Nudziło im się, ale głowa, która kierowała całą ucieczką uznała, ze nie ma wychodzenia z pokoi przez najbliższe trzy dni, dopóki nie będą mieli stuprocentowej pewności, ze za ich śladem nie ruszyło stado Łowców Nadludzi.
Codziennie któryś z chłopaków, równo o świcie ruszał na obchód i sprawdzał okolicę. Kiedy wracał całą paczką ruszali na śniadanie do głównej jadalni pensjonatu, w którym podawano tylko organiczne jedzenie. Dotąd cała czwórka była przyzwyczajona do szybkich dań z budek przy ulicy, a jedynym daniem, które kojarzyło im się z posiłkami organicznymi były brukselki, toteż nie zdziwili się za bardzo, gdy pierwszego dnia na śniadanie zamiast czekoladowych płatków wylądowały przed nimi naleśniki z mleka sojowego z brukselkami i truskawkami "prosto z ogrodu".Wszyscy skrzywili się, ale odważnie zjedli całe przygotowane śniadanie kęs po kęsie. Uśmiechali się przy tym do właścicielki, która była tam także recepcjonistką, kucharką, kelnerką.
Była wszędzie, gdzie tylko ruszyli jej goście. Na drugi dzień po południu zaoferowała się nawet jako przewodnik po okolicy, ale Alec odmówił grzecznie mówiąc, że wszyscy są zmęczeni po długiej podróży. Kobieta próbowała jeszcze później namówić Samuela na wycieczkę, który był bliski zgodzenia się, ale w odpowiedniej chwili do akcji wkroczył Alec, który ponownie, tym razem bardziej stanowczo, odmówił przemiłej kobiecie. Jaye była prawie pewna, że gdyby to jej kobieta zaoferowała się jako przewodnik natychmiast by się zgodziła. Nie była taka asertywna jak reszta towarzystwa. Łatwo ustępowała, co zawsze kończyło się tym, że na chemii lądowała z najgorszymi uczniami w klasie i za każdym razem musiała sama odwalać całą robotę.
Nathalie spojrzała uważnie na Jaye znad książki i wypiła łyk kawy z kubka, który przyniosła jej przemiła córka właścicielki. Lustrowała ją przez chwilę, gdy nagle Jaye podniosła wzrok i spojrzała się na nią pytająco. Nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się dłużej niż kilka sekund. Wiedziała, że wygląda głupio, gdy czyta i miała ochotę zdzielić czarnowłosą poduszką po twarzy.
- Co się gapisz? - Syknęła blondynka w stronę Nathalie, która uśmiechnęła się lekko i zamachała do niej kluczem od pokoju.
- Co ty na to, żebyśmy poszły na mały spacerek? - Jaye spojrzała się na nią nieco zaskoczona jej propozycją i najwyraźniej zrobiła zbyt poważną minę, bo uśmiech Nathalie wydawał się teraz mniej entuzjastyczny niż był przed kilkoma sekundami, gdy wpadła na jeden, genialny pomysł. Nienawidziła siedzieć w jednym pomieszczeniu przez dłużej niż kilka godzin, a oni trzymali ją już tam przed dwie doby. Alec powinien być świadomy, że prędzej czy później, któraś z dziewcząt wpadła by na taki pomysł. Nathalie wychowała się wręcz w dziewczęcym internacie. Umiała wymykać się tak, ze nikt nigdy nic nie zauważył, wiedziała więc, ze żaden z chłopaków także nie zwróci na to uwagi jeżeli wrócą przed obiadem.
