Wokół osoby Jaye zrobiło się niezłe zamieszanie. W końcu umierać po raz drugi to nie lada wyzwanie, a szczególnie gdy jest się potomkinią najwyższej czarownicy.
- Co jest z nią? Umiera? - Jaye usłyszała znany sobie głos, ale nie zdołała otworzyć oczu. Tak bardzo chciała zobaczyć, co się dzieje i dlaczego wszyscy szepczą do siebie. W końcu żyje albo przynajmniej jej się tak wydawało. Po dzisiejszej historii nie mogła być niczego pewna.
- Znowu? - Spytał ktoś nieoczekiwanie ochrypniętym głosem. Gdyby Jaye tylko mogła spojrzeć się na niego złowrogo - z całą pewnością zrobiłaby to, może udałoby się jej zrobić krzywdę telepatycznie. Przecież jakiś pożytek ze swoich mocy musi mieć. Nie można mieć super mocy i nie mieć z tego żadnych przyjemności...
- Zamknij się, Jack. - Jaye syknęła w miarę swoich możliwości do czerwonowłosego chłopaka, który najwyraźniej miał już dość jej umierania, jakby ona to kochała.
- Dobra żyje, możecie odejść. - Alec spojrzał się w stronę tłumu, który teraz skupił się na jakimś ciemnowłosym chłopaku - przynajmniej tylko tyle zdołała zauważyć Jaye, zanim nie dostała ochrzanu, że się podnosi.
- Przecież nic mi nie jest. - Alec spojrzał się na blondynkę jakby właśnie rozwaliła jego skórzaną kurtkę, którą tak bardzo kochał.
- Tak bardzo nic ci nie jest, że zaraz wykrwawisz się na śmierć. Potrzebujemy Samuela.
- I jak mam ci go tu niby sprowadzić. Nie mam magicznych mocy jak połowa z tego towarzystwa, a wszyscy są zajęci chłopakiem bez głowy. - Jaye spojrzała przerażona na Aleca, który lekko wzruszył ramionami. Blondynka dostawała szału za każdym razem jak to robił. Tak jakby brak głowy przy ciele był czymś normalnym w jego świecie.
- Jak to bez głowy? - Jaye spytała cicho, przełykając ślinę, która utknęła jej w połowie gardła. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co mogli czuć jego najlepsi przyjaciele, którzy znajdowali się w tym pokoju. I nagle jakby czar prysł, bo usłyszała tylko cienki głos:
- Zasłużył sobie na to. - Ciche odchrząknięcie kobiety w czerwonym płaszczu i wszyscy skierowali swój wystraszony wzrok na dziewczynę, jakby fakt, że powiedzenie o tym, że chłopak był zwykłym dupkiem było zabronione. To, ze umarł przecież nie znaczyło, ze nie można go obrazić, chyba, że duchy też istnieją. Wtedy dziewczyna ma przesrane. W końcu nikt nie ma ochoty być nawiedzany przez swojego zmarłego współlokatora.
- Zrób coś z tą krwią i daj mi spokój. - Powiedziała wściekła Jaye do Aleca, który delikatnie próbował powstrzymywać krwotok. - Co tu się w ogóle stało? - Nathalie rozejrzała się po pomieszczeniu i zatrzymała wzrok na dwóch gwiazdkach wbitych w niebieską ścianę salonu.
- Chyba wiemy, czym dostałaś, blond. - Jaye przewróciła oczami, kiedy uslyszała swoją starą ksywkę z ust Nathalie.
- Jak mam powstrzymać ten cholerny potok, który leci z twojego brzucha, skoro cały czas się ruszasz?! - Krzyknął zirytowany Alec i rzucił mokrym ręcznik o ziemię. Jaye spojrzała się na niego lekko oszołomiona, ale gdy tylko zobaczyła, że Alec jest zdenerwowany zaczęła się histerycznie śmiać. Upadły Anioł denerwuje się na śmiertelniczkę, bo ta krwawi i nie zwraca na niego uwagi - to jest śmieszny widok.
- Gwiazdki ninja? - Jaye spytała cicho, kiedy zobaczyła srebrną broń w ręce Nathalie. Kobieta w czerwonym płaszczy podeszła do czarnowłosej i wyjęła jej to z ręki, kierując się w stronę swojego pokoju. Nikt nie miał odwagi spytać się jej, co chce z tym zrobić.
- Potrzebujemy Samuela. - Powiedział cicho Alec do Nathalie, która westchnęła teatralnie i wcisnęła kilka przycisków w telefonie komórkowym.
-Samuel, Jaye jest ranna... Jak to wiesz?... Co się dzieje, Jaquilin?... Jak to do cholery jasnej?... Przyjedź tu.
Nathalie zamknęłam klapkę telefonu i wsadziła go z powrotem do kieszeni swoich ciemnoniebieskich dżinsów. Przez chwilę wpatrywała się w nieco zdezorientowaną Jaye i mruknęła:
- Samuel Jaquilin oficjalnie został twoim Defensorem.
- Ale kiedy?! - Krzyknął Alec i spojrzał się na blondynkę, która trzymała mokry ręcznik na brzuchu. Nie wiedziała o czym rozmawia ta dwójka, ale czuła, że to nic dobrego, a Samuel jest w co nie miara kłopotach, które znowu spowodowała.
- Nasza kochana telepatka sprawiła, że Nicea pokochała ją nad życie. Kazała chronić Samuelowi naszą Jaye, żeby nic jej się nie stało.
- Nie chcę wiedzieć co się dzieje. - Mruknęła Jaye i wstała z podłogi, próbując nie krzyczeć z bólu. Chciała się dowiedzieć jak najwięcej na temat chłopaka bez głowy. W końcu to ona teraz mogła być na jego miejscu, a on mógł być tylko lekko ranny.
- Czy ktoś do cholery może mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - Paul przejechał ręką po szyi i spojrzał na Jaye i Camille, które próbowały pozbyć się krwi z niebieskiego t-shirtu jednej z dziewczyn. - Potrzebuję tu Aleka i Nathalie. - Jaye wzruszyła ramionami i wróciła do wielkiej plamy na koszulce. Nie chciała pozbywać się swoich ulubionych rzeczy w takim tempie.
Nagle do pokoju wparował Alec, Nathalie i zdyszany Samuel, trzymający w lewej ręce małą książeczkę w czerwonej oprawie.
- Co wiecie o mojej matce? - Syknął w ich stronę Paul i przyłożył palec do piersi Aleka, który spojrzał się krzywo na niego i szepnął:
- Weź palec z mojej klatki albo wsadzę ci go...
- Alec! - Krzyknął zszokowany Samuel i podszedł do Jaye, która była zbyt skupiona na koszulce, żeby zauważyć i usłyszeć cokolwiek, dlatego, gdy czarownik dotknął jej ramienia podskoczyła lekko na łóżku. Nie była zszokowana jego wyglądem. Kiedy już dowiedziała się, że Samuel czuł wszystko to, co ona i miał dodatkowo wyrzuty sumienia przez to, że nie mógł jej uratować zrobiło jej się przykro, ale uznała, ze to nie ona kazała mu być jej Defensorem. Zazdrościła mu tylko ciekawych tatuaży, które pojawiały się wraz z przypływem mocy. Sama chciała sobie kiedyś zrobić tatuaż, a później poznała Upadłe Anioły i dowiedziała się, ze ma wizje i przestała marzyć o takich przyziemnych rzeczach. W końcu w jej rękach znajdowało się życie wielu ludzi, w tym jej, a z tym nic nie wygra.
- Co z moją matką? - Ponowił swoje pytanie Paul, chowając ręce do kieszeni. Bał się, że może zrobić coś, czego później będzie szczerze żałował. Co prawda mógł łatwo pozbyć się obu Upadłych, ale z dwoma czarownikami nie miał szans, nawet jeśli jeden nie wiedział jeszcze na co go stać.
- Jest demonem. Alec ją zabił i teraz pewnie błąka się po zaświatach. Wiemy tylko, że współpracowała z Tymi Złymi.
- Na pewno nie moja mama... - Szepnął zszokowany Paul i usiadł w czerwonym fotelu, chowając twarz w dłoniach. Wszystkim zebranym co prawda było mu go szkoda, ale jeszcze kilkanaście minut temu groził im z broni palnej, więc emocje stały się mniej ważne, przesłaniane wizją śmierci. Nikt nie lubi umierać... a już szczególnie nie dwa razy. Życie po życiu zapewne było ciekawsze aniżeli życie w trumnie.
- Moja matka z całą pewnością nie była Tą Złą.
- Moja matka z całą pewnością nie była Tą Złą. - Przedrzeźniała go Nathalie - A co przed chwilą powiedziałam?!
- Że była. - Westchnął Alec. Znał gierki Nathalie. Gdyby nikt jej nie odpowiedział, ostro by się zdenerwowała a to mogłoby się skończyć co najmniej bardzo źle.
- Brawo! Lizak dla tego pana. Samuel umiesz wyczarować lizaka?
- Myślisz, że gdybym umiał wyczarować słodycze to bawiłbym się w ochronę? - Jaye zaśmiała się cicho i wyprostowała się, żeby zobaczyć, czy coś ciekawego dzieje się na dworze.
- Co ciekawego? - Spytał Samuel, podążając za śladem Jaye. Lekko zszokowany podszedł do okna i spojrzał na Nathalie, która przyglądała się całej sytuacji z rozbawieniem. Dwóch magów, którzy wyglądają za okno i zachowują się jak pięciolatki, które zobaczyły grupkę królików.
- Tam jest Łowca i wcale nie jest ubrany w swój strój. - Nathalie zamarła w przerażeniu i rozejrzała się po zebranych. Wszyscy byli skupieni na mężczyźnie, który włóczył się po podwórku.
Nagle telefon Nathalie zaczął grać elektryczną muzykę.
- To dziwne. Ten Łowca właśnie ma telefon przy uchu. Nathalie chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie, czemu? - Odparła dziewczyna i odrzuciła połączenie. W tym samym czasie mężczyzna wpatrywał się zdziwiony w telefon.
- Nathalie? - Ponowił swoje pytanie Alec tym razem nieco ostrzej niż poprzednio. Podszedł do dziewczyny i wyrwał z jej rąk telefon. - Kevin? - Spytał unosząc lekko brwi. To, że był zdziwiony to mało powiedziane. Był zdezorientowany to bardziej trafne stwierdzenie. Nigdy nie spodziewał się, że kolaborować z wrogiem będzie właśnie Nathalie.
- Czy ty jesteś świadoma, że ci ludzie chcą nas zabić? Czy ty wiesz, w co się wplątałaś?! - Alec krzyczał, wymachując rękoma. Kevin a.k.a Łowca Upadłych siedział w fotelu z skrępowanymi rękoma. Samuel wykonał na nim dodatkowo jeszcze jeden prosty czar. Odebrał mu mowę. Łowca, więc nie mógł ani nic powiedzieć, ani się ruszyć, dodatkowo był nieco przerażony bo Jaye cały czas celowała w jego stronę z odbezpieczonej broni. Czuł się średnio. Z jednej strony wciąż żył, ale to jego nędzne życie zależało od Jaye. Mogła kichnąć, kaszlnąć, mogło jej się odbić i przez przypadek nacisnąć spust. Wystarczy jeden nieostrożny ruch i będzie po chłopaku - co gorsza, nikt nie dowie się o jego śmierci.
- Kevin jest inny. On chce nam pomóc. - Mruknęła Nathalie i wbiła wzrok w blondynkę, która była skupiona na tym, żeby przez przypadek nie odstrzelić nikomu ręki albo co gorsza głowy. Nie chciała mieć na sumieniu dodatkowych żyć.
- A babcia Jaye wcale nie jest wiedźmą. - Powiedział ostro, a kiedy Jaye cicho odchrząknęła, dodał:
- Bez urazy. - Blondynka uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od Łowcy. Co prawda bolały ją już ręce, ale wolała mieć zakwasy i żyć niż stracić głowę.
- Samuel ściągnij z niego czar. Potrzebujemy, żeby się wypowiedział. - Alec cicho wydawał rozkazy. Nie chciał, żeby jego przyjaciele posądzili go władczość. Lubił po prostu panować nad sytuacją.
- Niceo facite vocem ejus retrorsum. (Niceo, spraw, by jego głos wrócił)
- Pogrzało was wszystkich? - Syknął Kevin za co dostał w goleń. Jaye kopnęła go na tyle mocno, na ile pozwoliła jej swoboda ruchów. Nie chciała przez przypadek odstrzelić mu także ręki.
- Mów, co wiesz. - Syknął Alec i podszedł do chłopaka.
Samuel był gotowy, żeby w każdej chwili móc przyszpilić go z powrotem do fotela. Na razie dał mu swobodę ruchów, ale ręce nadal miał skrępowane.
- Nie jest tego za dużo i prawdopodobnie większość nie jest prawdą. Jestem tylko Łowcą... I dopiero tam wstąpiłem.
niedziela, 29 września 2013
poniedziałek, 15 lipca 2013
Dwadzieścia pięć.
- J
|
aye? – Poczuła jak zimna woda ląduje na jej twarzy i otworzyła zdziwiona
oczy. Nie była już dłużej w mieszkaniu Camille. Znalazła się znowu na plaży, na
tej samej, na której była, kiedy poznała starszą kobietę. Spojrzała się na
swojego młodszego brata i uśmiechnęła się lekko, pytając:
- Proszę, powiedz, że nie żyję i mogę tu zostać. – Damien uśmiechnął się do
dziewczyny i podał jej dłoń, unikając odpowiedzi na pytanie. Nie był pewien,
czy może jej to wszystko opowiedzieć, miał ją tylko zaprowadzić do kobiety. Ona
jej wszystko opowie. Damien puścił jej dłoń po pięciu minutach spaceru i
zniknął zostawiając za sobą tuman kurzu.
Jaye rozejrzała się dookoła i zapukała w drzwi domku, który już kiedyś
widziała. Była tutaj, choć sama nie była niczego pewna. Ludzie przecież czasem
wracają do tych samych miejsc w swoich snach…
- Kto tam? – Usłyszała słaby głos staruszki, która właśnie otworzyła jej
drzwi wejściowe.
- Jaye? – Spytała niepewnie, na co kobieta szeroko się uśmiechnęła i
pokiwała ręką na znak, że ma wejść do środka. Jaye wyminęła kobietę i usiadła w
tym samym fotelu, co kilka tygodni wcześniej. Wciąż miała przed oczami jej
kota, który poruszał się z wrodzoną gracją, a mimo to, kobieta wciąż
zachowywała się jakby to był zwykły wiejski kot.
