Minął równy tydzień od znalezienia bransoletki i ataki na chwilę obecną ustały. Za dwa dni kończy się rok szkolny i Jaye była wniebowzięta, że wyjdzie z liceum, które każdego doprowadziłoby do granic wytrzymałości. Usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero, gdy po kilku minutach usłyszała skrzypienie drzwi. W przejściu stał Artur w całej swojej okazałości. Granatowy garnitur idealnie na nim leżał, a on był całkowicie tego świadom. Usiadł koło Jaye i mocno ją objął w pasie. Czuła, ze nie chcę go nigdy opuszczać. Był jak spełnienie najskrytszych marzeń. Wypełniał jej życie w całości, a jego pocałunki były jak jej własna odmiana heroiny.
- Jaye? - Szepnął niesłyszalnie Artur, a ona spojrzała mu się w oczy, delikatnie zagryzając dolną wargę.
- Od kilku tygodni chcę się ciebie o coś zapytać.- Powiedział niepewnie i chwycił dziewczynę za rękę - Zamieszkasz ze mną?- Jaye zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć, więc milczała i zszokowana wpatrywała się w Artura, czekając, aż on drwiąco się uśmiechnie i powie, ze to był tylko głupi żart. Artur tylko nieśmiało się uśmiechnął, a Jaye nagle ku zaskoczeniu Artura, który podrapał się po głowie, krzyknęła:
- Oczywiście! - Artur odetchnął z ulgą i namiętnie pocałował dziewczynę, która własnie uważała się za najszczęśliwszą osobę na świecie. Artur wiedział, że trzyma teraz w ramionach cały swój świat bez zamiaru puszczenia.
- Umm... Która jest godzina? - Spytała blondynka, a Artur spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.
- 18:54. - mruknął i jego ręka powędrowała pod niebieską sukienkę, delikatnie głaszcząc udo.
- Musimy już iść. - Powiedziała, próbując jakoś się wydostać spod Artura, ale wszelkie wysiłki spoczęły na laurach. Po chwili wpadła na genialny pomysł i zaczęła ściągać jego koszulę, a kiedy on zeskoczył z łóżka, żeby ściągnąć spodnie, wyskoczyła i powiedziała:
- Dzisiaj rocznica moich rodziców i dokładnie za 25 minut mamy być w restauracji, więc rusz się z łaski swojej. - Artur zaśmiał się cicho i powiedział:
- Uwielbiam cię taką poważną. - Pocałował Jaye delikatnie w czoło, a kiedy zapinał spodnie, ona rzuciła w niego marynarką. Spojrzała na swój nadgarstek, na którym wisiała bransoletka z śnieżynką. Sama zastanawiała się, dlaczego to nosi, ale faktem było, że wcale jej nie przeszkadzała, wręcz zdążyła się już przyzwyczaić i nie zwracała uwagi na łańcuszek.
Oplotła spojrzeniem swoich rodziców i całkiem obcych jej ludzi przez nich zaproszonych i przywitała się cicho. Kiwnęła na powitanie swojej babci, lecz ta ignorując wszystkich wokół, zaczęła przeglądać kartę dań. Artur zobaczywszy zaistniałą sytuację objął swoją dziewczynę ramieniem i oboje podarowali rodzicom Jaye drobny prezent rocznicowy.
Kolacja minęła w miłej atmosferze, aczkolwiek Artur bardziej udzielał się podczas tych jakże miłych konwersacji, które zazwyczaj omijały temat szkoły, szpitalu oraz braku braci Jaye na tej ważnej uroczystości. Jaye w przeciwieństwie do Artura nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Znajomi rodziców pytali się o stan jej zdrowia oraz o "felerną" bransoletkę. Za każdym razem Jaye nieśmiało pokazywała dłoń z łańcuszkiem i z dziwnym uczuciem zwycięstwa wpatrywała się w zażenowanie malujące się na twarzach jej rodziców i babci, która zaciekle ją ignorowała i omijała jej wzrok. Jaye nie miała ochoty na rozmowę z tymi wszystkimi ludźmi, którzy patrzyli się na nią jak na jakąś wariatkę, więc cały czas jadła. Napychała usta czymkolwiek się tylko dało, aby tylko nie musieć patrzeć na tych wszystkich ludzi, a co gorsza z nimi rozmawiać. Grzebała widelcem w swoim talerzu, rozgrzebując coraz bardziej spłaszczone ziemniaki, których i tak nie miała zamiaru zjeść.
