sobota, 22 grudnia 2012

Piętnaście.

- Co tu robisz tak późno? - Spytała blondynka, wstając ze schodów. Spojrzała w stronę Kościoła, w którym było już prawie ciemno i skierowała się w stronę wejścia. Miała ochotę posiedzieć w jakimś zacisznym miejscu i po prostu pomyśleć, ale gdzie nie poszła, ktoś albo coś jej przeszkadzało. Od dziecka uwielbiała siedzieć w kościele. Wieczorem nikt tu nie przychodził i mogła być sama tyle godzin, ile tylko chciała i nikt nie mógł jej tego zabronić. To było jej własne prawo, które od lat było jej ulubionym. Mogła robić tam co chce, kiedy chce i z kim chce, niezależnie od tego, czy innym się to podobało, bo to było JEJ zaciszne miejsce i uważała je za święte.
     Chciała już wchodzić do środka, ale zauważyła, że Alec w ogóle nie ruszył się z miejsca. Wciąż nieruchomo wpatrywał się w jedyną lampę na ulicy, która i tak z ledwością świeciła. Podeszła do blondyna i delikatnie go szturchnęła, ale on dalej nie reagował. Westchnęła głęboko i stanęła naprzeciwko chłopaka, który nawet nie zaszczycił jej wzrokiem i wciąż wpatrywał się w to samo miejsce. Nie rozumiała ludzi, którzy potrafili to robić. Ją na samą myśl bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w jeden i tak samo nudny punkt trafiał jasny szlag i miała ochotę robić wszystko, byle nie to. Kucnęła naprzeciwko Aleca i zauważyła, że jego oczy są lekko zaszklone. Tak jakby z całych sił powstrzymywał się od płaczu. Drugi raz w życiu widziała go w takim stanie; chociaż sama nie była pewna, czy za pierwszym razem widziała to, co jej się wydawało, była przecież na wpółprzytomna i widziała gwiazdki na suficie.
- Czemu nie idziesz? - Spytała i wskazała ruchem głowy budynek. Alec spojrzał się na nią pierwszy raz od dłuższego czasu i syknął:
- Nie mogę. - Usiadła obok niego i zakryła twarz dłońmi.
- Dlaczego to wszystko jest takie trudne? - Szepnęła zrozpaczona i popatrzyła na Aleca ze skrytą nadzieją, że jej pomoże, chociaż tym razem.
- Takie jest życie. Wiecznie coś kochamy, czegoś się boimy. Hodujemy w sobie tak zwanego tchórzostwo. Oswajamy się z nim, aż w końcu zapominamy, ze w ogóle się pojawiło, ale ono wciąż jest i nigdy nie odejdzie, bo przyzwyczailiśmy je do siebie. Boisz się? - Spytał Alec i rzucił kamykiem, który znalazł na schodach.
- Całe życie... - Szepnęła dziewczyna i wstała ze schodów. - Idziemy do kościoła, Alec. - Blondyn spojrzał się na nią jak na idiotkę, ale posłusznie wstał ze schodów i skierował się w stronę wejścia. Kiedy Jaye już była w połowie drogi do ołtarza, odwróciła się za siebie, żeby zobaczyć, czy Alec idzie za nią, ale ujrzała blondyna, który bezradnie stał w przejściu. Patrzył się na próg, jakby naprawdę nie mógł przejść i oddzielała go od wejścia jakaś magiczna klapa, której nie potrafił przejść. Wróciła się do niego i chwyciła za rękę. Spróbowała pociągnąć go za sobą, ale on naprawdę stał w miejscu i nie mógł przesunąć się nawet o krok. Puściła bezradnie jego dłoń i usiadła w przejściu, patrząc się na Aleca, który wpatrywał się ze zdziwieniem w dziewczynę, która coraz bardziej mu imponowała
- Co ty robisz? - Spytał, kiedy Jaye próbowała zrobić sobie z bluzy poduszkę, żeby nie siedzieć na twardej podłodze.