- Słyszę, że już usiadłaś, zaraz zrobię ci herbatkę. – Kobieta, opierając
się o ścianę skierowała się w stronę kuchni, zostawiając Jaye samą sobie w
swoim salonie. Blondynka wstała z kanapy i podskoczyła przestraszona, kiedy
usłyszała jak kobieta z kuchni powiedziała:
- Śmiało, rozejrzyj się.
Czuła się nieco nieswojo, kiedy kobieta dała jej pozwolenie. Nie wiedziała,
na co ma patrzeć. Starsza kobieta miała w swoim domu bardzo dużo rzeczy, zdjęć.
Widać było, ze to wszystko kolekcjonuje. Tak jakby kolekcjonowała wspomnienia,
tyle, że ona nie może ich zobaczyć. Może je poczuć, chyba… A co jeśli to
lepsze? Lepiej jest coś poczuć niż zobaczyć?
- Podoba ci się to, co widzisz? – Jaye ponownie podskoczyła, kiedy
usłyszała głos staruszki, która poruszała się tak cicho, że było to wręcz
nienaturalne. Jaye uśmiechnęła się do kobiety, ale po chwili uświadomiła sobie,
że ona jej nie widzi, więc nie ma sensu się starać.
- Moja mama zawsze powtarzała, że uśmiech można poczuć. Dotknąć aury, która
wtedy roznosi się wokół człowieka. Pewnie teraz patrzysz na mnie jak na starą
wariatkę, ale prawda jest taka, że wiem, kiedy ludzie są naprawdę szczęśliwi.
Nadal jesteś gotowa oddać za niego życie? – Spytała staruszka, na co Jaye lekko
się wzdrygnęła i rozejrzała po pokoju. Kobieta usiadła na swoim bujanym krześle
i poklepała miejsce na kanapie, które znajdowało się bardzo blisko niej.
- Jesteś gotowa, prawda? Mogłabyś to zrobić. – Stwierdziła kobieta i
uśmiechnęła się lekko, głaszcząc swojego kota, które w gębie trzymał kawałek
włóczki. Dziewczyna usiadła obok staruszki i wtedy uświadomiła sobie, przy kim
siedzi.
- Jesteś moja babcią, prawda? – Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokiwała
głową na znak potwierdzenia, którego Jaye najmniej potrzebowała. Odsunęła się
od kobiety i skierowała się w stronę drzwi.
- Jesteś taka sama jak ona, chcę ci pomóc. Jestem inną wersją Cassandry.
Znasz ją jako wredną wiedźmę z Cannes, ja jestem czarownicą, ale tą sprzed
przemiany. Kobietą, która martwiła się o to, czy kurczątko wykluje się zdrowe.
Kobietą, która kochała swoich przyjaciół i rodzinę ponad życie. A ty, jeżeli
mnie nie posłuchasz, staniesz się taka jak ona teraz. Oschła, zła. Ociekająca
wściekłością, mordującą bez zahamowań, chcesz taka być? – Jaye pokiwała
przecząco głową, zdając sobie sprawę z tego, ze kobieta tak czy siak nie widzi
i usiadła na fotelu naprzeciwko kobiety.
- Kiedy się obudzisz, a zrobisz to niedługo, będziesz wiedziała, że to, co
wydawało ci się złe takie nie jest i zaczniesz współpracować. Zaczniesz
wierzyć, a później… - kobieta zaczęła się krztusić i spojrzała przerażona na
Jaye, która siedziała w fotelu, nie wiedząc, co ma zrobić.
Podbiegła do staruszki po kilku sekundach i spojrzała się w jej zamarłe
szare oczy, które po chwili stały się czarne, a następnie źrenice kompletnie
zniknęły. Siwe włosy zaczęły wypadać, a paznokcie u rąk stały się czarne i po
chwili odpadły. Z oczu zaczęła płynąć krwistoczerwona ciesz, a plecy wygięły
się w nienaturalnej pozycji. Nagle usta kobiety otworzyły się w sposób, jakby
chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła i przestała się ruszać.
Niespodziewanie wszystko zniknęło, a Jaye z powrotem znalazła się w domu
kobiety w czerwieni.
- Co się stało? – Spytała nieprzytomnym głosem i spojrzała na Aleca, który
zapłakany siedział na łóżku i wpatrywał się w sufit, najwyraźniej próbując
powstrzymać płacz.
Jaye uśmiechnęła się lekko odwróciła wzrok w stronę Erica, który zdziwiony
wpatrywał się w blondynkę. Chwycił jej przegub i spojrzał na swoją dłoń. Dwójka
ochotników, którzy zgodzili się brać udział w całym wskrzeszaniu byli bardziej
zdziwieni niż zanim Eric zaczął cokolwiek robić. Przyglądali się z uwagą
drobnej blondynce, która próbowała się podnieść z podłogi, ale za każdym razem
upadała z powrotem. Po około minucie Eric wraz z Alecem opamiętali się i
pomogli Jaye podnieść się z drewnianych paneli.
Blondyn chwycił dziewczynę w ramiona i mocno ją do siebie przytulił, co
spowodowało, że chłopak zaczął się zastanawiać, czy tak naprawdę chcę zapomnieć
o prawdziwej miłości. Z jednej strony widział przewrażliwioną dziewczynę, która
za każdym razem próbowała uciekać, ale z innego punktu widzenia, kochał ją.
Kochał ją tak bardzo, ze wręcz bał się jej zapomnieć. Co jeżeli wraz z jej
widokiem zniknie wszystko, co dobre w jego życiu? Nie potrafił znieść myśli, że
jedna, drobna dziewczyna zmieniła go tak bardzo, że nie potrafił podjąć decyzji
nie bacząc na jej dobro. Czy prawidłowe byłoby odejście bez pożegnania? Skoro
już wie, że nic jej nie grozi, zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić? Przecież
tego chciała…Uciec przed nim, zostawić go i cale zło, które na nią zrzucił.
Mógł przecież wybrać inną blondynkę i zniszczyć jej życie, a jednak zobaczył
Jaye i wiedział, że to ona. I niszczy ją. Wbrew własnej woli, choć z jego winy.
- Możecie zostawić nas samych? – Szepnęła Jaye i spojrzała się na Erica,
która wpatrywał się w Aleca, oczekując jego zdania. Blondyn kiwnął lekko głową
na znak zgody i wszyscy zgromadzeni w pokoju wyszli, choć Eric nie był pewien,
czy chce ich zostawiać samych. Alec kiedy był przy dziewczynie stawał się
miękki, jak wtedy, gdy był normalnym człowiekiem. Z drugiej jednak strony,
kiedy był przy dziewczynie stawał się inny, jakby doroślejszy, a Ericowi
zależało na jego dzieciach. Był nieugięty, ale to nie znaczyło, że ich nie
kocha. Wręcz przeciwnie, chciał ich nauczyć, że miłość potrafi niszczyć, jeżeli
zbytnio się starasz. A Alec zdecydowanie za bardzo się starał. Zależało mu na
dziewczynie i to było najgorsze, bo wzbudziła w nim uczucia, których on nie
umiał obudzić. Jeden jej ruch starczył, żeby cały Alec był jej. Eric wiedział,
że wystarczyłoby jedno słowo i Alec przestałby go szanować. Pewnie byłby gotowy
go zabić, byleby cierpienie dziewczyny się skończyło. Być może nie chciał w to
wierzyć, ale był świadomy. Bo świadomość to pierwszy krok do prawdziwego życia.
Eric sądził, że to nierozsądne, ale mimo to zaczynał ją lubić. Chociażby
dlatego, że sprawiała, że życie jego jedynego syna stawało się lepsze niż on
mógł to wymarzyć.
- Jesteś pewien, że jesteśmy sami? – Wyszeptała cicho, nie patrząc
chłopakowi w oczy, a kiedy ten lekko pokiwał głową, spojrzała za okno i
powiedziała:
- Byłam tam. Znowu. U tej starszej kobiety na plaży. Powiedziała mi, że czuje,
że oddałabym za ciebie życie. – Alec chwycił jej dłoń i zaplótł ze sobą ich
palce. Jaye przez chwilę poczuła się jak kilka miesięcy wcześniej, kiedy dłoń
Aleca zastępowała męska dłoń Artura; kiedy nie spodziewała się, że jej życie
tak diametralnie się zmieni, nie spodziewała się, że cokolwiek będzie się
zmieniało, włącznie z nią.
– Miała rację i to jest błąd. Wiesz dlaczego uciekałam? – Alec puścił jej
dłoń i podszedł do okna, próbując hamować napływające łzy. Nikt nigdy nie
sprawił, że łzy nie były pod jego kontrolą. Ona zmieniła wszystko i to go
drażniło, a teraz ucieka.
– Bo chciałam się odzwyczaić, ale moja mama zawsze mawiała, że kiedy się do
czegoś przyzwyczaić i będziesz chciała uciec to tak jakbyś chciała przeżyć bez
tlenu. Miała rację, jak wszyscy inni. Pragnęłam sprawić, że staniesz się tylko
czystym złudzeniem, cudownym wspomnieniem, za którym będę tęsknić, ale zdołam
się odkochać. Nie dałam rady. Jestem za słaba, żeby bez ciebie żyć, wiesz?-
Alec odwrócił się w jej stronę i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie. Miał
dość, nie potrafił znieść myśli, że zrobił jej coś takiego. Mówią, że miłość
jest cudownym uczuciem, ale kiedy dwójka ludzi kocha się tak mocno, że nie
potrafią bez siebie żyć, to jest tragedia. Z każdym samotnym oddechem, czują
jak tracą cząstkę siebie, a cisza, która ich otacza tak bardzo przytłacza ich
marne ciałka, że w końcu się załamują…
- Pamiętam jaki byłeś na początku. – Jaye uśmiechnęła się lekko i spojrzała
na Aleca, który nieświadomy tego, co robi uśmiechnął się delikatnie w jej
stronę i otarł łzy z policzków. – Pamiętam, kiedy kazałeś mi na siebie czekać
godzinę pod autem, bo musiałeś postawić na swoim. Pamiętam jak śmiałeś się ze
mnie, kiedy ci się przypatrywałam. Pamiętam ten szaleńczy wzrok, kiedy
zobaczyłeś limo pod moim okiem. Na początku wszystkiemu zaprzeczałam, ale
wiedziałam, że moje serce należy do ciebie. Najgorzej było się ze sobą
pogodzić. Zrozumieć, ze nie ma odwrotu, że jest tylko jedna droga, która za
każdym razem prowadzi do ciebie, nawet jeżeli zawracałabym nie wiadomo ile
razy, zawsze na samym końcu jesteś ty.
Alec podszedł do blondynki, która opierała się o ścianę i mocno ją do
siebie przytulił. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię i cicho załkała. Tęskniła
za jego uściskiem, za jego mocnymi ramionami i tym ciepłym oddechem na jej
szyi, kiedy wtulała się w niego.
- Co z nią? – Spytała Camille, kiedy ujrzała Erica, schodzącego powoli po
schodach w zadumie. Nie miała zamiaru czekać, aż Eric wystarczająco się
namyśli, tu chodziło o jej przyjaciółkę. Ruszyła biegiem po schodach, a kiedy
wpadła do pokoju, skrzywiła się lekko i przechyliła głowę w lewo. Przymykając
jedno oko, pokręciła przecząco głową.
- Co ty robisz? – Spytała się roześmiana Jaye i trzymając Aleca za rękę
odsunęła się lekko od niego.
- Z każdej strony wyglądacie przesłodko, to niemożliwe. – Alec uśmiechnął
się lekko i mocniej ścisnął dłoń Jaye, nie mogąc uwierzyć, że znów jest tak jak
kiedyś. Kiedy wszyscy zwątpili, on nadal trwał w nadziei, że wszystko się
ułoży… Jak zawsze wszystko poszło po jego myśli.
- Chodź tu. – Powiedział Alec i wystawił ramiona do grupowego uścisku.
- Żeby nie było nieporozumień. Ja wciąż pamiętam jak mnie postrzeliłeś.
Alec zaśmiał się cicho i spojrzał na Camille, która najwyraźniej oczekiwała
przeprosin.
- Co do tamtego… - Podrapał się w tył głowy i uśmiechnął się delikatnie. –
Nie było do końca celowe. – Camille spojrzała się na niego zszokowana, ale po
chwili machnęła ręką i wyszła z pokoju.
- Alec. – Jaye szturchnęła chłopaka w ramię i zaśmiała się głośno, ale po
chwili upadła na ziemię, trzymając się za brzuch. Alec usiadł obok niej i
położył jej głowę na swoich kolanach. Cicho pytał sam siebie dlaczego się to
wszystko dzieje, ale jak zwykle nie otrzymał odpowiedzi. Bał się, że znowu ją
straci, ale ona nagle roześmiała się i mocno rzuciła mu się w ramiona.
- Nigdy więcej tego nie rób, Jaye. – Dziewczyna zaśmiała się cicho i
delikatnie pocałowała chłopaka w policzek.
- Myślisz, że Eric nadal będzie mnie dręczył? – Alec wzdrygnął ramionami i
opuścił głowę. Choć dobrze znał odpowiedź nie chciał jej nic powiedzieć. Lękał
się, że jeśli powie jej całą prawdę, ona znowu ucieknie i go zostawi. A
ostatnie czego chciał to znowu stać się samotny. Nienawidził tego momentu
swojego życia, kiedy nie miał do kogo otworzyć buzi, a jedyną osobą, która go
słuchała był Eric i to tylko czasami, zazwyczaj wtedy, kiedy opowiadał mu o tym
jak polował na kolejną ofiarę, która tak bardzo przypomina jego siostrę.
- Mam nadzieję, że cię zostawi. Nie chcę znowu przechodzić przez to
wszystko. Chcę, żebyś została ze mną na zawsze, Jaye. – Dziewczyna puściła jego
dłoń i stanęła przy oknie, wyglądając na podjazd posiadłości kobiety w
czerwieni, która była jedyną osobą w tym domu, która tak naprawdę martwiła się
o jej dobro. Zdaniem Jaye, Alec był zbyt podporządkowany Ericowi, żeby w pełni
powiedzieć jej prawdę, ale za bardzo go kochała, żeby być w stanie go opuścić.
