środa, 13 lutego 2013

Dwadzieścia dwa.

Przewróciła się na drugą stronę łóżka, kiedy zabrzęczał jej telefon. Rozejrzała się po pokoju – na sofie leżała Camille, której najwyraźniej całkiem dobrze się spało na kolanach Paula, który był ułożony w całkiem niewygodnej pozycji siedzącej. Trzymał dłoń Camille w swojej i głęboko oddychał. Kiedy Jaye pierwszy raz go zobaczyła pomyślała, że jest piękny. Nie przystojny, to za małe określenie. Jego zielone oczy hipnotyzowały, a umięśnione ciało pobudzało zmysły. Otrząsnęła się z tych myśli i spojrzała na ekran swojego telefonu.
- Co ta kobieta znowu chce. – Westchnęła Jaye i otworzyła wiadomość, w której znajdował się adres i godzina. Blondynka spojrzała na zegarek, godzina spotkania wybije za dwie i pół godziny. Jaye miała zamiar się tam zjawić, ale na pewno nie sama. Pójdzie z Camille i Paulem, o ile oni się zgodzą.  Zablokowała telefon i wyciągając z torby niebieską marynarkę, pomarańczową bluzkę na ramiączkach i dżinsowe spodnie ruszyła w stronę łazienki, żeby wziąć orzeźwiający prysznic.
      Ściągnęła z siebie ubranie i weszła pod prysznic, trzepiąc się z zimna. Jak na lato wszędzie było strasznie zimno, co dziwiło po części blondynkę, która była przyzwyczajona do ciepłych lat i morza. Tęskniła za czasami, kiedy mogła sobie spokojnie wyjść na plażę i posiedzieć na molu, wpatrując się w zachód lub wschód słońca, które w Cannes były wyjątkowo piękne. Pragnęła znowu choć na jeden dzień poczuć się wolna, bez żadnych ograniczeń i bez strachu w oczach, że znajdzie kolejną zawieszkę. Zawieszkę, która zrujnuje życie komuś jeszcze. Według jej obliczeń zawieszkę znajdowała co miesiąc, piętnaście dni po przypięciu breloczka ginął ktoś z jej rodziny. Jaye wykonała kilka rachunków na zaparowanej kafelce w łazience i westchnęła głośno, kiedy ujrzała cyfrę sześć. Czyli wychodziło na to, ze kolejną zawieszkę znajdzie za niecały tydzień. Westchnęła głośno i zmazała jednym ruchem cyfrę z granatowej kafelki. Obmyła ciało różanym płynem do ciała i wyszła spod prysznica. Przejechała dłonią po zaparowanym lustrze i przyjrzała się uważnie swojej twarzy. Ciemne wory pod oczami zniknęły, a spierzchnięte usta to nie był jej już największym problem. Po jej czole spływały małe kropelki potu, połączone z wodą, spływające z jej włosów. Przejechała dłonią po krótkich, poszarpanych blond pasmach i westchnęła głośno. Faktycznie wyglądała tragicznie w tej fryzurze, ale już nic z tym nie zrobi. Zastanawiało ją tylko to, dlaczego Paul nie chciał powiedzieć, że wie o co chodzi z jej bransoletką. Widziała wyraz jego twarzy, kiedy pokazała mu łańcuszek. Ukrywał coś, ale Jaye nie chciała zagłębiać się w jego prywatne sprawy. Sama nie lubiła, kiedy ktoś pytał się o jej prywatne sprawy, więc nie chciała robić tego samego innym. Jeśli chciałby powiedzieć coś na ten temat to by to zrobił.
- Utopiłaś się w sedesie, czy co? – Spytała Camille za drzwi, szarpiąc za klamkę. Jaye zaśmiała się cicho i przekręciła zamek. Drzwi się uchyliły, a Jaye ujrzała Camille siedzącą na ziemi pocierającą swoją kość ogonową.
- Mogłaś chociaż uprzedzić, że otworzysz te cholerne drzwi. – Jaye wybuchła śmiechem i założyła na siebie przygotowane wcześniej ciuchy.
- Myślisz, że moja babcia coś kombinuje? – Spytała Jaye i zapięła zamek w spodniach, podskakując lekko. Podeszła do lustra i przejechała dłonią po zaparowanym miejscu i uśmiechnęła się lekko. Przejechała jeszcze raz dłonią po swoich włosach i skierowała się w stronę wyjścia.