- Skoro ty nie możesz wejść, to posiedzimy w wejściu. - Alec zaśmiał się cicho i usiadł na kafelkach przed budynkiem. Rozejrzał się dookoła i po chwili wstał, stając przy progu drzwi. Pomachał ukradkiem na Jaye, na co dziewczyna schowała się za wielkimi drzwiami katedry. Nagle przed Kościołem pojawiła się Nathalie, która z rękoma splecionymi na klatce piersiowej podeszła do Aleca i powiedziała:
- Babcia twojej dziewczyny jest czarownicą. - Jaye wychyliła się zza drzwi, ale po chwili uznała, że to zbyt niebezpieczne i po prostu usiadła, przysłuchując się rozmowie. Alec delikatnie spoglądał w stronę wnętrza kościoła i w duszy modlił się, żeby Jaye nie wychodziła z ukrycia. Nie miał ochoty na kolejną bezsensowną konfrontację z Nathalie, której szczerze powiedziawszy miał już dość. Po raz pierwszy od kilku lat mógł z ręką na sercu powiedzieć, że przestał kochać patrzeć się w jej oczy. Denerwował go widok tej odrażającej czerni, która przyprawiała go o dreszcze, gdy Nathalie świdrowała go wzrokiem. Przestał to lubić już dawno, ale dopiero teraz zauważył, ze wszystkie cechy, które w niej kochał powoli wygasały, a sama Nathalie stawała się coraz bardziej gburowata i zamknięta na świat. Jakby się czegoś bała, ale nigdy nie powiedziałaby czego. Czarnowłosa z reguły mało mówiła, a jesli już to zazwyczaj kogoś obrażała albo rozkazywała. Jaye zdecydowanie wolała słuchać za drzwiami wszystkiego, co wie Nathalie, bo z pewnością wiedziała o wiele więcej niż ona i Alec razem wzięci. W konću to ona od lat znała jej babcię i przyjaźniła się z najsłynniejszym czarownikiem Francji. To ona powodowała wszelkie zło w jej życiu i to ona była genezą poczęcia Aleca jako potwora. Nie lubiła jej. Sam fakt, że to ją Alec darzył tak wielkim uczuciem, odpychało ją od niej jak magnesy o tych samych biegunach. Czuła się przy niej nieswojo i fakt, że dziewczyna wiedziała o wiele więcej niż jaye, nie zmieni tego. Blondynka po prostu chciała poznać prawdę, aniżeli miałaby poznawać ją dążąc do źródła po trupach, chciała wiedzieć wszystko. Usiadła na ziemi i po chwili usłyszała niepewny głos Aleca:
- I co w związku z tym? Widywałem czarownice. Ba! widywałem też elfy i wilkołaki.
- Ale to jest TA czarownica. - Szepnęła Nathalie i dziewczyna usłyszała ciche westchnięcie blondyna, który po chwili cichutko szepnął 'cholera'. Nie wiedziała co się dzieje i o czym oni mówią. Zastanawiała się, co miał oznaczać ten nacisk na słowo 'ta' oraz fakt, że wszyscy oprócz niej wiedzieli, ze Cassandra jest magiem. Kilka minut później usłyszała ciche kroki odchodzącej osoby, a Alec bardzo cicho ją zawołał. Kiedy w końcu stanęła naprzeciwko niego, powiedział:
- Muszę wyjechać. - Dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana i wściekła powiedziała:
- Jeśli chcesz do niej iść to po prostu to powiedz, a nie wymyślasz jakieś głupie wymówki. I dlaczego moja babcia jest TĄ czarownicą?! - Nawet nie zorientowała się,  kiedy jej szept, przerodził się w głośny krzyk, a ona zanosiła się łzami.
- Nie chodzi o to, Jaye! Twoja babcia nas nienawidzi... - Szepnął lekko przerażony, rozglądając się na boki.
- Ta, a ja jestem przyjaciółką Nathalie. - Alec zaśmiał się cicho, ale po chwili na jego twarzy znów pojawiła się powaga, która momentami wszystkich trochę przerażała.
- Wyjeżdżam z tobą. - Powiedziała pewnie Jaye, na co Alec delikatnie się uśmiechnął. Wiedziała, ze to głupi pomysł i, że gdy tylko jej babcia się dowie zamknie ją w pokoju bez okien, żeby tylko nigdzie z nim nie wyjechała, ale jedynym powodem dla którego chciała to zrobić był fakt, że nie chciała dłużej żyć w kłamstwie. Z całych sił pragnęła tylko się dowiedzieć prawdy i czuła, ze od Aleca i Nathalie się jej dowie.