Nie wyobrażała sobie życia bez jego mocnego uścisku, czułego uśmiechu i oczu,
które wyrażały wszystkie emocje, które w sobie chował przez tyle lat. Nie
chciała, żeby znowu stał się tym samym bezuczuciowym stworzeniem, którym był
zanim ją poznał.
- Kłamiesz, Alec, ale ja naprawdę chcę ci wierzyć.
- Przepraszam. – Szepnął cicho i usiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w
plecy Jaye. Stukała w jakiś wymyślony przez nią rytm paznokciami w parapet i
wciąż patrzyła się na podjazd, czekając aż zdarzy się coś, co pomoże jej
wymyślić, co ma zrobić.
- Gdzie jest Alec i Jaye? – Spytał Paul, rozglądając się uważnie po pokoju.
Miał rację – nie było ich tam. Stali razem na tarasie i starali się zrozumieć
wszystko, co zdarzyło się przez ostatnie tygodnie.
- Niech ktoś ich zawoła, do cholery. – Syknął i usiadł przy stole wśród
wszystkich zebranych. Chciał się dowiedzieć, skąd Alec i Nathalie zdobyli adres
jego matki, skąd wiedzieli, że tam będzie i co z nią zrobili.
Zrobi zdecydowanie wszystko, żeby się dowiedzieć. Nawet użyje zakurzonej
już sali tortur w piwnicy. Specjalnie dla nich nawet tam posprząta, żeby nie
musieli wdychać starego kurzu, który przylepił się do brudnych narzędzi.
- Witam moją parę zakochanych. Może do cholery usiądziecie? - Kobieta w
czerwonym płaszczu odchrząknęła znacząco, co mialo zwrócić uwagę wściekłemu
Paulowi, że nieco się zagalopował, ale on jakby nigdy nic się nie zdarzyło
wyciągnął broń z kieszeni i wycelowal nią w Aleca.
- Przypominam ci, że znajdujesz się w jednym pokoju z pierwszą córką Boga
Ciemności. Panowałabym nad swoimi emocjami na twoim miejscu. - Paul skierował
broń w jej strony, a w międzyczasie Alec nadnaturalnie szubko znalazł się przy
chłopaku i go zablokował. Paul na ślepo wystrzelił jeden nabój z broni, który
rozbił lustro po drugiej stronie pomieszczenia.
- Do cholery jasnej! - Kobieta w czerwonym płaszczu wstała szybko od stołu
i podeszła do Paula, wyciągając mu broń z ręki. Powiedziała coś pod nosem i
broń roztopiła się w jej dłoni.
Jaye przyglądała się wszystkiemu z bezpiecznej odległości w duszy prosiła o
to, żeby wszystko się szybko skończyło. Nagle usłyszała jakby odgłos
wybuchającej bomby i poczuła niezwykłe uczucie ciepła w podbrzuszu. Dotknęła
ręką miejsce ciepła, a kiedy ją podniosła byla ona cała w czerwonej cieczy.
Jaye spojrzała się na przerażone towarzystwo, uśmiechnęła się lekko i upadła na
ziemię, widząc tylko czarną plamę.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Dwadzieścia cztery.
- Nathalie jak się
czujesz? – Spytał cicho Alec, pakując walizkę Jaye. Miał z nią porozmawiać, ale
ona uznała, że nie ma czasu i że pogadają kiedy indziej. Wiedział, że ma jej
nie szukać, ale czy to źle, że pragnął ją zobaczyć? Człowiek nad tym nie panuje,
żyje swoim tempem, nie oglądając się na innych. Szuka tej jednej jedynej osoby,
z którą może iść przez życie wspólnie i wtedy dowiaduje się, że ta osoba nigdy
nie była tym, za kogo się podawała. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś. Ludzie na
każdym kroku kłamią. Patrz im się prosto w oczy, a dowiesz się wszystkiego.
- Jak wredna dziwka, to
źle? – Syknęła w jego stronę i zapięła swoją torebkę z bronią. Była wściekła,
że jej się nie przydała. Była tak cholernie wściekła, że miała ochotę rozkwasić
wszystkim twarze. Wiedziała, że to źle, ale nie potrafiła nad tym zapanować.
Przez głupią blondyneczką, którą postrzelili musi się nad wszystkim nauczyć
panować od nowa. Przez pięć lat trenowała wyłączanie uczuć i samoobronę, a
teraz potrafi odepchnąć kogokolwiek tak mocno, że może mu złamać kręgosłup
jednym ruchem.
- Chyba tak.
Przynajmniej tak mi się wydaje, że to źle. – Nathalie spojrzała się srogo na
swojego przyjaciela. Kochała go, ale nie potrafiła z nim teraz żartować.
Przyjechała do Cannes, żeby znaleźć syna czarownicy, Alec jednak pragnął
zobaczyć tylko i wyłącznie słodką blondyneczkę, która wplątała się w jakąś
sektę, która ani trochę nie przypadła do gustu czarnowłosej. Od razu wiedziała,
że z Camille będą same problemy, ale nie chciała nic mówić Alekowi, wiedząc jak
ból mu sprawi, kiedy będzie chciała go odciągać od jego jednej, jedynej
miłości. Kto w ogóle wymyślił taką bzdurę? Według Nathalie miłość to tylko i
wyłącznie wymysł słabych ludzi, którzy używają tego jako wytłumaczenia na
wszystkie niedoskonałości i źle wykonane rzeczy.
Dziewczyna prychnęła
głośno i rzuciła torbę na łóżko. Dźwięk obijanych o siebie noży uspokajał ją.
Może i to dziwne, ale dziewczyna uważała to za lepsze niż odgłosy bzykających
się delfinów, których słuchał Eric, kiedy był zmęczony i chciał wypocząć.
Nathalie uśmiechnęła się
pod nosem i skierowała się w stronę wyjścia z pokoju. Kiedy przekręciła klamkę,
spojrzała się za siebie i ujrzała Aleca, który wpatrywał się w widok za oknem.
Westchnęła głośno i podeszła do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Co się dzieje? –
Spytała i spojrzała w to samo miejsce, gdzie Alec. Dzieci bawiące się na placu
zabaw. Mały blondynek i czarnowłosa dziewczynka, którzy bujali się na
drewnianych huśtawkach.
- Przypominają
mi nas. – Alec spojrzał się na Nathalie i uśmiechnął się do niej lekko.
- Wypraszam sobie. Ta
dziewczynka ma dziwny nos. Jestem od niej ładniejsza. – Alec zaśmiał się cicho
i mocno przytulił do siebie Nathalie. Nie chciał jej stracić, a teraz kiedy na
nowo odzyskała siły i nie potrafi nad nimi zapanować, boi się tego najbardziej.
Nathalie jest osoba, która pomagała mu od zawsze. Co prawda to przez nią zszedł
na złą drogę, ale czy to jest ważne, kiedy świat przysłania mu Jaye? Blondynka,
która potrafi wybaczyć wszystkim i wszystko. Dzięki niej zrozumiał, że
nienawiść do niczego nie prowadzi. Chciał tylko wybaczyć i stać się na powrót
zwykłym człowiekiem, żeby móc spędzić swoje życie z Jaye. Fakt, że był
nieśmiertelny przeszkadzał mu w tym. Nie mógłby patrzeć na nią z oddali i
wpatrywać się w jej zmarnowane ciało, które słabnie z każdym kolejnym dniem.
Chciał być z nią kiedy cierpiała, kiedy była szczęśliwa. Chciał być częścią jej
życia, ale wiedział, że ja traci. Właśnie przez to, że jest „tym złym”.
- Dobra, Alec. To już
jest chore. Idź sobie tak poprzytulaj swoją dziewczynę. – Nathalie zaśmiała się
cicho i odsunęła się od chłopaka na szerokość ramiona, mówiąc:
- Ona cię kocha, Alec.
Bardzo. – Chłopak uśmiechnął się w jej stronę szeroko i chwycił do ręki bagaż
Jaye i Nathalie. Czarnowłosa przytrzymała mu drzwi razem ruszyli w kierunku
holu, na którym powinni czekać Jaye, Camille i Paul.
Zeszli na dół i ujrzeli,
ze nikogo tam nie ma. Czarnowłosa zwinęła dłonie w pięści i spojrzała na Aleca,
który był zbyt skoncentrowany na szukaniu Jaye. Nathalie westchnęła głośno ze
złości i wyszła z hotelu, zauważając czerwoną sukienkę Jaye.
- Musicie się ta chować?
Miałam ochotę pourywać wam łby. – Syknęła w ich stronę dziewczyna i spojrzała
przelotnie na Camille, która dotykała cały czas swojej rany postrzałowej.
Nathalie była prawie pewna, że gdyby pociągnęła tak jeszcze z cztery godziny to
by przetarła bandaż, który jest tam kompletnie niepotrzebny, bo jej rany goiły
się teraz z szybkością światła.
- To chyba norma w twoim
wydaniu, prawda? – Syknęła w jej stronę Jaye, która wręcz świdrowała ją
wzrokiem. Nathalie prychnęła cicho pod nosem.
- Mamy problem. Mam
czteroosobowy wóz, a nas jest pięciu. Ktoś musi jechać na bagażniku.
- Jaye i Alec.-
Powiedziała wesoło Nathalie i wpakowała się na tylne siedzenie samochodu.
- Ma tam jechać jedna
osoba, matematyczko od siedmiu boleści. – Syknęła Camille i weszła do auta,
siadając na przednim fotelu. Nathalie prychnęła głośno i kopnęła siedzenie
dziewczyny, przez co ta odbiła się tak mocno, ze uderzyła głową w szybę.
- Ja pojadę z Alekiem na
naczepie. – Powiedziała swobodnie Jaye i wskoczyła do tyłu, patrząc na
zaciekawionego Aleca.
Chłopak wskoczył za nią
i delikatnie się uśmiechnął. Chciał usiąść koło niej, ale kiedy spojrzał w jej
wściekłe oczy zrezygnował. Nie wiedział, gdzie się podziać, więc po prostu
usiadł na drugim końcu i zamknął oczy, powstrzymują łzy. Po chwili poczuł jak
samochód rusza i westchnął głęboko.
Tęskniłem za tym, kiedy
uśmiechała się do mnie zza blatu, kiedy robiła nam śniadanie. Tęskniłem za jej porannym
uśmiechem.
Pragnąłem patrzeć na jej
wściekłe spojrzenie.
Pragnąłem wiedzieć, że
nigdy mnie nie zostawi.
Zrobiła to. Bez słowa.
Bez pożegnania. Zostawiła po sobie kilka słów, których nigdy nie usłyszałem z
jej ust. Kochała mnie, a jednak zostawiła. Wiedziała, że umrę bez jej uśmiechu.
Byłem uzależniony.
Od jej oczu.
Od jej uśmiechu.
Od jej dołków w
policzkach.
Od jej głosu, który
rozbrzmiewał w mojej głowie za każdym razem, gdy się budziłem.
Wiedziałem, że całe zło,
które zagościło w jej życiu, było z mojej winy, ale uczucie, które wyżerało
mnie od środka było wystarczającą karą. Chciałem zrobić cokolwiek, byleby
zdobyć jej miłość z powrotem, ale ona po prostu odeszła. Być może odchodziła
już przez dłuższy czas, a tamta noc to był po prostu przełom. Nigdy mi nie
powiedziała, że jest nieszczęśliwa, ale mogłem się tego domyślić, prawda?
Zaczęła się rzadziej się uśmiechać, nie zależało jej na mojej uwadze już tak
bardzo jak kiedyś. Zamykała się w swoim pokoju na krótkie minuty, jak i na
długie godziny. Przestała wpuszczać mnie do swojego świata, aż w końcu uciekła
od wszystkich. Też tak robiłem, to rozwiązywało wszystkie problemy, począwszy
od tych najłagodniejszych.
Uciekałeś i zostawiałeś
za sobą całe zło. Jaye myślała, że kiedy ucieknie wszystko zniknie. Chwytała
się brzytwy byleby móc wybić się z dna. Wybrała najgorszy środek łagodzący ból.
Może po prostu powinienem pozwolić jej odejść bez słowa? Może to byłoby mniej
bolesne niż pożegnanie?
Może, ale przestałem
wybierać najłatwiejsze drogi odkąd ją poznałem, bo to ona mnie tego nauczyła.
Pogodziła się ze stratą najbliższych i czekała. Siedziała w swoim pokoju i
czekała aż znowu stanie się coś złego. Jakby całe jej życie składało się z
czekania. Była przyzwyczajona i oswojona ze śmiercią, jakby stykała się z nią
od urodzenia.
- Co ty robisz? –
Spytała Jaye, patrząc w granatowe oczy Aleca. Przez całą drogę spał, nie
zwracając uwagi na dziewczynę. Chciała z nim porozmawiać, przeprosić go dopóki
byli sami, ale on po prostu odleciał jak gdyby nigdy nic.
- Śpię. – Syknął w jej
stronę i rozejrzał się dookoła. Stał na podjeździe przy jakimś olbrzymim
budynku.
- No to najwyraźniej
czas wstawać. – Odparła sarkastycznie Jaye i wyskoczyła z naczepy, przewracając
się na ziemię. Chwyciła się za kostkę i jęknęła z bólu. Alec wyskoczył za nią i
podszedł do dziewczyny. Dotknął jej ramienia, próbując ją podnieść, ale
dziewczyna zrzuciła jego dłoń ze swojego barku i syknęła:
- Zostaw mnie w spokoju.
– Alec podniósł dłonie w geście poddania i podniósł się z ziemi, otrzepując
spodnie. Podał jej dłoń, ale kiedy zobaczył, że dziewczyna tylko przelotnie
spojrzała na niego i wróciła do masowania swojej kostki, prychnął cicho i
schował dłonie do kieszeni, kierując się w stronę budynku.
Jaye cicho załkała i
podtrzymując się samochodu wstała z ziemi. Oparła głowę o szybę i głęboko
odetchnęłam.
- Nie rozumiem cię. –
Usłyszała głoś Nathalie i odwróciła się w jej stronę.
- Nikogo to nie
obchodzi. – Syknęła w jej stronę i otarła łzy z policzka brudną od ziemi ręką.