Jaye spojrzała na zegarek, który stał na niskiej komodzie i wstała z łóżka, ubierając sweterek. Co prawda za oknem świeciło Słońce, ale nigdy nie była w Rumunii, więc nie wiedziała jak tam jest. Nathalie uśmiechnęła się szeroko do blondynki i ubierając buty na wysokim koturnie, powiedziała:
- No, no, no. Rodzi nam się nowa buntowniczka. - Jaye przewróciła znacząco oczami i przerzuciła torebkę przez ramię. Wyszły z pokoju, nie zważając na to, ze ich telefony zostały na szafkach nocnych. Nagle jeden z nich zawibrował, ale dziewczęta nic nie usłyszały. Ekran aparatu zaświecił jeszcze kilka razy i po chwili na ekranie widniał napis:
3 nowe wiadomości od Samuel
2 nieodebrane połączenia od Alec
- Gdzie one do jasnej cholery są?! - Krzyknął wściekły Samuel, wchodząc do pokoju dziewcząt. Zrzucił kubek z zimną już kawą ze stolika nocnego i ruszył w stronę szafy, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie uciekły. Zawsze spodziewał się wszystkiego po Nathalie, ale nigdy tego, ze nie wypełni ich prośby. Chłopak spojrzał na dywan, na którym leżał lekko uszczerbiony kubek, a kawa rozpływała się w coraz większą brązową plamę.
Alec podszedł do małej, drewnianej komody i wziął do ręki oba telefony.
Alec podszedł do małej, drewnianej komody i wziął do ręki oba telefony.
- Cholera. Nie odebrały żadnej wiadomości. - Samuel przeklął pod nosem i spojrzał spode łba na blondyna, który przeglądał wiadomości tekstowe w telefonie Jaye.
- Normalka! Jakby przeczytały to by siedziały w tym zasranym pensjonacie! - Alec spojrzał na Samuela krytycznym wzrokiem, dając mu do zrozumienia, że ma się uspokoić. Mogli je znaleźć... musieli je znaleźć i to natychmiast.
Gdy Alec rano ruszył jak co dzień na obchód zobaczył podejrzanego mężczyznę, który czaił się kilka kilometrów od pensjonatu. Miał na sobie granatową bluzę z kapturem, więc nie zobaczył jego twarzy, ale widział, że mężczyzna, gdy tylko poczuł się obserwowany pobiegł z niezwykłą szybkością w stronę lasu. Wysłał do wszystkich wiadomości i nawet kilka razy zadzwonił, ale jedyną osobą od której otrzymał odzew był Samuel, z którym później pobiegł na obchód jeszcze raz. Nikogo jednak nie znaleźli, ale czuli, ze szybko trzeba przenieść się w inne miejsce zanim zostaną złapani.
Gdy Alec rano ruszył jak co dzień na obchód zobaczył podejrzanego mężczyznę, który czaił się kilka kilometrów od pensjonatu. Miał na sobie granatową bluzę z kapturem, więc nie zobaczył jego twarzy, ale widział, że mężczyzna, gdy tylko poczuł się obserwowany pobiegł z niezwykłą szybkością w stronę lasu. Wysłał do wszystkich wiadomości i nawet kilka razy zadzwonił, ale jedyną osobą od której otrzymał odzew był Samuel, z którym później pobiegł na obchód jeszcze raz. Nikogo jednak nie znaleźli, ale czuli, ze szybko trzeba przenieść się w inne miejsce zanim zostaną złapani.
Zastanawiało go tylko to, jak oni ich znaleźli?
Samuel wyszedł z pokoju i stanął twarzą do Słońca, wymawiając cicho jakieś słowa. Kiedy Alec podszedł bliżej, usłyszał:
-Im 'vultus pro puella
superhumane blonde.Terra in qua sedeo locum adjuvet.
Illam sentio tamen mihi, Non possum nisi forte sit.*
Alec przyjrzał się uważnie Samuelowi, który skupiał się nadzwyczaj mocno, żeby znaleźc dziewczyny. Rozumiał powagę sytuacji i z całych sił próbował pomóc, za co Alec w duszy bardzo dziękował. Przynajmniej nie był z tym wszystkim sam.
Brunet używał swojego połączenia z żywiołami bardzo rzadko, tylko, gdy naprawdę nie było innego wyjścia. Nagle Alec poczuł dziwny wiatr wokół siebie, a ziemia pod jego nogami zaczęła piec, gdy po jego twarzy spływały kropelki słonej wody. Nie rozumiał o co chodzi, ale próbował zachować stoicki spokój podczas gdy przyglądał się dalszym poczynaniom Samuela.