- Tęskniłam za tobą. – Szepnęła Camille w stronę swojej przyjaciółki, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Po wyjeździe Cam Jaye próbowała zapomnieć, pragnęła jedynie pogodzić się z tym, że strąciła swoje jedyne oparcie. Kogoś na kogo zawsze mogła liczyć. Mogła zadzwonić do niej w środku nocy, a Camille w samej pidżamie zjawiłaby się w jej mieszkaniu. Na tym polegała ich przyjaźń. Kochały się wzajemnie mimo, że znały wszystkie swoje sekrety i wady. Tolerowały je, bo właśnie na tym według niech polega przyjaźń. Na tolerancji tego, co nam się nie podoba.
- Ja za tobą też. – Jaye przytuliła się do Camille i uśmiechnęła się. Nareszcie wszystko zaczęło się poprawiać.

~*~
      Alec wpatrywał się w okno i myślał o tym, co powie Jaye kiedy zjawi się w jej domu, zupełnie niespodziewanie. Czuł, że w głębi duszy Jaye pragnie być odnaleziona. Ona nie lubi przebywać sama – potrzebuje towarzystwa. A jej towarzystwem miał na wieczność zostać blondyn.
- Serio, Alec? – Syknęła Nathalie w jego stronę i głośno ziewnęła. – Jest ósma rano. – Alec wzruszył lekko ramionami i obejrzał się za siebie. Nathalie stała w przejściu w samej koszulce i bokserkach. Za nią stanął Samuel, który prawdopodobnie był na nogach już o świcie.
- Przyniosłem wam kawę. – Powiedział miło chłopak i położył dwa kubki na szklanym stoliku. Nathalie spojrzała się na niego krzywo, a następnie wzrokiem wróciła do mierzenia zwartości torby Aleca, który była praktycznie pusta. – Czemu nie pijecie? – Spytał cicho i usiadł na skórzanym fotelu w rogu pokoju, wpatrując się ślepo w parę przyjaciół.
- Oczekujesz od nas, że rzucimy się na stolik jak nastolatki na Biebera? Nie, nie zrobimy tego. – Zanim dziewczyna skończyła mówić, Alec stał przy stoliku i powoli sączył kawę z zielonego kubka. Samuel cicho się zaśmiał i wskazał głową na blondyna, który opierał się o ścianę i pił mocną kawę. Nathalie prychnęła i powiedziała:
- No, przynajmniej ja tego nie zrobię. – Samuel uśmiechnął się szeroko i spojrzał za okno. Wpatrywał się dłuższą chwilę w jeziorko i ponownie spojrzał na Nathalie. Gdy tylko jej wzrok złączył się z jego, odwróciła się i wyszła z pokoju Aleca, kierując się w stronę swojej sypialni. Alec nie zwrócił nawet uwagi, gdy Samuel przeszedł obok niego, ruszając za Nathalie. Przekręcił lekko klamkę i spojrzał na czarnowłosą, która siedziała na łóżku z twarzą w dłoniach. Samuel podszedł do niej powoli i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. Nathalie lekko podskoczyła na łóżku i spojrzała na chłopaka, który subtelnie się do niej uśmiechał. Dziewczyna nie potrzebowała jego współczucia. Tęskniła tylko za dawną sobą. Wolała siebie w wrednej wersji, kiedy nie przejmowała się niczyimi uczuciami oprócz swoich. Była egoistką, ale dumną z siebie. Potrafiła  przepraszać, wybaczać, choć nie robiła tego często, nie robiła tego praktycznie nigdy. Nie lubiła tego robić, a okazywanie uczuć było dla niej oznaką słabości.