Nathalie spojrzała się zaskoczona na dziewczynę i wzruszyła
ramionami, odchodząc od niej na kilka kroków. Odwróciła się do niej napięcie i
powiedziała:
- Niezależnie od tego co
mu zrobisz i jak bardzo zranisz, on cię kocha. I choć nienawidzę patrzeć jak on
cierpi, a robi to właśnie przez ciebie, nie mogę nic zrobić. Masz go w garści,
Jaye i doskonale wiesz, że on sobie ciebie nie odpuści. Nigdy. – Jaye odwróciła
głowę w przeciwną stronę i głośno odchrząknęła. Nie miała ochoty słuchać tych
wszystkich bzdur. Chciała pozbyć się bransoletki w samotności. Chciała żyć bez
zła w swoim życiu, ale wychodzi na to, że ono zawsze powróci, niezależnie od
tego jak bardzo Jaye będzie się starała.
Otarła łzy z policzków i
kulejąc ruszyła w stronę domu. Kiedy otworzyła drzwi ujrzała kobietę w
czerwieni, która szeroko się uśmiechając stała przy wejściu do salonu.
- Witaj z powrotem,
Jaye. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i z oddali pomachała kobiecie. Nagle,
ku jej wybawieniu ujrzała Camille, która machała do niej ze swojej sypialni.
Jaye minęła powoli kobietę i poszła w stronę białych drzwi. Uchyliła lekko drzwi
i weszła do środka, rozglądając się dookoła.
- Co chciałaś?- Syknęła
Jaye w jej stronę i usiadła na niskim krzesełku przy toaletce. Nie miała ochoty
z nimi rozmawiać, a już tym bardziej nie z Camille. Nie zrozumiałaby w jakim
stanie znajduje się jej dusza.
- Czego chcesz, Cam?
Jestem zmęczona. – Powtórzyła i spojrzała w lusterko toaletki. Już wiedziała na
co patrzy się jej przyjaciółka. Jaye wyglądała jakby właśnie wróciła z bitwy na
błoto. Całe jej czoło było wręcz czarne, a policzki miała całe w zaschniętym
błocie. Wciąż przed oczami miała wściekły wyraz twarzy Camille, kiedy
dowiedziała się, że znowu jest Upadłym Aniołem. Jaye dobrze wiedziała, że jej
przyjaciółka wolałaby zginąć, niż stać się maszyną do zabijania, ale nie miała
wyjścia, a to wszystko nie tłumaczyło jej ataku na nią.
- Wyjedźmy gdzieś. –
Szepnęła lekko przestraszona i spojrzała w lustro.
Wpatrywała się w odbicie
Jaye przez dłuższą chwilę, dopóki dziewczyna nie pokiwała głową na znak zgody.
- Kiedy i gdzie? –
Spytała i podeszła do drzwi. Chciała stamtąd wyjść. Przemyśleć to, na co
właśnie się zgodziła. Być może nie chciała wyjeżdżać, ale chciała uciec. A za
każdym razem, kiedy uciekała on ją znajdował, choć była to ostatnia rzecz,
której pragnęła. Nie chciała być odnaleziona. Nigdy…
- Portugalia. Jutro? –
Spytała niepewnie, na co jej przyjaciółka pokiwała entuzjastycznie głową. Jaye
nie spodziewała się tak szybkiego wyjazdy, ale uznała, że im szybciej tym
lepiej. Nie mogła na nowo przyzwyczaić się do szczęścia…
- Wiesz o tym, że ona i
tak ucieknie, prawda? Prędzej czy później. – Syknęła wściekła Nathalie,
zwracając się do swojego przyjaciela. Nie chciała, żeby cierpiał, ale Jaye
najwyraźniej to nie przeszkadzało dopóki nic nie działo się jej. Była
kompletnie egoistyczna myśląc, że nie rani uczuć Aleca. Chłopak był najbardziej
wrażliwą i emocjonalną osobą, jaką kiedykolwiek zdołała poznać Nathalie, a
miała na to naprawdę bardzo dużo czasu. Czasami myślała jakby to było gdyby
dała mu szansę, a następnej chwili pojawiała się postać Jaye, niszcząc
wszystkie jej marzenia.
- Wolę, żeby to zrobiła
później. – Szepnął Alec i podrapał się po głowie, rozglądając dookoła. Nie
wiedział, gdzie są ani po co tak dokładnie tu przyjechali. Cieszył się jednak,
że mają gdzie przenocować. Musieli się czegoś dowiedzieć o tej czarownicy
Adele. Jeżeli w ogóle miała tak na imię.
Usłyszał głośne
westchnięcie Nathalie, która zalewała wodą kawę w trzech kubkach. Alec spojrzał
się na nią pytająco i uniósł jedną brew, kiwając na dodatkowy kubek.
- Musimy znaleźć ten
adres. Samuel wrócił do domu, więc został nam ten przychlast od blond, który
nas tam zaprowadzi. Poprosiłam go o to. – Alec spojrzał się zszokowany na
dziewczynę, ale pokiwał głową na znak zgody. Miała rację, ale on nie chciał jej
tego przyznać. Miała rację nie tylko w sprawie Paula. Zgadzał się z nią także w
tym, że Jaye ucieknie i czuł, że stanie się to już niedługo. Nie wiedział
dokładnie kiedy, może nawet już dzisiaj planuje znowu uciec. Nie miał ochoty
dłużej jej gonić. Najwyraźniej myślała, że jeżeli ucieknie od niego, ucieknie
od bransoletki. Myliła się. Eric znajdzie ją wszędzie, niezależnie od tego jak
daleko ucieknie. On zawsze będzie ją gonił, a wtedy ona będzie go potrzebowała.
Wróci. Będzie prosić, a wtedy on odwróci się i zrobi to, co ona. Ucieknie.
Oddali się. Bo ona już dłużej nie będzie należała do niego. Prawdopodobnie
nawet ją zapomni.
Zapomni jak wygląda jej
uśmiech, oświetlany przez księżyc.
Nie będzie pamiętał jej
rozbrajającego śmiechu, a dołeczki w policzkach po prostu znikną tak, jakby ich
nigdy nie było.
Na zawsze znikną jej
piękne blond włosy, a jej zielone oczy staną się rozmazanymi plamami w jego
wyobraźni.
Po kilku miesiącach
zapomni jej imię i tak po prostu zostanie.
Nie przyczepi sobie jej
zdjęcia do ściany w domu. Jeśli ucieknie, nie chce jej pamiętać. Woli umrzeć,
niż cierpieć z samotności całe życie.
Zdjęcia wszystkich
swoich ofiar przeglądał codziennie po kilka razy, zapamiętywał ich imiona, żeby
wzbudzać w sobie poczucie winy, od kiedy przestał to robić, czuł się o wiele
lepiej. Nie sięgał pamięcią do tych wszystkich momentów, kiedy jego ofiary
cierpiały i miał ochotę żyć. Pierwszy raz od kilku lat, miał ochotę zrobić coś
szalonego, ale nie chciał być solo. Chciał grać w duecie. Od zawsze marzył o
wielkiej miłości jak z ekranów kinowych. Kiedy spotkał Jaye, na początku chciał
po prostu ją wykorzystać, później coraz częściej ją widywał, coraz rzadziej
rozmawiał z Nathalie, a częściej z Jaye. Stała się jego obsesją, ale skoro woli
uciec. Nie może jej zabronić. Może i by chciał, ale on sam w porównaniu do zła,
które przeżywa Jaye jest niczym. Mała odrobinka złości i smutku w jednym ciele
w porównaniu do śmierci najbliższych jest niczym. On sam jest NICZYM.
- Co tam? – Usłyszał
głęboki głos Paula i odwrócił się w jego stronę. Chłopak stał w przejściu i
przyglądał się im. Alec przewrócił teatralnie oczami i spojrzał na Nathalie,
która wpatrywała się w Paula. Po chwili jednak otrząsnęła się lekko i
uśmiechnęła szeroko, wskazując chłopakowi wolne krzesło przy małym, okrągłym
stoliku.
- Mamy do ciebie jedno
pytanie. – Powiedziała cicho i wyciągnęła małą karteczkę, którą Alec od razu
poznał. To była ta z adresem syna czarownicy. – Gdzie to jest?
Samuel wziął od niej
kartkę z adresem i wciągnął głośno powietrze, zaciskając zęby. Odłożył kartkę
na stół i schował twarz w dłoniach.
- Skąd to macie? –
Spytał, wpatrując się w czarne oczy Alec.
- Powiesz nam, gdzie to
jest? – Odparł Alec pytaniem na pytanie. Nienawidził jak ludzie ignorowali jego
prośby i omijali tematy.
- Tutaj. – Syknął Paul i
odsunął krzesło od stołu, kierując się w stronę wyjścia. – Nikt nie wychodzi
ani nie wchodzi, jasne? – Nathalie pokiwała szybko głową i spojrzała się na
Aleca, który uważnie przyglądał się oddalającej od nich sylwetce chłopaka. Coś
mu w nim nie grało.
- Wiedział skąd mamy
adres. – Syknął pod nosem i klepnął się w pierś, sprawdzając, czy nóż nie
wypadł mu z kurtki.
- Skąd, Alec? Pomyśl.
Nie mógł wiedzieć. – Chłopak spojrzał się na swoją przyjaciółkę i odsunął od
siebie kubek z kawą.
-Jesteś taka głupia, czy
tylko udajesz? – Syknął i wstał od stołu, kierując się w stronę pokoju, który
przygotowała mu kobieta w czerwonej sukni. Usłyszał jeszcze ciche przeklęcie
Nathalie i otworzył drzwi do sypialni.
Usiadł na łóżku i
otworzył pamiętnik swojej matki. Nosił go zawsze przy sobie od jej śmierci.
Nikomu go nie pokazywał. Nigdy nie opowiadał o swojej matce, a na pewno nie
swoim bliskim. Nie chciał od nich współczucia. Nie chciał od nich żadnego
okazywania uczuć. Potrzebował tylko swobody. Coraz bardziej zamykał się w
sobie, nie otwierając się nikomu. Trzymał miejsce dla Jaye, ale ona
najwyraźniej nie miała ochoty skorzystać. Przestraszył się tego, że zaczyna
przestawać mu zależeć. Podczas podróży złapał się nawet na chęci zabicia jej.
Przynajmniej miałby spokój. Nie musiałby się starać, tęsknić, smucić. Byłby
sobą… Sobą, którym zawsze chciał być – zabawowym, dumnym, niewrażliwym. Byłby
dupkiem z krwi i kości i byłby z tego dumny. Nie miałby się czym przejmować.
Mógłby w końcu bez wyrzutów sumienia wyłączyć uczucia i żyć, ale coś mu nie
pozwalało. Mówiło mu, że lepiej jest jeszcze udawać tego dobrego, być nim…
- Nathalie? – Syknęła
lekko przestraszona Jaye, stojąc w wejściu do kuchni. Blondynka spojrzała na zegarek
i skierowała się w stronę lodówki, nie reagując na groźne spojrzenie
czarnowłosej. Nie patrzyła jej się w oczy, wiedząc, że dziewczyna jest zdolna
wyczytać z nich wszystko. Teraz, gdy zrozumiała, że utrata mocy była tylko
tymczasowa stała się groźniejsza, bardziej przerażająca, a ostatnie czego Jaye
brakowało to kolejny wróg.
- Nie, Duch Święty,
blond. – Syknęła czarnowłosa i spojrzała się na Jaye, która właśnie nalewała
sobie soku do szklanki.
- Hej, Jaye, zbieraj … -
Nagle w drzwiach pojawiła się Camille z niebieską torbą w ręce. Jaye wpatrywała
się ślepo w swoją przyjaciółkę, kiedy Nathalie po prostu zaciskała pięści i
stała przy stole. Nie mogła uwierzyć, że już dzisiaj miała zamiar uciec.
Spodziewała się tego po niej, fakt, ale nie sądziła, że tak od razu spróbuje
znowu. Ledwo co, Alec zdołał ją odnaleźć.
Nathalie zaśmiała się
pod nosem i skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się wrogo w oczy Jaye, która
wędrowała wzrokiem po całej kuchni.
- Całkiem szybko się
zdecydowałaś. - Jaye spojrzała na czarnowłosą, a później wróciła
wzrokiem na swoją przyjaciółkę i wzruszyła ramionami. Camille jednak nie miała
w zamiarze tak łatwo rezygnować z ucieczki. Chciała zacząć wszystko od
początku, zdała od ludzi, którzy się przejmowali.
- To była łatwa decyzja.
– Syknęła Camille i sięgnęła po szklankę z wodą, stojącą na drewnianym stole w
kuchni. Nie miała ochoty kłócić się z nią właśnie w takim kulminacyjnym
punkcie, kiedy wszystko co złe miało się skończyć, ale czarnowłosa po prostu
nie dawała jej wyboru. Sama ją prowokowała.
Jaye stanęła przy
lodówce i przyglądała się uważnie ruchom Nathalie. Coś w jej zachowaniu nie
podpasywało dziewczynie, nie wiedziała tylko jeszcze, dokładnie
co. Spojrzała za okno i ujrzała czerwonego pickupa. Wysiadła z niego
jej babcia i Eric, kierując się w stronę wejścia. Kiedy dziewczyna zobaczyła,
że jej babcia spogląda w stronę okna, w którym stała, schyliła się tak, żeby
nie było jej widać. Kiedy usłyszała dzwonek, biegiem ruszyła w
stronę swojego pokoju, taranując przy tym wszystkich napotkanych na schodach
ludzi. Kiedy Alec wpadł na barierkę po tym, jak został odepchnięty przez
zestresowaną blondynkę, zaśmiał się cicho pod nosem i pokiwał głową na znak
dezaprobaty.
- Eric? Cassandra? –
Syknęła kobieta w czerwonym płaszczu. Aleca dziwiło to, ze nawet na noc go nie
ściągała.
- We własnej osobie. –
Odparła lekko Cassandra i wyminęła kobietę w przejściu, stając twarzą w twarz z
Alekiem, który przyglądał się Erikowi. Starsza kobieta odchrząknęła cicho,
zwracając tym samym na siebie uwagę wysokiego blondyna.
- Gdzie jest Jaye? –
Chłopak wzruszył ramionami i podszedł do Erica, który pokiwał lekko, przecząco
głową, w momencie, kiedy Cassandra ruszyła po schodach do góry. Przechodząc
koło zdjęć rodzin ludzi, mieszkających w tamtym domu, zatrzymała się przy
jednym zdjęciu. Młoda kobieta o bladej cerze, ciemnych oczach i włosach,
patrzyła prosto na Cassandrę z widocznym z wyrzutem.
