiedy w końcu zdobyła je z powrotem, okazywało się, że w tym czasie, kiedy dziewczyna ganiała za Adamem, Damien zabierał jej wszystkie zabawki z piaskownicy.
Kochała swoich braci, ale nie można było o nich powiedzieć, że są dobrzy. To tak jakby powiedzieć, ze elfy istnieją, a do tego spełniają życzenia Może i ci uwierzą, ale po jakimś czasie sami dojdą do wniosku, że to wszystko bez sensu.
Zaczęła ją pobolewać głowa, więc zamknęła oczy i po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza, który złapał ją natychmiast w swoje ramiona.
- Czego tu szukasz? - Usłyszałam głos zaspanego Aleca. Najwyraźniej wylądowała w jego pokoju, którego sterylnie czystym nie można było nazwać. Chłopak spał w orzechowej pościeli na okrągłym łóżku, które znajdowało się na środku pokoju. Ściany pomieszczenia były mieszaniną słomianego i bananowego koloru. Przy drzwiach stała mahoniowa szafka, na której leżała wiśniowa waza z kolorowymi kwiatami. Po drugiej stronie pokoju stały dwie dębowe szafy, które były pewnie wypchane po brzegi. Koło szaf stała komoda, a nad nią wisiały metalowe półki z książkami Dziewczyna spojrzała w stronę szerokiego okna, pod którym stało drewniane biurko ze szmaragdowym laptopem i kilkoma perfumami, i książkami na wierzchu.
- Długo tak się jeszcze będziesz rozglądała, czy jednak powiesz mi po co tu przylazłaś? - Spojrzała na niego dziwnie i roześmiała się głośno. Alec nie wiedział, o co chodzi, więc podniósł głowę i ujrzał Jaye śmiejącą się i płaczącą na zmianę, wpatrującą się w ścianę ze zdjęciami dziewcząt w różnym wieku. Spojrzała na Aleca, który starannie ścielił łóżko.
- To są twoje WSZYSTKIE ofiary? - Alec spojrzał na nią i widząc, że jeśli tylko spróbuje ją okłamać pogorszy tylko sytuację, powiedział:
- Powiesiłem je tu, żeby sobie przypominać, że sam wybrałem złą drogę. - Zignorowała jego wypowiedź i szorstko ponowiła pytanie, skracając je tylko do słowa:
- WSZYSTKIE? - Alec przymknął oczy i głośno westchnął, mówiąc:
- Nie.
- Czy ja jestem kolejna? - Blondyn pokiwał twierdząco głową i spojrzał się jej w oczy. Jaye wydawało się to dziwne, ze nawet w takiej sytuacji potrafił się patrzeć głęboko w oczy i udawać, że nic się nie stało.
- Znasz imiona tych dziewcząt? - Spytała przez zęby, a kiedy Alec nic nie powiedział, krzyknęła:
- Pytałam się, czy znasz imiona tych dziewczyn! - Alec usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie.
- To są ludzie! Mają uczucia! Nie wiem kim lub czym jesteś TY, ale to są zdecydowanie ludzi!! - Łzy powoli spływały po zaczerwienionych policzkach dziewczyny, kiedy chodziła w tę i wewte przyglądając się zdjęciom.
- Zostaw tą cholerną kołdrę i odpowiedz na pytanie! - Alec rzucił kołdrę w bok i podszedł do portretu zielonookiej blondynki.
- Jane, miała 17 lat, kiedy podrzuciłem jej bransoletkę. Ta - Wskazał zielonooką Azjatkę - Alishia, 15 lat w dniu naznaczenia, ta także ma zielone oczy i blond włosy - Pokazał na kolejne zdjęcie - Miała na imię Keyla i miała 23 lata. - Mówiąc to, Alec miał łzy w oczach i ból rysował się na jego twarzy.
- Wystarczy, czy mówić dalej? - Spytał i oparł się na biurko, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jaye nie taiła zdziwienia, po usłyszeniu tych wszystkich rzeczy. Jemu naprawdę było ciężko z byciem tym, kim jest, choć kamuflował to najlepiej jak tylko potrafił.
- A więc po co tu przyszłaś?
- Jakbym jeszcze wiedziała, jakim cudem się tu dostałam to bym ci powiedziała. - Alec roześmiał się i dumny z siebie, powiedział:
- Myślałaś o mnie, gdy zasypiałaś. - Policzki dziewczyny oblały się rumieńcem, a jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
- Nieprawda. - Zaprzeczyła, choć dokładnie wiedziała, że kłamie. Myślała o nim całymi dniami, nie tylko w tamtej chwili. Alec zbliżył swoją twarz do jej i namiętnie pocałował ją w usta, mówiąc;
- Kocham Cię. - Wziął Jaye na ręce, niosąc na łóżko.
niedziela, 4 listopada 2012
Pięć.