Teraz… teraz często płakała, użalała się nad losem innych i najchętniej uratowałaby jakiegoś małego człowieczka z pożaru. Miała potrzebę pomagania i właśnie to ją przerażało. Kiedy Samuel przyniósł im kawę, coś jakby w niej pękło. Obudziła się dawna Nathalie, którą tak bardzo kochała. Tęskniła za nią, ale czuła, ze wszyscy inni woleli ją w milszej wersji. Nawet ona sama zaczynała siebie taka lubić, chociaż nadal uważała, że łzy to oznaka słabości. Niby wszyscy choć raz w życiu płakali, ale nie ona. Była twarda, dopóki w jej życiu nie pojawił się Alec i Jaye. Potrafiła ranić wszystkich dookoła i nie miała wyrzutów sumienia, kiedy ściągała kolejną osobę na złą drogę, a teraz?  Teraz bała się otworzyć drzwi… Bała się śmierci, która mogłaby czekać na nią za każdym rogiem. Tyle lat udało jej się przeżyć bez spotkania ani jednego Łowcy. Dopóki nie robiła nic złego albo robiła to w ukryciu, nie mieli prawa jej nic zrobić, ale teraz, kiedy mają dowody na to, że podróżowała z nimi zwykła śmiertelniczka, a jeden z Upadłych Aniołów został zmuszony do śmierci… Mają pełne prawo zrobić jej krzywdę. Zadać ból, jakiego nigdy sobie nie potrafiła wyobrazić. Co prawda w jej głowie wiele razy pojawiał się obraz jej samej na wielkim kole do tortur. Słyszała od Erica, że to straszny ból. On sam znalazł się tam raz, ale udało mu się uciec, jako jedynemu Upadłemu w ciągu całego życia Nadludzi. Reszta ginęła podczas tortur albo popełniali samobójstwo w celach. Wampiry wychodziły na promienie słoneczne, wilkołaki wbijały sobie srebrne sztylety w pierś, które jakimś cudem ktoś im przemycił, a elfy podcinały sobie żyły swoimi długimi paznokciami. Każdy miał swój sposób na przerwanie cierpienia… Nathalie nie miała zamiaru go nawet przeżywać, jednak, żeby to zrobić musiała wybić Cassandrę, co zdoła odwrócić uwagę reszty Łowców od walki, w tym czasie ona będzie mogła powoli każdego wykończyć, aż w końcu będzie wolna.

~*~
Camille siedziała w restauracji i powoli popijała zieloną herbatę. Jaye nie pozwoliła jej ze sobą iść, co uniemożliwiało jej dokładnie poznanie planów Łowców. Miała tylko nadzieję, że Jaye będzie na tyle ufna, po sytuacji w łazience, gdy musiała jej skrupulatnie wyznawać tęsknotę, że powie jej wszystko, o czym rozmawiała ze swoją babcią. Z drugiej strony ta, mogła wymagać od niej reguły tajemnicy, która nie pozwalała wynieść tajemnicy poza obręb pomieszczenia, w którym została przekazana tajemnica. Gdy ktoś łamał tę regułę, czekała go śmierć w męczarniach lub lochy Łowców, które nie były zbyt przyjemnym miejscem. Całymi dniami siedziałeś bez jedzenia na zimnej podłodze, a wieczorem dostawałeś tylko jakąś mętną zupę z marchewkami i kawałek chleba. Spałeś na podłodze, chyba, że udało ci się wybłagać cienki kocyk. W zimie wręcz przymarzałeś do ziemi, gdy Łowca „zapomniał” zamknąć ci okno. Camille nigdy nie chciała tam trafić i nawet teraz, gdy tylko o tym myśli przechodzą ją ciarki. Dlatego musiała właśnie poznać plan działania. Bez niego na pewno umrze.
     Chciała zniszczyć wszystkich Łowców, lecz najbardziej chciała się pozbyć ich przywódczyni – Cassandry. To ona była najgorsza i najpotężniejsza, dlatego właśnie Camille chce mieć po swojej stronie Jaye. Paul stwierdził, że dziewczyna ma dar przewidywania przyszłości albo potrafi poznać twoją przeszłość przez dotyk. Dla Camille byłoby dobrze, gdyby dziewczyna posiadała oba dary. Nie była jednak pewna nawet jednego.
Wzdrygnęła się lekko, gdy Paul dotknął jej ramienia, spojrzała na zegarek – nie spodziewała się go tak wcześnie na dole.
- I jak poszło? – Spytał i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Myślę, że wszystko mi powie, ale to zależy od jej babci. – Samuel pokiwał głową na znak zrozumienia i złożył ręce na stole. Rozglądał się chwilę po restauracji, w której siedziała jeszcze tylko para młodych ludzi, którzy im się przyglądali. Wysoki blondyn i niska czarnowłosa dziewczyna, która coś mówiła do swojego przyjaciela.
- Nie odwracaj się szybko, ale przyjrzyj się tamtej dwójce, która siedzi cztery stoliki od nas. – Szepnął do Camille Paul i dziewczyna subtelnie rozejrzała się po pomieszczeniu, udając, że szuka kelnera.