- Aliquam terris te.
Aliquam terram, possit satisfacere. **
Alec spojrzał na niego dziwnie, ale nic nie powiedział; nagle wszystko co go otaczało zniknęło i nie poczuł już więcej dziwnego ciepła pod nogami, ani chłodzących kropelek na twarzy.
Podszedł do Samuela i spojrzał na niego pytająco, brunet kiwnał twierdząco głową i cicho szepnął:
- Narodowe Muzeum Sztuki w dawnym Pałacu Królewskim.
- Nie dotykaj tego! - Krzyknęła zaskoczona Jaye, kiedy Nathalie wręcz biegała po muzeum i próbowała rozwalić wszystko, co tylko się dało dotknąć i nie było za szybą. Podchodziła do każdej ławeczki, szukała ludzi, z których można się ponabijać i robiła to. Wrzucała im śpiewniki do torebek, żeby bramki przy wyjściu zaczęły piszczeć; krzyczała, że starszy mężczyzna chce ją napaść, podczas gdy staruszek po prostu wchodził do toalety. Jaye usiadła na jednej z ławeczek i schowała twarz w dłoniach. Nie miała ochoty tu przebywać, ale równocześnie miała dość tego, ze Samuel wraz z Alecem po prostu im rozkazywali.
"Nie możecie ruszyć się z tego pokoju" wciąż pobrzmiewały w jej głowie słowa Samuela. Miała wtedy wielką ochotę odpowiedzieć mu, żeby cmoknął się tam, gdzie Słońce nie dochodzi, ale powstrzymała się wiedząc już jaką wielką moc posiada - Nathalie ją o tym uświadomiła. Miała dość czarowników, magów czy jeszcze jakiś innych dziwnych stworzeń jak na tak krótki okres czasu, więc po prostu przymknęła się i słuchała zakazów i nakazów Samuela, który jej zdaniem miał zbyt wysokie mniemanie o sobie. Przecież nie wszyscy musieli się go słuchać, a Jaye tym bardziej...
- Jaye! - Usłyszała mocny głos Aleca, który niebezpiecznym krokiem zbliżał się do blondynki. Miała ochotę zapaść się pod ziemię albo uciec gdzie pieprz rośnie, ale wiedziała, ze gdy tylko zacznie uciekać Samuel użyje swoich czary-mary i z podłogi wyrośnie latorośl, która splącze jej nogi. Nie miała na to ochoty, szczególnie w miejscu publicznym.Chociaż z drugiej strony byłoby głupim pomysłem użyć magii w takim miejscu....
Dziewczyna wstała z ławeczki co chwilę robiąc krok do tyłu, aż w końcu nie wiedząc czemu nie miała już powierzchni po której mogła się cofać. Stanęła jak wryta, kiedy Alec podbiegł do niej i przyłożył jej telefon do twarzy. Spojrzała na ekran, ale nic nie zobaczyła, bo był cały czarny. Spojrzała się pytająco na chłopaka, który spojrzał na aparat. Nacisnął jeden guziczek i dziewczyna przeczytała:
- "Nie wychodźcie z domu. Prawdopodobnie Łowca jest w pobliżu." Ups... - Spojrzała się przepraszająco na blondyna, który zaklął pod nosem, gdy ujrzał kilka metrów obok siebie mężczyznę w granatowej bluzie.
- Cholera, cholera, cholera! - Uderzył lekko pięścią o ścianę. Obraz, który na niej wisiał zachwiał się lekko, ale na całe szczęście nie spadł, za co w duszy dziękowała Jaye, która nie miała ochoty posiadać problemów z prawem na Rumunii, kto wie jakie mają tam prawo?!
- Co się dzieje? - Spytała rozglądając się na boki, ale widziała jedynie zwiedzających, którzy lamentowali na temat jakiegoś dziwnego obrazu, który Jaye zdecydowanie nie przypadł do gustu. Może dlatego, że wyglądał jak obrazek wyciągnięty prosto z Kamasutry? Nie rozumiała co ciekawego jest w dwóch nagich postaciach, które wygięte są w niemożliwych pozycjach. Przecież to nawet naturalne nie było!