Położyła się do łóżka i od razu zasnęła. Kiedy akurat miała dość ludzi jak na jeden dzień, było ich pełno nawet we śnie. Rozejrzała się dookoła - było tam wiele karuzel, straganów, samochodzików i o wiele za dużo ludzi jak na jeden raz. Nagle w oczy rzucił jej się pewien blondyn, który delikatnie rzecz ujmując obżerał się przy stoisku z watą cukrową. Podbiegła więc do niego, a kiedy blondyn się odwrócił i zobaczył nadbiegającą dziewczynę, odłożył jedzenie na stolik i syknął:
- Co ty tu robisz?! - Rozglądał się nerwowo po wesołym miasteczku, kiedy Jaye powiedziała:
- Nie wiem, ale skoro już tu jestem to chętnie zadam ci kilka pytań. - Chwyciła go w ostatnim momencie, kiedy próbował uciec spod straganu.
- Nie mam czasu, Jaye. - Powiedział i wyrwał rękę z jej mocnego uścisku. Blondynka uznała, że tym razem nie da mu tak łatwo uciec i dowie się wszystkiego, choć to miało zająć jej całą noc.
- Własnie widzę. - Syknęła i chwyciła go za koszulkę, gdy ten chciał już zacząć biec.
- Erci nie może mnie z tobą zobaczyć. - Mruknął zdenerwowany i teraz to on ciągnął dziewczynę za rękę do jakiegoś wielkiego namiotu, w którym nikogo nie było.
- Czego chcesz? - Powiedział podniesionym głosem, wpatrując się w lekko zdezorientowaną blondynkę, która się w niego wpatrywała z przestrachem. Jego czarne oczy onieśmieliłyby każdego człowieka, dlatego fakt, że dziewczyna nie wypowiedziała ani słowa od wejścia do namiotu, nie powinien nikogo zdziwić.
- Będziesz mi się tu teraz zakochiwać? - Zakpił Alec i uśmiechnął się szeroko. Miał szczupłą twarz i śniadą cerę, która kontrastowała z na wpół przymkniętymi czarnymi oczami. Miał ładnie zarysowane, jasnobrązowe brwi i lekko zapadnięte policzki, które dodawały mu uroku. Bladoczerwone usta przekształcały się w drwiący uśmiech, w czasie gdy Jaye, praktycznie pożerała go wzrokiem. Najwyraźniej czekał, aż zlustruje go od góry do dołu, bo nie przerywał jej już słowem ani razu.
Muskularne ramiona wskazywały na to, że jego tors także musi być nieźle umięśniony. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej i cierpliwie czekał aż dziewczyna skończy swoje zajęcie.
- Jeszcze chcesz coś pooglądać? A może ściągnąć koszulkę? - Spytał, a twarz dziewczyny zrobiła się wręcz rubinowa.
- Tak myślałem. - Zadrwił sobie Alec, a Jaye, szybko, zanim Alec znowu zdążył powiedzieć coś na temat jej zachowania, spytała:
- Dlaczego akurat ja?
- Nie wiem. - Alec wzruszył ramionami - Eric kazał mi szukać zielonookiej blondynki to znalazłem.
- Wiesz ile jest takich dziewczyn na świecie?! - krzyknęła wściekła, lecz Alec pozostał niewzruszony, jakby na co dzień spotykał się z takimi sytuacjami.
- Siedem we Francji. Sprawdziłem to.
- To dlaczego akurat ja?! - Krzyknęła i kopnęła najbliżej leżący kamień.
- Bo cztery z nich mają po kilka lat, a dwie pozostałe przefarbowały włosy na czarno. - Dziewczyna spojrzała się na niego pytająco, lecz po chwili wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Żyjesz tylko dlatego, ze zabicie cię jest nielegalne. - Alec zaśmiał się cicho, a kiedy spojrzała się na niego pogardliwie udawał, ze to nie on. Jaye westchnęła głośno, kiedy usłyszała dobrze znany jej głos.
- Alec?! - Blondyn wzdrygnął się i rozejrzał dookoła jakby szukając najkrótszej drogi ucieczki. Nagle pociągnął Jaye za sobą i schował do szafy. Do starej, ciemnej szafy... Jaye nie mogła się nawet ruszyć, ponieważ każdy jej ruch mógł spowodować skrzypienie starej szafy, co nie byłoby zapewne miłym przeżyciem ani dla niej, ani dla Aleca, który najwyraźniej bał się mężczyzny.
- Alec?! - Dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc ponowny krzyk. Jej dziecinna ciekawość jednak wzięła górę i już po chwili delikatnie wychylała się zza wąskiej szpary w drzwiach. W tym samy momencie, kiedy kucnęła w wejściu do namiotu stanął mężczyzna ze snu. Tym razem jednak wydawał się większy, poważniejszy i silniejszy. Olbrzymi mężczyzna, który z nieukrywaną troską wpatrywał się w Aleca był Eric'kiem, który nie mógł zobaczyć dziewczyny ukrytej w szafie.