- Kto to jest? – Spytała w międzyczasie. Paul wzruszył ramionami i wskazał głową na wyjście. Camille pokiwała głową i upiła ostatni łyk z filiżanki. Wyszli z pomieszczenia i stanęli przy wyjściu, czekając aż pozostała dwójka wyjdzie. Byli pewni, że zostali śledzeni, nie wiedzieli tylko dlaczego.
      Camille stanęła po jednej stronie wyjścia, a Paul po drugiej. Nagle usłyszeli szuranie krzeseł i kroki, kierujące się w ich stronę. Para była przygotowana do ataku, ale nie zdążyli nic zrobić, gdyż zostali nagle przygwożdżeni do ściany. Czarnowłosa trzymała za szyję dziewczynę i podniosła ją do góry, tak samo jak blondyn Paula.
- Kim jesteście? – Wycharczała blondynka w stronę dziewczyny i zakrztusiła się śliną.
- Miło, że pytasz, ale nieładnie jest się odzywać bez pytania.  – Czarnowłosa puściła dziewczynę, która upadła na ziemię i zaczęła się dusić.
- Co robisz?! – Krzyknął jej towarzysz i mocniej przycisnął Paula do ściany.
- Młoda się dusiła, a ja potrzebuję odpowiedzi od żywej osóbki, prawda blond? - Kopnęła ją w plecy, na co Paul zaczął się wierzgać.
- Denerwujesz mi chłopaczka, Nathalie. – Syknął chłopak i uderzył pięścią w brzuch chłopaka. Nagle podszedł do nich konsjerż i przestraszony spytał czarnowłosej, co się stało. Dziewczyna podeszła do niego i przejechała paznokciem po jego klatce piersiowej, cicho odpowiadając: 
- Kompletnie nic. Po prostu rozmawiamy sobie z przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się szeroko i mężczyzna odszedł.
- Co to było, do cholery? – Spytała Camille i usiadła przy ścianie, wciąż nie potrafiąc się szybko ruszać.
- Rozmawiałyśmy już o mówieniu bez pytania. – Camille spojrzała się na Nathalie zdziwiona i skrzyżowała ręce na piersi.
- Patrz jaka grzeczna, Alec. – Blondynka prychnęła cicho i odwróciła głowę w stronę Paula, który był cały czerwony ze złości.
- Hej, hej! – Syknęła w jego stronę Nathalie i podeszła do Aleca – Bo dostaniesz nam tu za chwilę wylewu, a tego nie chcemy, prawda blondyneczko?
- Po co tu przyszliście? – Wycharczał Paul i kopnął Aleca w brzuch, przez co blondyn zatoczył się do tyłu i mógł się już swobodnie ruszać. Nathalie złożyła automatycznie dłonie w pięść, gotowa do walki, ale chłopak po prostu stanął i założył dłonie na piersi. Nathalie nieco się zdziwiła, kiedy poczuła mocne uderzenie w tył głowy. Upadła na ziemię, a kiedy otworzyła oczy zobaczyła blondynką, która przyciskała stopę do jej krtani. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że Alec także został przygwożdżony do podłogi.
- Punkt dla ciebie. – Syknęła Nathalie i przewróciła się na drugi bok, wydostając się spod ucisku dziewczyny. Kopnęła ją energicznie w brzuch, podnosząc się z ziemi. Alec skorzystał z okazji, że Paul zluzował uścisk i wydostał się spod ciała chłopaka, wykonując półobrót i powalając go na ziemię.
- No popatrz, a teraz punkt dla mnie. – Szepnęła czarnowłosa nad uchem dziewczyny, krępując jej nogi łatwym zaklęciem. Camille rzucała się po ziemi jak rybka wyciągnięta z wody, ale kiedy zrozumiała, że nie ma szans po prostu zastygła i odwróciła głowę w stronę wejścia. Nathalie podeszła do Paula i zrobiła to samo, co dziewczynie. Teraz mieli przewagę, a Cam i Paul nie mieli jak się bronić. Nathalie zaśmiała się cicho pod nosem i syknęła;
- Nieciekawie jest przegrywać, co? – Alec zaśmiał się cicho i kopnął Paula w plecy, pytając:
- Który pokój?
- Nie powiem ci. – Syknął brunet i odwrócił głowę w przeciwną stronę. Alec prychnął i kopnął chłopaka w kręgosłup, na co ten głośno krzyknął, nie spodziewając się ataku ze strony blondyna.