- Jeśli chcesz jechać, musisz iść się teraz spakować. Przyjdź tu za 45 minut. - Dziewczyna kiwnęła głową na znak zrozumienia i ruszyła biegiem w stronę swojego domu.

- Gdzie jedziesz? - Spytała  Cassandra, wchodząc do pokoju wnuczki, kiedy ta pakowała olbrzymią walizkę. Ciekawiło ją, dlaczego nagle zaczęła częściej wychodzić, wyjeżdżać i zadawać się z tym blondynem, który wydawał się jej podejrzany. Chciała to zbadać, ale za każdym razem, kiedy on przychodził do Jaye, Cassandra akurat była poza domem. Blondyn od początku wydawał jej się podejrzany. Od pierwszego razu, gdy tylko zobaczyła go, gdy wychodził z ich posesji, wiedziała, że to nie jest zwykły człowiek. Wyczuła na odległość, ze ma do czynienia z jakimś rodzajem nadczłowieka. Nie miała jednak okazji zbadać z jakim. Niszczyła wszystko co zaliczało się do rasy wyższej niż człowiek. Obiecała to kiedyś swojemu przyjacielowi i powiedziała sobie, ze dotrzyma słowa, choćby miała tym ranić swoją rodzinę. Jaye spojrzała się na swoją babcię, ale szybko przeniosła wzrok z powrotem na torbę, nie odpowiadając na zadane pytanie. Cassandra nienawidziła, gdy się ją ignorowało, szczególnie,  gdy była tak blisko odkrycia całej prawdy. Była tak blisko znalezienia całej grupy nadludzi, chciała ich zniszczyć, ale jedyną drogą do nich była jej wnuczka, która nie chciała z nią współpracować.
- GDZIE JEDZIESZ, JAYE?! - Krzyknęła Cass, a dziewczyna odwróciła się lekko przerażona i zasłaniając torbę, powiedziała:
- Jadę z koleżankami na wycieczkę. - Kobieta przyjrzała jej się i wyszła z pokoju. Wiedziała, że blondynka coś kombinuje. Przecież z koleżankami nie wyjeżdża się od tak z godziny na godzinę. Cassandra nie chciała dopytywać się o nic wnuczki, nie chciała stwarzać podejrzeń. Czuła, że dziewczyna wiedziała coraz więcej, a to jest niebezpieczne i dla niej, i dla wszystkich Łowców Nadludzi. Dziewczyna dokończyła szybko pakowanie i z pełną torbą wybiegła z mieszkania, kierując się w stronę Kościoła. Babcia zaczęła coś podejrzewać, ale Jaye nie wiedziała, do czego zdolna jest ta kobieta. Wiedziała tylko, ze jej starsza babcia jest magiem, nie wiedziała natomiast, ze jest także doświadczonym Łowcą, który chce zniszczyć wszystko co niezwykłe. Równo o dziewiętnastej podbiegła pod Kościół, pod którym stał Alec wraz z czarnowłosą i jeszcze jakimś chłopakiem, którego nigdy wcześniej nie widziała. Wyglądał na starszego od Aleca i Nathalie i nachalnie jej się przyglądał, delikatnie się uśmiechając. Miał tak samo ciemne oczy jak reszta i lekki zarost. Był przystojny, wręcz można by było powiedzieć, ze był idealnie piękny. Zapadnięte policzki, duże, czarne oczy, zgrabny nos i pełne usta. Był idealny, z resztą tak, jak reszta towarzystwa.
