- J
|
aye? – Poczuła jak zimna woda ląduje na jej twarzy i otworzyła zdziwiona
oczy. Nie była już dłużej w mieszkaniu Camille. Znalazła się znowu na plaży, na
tej samej, na której była, kiedy poznała starszą kobietę. Spojrzała się na
swojego młodszego brata i uśmiechnęła się lekko, pytając:
- Proszę, powiedz, że nie żyję i mogę tu zostać. – Damien uśmiechnął się do
dziewczyny i podał jej dłoń, unikając odpowiedzi na pytanie. Nie był pewien,
czy może jej to wszystko opowiedzieć, miał ją tylko zaprowadzić do kobiety. Ona
jej wszystko opowie. Damien puścił jej dłoń po pięciu minutach spaceru i
zniknął zostawiając za sobą tuman kurzu.
Jaye rozejrzała się dookoła i zapukała w drzwi domku, który już kiedyś
widziała. Była tutaj, choć sama nie była niczego pewna. Ludzie przecież czasem
wracają do tych samych miejsc w swoich snach…
- Kto tam? – Usłyszała słaby głos staruszki, która właśnie otworzyła jej
drzwi wejściowe.
- Jaye? – Spytała niepewnie, na co kobieta szeroko się uśmiechnęła i
pokiwała ręką na znak, że ma wejść do środka. Jaye wyminęła kobietę i usiadła w
tym samym fotelu, co kilka tygodni wcześniej. Wciąż miała przed oczami jej
kota, który poruszał się z wrodzoną gracją, a mimo to, kobieta wciąż
zachowywała się jakby to był zwykły wiejski kot.
- Słyszę, że już usiadłaś, zaraz zrobię ci herbatkę. – Kobieta, opierając
się o ścianę skierowała się w stronę kuchni, zostawiając Jaye samą sobie w
swoim salonie. Blondynka wstała z kanapy i podskoczyła przestraszona, kiedy
usłyszała jak kobieta z kuchni powiedziała:
- Śmiało, rozejrzyj się.
Czuła się nieco nieswojo, kiedy kobieta dała jej pozwolenie. Nie wiedziała,
na co ma patrzeć. Starsza kobieta miała w swoim domu bardzo dużo rzeczy, zdjęć.
Widać było, ze to wszystko kolekcjonuje. Tak jakby kolekcjonowała wspomnienia,
tyle, że ona nie może ich zobaczyć. Może je poczuć, chyba… A co jeśli to
lepsze? Lepiej jest coś poczuć niż zobaczyć?
- Podoba ci się to, co widzisz? – Jaye ponownie podskoczyła, kiedy
usłyszała głos staruszki, która poruszała się tak cicho, że było to wręcz
nienaturalne. Jaye uśmiechnęła się do kobiety, ale po chwili uświadomiła sobie,
że ona jej nie widzi, więc nie ma sensu się starać.
- Moja mama zawsze powtarzała, że uśmiech można poczuć. Dotknąć aury, która
wtedy roznosi się wokół człowieka. Pewnie teraz patrzysz na mnie jak na starą
wariatkę, ale prawda jest taka, że wiem, kiedy ludzie są naprawdę szczęśliwi.
Nadal jesteś gotowa oddać za niego życie? – Spytała staruszka, na co Jaye lekko
się wzdrygnęła i rozejrzała po pokoju. Kobieta usiadła na swoim bujanym krześle
i poklepała miejsce na kanapie, które znajdowało się bardzo blisko niej.
- Jesteś gotowa, prawda? Mogłabyś to zrobić. – Stwierdziła kobieta i
uśmiechnęła się lekko, głaszcząc swojego kota, które w gębie trzymał kawałek
włóczki. Dziewczyna usiadła obok staruszki i wtedy uświadomiła sobie, przy kim
siedzi.
- Jesteś moja babcią, prawda? – Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokiwała
głową na znak potwierdzenia, którego Jaye najmniej potrzebowała. Odsunęła się
od kobiety i skierowała się w stronę drzwi.
- Jesteś taka sama jak ona, chcę ci pomóc. Jestem inną wersją Cassandry.
Znasz ją jako wredną wiedźmę z Cannes, ja jestem czarownicą, ale tą sprzed
przemiany. Kobietą, która martwiła się o to, czy kurczątko wykluje się zdrowe.
Kobietą, która kochała swoich przyjaciół i rodzinę ponad życie. A ty, jeżeli
mnie nie posłuchasz, staniesz się taka jak ona teraz. Oschła, zła. Ociekająca
wściekłością, mordującą bez zahamowań, chcesz taka być? – Jaye pokiwała
przecząco głową, zdając sobie sprawę z tego, ze kobieta tak czy siak nie widzi
i usiadła na fotelu naprzeciwko kobiety.