- Cholera, wielki jest. - szepnęła pod nosem i uważnie przyjrzała się mężczyźnie. Miał trójkątna twarz, nos lekko zadarty do góry, czarne i regularne brwi. jego stalowe oczy przeszywały Aleca na wskroś, czego bardzo Jaye mu współczuła. Choć nie patrzył się na nią, czuła się nieswojo i wiedziała, że Eric wcale nie jet bezpiecznym człowiekiem. Jego czarne i bujne włosy były delikatnie postawione do góry. Pełne i malinowe usta nagle zmieniły się w szeroki uśmiech, ukazując rząd bielutkich zębów. Poruszał się lekko i szybko, co było totalnie sprzeczne z budową jego ciała. Eric wyglądał jak młody Bóg w ludzkiej postaci. Po krótkiej rozmowie z Alecem, mężczyzna skierował się w stronę wyjścia, a Alec ruszył biegiem stronę szafy, w której siedziała ukryta Jaye.
- Czy wspominałam już może, że mam klaustrofobię!? - Krzyknęła, a Alec drwiąco powiedział:
- Strach i ból wymyślili sobie słabi ludzie.
- Nie jestem słaba. - Powiedziała, a twarz Aleca rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Czego się jeszcze boisz? - Ciebie przemknęło jej przez myśl, ale spojrzała w jego piękne, czarne oczy i cicho mruknęła:
- Ciemności.
- Nie. - Powiedział stanowczo, a jego uśmiech nagle zniknął. - Nie boisz się ciemności tylko tego, co się w niej znajduję.
- To co? Mam powiedzieć, ze boję się potworów ciemności?- Zaśmiała się w głos, ale Alecowi najwyraźniej nie było do śmiechu.
- Powinnaś. - Powiedział nieco zachrypniętym głosem. Jego bezczelny i arogancki sposób bycia intrygował Jaye, która nigdy nie spotkała się z chłopakiem, który tak się zachowywał. Zawsze wszyscy byli wobec niej mili i nie wypominali jej faktu, że jest słaba albo, ze jest dziewczyną , która boi się ciemności. To w jaki lekceważący sposób podchodził do jej osoby ze względu na kolor włosów jednak był według niej irytujący.
- Podobam ci się. - Powiedział i delikatnie dotknął jej policzka, który praktycznie od razu zrobił się czerwony. Przybliżył swoją twarz do bladej buzi Jaye i szepnął:
-Bez zwątpienia ci się podobam. - Zaśmiał się gorliwie i stając do dziewczyny tyłem, powiedział:
- Skoda, ze jesteś słaba. - W Jaye od samego początku się buzowało i miała ochotę go uderzyć odkąd pierwszy raz go zobaczyła, ale kiedy usłyszała setną obelgę skierowaną w swoją stronę, chwyciła najbliżej stojącą deskę i cisnęła nią z całej siły w Aleca, krzycząc:
- Nie jestem słaba!
- Rozumiem. Możesz już iść. - Powiedział niewzruszony zaistniałą sytuacją. Jak gdyby nigdy nie dostał w plecy belką. Po prostu wciąż stal do niej odwrócony tyłem i wpatrywał się w wyjście z nieukrywanym uśmiechem na twarzy, którego na cale szczęście Jaye nie mogła zauważyć. Gdyby tylko wiedziała, że Alec nie jest tym, za kogo się podaje i wcale nie boli go żądne jej słowo ani cios, zmieniła by wszystko i cofnęła każdy swój ruch, byleby tylko nie wejść mu w drogę.
- Jesteś najbardziej bezczelnym i cynicznym człowiekiem jakiegokolwiek poznałam! - Krzyknęła i skierowała się w stronę wyjścia.
- Ale nadal ci się podobam. - Mruknął Alec i kiedy zauważył, ze dziewczyna kieruje się w stronę wyjścia z wesołego miasteczka, powiedział:
- Żeby się obudzić musisz nacisnąć ten wielki, czerwony guzik przy diabelskim kole. - Dziewczyna zawróciła i naburmuszona, ze znowu wyszła na idiotkę ruszyła w stronę wielkiej atrakcji wieczora.
- Wiem to. - Zanim znalazła się za daleko, usłyszała ironiczne:
- Wcale, że nie.
Kocham to po prostu;* To jest zajebiste! pisz tak dalej ;) Czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńOoooooo lubię tego Aleca! :D Jest fajny, jak na razie. Może trochę irytujący, ale mimo wszystko... Może gdzieś tam w późniejszych odcinkach zostawi Artura i będzie z nim? Nie wiem jakbym na to zareagowała, ale czemu nie? xd
OdpowiedzUsuńDialogi tej dwójki są, jak reszta fantastyczne!
Nie mogę, po prostu nie mogę, to opowiadanie jest cholernie cudowne! Chce więcej. <3
Do następnego! :)
Zapraszam na nowy: http://choose-your-last-words.blogspot.com
hahhaa, koniec był zajebisty ! : D boże, to opowiadanie jest cudowne ! tak na nie czekam, ze sama siebie przerażam : o
OdpowiedzUsuńhahaha :) Zajebisty :P
OdpowiedzUsuń