- Alec, nie wspominałeś, że twoja dziewczyna to wnuczka wiedźmy. - Szturchnął blondyna nieznany dziewczynie mężczyzna i spojrzał się na nią, jakby była trędowata. Samuel był początkującym magiem i strażnikiem w królestwie ciemności. Panował nad wszystkimi żywiołami i w każdej chwili mógł to wykorzystać przeciwko dziewczynie. Wiedział, że przyprawi ich ona tylko o kłopoty, ale Alec się uparł, a to on według Erica dowodził w całej akcji. Nathalie wpatrywała się w blondynkę z dziwnym uśmiechem i kiedy podeszła do nich powiedziała:
- Któż to się zjawił, babcia cię puściła? - Chłopak obok czarnowłosej cicho się zaśmiał, na co Alec zmroził ich wzrokiem. Oboje umilkli i spojrzeli się znacząco na siebie, nie ukrywając wrednych uśmieszków. Jaye podeszła do mężczyzny i podała mu rękę, mówiąc:
- Jestem Jaye. - Chłopak spojrzał na wyciągniętą dłoń i wrócił wzrokiem na Aleca, który się w niego wpatrywał. Z nieukrywanym obrzydzeniem podał dziewczynie dłoń i niechętnie mruknął:
- Samuel. - Dotknął dłoni dziewczyny, a ona doznała szoku, gdy ujrzała przed sobą widok okładki księgi, którą kilka godzin temu trzymała w ręce. Po chwili zobaczyła, ze postacie zaczynają się poruszać jakby w rytm muzyki i nagle wszystko znika. Zostaje tylko napis Czarna Magia i kilka pytań, które kłębiły się dziewczynie w głowie. Nie wiedziała kim jest rzekomy Samuel, ale czuła, ze ma coś w spólnego z czarną magia i z jej babcią , która stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Wiedziała, że teraz nigdzie nie może się czuć swobodnie i na każdym kroku czekała na nią niespodzianka i coraz więcej pytań. Nie mogła się zdecydować, czy je zadać, czy nie, ale w końcu zrezygnowała i tylko delikatnie uśmiechnęła się do Samuela, który uważnie przyglądał się zielonym oczom dziewczyny. Nie podobała mu się od samego początku, gdy tylko ujrzał jej nieśmiały uśmiech i przestraszone oczy wiedział, że zepsuje im cały plan, aż w końcu ściągnie na nich zagładę. Czuł, że to wszystko nadejdzie niedługo, ale z nikim o tym nie rozmawiał. Wolał trzymać wszystkie tajemnice przy sobie z obawy przed właśnie takimi intruzami jak Jaye. Nie chciał jej podczas tej podróży, jako mag mógł z łatwością sprawić, że dziewczyna zniknie w jednej sekundzie i znajdzie się w innym wszechświecie, ale wiedział też, że zawiedzie Aleca, a tego najmniej pragnął.
- Coś się stało? - Spytał Samuel, udając zatroskanego. Chwycił jeszcze mocniej dłoń dziewczyny, żeby wywołać u niej jeszcze jedną wizję. Od początku wiedział, ze coś jest nie tak z tą dziewczynę, a teraz wiedział co. Jaye wyrwała rękę z uścisku Samuela, chłopak według niej, był zdecydowanie przerażający, nie chciała z nim toczyć wojny, więc po prostu uśmiechnęła się i schowała rękę do kieszeni szortów.  Nathalie spojrzała wpierw na Jaye, a następnie na Samuela, który dziwnie się jej przyglądał. Coś się kroiło i nie chodzi tu o zwykłą pogawędkę między tą dwójką. Między nimi gołym okiem można było zobaczyć iskry nienawiści, które rozpryskiwały się o budynki oddalone o kilkanaście metrów, a przynajmniej ze strony Samuela, który od początku negatywnie nastawiony był na Jaye. Nie, żeby Nathalie to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Im więcej wrogów miała Jaye, tym więcej sprzymierzeńców zdobywała Nathalie, a to jej było teraz potrzebne. Chciała zniszczyć ród Łowców Nadludzi, raz na zawsze. Przeszkadzali jej w normalnym funkcjonowaniu. Nawet, gdy chciała sobie po prostu przejść na drugą stronę ulicy czuła na sobie wzrok któregoś z łowców. Wiedziała jednak, że gdyby naprawdę zaczęła wojnę z Cassandrą, przegrywałaby bitwę po bitwie, marnując tylko swój czas, który równie dobrze mogła spożytkować na tworzeniu nowych Upadłych Aniołów. Uwielbiała to. Zwabianie ich na złą stronę było jak jej własna odmiana heroiny, uzależniało ją to i gdyby Cass zabrałaby jej to, wiedziała, że nie zostawi tego ot tak. Zniszczyłaby ją, tylko najpierw musiałaby zwołać swoich sprzymierzeńców, których jak na razie było mało.