Lazurowe Wybrzeże to najcudowniejsze miejsce we Francji. Nie równa się z nim nawet Wieża Eiffla nocą. Różnobarwne rośliny okalają stronę urwiska po którym niektórzy mają w zwyczaju się wspinać. Podwodne jaskinie są rajem dla płetwonurków, a uzdrowiska dla starszych ludzi. Młodzieży wystarczy tylko plaża z miejscem na ognisko.
Jaye chwyciła Aleca za rękę i poprowadziła w stronę swoich znajomych. Przedstawiła go wszystkim i po chwili został zaatakowany przez grupę blond cheerleaderek. Artur wziął dziewczynę na stronę i dobitnie dał jej do zrozumienia, że nie podoba mu się, że przyprowadziła na imprezę Aleca.
- Co on tu robi i kto to jest?!
- Mam chyba prawo przyprowadzać na imprezę kogo chcę, nie pytając cię o zdanie, prawda? To jest Alec i jest moim przyjacielem. - Artur wzdrygnął się na dźwięk jego imienia i powiedział Jaye na ucho:
- On mi się nie podoba. - Dziewczyna delikatnie wzruszyła ramionami i odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę okupowanego Aleca, który, gdy tylko zauważył, że się zbliża wydostał się z kółka "wspólnego wzdychania do Aleca" i podszedł do roześmianej, blond dziewczyny.
- Jedna z nich zdążyła mi włożyć rękę pod koszulkę. - Szepnął przerażony i rozejrzał się dookoła.
- Dam sobie rękę odciąć, że Eleanor albo Alexandra. - Alec roześmiał się i wesoło powiedział:
- Byłabyś bezręka, bo to Ellie zaczęła się do mnie dobierać. - Dziewczyna zaśmiała się w głos i usiadła na kocu, który przed momentem rozłożył Alec.
Rozmawiali jeszcze chwilę po czym dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zobaczyła, że Eleanor bez skrupułów dobiera się do Artura, który nie miał kompletnie nic przeciwko! Dziewczyna szepnęła cicho:
- Najwyraźniej złamany nos jej nie wystarcza. - Alec spojrzał się w tą samą stronę, co Jaye i nawet nie próbował jej powstrzymywać, kiedy wstała z koca i podeszła powoli do Artura i Eleanor. Kiedy usłyszała, że dziewczyna określiła ją mianem "taniej dziwki" wskoczyła jej na plecy i przewróciła na ziemię. Po chwili znalazła się przy nich całkiem spora grupka gapiów, którzy z wyciągniętymi telefonami nagrywali całą scenkę. Kilku rzuciło się, aby je rozdzielić i kiedy im się to udało, krzyknęłam w stronę Eleanor:
- Ja przynajmniej jako dziwka bym coś zarobiła, a ciebie baliby się patykiem dotknąć! - Splunęła na ziemię i wyrwała się z objęć Artura, który za wszelką cenę próbował ją uspokoić. Kiedy poczuła, że Artur łapie ją za rękę, odwróciła się i krzyknęła:
- Idź się bzykać z Eleanor. Ona da ci dupy nawet jeśli nie będziesz jej kochał! - Artur lekko się wzdrygnął, puszczając rękę i mierząc wzrokiem Aleca, który zaczął pakować wspólne rzeczy do wielkiej torby plażowej. Artur nie powiedział już nic, tylko odwrócił się i ruszył z powrotem do znajomych, którzy użalali się nad zranioną Eleanor.Dziewczyna z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy, lecz po chwili ustąpiła i pozwoliła łzom swobodnie spływać po czerwonych ze złości policzkach. Po chwili całym jej ciałem targnął płacz, a jedyne co zdążyła wydusić to:
- Nienawidzę plaż.- Alec uśmiechnął się i mocno ją przytulił. Serce łopotało Jaye jak przestraszony ptak, ale jedyne co dziewczyna zdołała w tamtym momencie zrobić to, wypłakiwać się w ramię blondyna.
- Nie mogę uwierzyć, ze on nie stanął w mojej obronie. Przecież... On mnie kochał! - Krzyknęła w ramię Aleca i ponownie zalała się łzami. Blondyn zaprowadził ją pod dom i powiedział, że musi już iść, ale wkrótce się zobaczą. Alec delikatnie musnął wargami jej usta i zwrócił się w przeciwną stronę. Dziewczyna miała wielką ochotę zaprosić go do środka i rozmawiać z nim przez najbliższe kilka wieków. Chciałaby podziwiać jego złote włosy oraz pełne, bladoczerwone usta.