- Tamara. – Szepnęła
kobieta i przejechała palcem po ramce zdjęcia, zrzucając je z haczyka. Paul
wzdrygnął się, kiedy usłyszał odgłos tłukącego się szkła i w momencie, gdy
Cassandra znalazła się na tyle wysoko, ze nie było jej widać rzucił się w
stronę zdjęcia. Kobieta na fotografii miała wypalone oczy, a jej
usta już nie były ułożone w szerokim uśmiechu. Były ściśnięte w cienką kreskę i
nie wyrażały żadnych uczuć. Po policzkach Paula popłynęło kilka pojedynczych
łez i w momencie, kiedy usłyszeli trzask drzwi wstał z podłogi i ruszył w
stronę pokoju Jaye. Nie liczył się z niczym, chciał po prostu zemścić się na
kobiecie, która zamordowała jego matkę.
Wbiegł po schodach
prosto do pokoju Jaye i zamarł w przerażeniu. Starsza kobieta stała nad ciałem
niskiej blondynki i przejeżdżała ostrzem noża po jej nagim brzuchu.
- Co ty robisz? – Spytał
cicho, niepewny tego, czy chce uzyskać odpowiedź i podszedł do starszej
kobiety.
- Potrzebuję jej pomocy,
a skoro nie chce tego zrobić dobrowolnie zrobi to po mojemu.
Paul spojrzał się
uważniej ciału Jaye i wzdrygnął się lekko, kiedy strużka krwi spłynęła po jej
bladym brzuchu. Nagle do pokoju wparował Alec, który krzyknął głośno, kiedy
zobaczył, że Paul nie interweniuje z sprawie jego dziewczyny. Blondyn rzucił
się na chłopaka i przycisnął go do ściany, trzymając za gardło. Paul zaczął się
dusić, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po prostu jak zahipnotyzowany
wpatrywał się w okaleczane ciało przyjaciółki Camille. Alec ze łzami w oczach
puścił chłopaka i rzucił się do ciała swojej ukochanej, klękając przy niej i
kładąc jej głowę na swoich kolanach. Nie spodziewał się, że tak szybko ją
straci. Był przekonany, że zanim to wszystko się stanie spędzi z nią jeszcze
kilka miesięcy, będzie mógł…
- Ja swoje skończyłam. –
Powiedziała lekko kobieta i wyszła z domu, zostawiając wszystkich wokół
zdumionych i zdezorientowanych. Nikt oprócz kobiety w płaszczu, Erica i grupki
przyjaciół nie wiedział kim była kobieta, która właśnie zniszczyła od tak jedno
istnienie. Eric rozejrzał się po wszystkich zebranych i nagle klasnął w dłonie,
żeby zwrócić na siebie uwagę.
- Potrzebuję trzech
ochotników. – Spojrzał na przestraszone towarzystwo i był zdziwiony, kiedy z
szeregu wyszła czarnoskóra kobieta, Azjata i jakiś blady chłopak. Pokiwał głową
na znak aprobaty i szacunku, i kiwnął na nich ręką, żeby szli za nim. skierował
się w stronę pokoju, w którym Cassandra przed momentem zamordowała Jaye i
ujrzał zapłakanego Aleca, który klęczał przy ciele i głaskał dziewczynę po
policzku.
- Piękny dzień, żeby
kogoś wskrzesić, prawda? – Alec spojrzał się na Erica zdziwiony i lekko się do
niego uśmiechnął, mówiąc:
- Dziękuję, ojcze.
niedziela, 24 lutego 2013
Dwadzieścia trzy.
- Jakim
cudem?! – Krzyknęła Camille i rzuciła się w stronę lustra. Naciągała twarz na
wszystkie strony, próbując przekonać się, że naprawdę żyje. Wciąż znajduje się
wśród normalnie oddychających ludzi.
Kiedy zamknęła oczy czuła jakby znalazła się w innym świecie. Podobało jej się tam i gdyby nie fakt, że nie zdążyła się dokładnie przyjrzeć, mogła powiedzieć, że przez chwilę znajdowała się w raju. Miejscu, gdzie każdy chciał trafić po śmierci. Wszędzie widziała przyjazne twarze, a kiedy schyliła się, żeby przyjrzeć się dokładnie fioletowemu nasionku, ono nagle rozkwitło przed jej twarzą. Niebo było błękitne, bez skazy, a Słońce przyjemnie przygrzewało jej twarz. Chciała tam zostać, ale nagle zjawiła się Nathalie i za rękę przeprowadziła ją przez ciemną bramę. Widziała ból w jej oczach i w chwili, gdy przeszła przez ciemną dziurę, dziewczyna rzuciła się na ziemię i krzyczała z bólu. Pierwszy raz widziała kogokolwiek w takiej sytuacji. Czuła się dziwnie, wiedząc, że nie może nic poradzić na uczucia, które czuła Nathalie w tamtej chwili. Wpatrywała się tylko w czarnowłosą, która rzucała się po podłodze i próbowała pohamować krzyk, który próbował przedrzeć jej się przez gardło. Miała ochotę rzucić się dziewczynie w ramiona i mocno ją do siebie przytulić, ale fakt, że to ona teoretycznie ją zabiła i pobiła w holu, niezbyt zachęcał ją do tego.
Kiedy zamknęła oczy czuła jakby znalazła się w innym świecie. Podobało jej się tam i gdyby nie fakt, że nie zdążyła się dokładnie przyjrzeć, mogła powiedzieć, że przez chwilę znajdowała się w raju. Miejscu, gdzie każdy chciał trafić po śmierci. Wszędzie widziała przyjazne twarze, a kiedy schyliła się, żeby przyjrzeć się dokładnie fioletowemu nasionku, ono nagle rozkwitło przed jej twarzą. Niebo było błękitne, bez skazy, a Słońce przyjemnie przygrzewało jej twarz. Chciała tam zostać, ale nagle zjawiła się Nathalie i za rękę przeprowadziła ją przez ciemną bramę. Widziała ból w jej oczach i w chwili, gdy przeszła przez ciemną dziurę, dziewczyna rzuciła się na ziemię i krzyczała z bólu. Pierwszy raz widziała kogokolwiek w takiej sytuacji. Czuła się dziwnie, wiedząc, że nie może nic poradzić na uczucia, które czuła Nathalie w tamtej chwili. Wpatrywała się tylko w czarnowłosą, która rzucała się po podłodze i próbowała pohamować krzyk, który próbował przedrzeć jej się przez gardło. Miała ochotę rzucić się dziewczynie w ramiona i mocno ją do siebie przytulić, ale fakt, że to ona teoretycznie ją zabiła i pobiła w holu, niezbyt zachęcał ją do tego.
Otworzyła oczy i spojrzała za siebie. Paul
opierał się o ścianę z dłońmi w kieszeniach– nie wiedział, czy może już do niej
podejść. Jaye przytulała się do Samuela, który delikatnie głaskał ją po
plecach, próbując powstrzymać łzy. Alec mocno przytulał do siebie płaczącą
Nathalie, która zanosiła się łzami. Camille spojrzała w oczy blondyna, który
patrzył na nią z nieukrywaną nienawiścią. Wtulił się w włosy dziewczyny i
pocałował ją w czubek głowy. Dokładnie pamiętała ten moment, kiedy stała przy
ścianie, a Paul pewny, że blondyn nie wystrzeli podszedł do niego. W kolejnej
chwili czuła tylko urywający ból, który rozdzierał jej całe ciało. Czuła krew,
która powoli toczyła się do rany, czuła dłoń Nathalie i słyszała jej głośny
śmiech. Miała ochotę ją zamordować, ale nie mogła się ruszyć. Była przygwożdżona
do ziemi i nie bardzo jej to pasowało. Pamiętała, kiedy była Upadłym Aniołem –
nie czuła bólu, ani nie ruszał jej śmiech innych. Była obojętna na wszystko,
nawet na ludzi, których kochała. Mogła robić co chce i nikt nie mógł jej
zwrócić uwagi, nikt nie chciał tego robić. Bali się jej, a Camille się to podobało.
- Co się
stało? – Nathalie spojrzała się na nią wzrokiem pełnym nienawiści i podeszła do
niej z zaciśniętymi dłońmi. Twarz Nathalie znajdowała się kilka centymetrów od
twarzy Camille, kiedy syknęła:
- Masz moją cholerną nieśmiertelność, powiesz
mi może, co sknociłaś?! – Camille spojrzała się zdziwiona na całe towarzystwo, szukając
pomocy lub oparcia, ale najwyraźniej wszyscy pragnęli odpowiedzi. Cam spojrzała
w oczy czarnowłosej i syknęła:
- Nikt ci
nie kazał do mnie strzelać. Nikt ci do cholery nie kazał nawet mnie ratować! –
Nathalie uderzyła ją z otwartej dłoni w twarz , na co Camille zacharczała cicho
i rzuciła się w stronę dziewczyny, łapiąc ją za długie, czarne włosy. Ściągnęła
ją do parteru i kopnęła w brzuch. Nathalie zapomniała, że straciła swoją siłę
wraz z nieśmiertelnością. Nie miała szans w starciu z Camille, która zdobyła
jej życie i trochę siły.
- Dajcie
spokój! – Krzyknął Alec i odepchnął Camille od swojej przyjaciółki. Jednak
blondynka nie postanowiła tego zakończyć na takim etapie. Rzuciła się w stronę
czarnowłosej i uderzyła ją w twarz. Alec spojrzał zszokowany na blondynkę i
położył Nathalie na sofie, podchodząc do Camille. Chwycił ją za szyję i
podniósł praktycznie pod sam sufit.
- Daj.
Spokój. – Syknął w jej stronę i puścił ją na ziemię. Dziewczyna zgrabnie wylądowała
na ziemi i ułożyła się w pozycji bojowej. Paul podszedł do niej powoli i
szepnął cicho:
- Znowu to
samo. Cholera jasna, Cam. – Blondynka spojrzała mu się w oczy i wyprostowała
powoli. Przytuliła się do chłopaka i cicho załkała. Jaye siedziała na kanapie z
Samuelem i w ciszy przyglądała się całej sytuacji, która zdecydowanie ją przerastała.
Nie potrafiła, choć może bardziej nie chciała żyć z świadomością, że wszystko
co kocha i jest dla niej ważne powoli odchodzi. Bała się, że teraz, kiedy
Nathalie rzekomo straciła swoją nieśmiertelność będzie chciała odejść, a razem
z nią ruszy cała sfora Upadłych, bo oni nie mogą poruszać się w pojedynkę.
- Myślisz,
że twoja babcia potrafi coś z tym zrobić? – Szepnęła Nathalie, wpatrując się w
zapłakane oczy Jaye, która ślepo wpatrywała się w podłogę. Nie chciała
wiedzieć, czy jej babcia mogła coś z tym zrobić po dzisiejszej rozmowie. Nie
była nawet pewna, czy jej babcia zrobiłaby to dla niej. Przecież była tylko
zwykłą kłodą rzucaną jej pod nogi, za każdym razem, gdy chce coś zrobić.
- Nie chcę
wiedzieć. – Nathalie spojrzała się zszokowana na blondynkę, siedzącą wtuloną w
ramię Samuela, który jakby zamknął się w swoim świecie i na nic nie zwracał
uwagi. Nathalie podeszła do drobnej blondynki i chwyciła ją za bluzkę, podnosząc
z kanapy. Przybliżyła się do niej i syknęła:
- Dowiesz
się, bo w innym razie porozmawiamy inaczej.
- Przykro
mi, Nathalie, ale możesz mi naskoczyć. Teraz jestem tak samo silna jak ty.
Nathalie
prychnęła cicho i rzuciła Jaye na kanapę, wychodząc z pokoju. Głośno trzasnęła
drzwiami i tyle ją wszyscy widzieli. Nikt nie zwrócił nawet na to uwagi.
Wiedzieli zapewne, że ona i tak nie będzie chciała z nimi rozmawiać. Nathalie
już taka była. Kiedy coś nie szło po jej myśli, po prostu odchodziła i
zaszywała się samotnie w jakimś ustronnym miejscu, gdzie nikt nie potrafił jej
znaleźć. Tak pewnie było i tym razem.
Jaye spojrzała się na wszystkich w
pokoju – Samuel wpatrywał się w okno, Camille stała przytulona do Paula, który
mierzył wzrokiem Aleca, który stał przy ścianie z rękoma w kieszeniach. Miał
niepokojąco niebezpieczny wzrok, którym wpatrywał się w Jaye. Pewnie nie
spodziewał się po niej, że potrafi zawalczyć o swoje i wyrazić zdanie odmienne
niż Nathalie. Pamiętał, kiedy czarnowłosa miała kompletną władzę nad
wszystkimi. Potrafiła wypalić ci wnętrzności jednym ruchem, a teraz? Teraz
uciekła przed problemami. Nigdy się tak nie zachowywała, przynajmniej nie
okazywała swoich uczuć publicznie. Co prawda, często jej się coś nie podobało i
mówiła o tym głośno, bardzo głośno, ale nigdy nie wychodziła z pokoju, trzaskając
drzwiami. Najpierw wszystkich naokoło wyzywała od bandy idiotów, którymi
zazwyczaj byli. Nie warto sprzeciwiać się Nathalie. Nawet jako zwykła
śmiertelniczka miała rozleglejszą wiedzę na temat magii i bitew. To ona zawsze
dowodziła i wcale się nie zdziwił, kiedy została głównym obiektem westchnień
Erica. W końcu on pragnął kogoś, kto będzie taki sam jak on. Co prawda,
Nathalie nie dosięgała do pięt Juliette, ale mogła zostać drugą ścieżką.
Wyjściem awaryjnym, kiedy ludzie potrzebowali pomocy. Zgadzała się na to, ale
do czasu…
- Co robisz? – Spytał blondyn i trzasnął
szufladą. Nie spodziewał się jej w pokoju, nie spodziewał się nikogo, a co
dopiero JEJ. Założył biały podkoszulek na siebie i spojrzał na łóżku, na którym
wygodnie leżała sobie ONA. Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco i założyła dłonie
za głowę.
- Jak widzisz, leżę. – Powiedziała
czarnowłosa i rozejrzała się po pokoju, w którym panował sterylny porządek.
Alec taki był w jej oczach – czysty, nienaruszony.
Blondyn spojrzał się na dziewczynę i usiadł obok niej na złotej
pościeli.
- Odeszłaś od niego? – Spytał cicho i
spojrzał za okno. Słońce zachodziło za horyzontem i widać już było tylko
pomarańczowe półkole. Mieszkali w Cannes niecały dwa tygodnie, a chłopak już
zdążył się zakochać w tutejszym zachodzie Słońca.