- To co? Jedziemy? - Spytał radośnie Alec i spojrzał się na swoje towarzystwo, które nie było zbyt zadowolone z faktu, że Jaye jedzie razem z nimi. Nathalie posłała mu wrogie spojrzenie, a Samuel po prostu wpatrywał się w dłonie blondynki. Alec westchnął głośno, zwracając tym na siebie uwagę Samuela, który tylko uśmiechnął się delikatnie do blondyna. Alec spojrzał się pokrzepiająco na Jaye i wziął od niej wypchaną po brzegi zieloną torbę. Alec czuł tylko narastającą wściekłość i powstrzymywał się, żeby nie rozbić głowy Jaye o chodnik. Miał wielką ochotę wyeliminować ją z ich życia. Odkąd Alec dostał zlecenie znalezienia właśnie jej, przestali gdziekolwiek wychodzić w trójkę i blondyn zrobił się kompletnie inny. W oczach Samuela to już nie był ten sam miły, nieogarnięty Alec, teraz był wrednym i władczym mężczyzną, który nie przyprawiał go o ataki serca, gdy tylko go dotknął. Stał się zwykły... i to przerażało Samuela najbardziej. Nie sam fakt, że zabrała mu go dziewczyna, ale to, że w taki sposób go zmieniła.
 

- Mogę się w końcu dowiedzieć, kiedy, do jasnej cholery, dojedziemy na miejsce?! - Krzyknęłam Jaye, która z wielką niechęcią wpatrywała się w przednie lusterko, patrząc prosto w oczy Aleca, który chcąc czy nie, skupiał się na drodze. Przejeżdżali przez setki małych i większych miasteczek, które nic a nic nie mówiły Jaye, która wciąż nie wiedziała, gdzie jadą. Nikt nie chciał jej powiedzieć z obawy, że jej babcia ma dostęp do jej myśli. Sądzili, że im dalej pojadą tym jej babcia będzie miała słabszą z nią więź, więc jechali i jechali, a Jaye sądziła, że pośladki przyrosły jej do fotela, choć co chwilę podskakiwała na wyboistych drogach.
- Czy tylko mi się wydaję, że blondi za dużo mówi? - Nathalie srogo syknęła w stronę Jaye, dając jej tym do zrozumienia, że nie bardzo ma ochotę słuchać jej jazgotliwego głosu, który po kilku godzinach doprowadziłby do szału nawet mnicha. Nathalie rzuciła wzrokiem na Samuela, który miarowo oddychał, powstrzymując się od zamknięcia buzi Jaye siłą albo mocą. Wiedział, że blondynka była ważna dla Aleca, więc po prostu próbował oddychać głęboko, mając nadzieję, ze cała nienawiść do tej drobnej osóbki zniknie jak biczem strzelił. Próbował wszystkiego - nawet z nią rozmawiał, ale jej głos doprowadzał go do białej gorączki, więc zakończył próby na krótkim "nieważne". Nawet teraz, gdy po prostu siedziała i wpatrywała się w małe lusterko miał ochotę wymienić ją na czarnym rynku na zepsute żelazko.
     Jaye przyjrzała się uważnie Samuelowi, odwracając wzrok od swojego odbicia w lusterku. Brunet przyglądał jej się z nieukrywaną niechęcią. Nie wiedziała co z nią nie tak... Przecież zachowywała się tak, jak zwykle. Była miła dla niego jak i dla Nathalie, o co poprosił ją Alec. Uśmiechnęła się do niego, a Samuel opuścił wzrok. Dziewczyna wróciła do swojego odbicia w lusterku, które dobiło ją, gdy tylko w nie zajrzała.  Miała podkrążone oczy, spierzchnięte usta, a jej cera była... dziwna. Tak, to było według niej najlepsze określenie kolorytu jej skóry.
- Masz na co tam w ogóle patrzeć? Na twoim miejscu za bardzo bym się bała. - Skrzywiła się Nathalie, a Samuel głośno zarechotał. Alec tylko groźnie na nich spojrzał i dwójka z towarzystwa od razu się uspokoiła, aczkolwiek ich uśmiechy nadal pozostały na swoim miejscu. Jaye schowała lusterko do torby i oparła się o szybę, próbując zasnąć, ale oni wciąż nie zjechali z wyboistej drogi i Jaye zamiast zasnąć nabiła sobie prawdopodobnie guza, gdy po pięciu minutach mocno uderzyła czołem w szybę. Nie obeszło się oczywiści bez głośnego chichotu czarnowłosej oraz Samuela. Dziewczyna podłożyła sobie od głowę bluzę i od razu, gdy tylko zamknęła oczy, zasnęła.