- 209! – Krzyknęła blondynka ze łzami w oczach. Paul spojrzał się na nią groźnie.
- Idziemy? – Spytał Alec Nathalie, ale dziewczyna nie wydawała się zbyt pewna, że blondynka podała im prawidłowy numer pokoju.
- Nie jestem pewna, czy chcę wierzyć rozhisteryzowanej dziewczynie, zakochanej w chłopaku, który jej nie chce. – Alec zaśmiał się głośno i wyjął kartę, otwierającą pokój z tylnej kieszeni spodni chłopaka. Camille załkała głośno, na co Paul syknął:
- Zamknij się już.

- Jak zobaczę tam nagiego staruszka, który tańczy pogo, to obiecuję, zabiję tą blondynkę z dołu. – Alec zaśmiał się głośno, ale po chwili wykrzywił się i powiedział:
- Uwierz mi, że ja też, bo właśnie sobie to wyobraziłem. – Blondyn przyłożył kartę do czytnika i przekręcił klamkę, wchodząc do środka. Na pierwszy rzut oka, nie było widać niczego podejrzanego, ale Alec kazał zostać Nathalie przed drzwiami. Wszedł powoli, rozglądając się dookoła, dopóki Nathalie po prostu go nie wyminęła, zaczynając otwierać drzwi do łazienki i szafek.
- Serio myślałeś, że dam ci zrobić wszystkie fajne rzeczy w tym pokoju? – Dziewczyna prychnęła pod nosem – Pusto.
     Alec podszedł do walizki i delikatnie zaczął rozsuwać zamek.
- Och! Zachowujesz się jak baba. Po prostu rozsuń ten cholerny zamek i zobacz co jest w środku. – Alec spojrzał się na dziewczynę spod byka i otworzył szeroko walizkę. Spojrzał na Nathalie, która jak na zawołanie podeszła do chłopaka.
- Zostaw to! – Usłyszeli głos chłopaka z holu i zastygli w bezruchu. – Cofnijcie się z uniesionymi rękoma. – Nathalie prychnęła cicho i nadzwyczajnie szybko znalazła się przy chłopaku, kopiąc go w nadgarstek. Broń wyleciała z jego dłoni i znalazła się koło łóżka. Camille i Alec w tej samej chwili rzucili się w jej stronę, ale blondyn był bliżej i już po sekundzie celował nią w blond dziewczynę, która stała przy ścianie.
- Zachowujesz się jak wampir, ale nim nie jesteś. – Syknął Paul w stronę Nathalie, na co dziewczyna cicho się zaśmiała i spytała;
- Widzisz tę opaleniznę? – Spojrzała na Aleca – Słyszałeś to? Koleś myślał, że jestem wampirem. – Alec zaśmiał się głośno, nie odrywając palca od spustu.
     Paul próbował się wyrwać spod ucisku Nathalie, ale zanim dziewczyna zdążyła coś zrobić, Alec syknął:
- Jeden ruch, a dziewczyna zginie. – Paul przystanął na moment, ale po chwili ruszył biegiem w stronę blondyna. Nim zdążył mu coś zrobić, Alec nacisnął spust i kula zatrzymała się w ramieniu blondynki, która zwijała się z bólu na podłodze. Nathalie westchnęła głośno i powiedziała:
- Nienawidzę cię. Ty będziesz sobie walczył, a ja mam zbierać biedną, postrzeloną blondyneczkę z ziemi. – Alec zaśmiał się głośno i przewrócił jednym ruchem Paula na ziemię. Chłopak zawarczał z bólu i rzucił się na Aleca, który zaśmiał się i syknął mu na ucho:
- Nie będę się z tobą bawił w dobrego i złego. Dobrze wiesz, że jesteśmy Aniołami i dlatego chcesz się nas pozbyć. – Paul zastygł w jednym ruchu i nie potrafił powiedzieć ani słowa. Nie spodziewał się, że będzie walczył z Aniołami. Myślał, że ma do czynienia z parą wampirów. Wszystko się zgadzało, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że za oknem świeci Słońce, więc praktycznie było to niemożliwe.
- Zamienimy się?  - Szepnął Alec do Nathalie ze śmiechem. Paul wstał z chłopaka i usiadł na łóżku.