- Kazał mi cię zabić. Zrobiłam to, a teraz
oczekuje, że będę to robiła za każdym razem. Nie mogę tak dłużej, rozumiesz o
co chodzi, prawda?- Alec spojrzał się na dziewczynę zszokowany i wstał z łóżka.
- Jak to: „zabiłaś mnie”?- Syknął w jej
stronę i podszedł do drzwi, szeroko je otwierając. Nathalie zaśmiała się kpiąco
i podeszła do niego, stając z nim twarzą w twarz.
- Prawda jest taka, że teraz chciałbyś mnie
pocałować, jeżeli tylko byś mógł. – Alec
prychnął i wypchał dziewczynę za drzwi. Przez kilka miesięcy był oszukiwany,
zakochał się w dziewczynie, która go z zimną krwią zabiła i na dodatek musi z
nią mieszkać pod jednym dachem przez najbliższą wieczność.
- Camille?
Jak się czujesz? – Szepnęła Jaye w stronę drobnej postury blondynki, która
stała do niej tyłem. Wpatrywała się w zachodzące już Słońce i nawet nie
wzdrygnęła się, kiedy usłyszała zmieszany głos swojej przyjaciółki. Zachowywała
się jak robot, którego wyłączono, bo zwariował. Nie odzywała się do nikogo
przez resztę dnia i za każdym razem, gdy ktoś próbował jej pomóc, zbywała go
wzrokiem albo po prostu nie współpracowała. Alec jako z najmłodszych Upadłych w
ich towarzystwie chciał jej pomóc, ale ona nie uważała się za jednego z nich,
więc po prostu na niego nakrzyczała i wywaliła za drzwi.
Odwróciła się szybko w stronę dziewczyny
i przygwoździła ją do ściany, sycząc w jej stronę:
- Twój
chłopaczek mnie zamordował, ale wiesz co? Nie mogę iść na policję, wiesz
dlaczego? – Jaye przełknęła głośno ślinę i pokiwała twierdząco głową. – Nikt
nie może iść na policję, bo ja do cholery, żyję!! – Jaye upadła na ziemię, gdy
dziewczyna ściągnęła rękę z jej szyi. Pomasowała się delikatnie, czując jak
tętno jej przyspiesza i zaczyna się lekko dusić. Odkaszlnęła głośno, a co
Camille odwróciła się i spojrzała w jej zielone oczy.
-
Przepraszam, Jaye. Nie chciałam. – Przytuliła się do niej, ale blondynka
odskoczyła od dziewczyny i stanęła przy drzwiach.
- Nie masz
prawa mnie o to obwiniać. – Camille odwróciła się do niej plecami i po chwili
usłyszała głośny trzask. Zachłysnęła się łzami i usiadła na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Nigdy
nie czuła się tak podle, oprócz dnia, w którym wrzucono ją pod autobus.
Pamiętała ten dzień, jakby to stało się wczoraj. Widziała przystojnego chłopaka
i delikatnie się do niego uśmiechnęła, w kolejnej minucie leżała pod autobusem.
Co prawda od razu zauważyła czarnowłosą z pokoju, która przywróciła ją do
świata żywych… Wolała umrzeć niż żyć jak Upadły Anioł, ale nie miała wyboru.
Dopiero Paul, kiedy wstąpił w progi Łowców zdobył informację potrzebne do
odwołania czaru. Musiała polać się krew. Camille nie mogła wytrzymać presji,
którą na nią naciskali, więc gdy tylko Paul zamordował swoją matkę, uciekła.
Wyprowadziła się od najbliższych, nie pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła
zwiedzać świat. W Hiszpanii obiło jej się coś o uszy, że znaleźli dziewczynę z
darem przewidywania przyszłości w Francji. Wiedziała, że babcia Jaye jest najwyższym
magiem, więc podejrzewała, że dar posiada albo matka Jaye albo ona sama. Kiedy
usłyszała opis dobrze wiedziała, że chodzi o jej przyjaciółkę. Spakowała się i
ruszyła w małe odwiedziny. Zatrzymała się u Paula, ale tym razem napotkała
także inne towarzystwo. Okazało się, że od jej ucieczki Nathalie wpadła w wir i
zabijała wszystkich, którzy natknęli jej się na drogę. Poznała Emily – kobietę
w czerwieni, która pomogła jej wyzbyć się negatywnych emocji.
Kazali jej przypadkiem natknąć się na
Jaye i rozpocząć rozmowę, zdobyć jej zaufanie..
- Co z nią?
– Spytał Alec i upił łyk herbaty z filiżanki. Jaye zmroziła go wzrokiem i spojrzała
na Nathalie, która nie odzywała się ani słowem odkąd wyszli z sypialni.
- Jesteś z
siebie zadowolona? – Syknęła w stronę czarnowłosej. Dziewczyna spojrzała się na
nią ślepo i po chwili odwróciła wzrok. Jej oczy były bladoniebieskie i
opuchnięte, ale Jaye widziała w nich tyle bólu, że przez chwilę zrobiło jej się
szkoda dziewczyny. Otrząsnęła się po chwili i podeszła do niej. Podniosła jej
głowę do góry, tak, żeby móc jej spojrzeć prosto w oczy i syknęła:
- Pytam się,
czy jesteś do cholery, zadowolona?! – Nathalie wstała z krzesła i popchnęła
dziewczynę, tak mocno, że ta upadła na stolik obok. Czarnowłosa spojrzała się
na swoje dłonie i zaśmiała się cicho. Wyciągnęła telefon z kieszeni i
przyjrzała się swojej twarzy. Wory pod oczami zaczęły znikać, a jej oczy stały
się ciemnoniebieskie. Jaye rzuciła się na dziewczynę, w momencie, gdy ta
przeglądała się w lusterku i krzyknęła:
- Jesteś
najpodlejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam!
- Miło mi to
słyszeć. – Syknęła Nathalie i jednym
ruchem zrzuciła ją z siebie. Zaśmiała się głośno i szepnęła:
- Nathalie
Wredna Suka Level Up. Co wy na to? – Alec spojrzał się dziwnie w czarne oczy
dziewczyny i przewrócił oczami. Nie wiedział co się dzieje i nie był do końca
pewny, czy chce wiedzieć.
- Zgodziła się? – Spytał blondyn i usiadł
obok staruszki na kanapie.
- A jak myślisz?
- Nie.
- Jaki z ciebie inteligentny człowiek,
Nicholasie. Byłoby szkoda, gdybyś zmarnował swój dar tutaj. – Syknęła i wstała
z kanapy, stając z nim twarzą w twarz. Położyła mu dłonie na skroniach i mocno
pociągnęła w lewo, skręcając mu kark.
środa, 13 lutego 2013
Dwadzieścia dwa.
Przewróciła się
na drugą stronę łóżka, kiedy zabrzęczał jej telefon. Rozejrzała się po pokoju –
na sofie leżała Camille, której najwyraźniej całkiem dobrze się spało na kolanach
Paula, który był ułożony w całkiem niewygodnej pozycji siedzącej. Trzymał dłoń
Camille w swojej i głęboko oddychał. Kiedy Jaye pierwszy raz go zobaczyła
pomyślała, że jest piękny. Nie przystojny, to za małe określenie. Jego zielone
oczy hipnotyzowały, a umięśnione ciało pobudzało zmysły. Otrząsnęła się z tych
myśli i spojrzała na ekran swojego telefonu.
- Co ta
kobieta znowu chce. – Westchnęła Jaye i otworzyła wiadomość, w której znajdował
się adres i godzina. Blondynka spojrzała na zegarek, godzina spotkania wybije
za dwie i pół godziny. Jaye miała zamiar się tam zjawić, ale na pewno nie sama.
Pójdzie z Camille i Paulem, o ile oni się zgodzą. Zablokowała telefon i wyciągając z torby
niebieską marynarkę, pomarańczową bluzkę na ramiączkach i dżinsowe spodnie
ruszyła w stronę łazienki, żeby wziąć orzeźwiający prysznic.
Ściągnęła z siebie ubranie i weszła pod
prysznic, trzepiąc się z zimna. Jak na lato wszędzie było strasznie zimno, co
dziwiło po części blondynkę, która była przyzwyczajona do ciepłych lat i morza.
Tęskniła za czasami, kiedy mogła sobie spokojnie wyjść na plażę i posiedzieć na
molu, wpatrując się w zachód lub wschód słońca, które w Cannes były wyjątkowo
piękne. Pragnęła znowu choć na jeden dzień poczuć się wolna, bez żadnych
ograniczeń i bez strachu w oczach, że znajdzie kolejną zawieszkę. Zawieszkę,
która zrujnuje życie komuś jeszcze. Według jej obliczeń zawieszkę znajdowała co
miesiąc, piętnaście dni po przypięciu breloczka ginął ktoś z jej rodziny. Jaye
wykonała kilka rachunków na zaparowanej kafelce w łazience i westchnęła głośno,
kiedy ujrzała cyfrę sześć. Czyli wychodziło na to, ze kolejną zawieszkę
znajdzie za niecały tydzień. Westchnęła głośno i zmazała jednym ruchem cyfrę z
granatowej kafelki. Obmyła ciało różanym płynem do ciała i wyszła spod
prysznica. Przejechała dłonią po zaparowanym lustrze i przyjrzała się uważnie
swojej twarzy. Ciemne wory pod oczami zniknęły, a spierzchnięte usta to nie był
jej już największym problem. Po jej czole spływały małe kropelki potu, połączone
z wodą, spływające z jej włosów. Przejechała dłonią po krótkich, poszarpanych
blond pasmach i westchnęła głośno. Faktycznie wyglądała tragicznie w tej fryzurze,
ale już nic z tym nie zrobi. Zastanawiało ją tylko to, dlaczego Paul nie chciał
powiedzieć, że wie o co chodzi z jej bransoletką. Widziała wyraz jego twarzy,
kiedy pokazała mu łańcuszek. Ukrywał coś, ale Jaye nie chciała zagłębiać się w
jego prywatne sprawy. Sama nie lubiła, kiedy ktoś pytał się o jej prywatne sprawy,
więc nie chciała robić tego samego innym. Jeśli chciałby powiedzieć coś na ten
temat to by to zrobił.
- Utopiłaś
się w sedesie, czy co? – Spytała Camille za drzwi, szarpiąc za klamkę. Jaye
zaśmiała się cicho i przekręciła zamek. Drzwi się uchyliły, a Jaye ujrzała
Camille siedzącą na ziemi pocierającą swoją kość ogonową.
- Mogłaś
chociaż uprzedzić, że otworzysz te cholerne drzwi. – Jaye wybuchła śmiechem i
założyła na siebie przygotowane wcześniej ciuchy.
- Myślisz,
że moja babcia coś kombinuje? – Spytała Jaye i zapięła zamek w spodniach,
podskakując lekko. Podeszła do lustra i przejechała dłonią po zaparowanym
miejscu i uśmiechnęła się lekko. Przejechała jeszcze raz dłonią po swoich
włosach i skierowała się w stronę wyjścia.
- Tęskniłam
za tobą. – Szepnęła Camille w stronę swojej przyjaciółki, a w jej oczach
pojawiły się łzy. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Po wyjeździe Cam Jaye próbowała
zapomnieć, pragnęła jedynie pogodzić się z tym, że strąciła swoje jedyne
oparcie. Kogoś na kogo zawsze mogła liczyć. Mogła zadzwonić do niej w środku
nocy, a Camille w samej pidżamie zjawiłaby się w jej mieszkaniu. Na tym polegała
ich przyjaźń. Kochały się wzajemnie mimo, że znały wszystkie swoje sekrety i
wady. Tolerowały je, bo właśnie na tym według niech polega przyjaźń. Na tolerancji
tego, co nam się nie podoba.
- Ja za tobą
też. – Jaye przytuliła się do Camille i uśmiechnęła się. Nareszcie wszystko zaczęło
się poprawiać.
~*~
Alec wpatrywał się w okno i myślał o tym,
co powie Jaye kiedy zjawi się w jej domu, zupełnie niespodziewanie. Czuł, że w
głębi duszy Jaye pragnie być odnaleziona. Ona nie lubi przebywać sama –
potrzebuje towarzystwa. A jej towarzystwem miał na wieczność zostać blondyn.
- Serio,
Alec? – Syknęła Nathalie w jego stronę i głośno ziewnęła. – Jest ósma rano. –
Alec wzruszył lekko ramionami i obejrzał się za siebie. Nathalie stała w
przejściu w samej koszulce i bokserkach. Za nią stanął Samuel, który
prawdopodobnie był na nogach już o świcie.
-
Przyniosłem wam kawę. – Powiedział miło chłopak i położył dwa kubki na szklanym
stoliku. Nathalie spojrzała się na niego krzywo, a następnie wzrokiem wróciła
do mierzenia zwartości torby Aleca, który była praktycznie pusta. – Czemu nie
pijecie? – Spytał cicho i usiadł na skórzanym fotelu w rogu pokoju, wpatrując
się ślepo w parę przyjaciół.
- Oczekujesz
od nas, że rzucimy się na stolik jak nastolatki na Biebera? Nie, nie zrobimy
tego. – Zanim dziewczyna skończyła mówić, Alec stał przy stoliku i powoli
sączył kawę z zielonego kubka. Samuel cicho się zaśmiał i wskazał głową na
blondyna, który opierał się o ścianę i pił mocną kawę. Nathalie prychnęła i
powiedziała:
- No,
przynajmniej ja tego nie zrobię. – Samuel uśmiechnął się szeroko i spojrzał za
okno. Wpatrywał się dłuższą chwilę w jeziorko i ponownie spojrzał na Nathalie.
Gdy tylko jej wzrok złączył się z jego, odwróciła się i wyszła z pokoju Aleca,
kierując się w stronę swojej sypialni. Alec nie zwrócił nawet uwagi, gdy Samuel
przeszedł obok niego, ruszając za Nathalie. Przekręcił lekko klamkę i spojrzał
na czarnowłosą, która siedziała na łóżku z twarzą w dłoniach. Samuel podszedł
do niej powoli i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. Nathalie lekko podskoczyła
na łóżku i spojrzała na chłopaka, który subtelnie się do niej uśmiechał.
Dziewczyna nie potrzebowała jego współczucia. Tęskniła tylko za dawną sobą.