- Łowcy nas śledzą. Zachowuj się naturalnie. - Jaye rozejrzała się nerwowo po muzeum, ale nie zauważyła nic podejrzanego, dopiero po chwili ujrzała mężczyznę w granatowej bluzie, który przyglądał im się zza wielkiej rzeźby. Jaye spojrzała na powrót na Aleca, który tylko nerwowo podreptywał w miejscu.
- Jeśli będę tak naturalna jak ty, to jestem w stu procentach pewna, że nim się obejrzysz po prostu nas zostawią. - Alec zacisnął pięści i przeklął pod nosem. Gdyby tylko wiedział, czy ten łowca wie dokładnie jak wyglądają, czy tylko po prostu pilnuje. Nagle wpadł na genialny pomysł. Przybliżył twarz do twarzy Jaye i cicho szepnął:
- Pocałuj mnie. Zakłócisz jego pole. Nie będzie wiedział co się dzieje, więc po prostu je wyłączy. - Jaye niechętnie stanęła na palcach i pocałowała Aleca w usta, przyglądając się Łowcy, który zaczął się dziwnie zachowywać. Zaczął dreptać w tę i z powrotem, i mówił coś pod nosem, prawdopodobnie przeklinał, co zrobiłby każdy normalny człowiek, gdy tylko znalazłby się w niebezpieczeństwie.
Samuel wpatrywał się przez chwilę z niechęcią w całująca się parkę, ale po chwili uświadomił sobie co robią. Zakłócają pole magnetyczne chroniące łowce. Stanął w jakimś zacisznym miejscu i cicho wyszeptał:
-Moneo vobis Spiritum, qui ex hoc mundo tollere venator suscepit me. Placere eius destruere vel potestatem, vel temporarie unicestwij eam.*** - Spojrzał na Łowcę, ale ten jak stał przed wypowiedzeniem prośby tak trwał do teraz. Samuel nie wiedział co się dzieje. Zawsze jego prośby zostawały spełniane. Duch się go słuchał, bał się go, a jednak sprzeciwił się jego prośbie. Przez chwilę myślał co zrobić, ale po kilku sekundach wpadł na genialny pomysł i zgromadził całą siłę Ducha w dłoniach, na których pojawiły się srebrzystoniebieskie kule ognia, którymi rzucił w stronę łowcy. Było to mniej bezpieczne niż prośba do Ducha, ale gdy jeden sposób przestawał działać, trzeba było robić wszystko byle tylko zniszczyć wroga.
Łowca zajął się ogniem i po chwili zniknął, ale nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi; po chwili cała czwórka uświadomiła sobie, że tylko oni go widzieli. Wszyscy szybko wybiegli na zewnątrz i ruszyli w stronę pensjonatu po swoje rzeczy.
- Jak on to zrobił?! - Krzyknęła zaskoczona Jaye, która wparowała do pokoju razem z Nathalie, która już nieraz i nie dwa widziała, jak Samuel używa swojej mocy. Sama kiedyś praktykowała czarną magię, ale znudziło jej się, gdy uświadomiono jej, że dostaje się od tego zmarszczek. Nie miała ochoty wyglądać jak starsza babuleńka, wychowująca swoje wnuczki kiedy będzie miała trzydzieści lat.
- Normalnie. - Jaye spojrzała spod byka na czarnowłosą, która była zbyt zaabsorbowana pakowaniem walizki, żeby raczyć spojrzeć na blondynkę, która latami trenowała ten wzrok.
- Dziękuję za tę wylewność. - Szepnęła cicho blondynka i wrzuciła wszystkie rzeczy z szafy to torby i z ledwością ją zapięła. Wydawało jej się, że kiedy wpakowywała rzeczy w swoim pokoju, było ich o wiele mniej. Otworzyła torbę jeszcze raz i przejrzała rzeczy. Wyciągnęła trzy czarne swetry i jeden czerwony, które z całą pewnością nie były jej. Chwyciła czerwony sweter z napisem "be happy" i spojrzała pytająco na Nathalie, która dalej nie zwracała na nią uwagi.