- Blond umiera, może byś tu z łaski swojej ruszył swoje zacne, cztery litery i pomógł mi. – W momencie, gdy Alec podszedł do dziewczyn Camille kaszlnęła krwią i zamknęła oczy. Nathalie przyłożyła jej dłoń do policzka i wypowiedziała kilka słów, próbując nie skupiać się na swojej złości. Kiedy to nie pomogło, syknęła w stronę Aleca:
- Dzwoń do cholernego Jauqlina. – Alec poklepał się po kieszeniach, ale nie potrafił znaleźć telefonu. Musiał mu wypaść, kiedy walczyli na holu.
- Daj mi swój telefon. – Syknął w stronę Paula, który tylko spojrzał tępo na Camille i wyciągnął powoli telefon z kieszeni spodni.
- Muszę sobie kupić spodnie z głębszymi kieszeniami. – Powiedział Alec, wybierając numer do swojego przyjaciela.
- Samuel, mamy problem. – Szepnął Alec, wstając z podłogi. – Mamy postrzeloną dziewczynę w pokoju i ona tak jakby nam tu umiera, a wiesz jak bardzo nie chcę znaleźć się w więzieniu.
- POSTRZELILIŚCIE DZIEWCZYNĘ?! – Krzyknął do telefonu tak głośno, że Nathalie zaczęła się śmiać, przestając hamować cieknącą z ramienia blondynki krew.
- Trzymaj tą łapę tam. – Powiedział ze śmiechem w stronę czarnowłosej Alec i skupił się na słowach Samuela, który co chwilę przerywał, żeby zbesztać dwójkę przyjaciół za ich totalną głupotę. Po dwóch minutach Alec oddał telefon Paulowi i podszedł do Nathalie, mówiąc jej na ucho;
- Samuel mówi, że jesteśmy największymi idiotami jakich kiedykolwiek poznał i, że masz użyć jakieś zaklęcie tamujące krew zanim on tu nie przyjedzie. – Nathalie zaśmiała się głośno i powiedziała:
- Gdybym tylko znała to zaklęcie!  - Alec uśmiechnął się do niej i spojrzał na przerażonego Paula, który syknął w ich stronę:
- Jeżeli jej nie uratujecie to pourywam wam głowy.
- Jego wzrok mnie przeraża. – Szepnęła Nathalie i zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Paul wstał z kanapy i przyłożył dłonie do twarzy Aleca w taki sposób, że każdej chwili mógł mu łatwo skręcić kark.
- Skup się albo twój koleżka nigdy nie ujrzy światła dziennego. – Nathalie spojrzała na chłopaka, a Alec wciąż z uśmiechem na ustach, wpatrywał się w Camille.
- Wiesz, że jeżeli mnie zabijesz to ona nie uzdrowi ci dziewczyny, prawda? Więc weź te łapy z mojej pięknej twarzy.  – Paul odsunął się na krok od Aleca, na co dwójka przyjaciół zaczęła się śmiać. Nathalie z uśmiechem na ustach przyłożyła dłonie na skronie dziewczyny i powiedziała:
-  Krwistoczerwona ciecz spływa z wolna po ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska śmiertelniczka. Krwistoczerwona ciecz spływa wolna po ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska śmiertelniczka. Cholera, nie działa. – Syknęła Nathalie i spojrzała na Paula, który stał z założonymi rękoma i rozglądał się na boki.
- To nie jest zwykła śmiertelniczka. – Nathalie przyjrzała się dziewczynie i po chwili powiedziała:
- Znam ją. – Alec spojrzał się raz na Paula, raz na Nathalie, która z szeroko otwartą buzią wpatrywała się w prawie nieżywe ciało Camille.
- Jak możesz ją znać? – Syknął w jej stronę Alec, ale Nathalie jak zahipnotyzowana wpatrywała się w blond dziewczynę, która pluła krwią.
- Ona była Upadłym Aniołem. – Szepnął Paul, a Nathalie spojrzała się na niego wściekle. Podeszła do chłopaka i chwyciła go za szyję, podnosząc do góry.
- Czy ty jesteś świadomy, co właśnie mi powiedziałeś? – Paul kiwnął twierdząco głową i lekko kaszlnął. Alec podszedł do Nathalie i położył jej dłoń na ramieniu.
- Puść go. – Szepnął jej na ucho, na co dziewczyna cofnęła rękę, a Paul upadł na podłogę.
- O co chodzi? – Spytał Alec i spojrzał na Nathalie, która podeszła do blondynki, żeby spróbować powtórzyć zaklęcie. Jednak i tym razem nic to nie dało, jedynie sprawiło ból dziewczynie, która głośno kaszlnęła i wypluła całkiem sporą ilość krwi.