Wolała siebie w wrednej wersji, kiedy nie przejmowała się niczyimi uczuciami
oprócz swoich. Była egoistką, ale dumną z siebie. Potrafiła przepraszać, wybaczać, choć nie robiła tego
często, nie robiła tego praktycznie nigdy. Nie lubiła tego robić, a okazywanie
uczuć było dla niej oznaką słabości.
Teraz… teraz często płakała, użalała się nad losem innych i najchętniej uratowałaby jakiegoś małego człowieczka z pożaru. Miała potrzebę pomagania i właśnie to ją przerażało. Kiedy Samuel przyniósł im kawę, coś jakby w niej pękło. Obudziła się dawna Nathalie, którą tak bardzo kochała. Tęskniła za nią, ale czuła, ze wszyscy inni woleli ją w milszej wersji. Nawet ona sama zaczynała siebie taka lubić, chociaż nadal uważała, że łzy to oznaka słabości. Niby wszyscy choć raz w życiu płakali, ale nie ona. Była twarda, dopóki w jej życiu nie pojawił się Alec i Jaye. Potrafiła ranić wszystkich dookoła i nie miała wyrzutów sumienia, kiedy ściągała kolejną osobę na złą drogę, a teraz? Teraz bała się otworzyć drzwi… Bała się śmierci, która mogłaby czekać na nią za każdym rogiem. Tyle lat udało jej się przeżyć bez spotkania ani jednego Łowcy. Dopóki nie robiła nic złego albo robiła to w ukryciu, nie mieli prawa jej nic zrobić, ale teraz, kiedy mają dowody na to, że podróżowała z nimi zwykła śmiertelniczka, a jeden z Upadłych Aniołów został zmuszony do śmierci… Mają pełne prawo zrobić jej krzywdę. Zadać ból, jakiego nigdy sobie nie potrafiła wyobrazić. Co prawda w jej głowie wiele razy pojawiał się obraz jej samej na wielkim kole do tortur. Słyszała od Erica, że to straszny ból. On sam znalazł się tam raz, ale udało mu się uciec, jako jedynemu Upadłemu w ciągu całego życia Nadludzi. Reszta ginęła podczas tortur albo popełniali samobójstwo w celach. Wampiry wychodziły na promienie słoneczne, wilkołaki wbijały sobie srebrne sztylety w pierś, które jakimś cudem ktoś im przemycił, a elfy podcinały sobie żyły swoimi długimi paznokciami. Każdy miał swój sposób na przerwanie cierpienia… Nathalie nie miała zamiaru go nawet przeżywać, jednak, żeby to zrobić musiała wybić Cassandrę, co zdoła odwrócić uwagę reszty Łowców od walki, w tym czasie ona będzie mogła powoli każdego wykończyć, aż w końcu będzie wolna.
Teraz… teraz często płakała, użalała się nad losem innych i najchętniej uratowałaby jakiegoś małego człowieczka z pożaru. Miała potrzebę pomagania i właśnie to ją przerażało. Kiedy Samuel przyniósł im kawę, coś jakby w niej pękło. Obudziła się dawna Nathalie, którą tak bardzo kochała. Tęskniła za nią, ale czuła, ze wszyscy inni woleli ją w milszej wersji. Nawet ona sama zaczynała siebie taka lubić, chociaż nadal uważała, że łzy to oznaka słabości. Niby wszyscy choć raz w życiu płakali, ale nie ona. Była twarda, dopóki w jej życiu nie pojawił się Alec i Jaye. Potrafiła ranić wszystkich dookoła i nie miała wyrzutów sumienia, kiedy ściągała kolejną osobę na złą drogę, a teraz? Teraz bała się otworzyć drzwi… Bała się śmierci, która mogłaby czekać na nią za każdym rogiem. Tyle lat udało jej się przeżyć bez spotkania ani jednego Łowcy. Dopóki nie robiła nic złego albo robiła to w ukryciu, nie mieli prawa jej nic zrobić, ale teraz, kiedy mają dowody na to, że podróżowała z nimi zwykła śmiertelniczka, a jeden z Upadłych Aniołów został zmuszony do śmierci… Mają pełne prawo zrobić jej krzywdę. Zadać ból, jakiego nigdy sobie nie potrafiła wyobrazić. Co prawda w jej głowie wiele razy pojawiał się obraz jej samej na wielkim kole do tortur. Słyszała od Erica, że to straszny ból. On sam znalazł się tam raz, ale udało mu się uciec, jako jedynemu Upadłemu w ciągu całego życia Nadludzi. Reszta ginęła podczas tortur albo popełniali samobójstwo w celach. Wampiry wychodziły na promienie słoneczne, wilkołaki wbijały sobie srebrne sztylety w pierś, które jakimś cudem ktoś im przemycił, a elfy podcinały sobie żyły swoimi długimi paznokciami. Każdy miał swój sposób na przerwanie cierpienia… Nathalie nie miała zamiaru go nawet przeżywać, jednak, żeby to zrobić musiała wybić Cassandrę, co zdoła odwrócić uwagę reszty Łowców od walki, w tym czasie ona będzie mogła powoli każdego wykończyć, aż w końcu będzie wolna.
~*~
Camille
siedziała w restauracji i powoli popijała zieloną herbatę. Jaye nie pozwoliła
jej ze sobą iść, co uniemożliwiało jej dokładnie poznanie planów Łowców. Miała
tylko nadzieję, że Jaye będzie na tyle ufna, po sytuacji w łazience, gdy
musiała jej skrupulatnie wyznawać tęsknotę, że powie jej wszystko, o czym
rozmawiała ze swoją babcią. Z drugiej strony ta, mogła wymagać od niej reguły
tajemnicy, która nie pozwalała wynieść tajemnicy poza obręb pomieszczenia, w
którym została przekazana tajemnica. Gdy ktoś łamał tę regułę, czekała go
śmierć w męczarniach lub lochy Łowców, które nie były zbyt przyjemnym miejscem.
Całymi dniami siedziałeś bez jedzenia na zimnej podłodze, a wieczorem
dostawałeś tylko jakąś mętną zupę z marchewkami i kawałek chleba. Spałeś na
podłodze, chyba, że udało ci się wybłagać cienki kocyk. W zimie wręcz
przymarzałeś do ziemi, gdy Łowca „zapomniał” zamknąć ci okno. Camille nigdy nie
chciała tam trafić i nawet teraz, gdy tylko o tym myśli przechodzą ją ciarki.
Dlatego musiała właśnie poznać plan działania. Bez niego na pewno umrze.
Chciała zniszczyć wszystkich Łowców, lecz
najbardziej chciała się pozbyć ich przywódczyni – Cassandry. To ona była najgorsza
i najpotężniejsza, dlatego właśnie Camille chce mieć po swojej stronie Jaye.
Paul stwierdził, że dziewczyna ma dar przewidywania przyszłości albo potrafi
poznać twoją przeszłość przez dotyk. Dla Camille byłoby dobrze, gdyby
dziewczyna posiadała oba dary. Nie była jednak pewna nawet jednego.
Wzdrygnęła
się lekko, gdy Paul dotknął jej ramienia, spojrzała na zegarek – nie spodziewała
się go tak wcześnie na dole.
- I jak
poszło? – Spytał i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Myślę, że
wszystko mi powie, ale to zależy od jej babci. – Samuel pokiwał głową na znak
zrozumienia i złożył ręce na stole. Rozglądał się chwilę po restauracji, w
której siedziała jeszcze tylko para młodych ludzi, którzy im się przyglądali.
Wysoki blondyn i niska czarnowłosa dziewczyna, która coś mówiła do swojego
przyjaciela.
- Nie
odwracaj się szybko, ale przyjrzyj się tamtej dwójce, która siedzi cztery
stoliki od nas. – Szepnął do Camille Paul i dziewczyna subtelnie rozejrzała się
po pomieszczeniu, udając, że szuka kelnera.
- Kto to
jest? – Spytała w międzyczasie. Paul wzruszył ramionami i wskazał głową na
wyjście. Camille pokiwała głową i upiła ostatni łyk z filiżanki. Wyszli z
pomieszczenia i stanęli przy wyjściu, czekając aż pozostała dwójka wyjdzie.
Byli pewni, że zostali śledzeni, nie wiedzieli tylko dlaczego.
Camille stanęła po jednej stronie
wyjścia, a Paul po drugiej. Nagle usłyszeli szuranie krzeseł i kroki, kierujące
się w ich stronę. Para była przygotowana do ataku, ale nie zdążyli nic zrobić,
gdyż zostali nagle przygwożdżeni do ściany. Czarnowłosa trzymała za szyję
dziewczynę i podniosła ją do góry, tak samo jak blondyn Paula.
- Kim
jesteście? – Wycharczała blondynka w stronę dziewczyny i zakrztusiła się śliną.
- Miło, że
pytasz, ale nieładnie jest się odzywać bez pytania. – Czarnowłosa puściła dziewczynę, która
upadła na ziemię i zaczęła się dusić.
- Co
robisz?! – Krzyknął jej towarzysz i mocniej przycisnął Paula do ściany.
- Młoda się
dusiła, a ja potrzebuję odpowiedzi od żywej osóbki, prawda blond? - Kopnęła ją
w plecy, na co Paul zaczął się wierzgać.
-
Denerwujesz mi chłopaczka, Nathalie. – Syknął chłopak i uderzył pięścią w
brzuch chłopaka. Nagle podszedł do nich konsjerż i przestraszony spytał
czarnowłosej, co się stało. Dziewczyna podeszła do niego i przejechała
paznokciem po jego klatce piersiowej, cicho odpowiadając:
- Kompletnie
nic. Po prostu rozmawiamy sobie z przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się szeroko i
mężczyzna odszedł.
- Co to było,
do cholery? – Spytała Camille i usiadła przy ścianie, wciąż nie potrafiąc się
szybko ruszać.
-
Rozmawiałyśmy już o mówieniu bez pytania. – Camille spojrzała się na Nathalie
zdziwiona i skrzyżowała ręce na piersi.
- Patrz jaka
grzeczna, Alec. – Blondynka prychnęła cicho i odwróciła głowę w stronę Paula,
który był cały czerwony ze złości.
- Hej, hej!
– Syknęła w jego stronę Nathalie i podeszła do Aleca – Bo dostaniesz nam tu za
chwilę wylewu, a tego nie chcemy, prawda blondyneczko?
- Po co tu
przyszliście? – Wycharczał Paul i kopnął Aleca w brzuch, przez co blondyn
zatoczył się do tyłu i mógł się już swobodnie ruszać. Nathalie złożyła
automatycznie dłonie w pięść, gotowa do walki, ale chłopak po prostu stanął i
założył dłonie na piersi. Nathalie nieco się zdziwiła, kiedy poczuła mocne
uderzenie w tył głowy. Upadła na ziemię, a kiedy otworzyła oczy zobaczyła
blondynką, która przyciskała stopę do jej krtani. Rozejrzała się dookoła i
zobaczyła, że Alec także został przygwożdżony do podłogi.
- Punkt dla
ciebie. – Syknęła Nathalie i przewróciła się na drugi bok, wydostając się spod
ucisku dziewczyny. Kopnęła ją energicznie w brzuch, podnosząc się z ziemi. Alec
skorzystał z okazji, że Paul zluzował uścisk i wydostał się spod ciała
chłopaka, wykonując półobrót i powalając go na ziemię.
- No
popatrz, a teraz punkt dla mnie. – Szepnęła czarnowłosa nad uchem dziewczyny,
krępując jej nogi łatwym zaklęciem. Camille rzucała się po ziemi jak rybka
wyciągnięta z wody, ale kiedy zrozumiała, że nie ma szans po prostu zastygła i
odwróciła głowę w stronę wejścia. Nathalie podeszła do Paula i zrobiła to samo,
co dziewczynie. Teraz mieli przewagę, a Cam i Paul nie mieli jak się bronić.
Nathalie zaśmiała się cicho pod nosem i syknęła;
-
Nieciekawie jest przegrywać, co? – Alec zaśmiał się cicho i kopnął Paula w
plecy, pytając:
- Który
pokój?
- Nie powiem
ci. – Syknął brunet i odwrócił głowę w przeciwną stronę. Alec prychnął i kopnął
chłopaka w kręgosłup, na co ten głośno krzyknął, nie spodziewając się ataku ze
strony blondyna.
- 209! –
Krzyknęła blondynka ze łzami w oczach. Paul spojrzał się na nią groźnie.
- Idziemy? –
Spytał Alec Nathalie, ale dziewczyna nie wydawała się zbyt pewna, że blondynka
podała im prawidłowy numer pokoju.
- Nie jestem
pewna, czy chcę wierzyć rozhisteryzowanej dziewczynie, zakochanej w chłopaku,
który jej nie chce. – Alec zaśmiał się głośno i wyjął kartę, otwierającą pokój
z tylnej kieszeni spodni chłopaka. Camille załkała głośno, na co Paul syknął:
- Zamknij
się już.
- Jak
zobaczę tam nagiego staruszka, który tańczy pogo, to obiecuję, zabiję tą blondynkę
z dołu. – Alec zaśmiał się głośno, ale po chwili wykrzywił się i powiedział:
- Uwierz mi,
że ja też, bo właśnie sobie to wyobraziłem. – Blondyn przyłożył kartę do
czytnika i przekręcił klamkę, wchodząc do środka. Na pierwszy rzut oka, nie
było widać niczego podejrzanego, ale Alec kazał zostać Nathalie przed drzwiami.
Wszedł powoli, rozglądając się dookoła, dopóki Nathalie po prostu go nie
wyminęła, zaczynając otwierać drzwi do łazienki i szafek.
- Serio
myślałeś, że dam ci zrobić wszystkie fajne rzeczy w tym pokoju? – Dziewczyna
prychnęła pod nosem – Pusto.
Alec podszedł do walizki i delikatnie
zaczął rozsuwać zamek.
- Och!
Zachowujesz się jak baba. Po prostu rozsuń ten cholerny zamek i zobacz co jest
w środku. – Alec spojrzał się na dziewczynę spod byka i otworzył szeroko
walizkę. Spojrzał na Nathalie, która jak na zawołanie podeszła do chłopaka.
- Zostaw to!
– Usłyszeli głos chłopaka z holu i zastygli w bezruchu. – Cofnijcie się z
uniesionymi rękoma. – Nathalie prychnęła cicho i nadzwyczajnie szybko znalazła
się przy chłopaku, kopiąc go w nadgarstek. Broń wyleciała z jego dłoni i
znalazła się koło łóżka. Camille i Alec w tej samej chwili rzucili się w jej
stronę, ale blondyn był bliżej i już po sekundzie celował nią w blond
dziewczynę, która stała przy ścianie.