- Bardzo optymistyczny sweterek jak na takiego punk'a z krwi i kości. - Dziewczyna zaśmiała się ze swojego żartu i rzuciła sweterkami w dziewczynę. Nathalie obruszyła się i wrzuciła je do swojej walizki, choć nie było jej to na rękę. Nie zdąży ubrać połowy z tych rzeczy w jednym mieści, jak już będą wyjeżdżać. Dziewczyna miała nadzieję chociaż na pięciodniowy odpoczynek w Rumunii.
Ucieczki zdarzały jej się już wcześniej. Zazwyczaj robiła to w pojedynkę; w trójkę, a co gorsza w czwórkę trudniej było się poruszać. Zawsze Samuel rzucił na nią czar cichego lub szybkiego poruszania się i zawsze udawało jej się uciec przed Łowcami Nadludzi.
Nigdy nie potrafiła zrozumieć dlaczego chcą ich zniszczyć. Co prawda byli źli, ale nie wszyscy. Nigdy nie nazwałaby Aleca złym. Kiedy go poznała pomagał staruszce przejść przez pasy; nie zauważył jej wtedy, ani przez kolejne kilka miesięcy. Obserwowała go i codziennie zauważała kolejną rzecz, którą mogłaby pokochać, gdyby tylko była człowiekiem. W końcu, kiedy ujawniła go przed Erickiem, kazał go zamienić w Anioła. Nathalie nie miała wyboru, a przynajmniej tak sądziła, jej babcia zawsze powtarzała, ze jeśli się postarasz, zawsze znajdziesz lepszą drogę. Nathalie nie potrafiła się starać o nikogo, kto nie był nią. Upozorowała wypadek... Alec chciał popełnić samobójstwo; chciał skoczyć z mostu, ale zrezygnował. Kiedy schodził z poręczy, pchnęła go. Nie miała innego wyboru. Musiała go zamienić, inaczej nigdy nie mógłby z nią być, a ona pragnęła tego najbardziej na świecie.
Pech chciał, że Alec nawet po śmierci chciał być dobry, musiała wykorzystać jego słabości i ściągnąć go na złą stronę; nie lubiła tego. To ona zamieniła wszystkie Anioły w upadłe. Eric jej kazał, a nakaz przywódcy jest jak Dziesięć Przykazań Bożych dla chrześcijanina.
Musiała pilnować, żeby Alec ani na chwilę nie stracił poczucia wyższości w pierwszych miesiącach "bycia tym złym". Była przy nim cały czas, a kiedy Alec przysiągł być wierny swojemu panu, mogła odejść. I tak zrobiła... Chciała uciec, żeby więcej nie popełnić żadnego błędu. Alec podczas tych pierwszych miesięcy mówił jej, że gdyby nie ona wciąż byłby nikim. Nie był "nikim". Był dla niej całym światem, ale nie mogła mu tego powiedzieć. Recentes**** nie wolno było mówić nic o uczuciach. Musieli się ich wyzbyć; wyrzutów sumienia, wrażliwości, samotności - wszystkiego, co sprawiało, że mogli być słabi. Nathalie zamieszkała na kilka lat w Islandii. Pracowała z najstarszymi Upadłymi Aniołami i wyzbyła się wszystkich uczuć - miłości, samotności i uczucia pustki. Była twarda i egocentryczna. Wtedy liczyła się tylko ona. I w momencie, gdy czuła się najsilniejszą osobą na świecie wróciła. Spojrzała w oczy Aleca i nie czuła NIC. To był cios, który zabił w niej wszystko. ktoś, kto był dla niej niczym powietrze, stał się nikim w jej oczach.
Zapięła walizkę i ze łzami w oczach podeszła do drzwi, czekając na Jaye, która próbowała dopiąć swoją torbę. Ścisnęła pięści i wzięła głęboki oddech. Nienawidziła tego uczucia, kiedy łzy zbierały jej się w kącikach oczu. Musiała wtedy zrobić coś złego i wszystko czego się uczyła przez te wszystkie lata powracało.