- Jesteś chora, Jaye. - Mruknęła sama do siebie, zamiast tego wszystkiego i weszła do pustego jak zwykle domu. Dominica - jej matka, wyszła na kolejne zebranie rady miasta, a ojciec - Kyle, był w pracy. Rzuciła torbę na fotel i skierowała się w stronę kuchni, w której leżał jej siwy kot. Pogłaskała go i wyjęła pomarańcz z lodówki. Obrała ją i poszła do salonu, gdzie włączyła jakiś głupi program, w którym gwiazdy nabierają swoich znajomych. Zamiast na programie skupiła się bardziej na Alecu, który dosłownie przed moment pocałował dziewczynę, co było dla niej nie tyle co niespodzianką o ile bardziej kompletnym szokiem. Dotknęła dwoma palcami górnej wargi i przejechała nimi po nieco spierzchniętych ustach.
Alec nie przychodził przez następne sześć kolejnych dni, kiedy w pewne słoneczne popołudnie po prostu wpadł zdyszany do mieszkania i powiedział Jaye, żeby usiadła. Nie wiedząc co się dzieje, wykonała jego stanowcze polecenie i po chwili straciła przytomność. Kilka minut później, kiedy przebudziła się, zaczęła głośno krzyczeć i dostała drgawek. Alec trzymał jej głowę na kolanach i głaskał po włosach. Czuła, ze jego obecność i to, co się właśnie działo nie sprawiało jej wielkiego bólu. Po chwili coś jakby ścisnęło ją za serce i straciła dech w piersiach. Wręcz czuła, jak źrenice rozszerzają jej się z bólu, lecz po kilku sekundach wszystko ustało. Widziała tylko zapłakaną twarz Aleca i jego niebieskie oczy.
- Czemu masz niebieskie oczy? - Alec zamarł przerażony i zamknął oczy na moment, po czym je otworzył. Jego oczy na powrót stały się czarne jak dwa węgielki, a dziewczyna tylko mruknęła
- Nie miałam tych ataków od ponad dwóch tygodni... - Alec wpatrywał się we nią jak wryty i tylko szepnął:
- Pamiętasz coś z poprzedniego razu? - Pokręciła przecząco głową i wpatrywała się w Aleca, który właśnie kierował się w stronę drzwi wyjściowych.
- Czemu płakałeś? - Spytała dziewczyna, kiedy przekręcał klamkę.
- Nie płakałem. Ja nigdy nie płaczę. - Powiedział i wyszedł z domu z zaciśniętymi pięściami. Alec był zagadką i nikt nie miał ochoty nigdy jej rozwiązać, dlatego nawet Jaye wolała po prostu myśleć, że on jest taki z natury i fakt, że dowie się dlaczego, nic nie zmieni.
Jaye chwyciła Aleca za rękę i poprowadziła w stronę swoich znajomych. Przedstawiła go wszystkim i po chwili został zaatakowany przez grupę blond cheerleaderek. Artur wziął dziewczynę na stronę i dobitnie dał jej do zrozumienia, że nie podoba mu się, że przyprowadziła na imprezę Aleca.
- Co on tu robi i kto to jest?!
- Mam chyba prawo przyprowadzać na imprezę kogo chcę, nie pytając cię o zdanie, prawda? To jest Alec i jest moim przyjacielem. - Artur wzdrygnął się na dźwięk jego imienia i powiedział Jaye na ucho:
- On mi się nie podoba. - Dziewczyna delikatnie wzruszyła ramionami i odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę okupowanego Aleca, który, gdy tylko zauważył, że się zbliża wydostał się z kółka "wspólnego wzdychania do Aleca" i podszedł do roześmianej, blond dziewczyny.
- Jedna z nich zdążyła mi włożyć rękę pod koszulkę. - Szepnął przerażony i rozejrzał się dookoła.
- Dam sobie rękę odciąć, że Eleanor albo Alexandra. - Alec roześmiał się i wesoło powiedział:
- Byłabyś bezręka, bo to Ellie zaczęła się do mnie dobierać. - Dziewczyna zaśmiała się w głos i usiadła na kocu, który przed momentem rozłożył Alec.