- Kiedy się obudzisz, a zrobisz to niedługo, będziesz wiedziała, że to, co
wydawało ci się złe takie nie jest i zaczniesz współpracować. Zaczniesz
wierzyć, a później… - kobieta zaczęła się krztusić i spojrzała przerażona na
Jaye, która siedziała w fotelu, nie wiedząc, co ma zrobić.
Podbiegła do staruszki po kilku sekundach i spojrzała się w jej zamarłe
szare oczy, które po chwili stały się czarne, a następnie źrenice kompletnie
zniknęły. Siwe włosy zaczęły wypadać, a paznokcie u rąk stały się czarne i po
chwili odpadły. Z oczu zaczęła płynąć krwistoczerwona ciesz, a plecy wygięły
się w nienaturalnej pozycji. Nagle usta kobiety otworzyły się w sposób, jakby
chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła i przestała się ruszać.
Niespodziewanie wszystko zniknęło, a Jaye z powrotem znalazła się w domu
kobiety w czerwieni.
- Co się stało? – Spytała nieprzytomnym głosem i spojrzała na Aleca, który
zapłakany siedział na łóżku i wpatrywał się w sufit, najwyraźniej próbując
powstrzymać płacz.
Jaye uśmiechnęła się lekko odwróciła wzrok w stronę Erica, który zdziwiony
wpatrywał się w blondynkę. Chwycił jej przegub i spojrzał na swoją dłoń. Dwójka
ochotników, którzy zgodzili się brać udział w całym wskrzeszaniu byli bardziej
zdziwieni niż zanim Eric zaczął cokolwiek robić. Przyglądali się z uwagą
drobnej blondynce, która próbowała się podnieść z podłogi, ale za każdym razem
upadała z powrotem. Po około minucie Eric wraz z Alecem opamiętali się i
pomogli Jaye podnieść się z drewnianych paneli.
Blondyn chwycił dziewczynę w ramiona i mocno ją do siebie przytulił, co
spowodowało, że chłopak zaczął się zastanawiać, czy tak naprawdę chcę zapomnieć
o prawdziwej miłości. Z jednej strony widział przewrażliwioną dziewczynę, która
za każdym razem próbowała uciekać, ale z innego punktu widzenia, kochał ją.
Kochał ją tak bardzo, ze wręcz bał się jej zapomnieć. Co jeżeli wraz z jej
widokiem zniknie wszystko, co dobre w jego życiu? Nie potrafił znieść myśli, że
jedna, drobna dziewczyna zmieniła go tak bardzo, że nie potrafił podjąć decyzji
nie bacząc na jej dobro. Czy prawidłowe byłoby odejście bez pożegnania? Skoro
już wie, że nic jej nie grozi, zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić? Przecież
tego chciała…Uciec przed nim, zostawić go i cale zło, które na nią zrzucił.
Mógł przecież wybrać inną blondynkę i zniszczyć jej życie, a jednak zobaczył
Jaye i wiedział, że to ona. I niszczy ją. Wbrew własnej woli, choć z jego winy.
- Możecie zostawić nas samych? – Szepnęła Jaye i spojrzała się na Erica,
która wpatrywał się w Aleca, oczekując jego zdania. Blondyn kiwnął lekko głową
na znak zgody i wszyscy zgromadzeni w pokoju wyszli, choć Eric nie był pewien,
czy chce ich zostawiać samych. Alec kiedy był przy dziewczynie stawał się
miękki, jak wtedy, gdy był normalnym człowiekiem. Z drugiej jednak strony,
kiedy był przy dziewczynie stawał się inny, jakby doroślejszy, a Ericowi
zależało na jego dzieciach. Był nieugięty, ale to nie znaczyło, że ich nie
kocha. Wręcz przeciwnie, chciał ich nauczyć, że miłość potrafi niszczyć, jeżeli
zbytnio się starasz. A Alec zdecydowanie za bardzo się starał. Zależało mu na
dziewczynie i to było najgorsze, bo wzbudziła w nim uczucia, których on nie
umiał obudzić. Jeden jej ruch starczył, żeby cały Alec był jej. Eric wiedział,
że wystarczyłoby jedno słowo i Alec przestałby go szanować. Pewnie byłby gotowy
go zabić, byleby cierpienie dziewczyny się skończyło. Być może nie chciał w to
wierzyć, ale był świadomy. Bo świadomość to pierwszy krok do prawdziwego życia.
Eric sądził, że to nierozsądne, ale mimo to zaczynał ją lubić. Chociażby
dlatego, że sprawiała, że życie jego jedynego syna stawało się lepsze niż on
mógł to wymarzyć.