-
Zachowujesz się jak wampir, ale nim nie jesteś. – Syknął Paul w stronę
Nathalie, na co dziewczyna cicho się zaśmiała i spytała;
- Widzisz tę
opaleniznę? – Spojrzała na Aleca – Słyszałeś to? Koleś myślał, że jestem
wampirem. – Alec zaśmiał się głośno, nie odrywając palca od spustu.
Paul próbował się wyrwać spod ucisku
Nathalie, ale zanim dziewczyna zdążyła coś zrobić, Alec syknął:
- Jeden
ruch, a dziewczyna zginie. – Paul przystanął na moment, ale po chwili ruszył
biegiem w stronę blondyna. Nim zdążył mu coś zrobić, Alec nacisnął spust i kula
zatrzymała się w ramieniu blondynki, która zwijała się z bólu na podłodze. Nathalie
westchnęła głośno i powiedziała:
- Nienawidzę
cię. Ty będziesz sobie walczył, a ja mam zbierać biedną, postrzeloną
blondyneczkę z ziemi. – Alec zaśmiał się głośno i przewrócił jednym ruchem
Paula na ziemię. Chłopak zawarczał z bólu i rzucił się na Aleca, który zaśmiał
się i syknął mu na ucho:
- Nie będę
się z tobą bawił w dobrego i złego. Dobrze wiesz, że jesteśmy Aniołami i
dlatego chcesz się nas pozbyć. – Paul zastygł w jednym ruchu i nie potrafił
powiedzieć ani słowa. Nie spodziewał się, że będzie walczył z Aniołami. Myślał,
że ma do czynienia z parą wampirów. Wszystko się zgadzało, ale dopiero teraz
uświadomił sobie, że za oknem świeci Słońce, więc praktycznie było to
niemożliwe.
- Zamienimy
się? - Szepnął Alec do Nathalie ze
śmiechem. Paul wstał z chłopaka i usiadł na łóżku.
- Blond
umiera, może byś tu z łaski swojej ruszył swoje zacne, cztery litery i pomógł
mi. – W momencie, gdy Alec podszedł do dziewczyn Camille kaszlnęła krwią i
zamknęła oczy. Nathalie przyłożyła jej dłoń do policzka i wypowiedziała kilka
słów, próbując nie skupiać się na swojej złości. Kiedy to nie pomogło, syknęła
w stronę Aleca:
- Dzwoń do
cholernego Jauqlina. – Alec poklepał się po kieszeniach, ale nie potrafił
znaleźć telefonu. Musiał mu wypaść, kiedy walczyli na holu.
- Daj mi
swój telefon. – Syknął w stronę Paula, który tylko spojrzał tępo na Camille i
wyciągnął powoli telefon z kieszeni spodni.
- Muszę
sobie kupić spodnie z głębszymi kieszeniami. – Powiedział Alec, wybierając
numer do swojego przyjaciela.
- Samuel,
mamy problem. – Szepnął Alec, wstając z podłogi. – Mamy postrzeloną dziewczynę
w pokoju i ona tak jakby nam tu umiera, a wiesz jak bardzo nie chcę znaleźć się
w więzieniu.
-
POSTRZELILIŚCIE DZIEWCZYNĘ?! – Krzyknął do telefonu tak głośno, że Nathalie
zaczęła się śmiać, przestając hamować cieknącą z ramienia blondynki krew.
- Trzymaj tą
łapę tam. – Powiedział ze śmiechem w stronę czarnowłosej Alec i skupił się na
słowach Samuela, który co chwilę przerywał, żeby zbesztać dwójkę przyjaciół za
ich totalną głupotę. Po dwóch minutach Alec oddał telefon Paulowi i podszedł do
Nathalie, mówiąc jej na ucho;
- Samuel
mówi, że jesteśmy największymi idiotami jakich kiedykolwiek poznał i, że masz
użyć jakieś zaklęcie tamujące krew zanim on tu nie przyjedzie. – Nathalie zaśmiała
się głośno i powiedziała:
- Gdybym
tylko znała to zaklęcie! - Alec
uśmiechnął się do niej i spojrzał na przerażonego Paula, który syknął w ich
stronę:
- Jeżeli jej
nie uratujecie to pourywam wam głowy.
- Jego wzrok
mnie przeraża. – Szepnęła Nathalie i zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Paul
wstał z kanapy i przyłożył dłonie do twarzy Aleca w taki sposób, że każdej
chwili mógł mu łatwo skręcić kark.
- Skup się
albo twój koleżka nigdy nie ujrzy światła dziennego. – Nathalie spojrzała na
chłopaka, a Alec wciąż z uśmiechem na ustach, wpatrywał się w Camille.
- Wiesz, że
jeżeli mnie zabijesz to ona nie uzdrowi ci dziewczyny, prawda? Więc weź te łapy
z mojej pięknej twarzy. – Paul odsunął
się na krok od Aleca, na co dwójka przyjaciół zaczęła się śmiać. Nathalie z
uśmiechem na ustach przyłożyła dłonie na skronie dziewczyny i powiedziała:
- Krwistoczerwona ciecz spływa z wolna po
ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska śmiertelniczka. Krwistoczerwona
ciecz spływa wolna po ramieniu, z mojej winy postrzelona, ziemska
śmiertelniczka. Cholera, nie działa. – Syknęła Nathalie i spojrzała na Paula,
który stał z założonymi rękoma i rozglądał się na boki.
- To nie
jest zwykła śmiertelniczka. – Nathalie przyjrzała się dziewczynie i po chwili
powiedziała:
- Znam ją. –
Alec spojrzał się raz na Paula, raz na Nathalie, która z szeroko otwartą buzią
wpatrywała się w prawie nieżywe ciało Camille.
- Jak możesz
ją znać? – Syknął w jej stronę Alec, ale Nathalie jak zahipnotyzowana
wpatrywała się w blond dziewczynę, która pluła krwią.
- Ona była
Upadłym Aniołem. – Szepnął Paul, a Nathalie spojrzała się na niego wściekle.
Podeszła do chłopaka i chwyciła go za szyję, podnosząc do góry.
- Czy ty
jesteś świadomy, co właśnie mi powiedziałeś? – Paul kiwnął twierdząco głową i
lekko kaszlnął. Alec podszedł do Nathalie i położył jej dłoń na ramieniu.
- Puść go. –
Szepnął jej na ucho, na co dziewczyna cofnęła rękę, a Paul upadł na podłogę.
- O co
chodzi? – Spytał Alec i spojrzał na Nathalie, która podeszła do blondynki, żeby
spróbować powtórzyć zaklęcie. Jednak i tym razem nic to nie dało, jedynie
sprawiło ból dziewczynie, która głośno kaszlnęła i wypluła całkiem sporą ilość
krwi.
- Była
Upadłym… Była jednym z nas, Alec. Ale ten dupek, myśląc, że ją ratuje poszedł
do Łowców, a oni odwrócili zaklęcie. Nie powiedzieli ci jakie będą tego
konsekwencje, prawda? – Paul pokiwał przecząco głową i schylił się nad Camille,
całując ją w czoło. Alec usiadł na łóżku i tępo wpatrywał się w całą zaistniałą
sytuacje, nic a nic z niej nie rozumiejąc.
- Byłych
Nadludzi nie da się uzdrowić. Nicea nie zezwala na odwracanie zaklęć. - Syknęła
Nathalie w stronę Paula, który rozpłakał się nad ciałem Camille.
- Co tu się
do cholery dzieje!? – Wszyscy spojrzeli się w stronę drzwi i ujrzeli wściekłą
Jaye, która stała w przejściu z zaciśniętymi pięściami, próbując równomiernie
oddychać. – Camille!? – Spojrzała się na leżące blond ciało przy stoliku i
rzuciła się w jej stronę. Schyliła się nad nią i sprawdziła, czy oddycha. Jej
oddech był płytki i nierównomierny.
- Ratujcie
ją! Na co czekacie?! – Krzyczała Jaye i płakała nad Camille, która wycharczała
ostatkami sił:
- Zabij
swoją babcię. – Przestała oddychać, ale wciąż trzymała dłoń Jaye. Blondynka
zalała się łzami i krzyknęła:
- Nienawidzę
was! Mogliście coś zrobić! – Alec podszedł do niej i chciał ją objąć, ale
dziewczynę odepchnęła go.
- Nie
dotykaj mnie! Wyjdźcie! – Alec wstał i skierował się w stronę wyjścia. Za nim
pomaszerował Paul oraz Nathalie, która otarła pojedynczą łzę z policzka.
- Mogę
spróbować ją tu sprowadzić. – Szepnęła Nathalie i złożyła ręce na piersi, opierając
się o ścianę. – Potrzebuję tylko tej księgi, którą zabraliśmy od wiedźmy.
- Jak niby
chcesz to zrobić?
- A kim ty
do cholery jesteś, żebym ci się tłumaczyła? – Syknęła Nathalie w stronę Paula,
który tępo wpatrywał się w czarnowłosą.
Nathalie miała pewien plan, ale tylko ona
znała konsekwencje zaklęcia. Potrzebowała do tego Samuela, który znał się na
magii lepiej niż ona. Miała dobę, żeby
wykonać czar, inaczej dusza Camille odejdzie na wieki do piekieł. Skoro była
kiedyś Upadłym Aniołem to znaczy również, że chociaż raz musiała kogoś zabić
lub skrzywdzić, więc nie zasługiwała na niebo.
Z resztą nikt na nie nie zasługiwał, czasami Nathalie zastanawiała się,
czy ono w ogóle istnieje. Co prawda, słyszała o nim i czytała, ale nigdy nie
poznała nikogo, kto mógłby jej to udowodnić. Wierzyła w niebo i piekło, bo tak
nauczył ją Eric, ale prawda jest taka, że każdy z nich trafi do piekła i tam
spędzi całą wieczność patrząc na wszystkie swoje ofiary i przeżywając wszystko
to, co one.
Nagle w holu pojawił się czerwony dym i na
dywanie stanął Samuel z księgą wiedźmy w ręce.
- Umarła? –
Spytał cicho swoich przyjaciół, na co oni pokiwali twierdząco głową. Tylko Paul
stal przy oknie i w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że ktoś przybył.
-
Próbowałaś? – Spytał Samuel Nathalie, która od razu pokiwała przecząco głową. –
A chcesz? – Nathalie nie odpowiadając, weszła do pokoju, gdzie Jaye obmywała
ciało Camille z krwi. Samuel pocałował Jaye w czubek głowy i poczuł lekkie mrowienie
na ciele. Czuł się winny, że nie mógł powstrzymać tego wszystkiego i oszczędzić
Jaye tego bólu.
- Możemy? –
Spytał cicho mag, wskazując głową na Camille. Jaye wstała od Camille i wybiegła
z łazienki, siadając na podłodze w sypialni. Samuel zamknął drzwi i położył
Camille na zimnej podłodze łazienki. Przyłożył dłonie do jej czoła, ale
Nathalie syknęła:
- To moja
wina, ja to zrobię. – Samuel spojrzał się na czarnowłosą i cofnął dłonie,
robiąc miejsce dziewczynie.
Nathalie przyłożyła dłonie do jej skroni i
powiedziała:
- Nim zdążysz dojść do bram nieba, zobaczysz
postać matki piekła. Zobaczysz twarz
wroga. Ujrzysz oczy mordercy. Podążysz za nim i staniesz naprzeciw w walce. Mag
straci moc całą, gdy ty wrócisz na ziemię. Nie będziesz nic pamiętała, ale będziesz czuła
wieczny ból w ciele. W miejscu, gdzie miało być twoje serce, znajdzie się
kamień.
Ty nie będziesz tym samym stworzeniem. Wróg
twój będzie żałował. Będziesz walczyć i milczeć. Staniesz się maszyną. Ale
będziesz żyć. Żyć z sercem z kamienia. I
z wrogiem przed oczami. – Samuel
odskoczył od ciała Camille, gdy nagle rozbłysło niebieskim światłem, a Nathalie
krzyknęła z bólu. Samuel czytał, że tak to ma wyglądać, ale bał się. Bał się,
że nie odzyskają blondynki, a stracą Nathalie. Była jego jedyną przyjaciółką,
nie chciał jej stracić.
Nathalie
otworzyła szeroko oczy i wygięła się w nienaturalnej pozycji. Krzycząc z bólu,
z jej oczu wydostawały się krwawe łzy. Krzyk czarnowłosej zamienił się w gorzki
szloch. Samuel chciał do niej podejść, ale czuł się przywiązany do ściany. Dziewczyna przycisnęła mocniej dłonie do
skroni blondynki i powtarzała jak mantrę.
- Vita
praevalet. Vita praevalet. (życie zwycięża)
- Nathalie.
– Szepnął cicho Samuel widząc niebieskie oczy Nathalie, które po chwili stały
się złote, a następnie niebieskie.
- Cholera,
cholera! – Krzyczał Samuel, próbując ją oderwać od ciała Camille. Nathalie
jednak trzymała dłonie przy skroniach Camille zbyt mocno, by można było je
teraz rozdzielić. Po kilku sekundach dziewczyna puściła Camille i odskoczyła od
ciała.
- CHOLERA
JASNA!- Krzyknęła, przeglądając się w lustrze. Jej piękne, czarne oczy stały
się niebieskie, jak za czasów, gdy była normalnym człowiekiem.
- Spróbuj na
mnie nałożyć jakiś czar. – Samuel spojrzał się tępo na dziewczynę, ale nie
szykował się do wykonania jej prośby.
- Zrób to,
do cholery! – Krzyknęła i wystawiła rękę w jego stronę, zamykając oczy. Samuel
przyłożył dłoń do jej przedramienia i wypowiedział krótkie zaklęcie uzdrawiające.
Nathalie zaczęła krzyczeć z bólu i po chwili na jej przedramieniu pojawiła się
czarna plama, która stała się poparzeniem. Nathalie zaszkliły się oczy i
wybiegła z łazienki, rzucając się w ramiona Aleca, który nie wiedząc co się
dzieje, przycisnął ją do siebie i pocałował w czoło. Paul podszedł do Camille,
która powoli wstawała z podłogi, pocierając się w głowę. Jaye rzuciła się w
ramiona Samuelowi, dziękując mu wylewnie.
- Ja nic nie zrobiłem, to Nathalie oddała jej swoją
nieśmiertelność
Subskrybuj:
Posty (Atom)