- O mój Boże! Kto na to pozwolił ? Samuel! czemu ona śpi na moich kolanach?! Będę musiała się odkazić, macie może płyn dezynfekujący?! Matko jedyna, moje ulubione spodnie do wyrzucenia! - Lamentowała głośno czarnowłosa, gdy Jaye otworzyła delikatnie oczy. Rozejrzała się dookoła, próbując skontaktować, kto krzyczy i kto próbuje ją właśnie zrzucić z miejsca. Podniosła szybko głowę, uderzając przy tym w brodę Nathalie, która kopnęła w fotel Samuela, krzycząc:
- To wszystko twoja wina! Miałeś pilnować, żeby mnie nie dotknęła! - Samuel odwrócił się niechętnie w stronę dziewczyn, które wpatrywały się w niego z widoczną gołym okiem nienawiścią. Jaye także nie miała ochoty posiadać bliższego kontaktu z Nathalie, aczkolwiek musiała przyznać, ze jak na małe auto całkiem wygodnie się spało. Samuel zaśmiał się cicho widząc zaciętość w oczach dziewcząt i wzdrygnął ramionami. Alec spojrzał w przednie lusterko, kierując wzrok raz na jedną dziewczynę, a raz na drogą i zaśmiał się głośno. Blondynka nie chcąc czuć się gorzej niż Nathalie, kopnęła Aleca w fotel, na co on od razu krzyknął:
- Jestem kierowcą! Chcecie wszyscy zginąć?! - Dziewczyny zaśmiały się cicho i przybiły sobie piątkę. Nagle jednak spojrzały się na siebie z obrzydzeniem i każda wytarła dłoń w spodnie.
- Więc patrz się na drogę, idioto! - Krzyknęła Nathalie, która nie wiedziała co zrobić po tym, jak beztrosko przybiła sobie piątkę z największym wrogiem jakiego miała od wieków.
- No i pięknie... będę musiała odkazić też rękę. - Powiedziała cicho czarnowłosa i sięgnęła do torebki po żel antybakteryjny. Wtarła go sobie w dłonie i powiedziała:
- Musimy się zatrzymać. Muszę zmyć z siebie cały wstyd i bezguście tej dziewczyny. - Nathalie wzdrygnęła się, a Alec spojrzał się w lusterko i pokiwał przecząco głową - Teraz! - Krzyknęła dziewczyna i chwyciła za hamulec ręczny. Samochód obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i stanął na środku dogi głównej. Alec głośno westchnął i odwrócił na powrót samochód, podjeżdżając pod malutki motel o nazwie "U Różyczki". Jaye zaśmiała się cicho i razem z resztą wysiadła z auta. Nathalie chwyciła szybko swoją kosmetyczkę i pobiegła w stronę wejścia do motelu, podczas gdy reszta stanęła przy aucie. Samuel wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów i poczęstował nimi Aleca, który tylko pokiwał przecząco głową. Samuel wzruszył ramionami i wrzucił papierosy na przednie siedzenie auta.
- Dowiem się w końcu gdzie jedziemy? - Spytała Jaye i usiadła na masce auta. Alec podszedł do niej i delikatnie ją objął. Blondynka wtuliła się w tors chłopaka i uśmiechając się sama do siebie, szepnęła:
- To nie sprawi, ze zapomnę, o co pytałam. - Alec zaśmiał się cicho i powiedział coś o tym, że jeszcze są za blisko Francji, żeby cokolwiek jej powiedzieć. Chciał mieć pewność, ze Cassandra nie usłyszy myśli Jaye, o ile w ogóle miała taką możliwość, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Stali tak wtuleni w siebie, kiedy usłyszeli głos Nathalie, obwieszczający, ze dziewczyna czuje się lepiej i, że mogą już jechać, ale gdy tylko podeszła do przytulającej się pary powiedziała:
- No i teraz sprawiliście, że chce mi się rzygać. Dziękuję bardzo. - Całe towarzystwo cicho się zaśmiało i wszyscy weszli do auta, kierując się w kierunku nieznanego punktu.