- Była Upadłym… Była jednym z nas, Alec. Ale ten dupek, myśląc, że ją ratuje poszedł do Łowców, a oni odwrócili zaklęcie. Nie powiedzieli ci jakie będą tego konsekwencje, prawda? – Paul pokiwał przecząco głową i schylił się nad Camille, całując ją w czoło. Alec usiadł na łóżku i tępo wpatrywał się w całą zaistniałą sytuacje, nic a nic z niej nie rozumiejąc.
- Byłych Nadludzi nie da się uzdrowić. Nicea nie zezwala na odwracanie zaklęć. - Syknęła Nathalie w stronę Paula, który rozpłakał się nad ciałem Camille.
- Co tu się do cholery dzieje!? – Wszyscy spojrzeli się w stronę drzwi i ujrzeli wściekłą Jaye, która stała w przejściu z zaciśniętymi pięściami, próbując równomiernie oddychać. – Camille!? – Spojrzała się na leżące blond ciało przy stoliku i rzuciła się w jej stronę. Schyliła się nad nią i sprawdziła, czy oddycha. Jej oddech był płytki i nierównomierny.
- Ratujcie ją! Na co czekacie?! – Krzyczała Jaye i płakała nad Camille, która wycharczała ostatkami sił:
- Zabij swoją babcię. – Przestała oddychać, ale wciąż trzymała dłoń Jaye. Blondynka zalała się łzami i krzyknęła:
- Nienawidzę was! Mogliście coś zrobić! – Alec podszedł do niej i chciał ją objąć, ale dziewczynę odepchnęła go.
- Nie dotykaj mnie! Wyjdźcie! – Alec wstał i skierował się w stronę wyjścia. Za nim pomaszerował Paul oraz Nathalie, która otarła pojedynczą łzę  z policzka.
- Mogę spróbować ją tu sprowadzić. – Szepnęła Nathalie i złożyła ręce na piersi, opierając się o ścianę. – Potrzebuję tylko tej księgi, którą zabraliśmy od wiedźmy.
- Jak niby chcesz to zrobić?
- A kim ty do cholery jesteś, żebym ci się tłumaczyła? – Syknęła Nathalie w stronę Paula, który tępo wpatrywał się w czarnowłosą.
     Nathalie miała pewien plan, ale tylko ona znała konsekwencje zaklęcia. Potrzebowała do tego Samuela, który znał się na magii lepiej niż ona. Miała dobę, żeby wykonać czar, inaczej dusza Camille odejdzie na wieki do piekieł. Skoro była kiedyś Upadłym Aniołem to znaczy również, że chociaż raz musiała kogoś zabić lub skrzywdzić, więc nie zasługiwała na niebo.  Z resztą nikt na nie nie zasługiwał, czasami Nathalie zastanawiała się, czy ono w ogóle istnieje. Co prawda, słyszała o nim i czytała, ale nigdy nie poznała nikogo, kto mógłby jej to udowodnić. Wierzyła w niebo i piekło, bo tak nauczył ją Eric, ale prawda jest taka, że każdy z nich trafi do piekła i tam spędzi całą wieczność patrząc na wszystkie swoje ofiary i przeżywając wszystko to, co one.
    Nagle w holu pojawił się czerwony dym i na dywanie stanął Samuel z księgą wiedźmy w ręce.
- Umarła? – Spytał cicho swoich przyjaciół, na co oni pokiwali twierdząco głową. Tylko Paul stal przy oknie i w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że ktoś przybył.
- Próbowałaś? – Spytał Samuel Nathalie, która od razu pokiwała przecząco głową. – A chcesz? – Nathalie nie odpowiadając, weszła do pokoju, gdzie Jaye obmywała ciało Camille z krwi. Samuel pocałował Jaye w czubek głowy i poczuł lekkie mrowienie na ciele. Czuł się winny, że nie mógł powstrzymać tego wszystkiego i oszczędzić Jaye tego bólu.
- Możemy? – Spytał cicho mag, wskazując głową na Camille. Jaye wstała od Camille i wybiegła z łazienki, siadając na podłodze w sypialni. Samuel zamknął drzwi i położył Camille na zimnej podłodze łazienki. Przyłożył dłonie do jej czoła, ale Nathalie syknęła:
- To moja wina, ja to zrobię. – Samuel spojrzał się na czarnowłosą i cofnął dłonie, robiąc miejsce dziewczynie.