- Gdzie jedziemy teraz? - Spytała Jaye, rzucając torbę na ziemię. Podeszła do Nathalie i chwyciła ją za ramię. Nie wiedziała, czy dobrze robi, ale Nathalie nie odwinęła się, więc chyba nic złego nie zrobiła.
Otworzyła drzwi i wyszła na dwór.
Nathalie poprawiła grzywkę i z pewnym uśmiechem na ustach wyszła za blondynką. Samuel z Aleckiem stali już przy samochodzie i pakowali swoje bagaże. Rzuciła walizkę pod nogi Samuela i uśmiechnęła się do niego, przejeżdżając końcami paznokci po jego klatce piersiowej.
Usiadła na tylnym siedzeniu i wyciągnęła telefon komórkowy z tylnej kieszeni dżinsowych spodni. Okręcała go w palcach przez kilka sekund i odblokowała go, pisząc krótką wiadomość.
Włochy. Co ty na to?
Uśmiechnęła się szeroko i wysłała wiadomość. Schowała telefon do torebki i przyłożyła głowę do zimnej szyby. Po chwili samochód ruszył, a Nathalie zamknęła oczy, zapadając w sen.
- Jak ich pilnowałeś, ze zwiali!? - Krzyknęła na młodego szatyna, który lekko się schylił, gdy Cassandra krzyczała. Nienawidził tego; jej głos był skrzeczący, a ona sama zabijała wzrokiem każdego, kto tylko zrobił coś nie po jej myśli.
- Przepraszam. - Powiedział cicho i ściągnął kaptur z głowy. Był przystojny - miał jasnoniebieskie oczy, które teraz były lekko zaszklone, czarne włosy opadały mu na czoło, przez co wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości był. Spojrzał się przepraszająco na starszą kobietę, która delikatnie się uśmiechała. Lubiła to poczucie władzy i było to widać w sposobie jej bycia. Prawda jest jednak taka, że gdyby ich poprzedni przywódca nie zginął podczas walki, Cassandra nigdy nie zostałaby głową Łowców Nadludzi. Kobieta położyła dłoń na głowie chłopaka i powiedziała:
- Wszystko dobrze, Nicholasie. - Chłopak wstał z klęczek i uśmiechnął się szeroko do kobiety. Uwielbiał być Łowcą, uwielbiał ich łapać, męczyć, a później zabijać. Niejeden raz był obecny przy torturowaniu Upadłych, ale nigdy nie złapał żadnego, zawsze zdążyli mu uciec. Ale teraz będzie inaczej; złapie ich przywódce i zabije go, niszcząc przy tym wszystkich Upadłych. Wszyscy byli zrodzeni z jednej krwi, z jednego rodu. Uznał, ze będzie łatwo...
- Gdzie jesteśmy?! - Krzyknęła Jaye, nie mogąc zrozumieć, dlaczego to było dla nich takie ważne, żeby trzymać to w tajemnicy przed nią. Przecież nie zadzwoni do swojej babci i nie wykrzyczy jej do telefonu, że właśnie jadą do jakiś Upadłych Aniołów. Nie była głupia, choć każdy inny w tym samochodzie uważał inaczej. Nawet Alec zaczął wątpić w to, że Jaye mówi im całą prawdę i nigdy nie powiedziała swojej babci, gdzie są i co robią. Wydawało mu się to podejrzane, że Łowcy znaleźli ich tak szybko.
- Mam déjà vu. - Syknęła Nathalie i spojrzała się na Jaye jak na kulę przy nodze. Nienawidziła jak ludzie się tak na nią patrzyli. Czuła się bynajmniej dziwnie, nie mówiąc o tym, że było jej nieswojo i nie wiedziała, gdzie podziać wzrok.
- Włochy. - Szepnął niemo Alec do lusterka, za co został skarcony szybkim uderzeniem w ramię przez Samuela. Jaye zrobiła wielkie oczy i spojrzała za okno.