- No i pięknie! - Powiedziała uśmiechnięta Nathalie, rozciągając się w aucie. Jaye delikatnie uchyliła powiekę, ale gdy tylko ujrzała oślepiające światło, odechciało jej się wychodzić z auta. Postanowiła, że zostanie tam na wieczność i będzie spała, bo tego jej najbardziej brakowało. Jednak tylko ona miała takie plany, bo już po chwili na jej twarzy wylądowała poduszka, która obwieszczała, ze ma natychmiast wyjść z auta. Niechętnie pozbierała wszystkie swoje rzeczy z fotela i schowała je do torebki, otwierając drzwi od samochodu. Postawiła na ziemi nogę i chwilę tak trwała, gdy nagle poczuła ciepły strumień cieszy. Otworzyła  oczy i ujrzała brązowego kundla, który właśnie opróżniał się na jej nowe balerinki. Dziewczyna przeklęła głośno i popchnęła drugą nogą kundla. Usłyszała cichy śmiech Samuela, który wpatrywał się w jej niegdyś białego buta. Jaye spojrzała się na niego wrogo i pokazała mu środkowy palec, na co chłopak jeszcze głośniej się roześmiał. Blondynka ściągnęła balerinkę i rzuciła nią w chłopaka, który wręcz składał się ze śmiechu na parkingu.
- Cholera! - Krzyknął, gdy tylko balerinka dotknęła jego twarzy. Jaye uśmiechnęła się i podeszła do bagażnika, z którego wyciągnęła wielką torbę. Założyła skarpetki oraz swoje ulubione trampki i natychmiast ruszyła za chłopakami, którzy kierowali się w stronę wejścia do strasznego pensjonatu. Dziewczyna nie była pewna, czy ktoś w ogóle tam jeszcze przyjeżdża. Ich samochód był jedynym na parkingu, a na recepcji stała tylko jedna kobieta, która szeroko uśmiechnęła się do całej czwórki, gdy tylko przeszli przez próg. Jaye wzdrygnęła się. Kobieta wydawała się jej podejrzanie miła. Nie lubiła zbyt miłych ludzi, może dlatego. Recepcjonistka była dobrze po pięćdziesiątce i miała tlenione blond włosy.
- Ma włosy prawie tak jak ty, tylko ty z natury jesteś poszkodowana. - Powiedziała jej na ucho Nathalie i cicho zachichotała. Jaye przestały śmieszyć już żarty na temat koloru jej włosów, więc zignorowała ją i podeszła do kanapy w holu, na której siedział Samuel.
- Gdzie jesteśmy? - Spytała cicho blondynka, a chłopak odparł prawie natychmiast:
- Bukareszt.
- Jesteśmy w Rumunii?! - Krzyknęła zaskoczona dziewczyna i westchnęła głośno, rozkładając się na kanapie.
- I do tego masz ze mną pokój. - Powiedziała niechętnie czarnowłosa, która nagle podeszła do Jaye, z kluczem w ręku.
- No i pięknie. - Szepnęła blondynka i ruszyła za czarnowłosą do ich wspólnego pokoju, w którym miały spędzić Bóg wie ile czasu.



____________________________________
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałam wam życzyć wszystkiego co najlepsze, zdrowia, szczęścia, pomyślności  libacji podczas Sylwestra, dobrych przyjaciół, żebyście poznały\li miłość swojego życia! i żebyście byli szczęśliwi (:



6 komentarzy:

  1. LUBIĘ BYĆ PIERWSZA *.* Nathalie MOIM BOGIEM! <333 KOCHAM JĄ ! TLS !! WYMIATA! xxxx LOTS OF LOVE ~Camille

    OdpowiedzUsuń
  2. Mają razem pokój... Kurde, jeżeli ona będzie próbowała jej coś zrobić to normalnie askfkf! Ma się do niej nie zbliżać. xd A tak w ogóle to Nathalie jest dobrze wygadana. Hahaha. ;x
    Ciekawe co im się przytrafi i czy Cass ich znajdzie bądź w ogl. będzie szukać. ;)
    Do następnego! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity;*
    Brak słów ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. super.chyba z godzine szukalam bloga z normalnym opowiadaniem,ale natykalam sie tylko na opowiadania o hermionie i draco lub ew.o siatkarzach.wreszcie znalazlam!biore sie za czytanie,pierwszy rodzial mniam.mam nadzieje,ze bedzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem juz w drugim rozdziale.cos czuje,ze zostane tu do konca;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Twoje opowiadanie!
    Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
    GG: 19407927
    TT: @Kasia_Official

    OdpowiedzUsuń