     Nathalie przyłożyła dłonie do jej skroni i powiedziała:
- Nim zdążysz dojść do bram nieba, zobaczysz postać  matki piekła. Zobaczysz twarz wroga. Ujrzysz oczy mordercy. Podążysz za nim i staniesz naprzeciw w walce. Mag straci moc całą, gdy ty wrócisz na ziemię.  Nie będziesz nic pamiętała, ale będziesz czuła wieczny ból w ciele. W miejscu, gdzie miało być twoje serce, znajdzie się kamień.
Ty nie będziesz tym samym stworzeniem. Wróg twój będzie żałował. Będziesz walczyć i milczeć. Staniesz się maszyną. Ale będziesz żyć.  Żyć z sercem z kamienia. I z wrogiem przed oczami.  – Samuel odskoczył od ciała Camille, gdy nagle rozbłysło niebieskim światłem, a Nathalie krzyknęła z bólu. Samuel czytał, że tak to ma wyglądać, ale bał się. Bał się, że nie odzyskają blondynki, a stracą Nathalie. Była jego jedyną przyjaciółką, nie chciał jej stracić.
Nathalie otworzyła szeroko oczy i wygięła się w nienaturalnej pozycji. Krzycząc z bólu, z jej oczu wydostawały się krwawe łzy. Krzyk czarnowłosej zamienił się w gorzki szloch. Samuel chciał do niej podejść, ale czuł się przywiązany do ściany.  Dziewczyna przycisnęła mocniej dłonie do skroni blondynki i powtarzała jak mantrę.
- Vita praevalet. Vita praevalet. (życie zwycięża)
- Nathalie. – Szepnął cicho Samuel widząc niebieskie oczy Nathalie, które po chwili stały się złote, a następnie niebieskie.
- Cholera, cholera! – Krzyczał Samuel, próbując ją oderwać od ciała Camille. Nathalie jednak trzymała dłonie przy skroniach Camille zbyt mocno, by można było je teraz rozdzielić. Po kilku sekundach dziewczyna puściła Camille i odskoczyła od ciała.
- CHOLERA JASNA!- Krzyknęła, przeglądając się w lustrze. Jej piękne, czarne oczy stały się niebieskie, jak za czasów, gdy była normalnym człowiekiem.
- Spróbuj na mnie nałożyć jakiś czar. – Samuel spojrzał się tępo na dziewczynę, ale nie szykował się do wykonania jej prośby.
- Zrób to, do cholery! – Krzyknęła i wystawiła rękę w jego stronę, zamykając oczy. Samuel przyłożył dłoń do jej przedramienia i wypowiedział krótkie zaklęcie uzdrawiające. Nathalie zaczęła krzyczeć z bólu i po chwili na jej przedramieniu pojawiła się czarna plama, która stała się poparzeniem. Nathalie zaszkliły się oczy i wybiegła z łazienki, rzucając się w ramiona Aleca, który nie wiedząc co się dzieje, przycisnął ją do siebie i pocałował w czoło. Paul podszedł do Camille, która powoli wstawała z podłogi, pocierając się w głowę. Jaye rzuciła się w ramiona Samuelowi, dziękując mu wylewnie.
- Ja nic nie zrobiłem, to Nathalie oddała jej swoją nieśmiertelność




2 komentarze:

  1. Oddała jej swoją moc i teraz umrze? Nie chcę. :<
    Po co Alec do niej strzelał, no! :C Kocham go, ale teraz mam ochotę go udusić.
    Na reszcie spotkali Jaye, nie wiem czy będzie chciała teraz z nimi rozmawiać, ale mam taką nadzieję. W końcu Nathalie poświeciła się dla Camille, ale w sumie zrobiła to bo oboje z Alecem popełnili błąd...
    Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, a Nathalie nie zniknie za szybko z opowiadania. :<
    Wiesz, że Cię kocham i to opowiadanie też. Dziękuję, że dodałaś. Ludzie są głupi, bo nie chcą komentować... Denerwuje mnie to, kurde!
    No, ale to juz inny temat. czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdziele. Ale się dzieje! Tego się nie spodziewałam!
    Rozdział zajebisty;P Brak słow!
    Niesamowity;*
    I że niby teraz Nathalie umrze??

    OdpowiedzUsuń