Rozmawiali jeszcze chwilę po czym dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zobaczyła, że Eleanor bez skrupułów dobiera się do Artura, który nie miał kompletnie nic przeciwko! Dziewczyna szepnęła cicho:
- Najwyraźniej złamany nos jej nie wystarcza. - Alec spojrzał się w tą samą stronę, co Jaye i nawet nie próbował jej powstrzymywać, kiedy wstała z koca i podeszła powoli do Artura i Eleanor. Kiedy usłyszała, że dziewczyna określiła ją mianem "taniej dziwki" wskoczyła jej na plecy i przewróciła na ziemię. Po chwili znalazła się przy nich całkiem spora grupka gapiów, którzy z wyciągniętymi telefonami nagrywali całą scenkę. Kilku rzuciło się, aby je rozdzielić i kiedy im się to udało, krzyknęłam w stronę Eleanor:
- Ja przynajmniej jako dziwka bym coś zarobiła, a ciebie baliby się patykiem dotknąć! - Splunęła na ziemię i wyrwała się z objęć Artura, który za wszelką cenę próbował ją uspokoić. Kiedy poczuła, że Artur łapie ją za rękę, odwróciła się i krzyknęła:
- Idź się bzykać z Eleanor. Ona da ci dupy nawet jeśli nie będziesz jej kochał! - Artur lekko się wzdrygnął, puszczając rękę i mierząc wzrokiem Aleca, który zaczął pakować wspólne rzeczy do wielkiej torby plażowej. Artur nie powiedział już nic, tylko odwrócił się i ruszył z powrotem do znajomych, którzy użalali się nad zranioną Eleanor.Dziewczyna z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy, lecz po chwili ustąpiła i pozwoliła łzom swobodnie spływać po czerwonych ze złości policzkach. Po chwili całym jej ciałem targnął płacz, a jedyne co zdążyła wydusić to:
- Nienawidzę plaż.- Alec uśmiechnął się i mocno ją przytulił. Serce łopotało Jaye jak przestraszony ptak, ale jedyne co dziewczyna zdołała w tamtym momencie zrobić to, wypłakiwać się w ramię blondyna.
- Nie mogę uwierzyć, ze on nie stanął w mojej obronie. Przecież... On mnie kochał! - Krzyknęła w ramię Aleca i ponownie zalała się łzami. Blondyn zaprowadził ją pod dom i powiedział, że musi już iść, ale wkrótce się zobaczą. Alec delikatnie musnął wargami jej usta i zwrócił się w przeciwną stronę. Dziewczyna miała wielką ochotę zaprosić go do środka i rozmawiać z nim przez najbliższe kilka wieków. Chciałaby podziwiać jego złote włosy oraz pełne, bladoczerwone usta.
- Jesteś chora, Jaye. - Mruknęła sama do siebie, zamiast tego wszystkiego i weszła do pustego jak zwykle domu. Dominica - jej matka, wyszła na kolejne zebranie rady miasta, a ojciec - Kyle, był w pracy. Rzuciła torbę na fotel i skierowała się w stronę kuchni, w której leżał jej siwy kot. Pogłaskała go i wyjęła pomarańcz z lodówki. Obrała ją i poszła do salonu, gdzie włączyła jakiś głupi program, w którym gwiazdy nabierają swoich znajomych. Zamiast na programie skupiła się bardziej na Alecu, który dosłownie przed moment pocałował dziewczynę, co było dla niej nie tyle co niespodzianką o ile bardziej kompletnym szokiem. Dotknęła dwoma palcami górnej wargi i przejechała nimi po nieco spierzchniętych ustach.
Alec nie przychodził przez następne sześć kolejnych dni, kiedy w pewne słoneczne popołudnie po prostu wpadł zdyszany do mieszkania i powiedział Jaye, żeby usiadła. Nie wiedząc co się dzieje, wykonała jego stanowcze polecenie i po chwili straciła przytomność. Kilka minut później, kiedy przebudziła się, zaczęła głośno krzyczeć i dostała drgawek. Alec trzymał jej głowę na kolanach i głaskał po włosach. Czuła, ze jego obecność i to, co się właśnie działo nie sprawiało jej wielkiego bólu. Po chwili coś jakby ścisnęło ją za serce i straciła dech w piersiach. Wręcz czuła, jak źrenice rozszerzają jej się z bólu, lecz po kilku sekundach wszystko ustało. Widziała tylko zapłakaną twarz Aleca i jego niebieskie oczy.
- Czemu masz niebieskie oczy? - Alec zamarł przerażony i zamknął oczy na moment, po czym je otworzył. Jego oczy na powrót stały się czarne jak dwa węgielki, a dziewczyna tylko mruknęła
- Nie miałam tych ataków od ponad dwóch tygodni... - Alec wpatrywał się we nią jak wryty i tylko szepnął:
- Pamiętasz coś z poprzedniego razu? - Pokręciła przecząco głową i wpatrywała się w Aleca, który właśnie kierował się w stronę drzwi wyjściowych.
- Czemu płakałeś? - Spytała dziewczyna, kiedy przekręcał klamkę.
- Nie płakałem. Ja nigdy nie płaczę. - Powiedział i wyszedł z domu z zaciśniętymi pięściami. Alec był zagadką i nikt nie miał ochoty nigdy jej rozwiązać, dlatego nawet Jaye wolała po prostu myśleć, że on jest taki z natury i fakt, że dowie się dlaczego, nic nie zmieni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)