Zielone drzewa stawały się jedną wielką plamą i po chwili ujrzała ciemność. Alec spojrzał niespokojnie w lusterko i ujrzał, że Jaye zaczęła się trząść. Zjechał na pobocze i otworzył szybko drzwi od swojej strony. Nathalie otworzyła tylne drzwi i wybiegła z samochodu, żeby zrobić miejsce na rozłożenie blondynki na siedzeniu. Alec chwycił jej głowę, żeby nie zrobiła sobie krzywdy i pocałował ją w czoło. Blondynka zaczęła się pocić, a po chwili otworzyła delikatnie oczy. Pierwsze co zobaczyła to Samuela, który trzymał dłonie na jej skroniach. Szeptał coś cicho pod nosem i poruszał delikatnie palcami na jej czole. Czuła dziwne, buzujące ciepło w miejscach, gdzie Samuel stukał delikatnie palcami i po chwili poczuła się jakby ktoś wbijał jej tysiące małych noży w czaszkę. Jej twarz przybrała lekko czerwony kolor, a Samuel wpadł w szał. Wyszedł z auta i chodził w tę i z powrotem.
Po raz pierwszy nie umiał uzdrowić człowieka. Czuł jak moc Ducha opuszcza jego ciało. Podszedł do barierki i spojrzał w dół na jezioro, na którym pojawiła się postać.
- Nicea. - Szepnął lekko przerażony Samuel i spojrzał się za siebie. Alec dotykał zewnętrzną częścią dłoni czoła Jaye, a Nathalie podawała jej wodę w butelce.
- Samuelu - chłopak spojrzał się z powrotem na spokojną taflę jeziora - Mam dla ciebie wiadomość od mego towarzysza życia. Musisz dopilnować, żeby dziewczynie nic się nie stało.
- Nathalie? - Spytał cicho Samuel, żeby reszta go nie usłyszała.
- Nie - odparła bogini - Jaye Parsons. Musisz ją uchronić... - Bogini nie zdążyła dokończyć swojej wiadomości, gdy stanęła przy nim Nathalie i poklepała go delikatnie po ramieniu.
- Jedziemy dalej. Wszystko pod kontrolą. - Samuel spojrzał po raz ostatni na wzburzoną taflę jeziora i skinął głową na znak zgody. Woda się uspokoiła, a Samuel ruszył w stronę samochodu.
Usiadł na swoim miejscu z przodu i obejrzał się na blondynkę. Była lekko czerwona, ale już się nie trzęsła, ani nie dostawała dreszczy. Uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że chronienie jej nie będzie trudnym zadaniem ze względu na to, ze jego moc malała, nie wiedząc czemu. Nagle poczuł dziwne ciepło w środku i na jego dłoniach pojawiły się ciemne linie. Przyjrzał się im uważnie, ale nie rozpoznał żadnego znaku. Linie kręciły się między palcami i wzdłuż przedramienia. Poczuł łaskotanie na bicepsie i brzuchu. Podciągnął lekko koszulkę i zobaczył na brzuchu te same znaki co na dłoniach.
"Nie straciłeś mocy, Samuelu. Zyskałeś nowe."
Usłyszał głos Nicei w głowie i uśmiechnął się szeroko.
"Dziękuję."
Wysłał jej wiadomość w głowie i spojrzał na Jaye, która właśnie zasypiała.
________________________________
Hej, hej. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, mam nadzieję, że ten spodoba wam się tak samo jak poprzedni...
* Szukam dziewczyny
nadludzkiej blondynki.
Pomóż mi ziemio znaleźć miejsce, w którym przebywa.
Czuję jej obecność, wciąż blisko mnie, ale nie potrafię wyczuć, gdzie być może ona jest.
** Dziękuję Ziemi za to, ze jesteś.
Dziękuję Ziemi, możesz odejść spełniona.
*** Wzywam cię do ciebie Duchu, abyś pomógł mi wygnać łowcę z naszego świata. Proszę zniszcz jego moc lub tymczasowo go unicestwij.
**** Świeżaki