- Jesteś pewien, że jesteśmy sami? – Wyszeptała cicho, nie patrząc
chłopakowi w oczy, a kiedy ten lekko pokiwał głową, spojrzała za okno i
powiedziała:
- Byłam tam. Znowu. U tej starszej kobiety na plaży. Powiedziała mi, że czuje,
że oddałabym za ciebie życie. – Alec chwycił jej dłoń i zaplótł ze sobą ich
palce. Jaye przez chwilę poczuła się jak kilka miesięcy wcześniej, kiedy dłoń
Aleca zastępowała męska dłoń Artura; kiedy nie spodziewała się, że jej życie
tak diametralnie się zmieni, nie spodziewała się, że cokolwiek będzie się
zmieniało, włącznie z nią.
– Miała rację i to jest błąd. Wiesz dlaczego uciekałam? – Alec puścił jej
dłoń i podszedł do okna, próbując hamować napływające łzy. Nikt nigdy nie
sprawił, że łzy nie były pod jego kontrolą. Ona zmieniła wszystko i to go
drażniło, a teraz ucieka.
– Bo chciałam się odzwyczaić, ale moja mama zawsze mawiała, że kiedy się do
czegoś przyzwyczaić i będziesz chciała uciec to tak jakbyś chciała przeżyć bez
tlenu. Miała rację, jak wszyscy inni. Pragnęłam sprawić, że staniesz się tylko
czystym złudzeniem, cudownym wspomnieniem, za którym będę tęsknić, ale zdołam
się odkochać. Nie dałam rady. Jestem za słaba, żeby bez ciebie żyć, wiesz?-
Alec odwrócił się w jej stronę i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie. Miał
dość, nie potrafił znieść myśli, że zrobił jej coś takiego. Mówią, że miłość
jest cudownym uczuciem, ale kiedy dwójka ludzi kocha się tak mocno, że nie
potrafią bez siebie żyć, to jest tragedia. Z każdym samotnym oddechem, czują
jak tracą cząstkę siebie, a cisza, która ich otacza tak bardzo przytłacza ich
marne ciałka, że w końcu się załamują…
- Pamiętam jaki byłeś na początku. – Jaye uśmiechnęła się lekko i spojrzała
na Aleca, który nieświadomy tego, co robi uśmiechnął się delikatnie w jej
stronę i otarł łzy z policzków. – Pamiętam, kiedy kazałeś mi na siebie czekać
godzinę pod autem, bo musiałeś postawić na swoim. Pamiętam jak śmiałeś się ze
mnie, kiedy ci się przypatrywałam. Pamiętam ten szaleńczy wzrok, kiedy
zobaczyłeś limo pod moim okiem. Na początku wszystkiemu zaprzeczałam, ale
wiedziałam, że moje serce należy do ciebie. Najgorzej było się ze sobą
pogodzić. Zrozumieć, ze nie ma odwrotu, że jest tylko jedna droga, która za
każdym razem prowadzi do ciebie, nawet jeżeli zawracałabym nie wiadomo ile
razy, zawsze na samym końcu jesteś ty.
Alec podszedł do blondynki, która opierała się o ścianę i mocno ją do
siebie przytulił. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię i cicho załkała. Tęskniła
za jego uściskiem, za jego mocnymi ramionami i tym ciepłym oddechem na jej
szyi, kiedy wtulała się w niego.
- Co z nią? – Spytała Camille, kiedy ujrzała Erica, schodzącego powoli po
schodach w zadumie. Nie miała zamiaru czekać, aż Eric wystarczająco się
namyśli, tu chodziło o jej przyjaciółkę. Ruszyła biegiem po schodach, a kiedy
wpadła do pokoju, skrzywiła się lekko i przechyliła głowę w lewo. Przymykając
jedno oko, pokręciła przecząco głową.
- Co ty robisz? – Spytała się roześmiana Jaye i trzymając Aleca za rękę
odsunęła się lekko od niego.
- Z każdej strony wyglądacie przesłodko, to niemożliwe. – Alec uśmiechnął
się lekko i mocniej ścisnął dłoń Jaye, nie mogąc uwierzyć, że znów jest tak jak
kiedyś. Kiedy wszyscy zwątpili, on nadal trwał w nadziei, że wszystko się
ułoży… Jak zawsze wszystko poszło po jego myśli.
- Chodź tu. – Powiedział Alec i wystawił ramiona do grupowego uścisku.
- Żeby nie było nieporozumień. Ja wciąż pamiętam jak mnie postrzeliłeś.
Alec zaśmiał się cicho i spojrzał na Camille, która najwyraźniej oczekiwała
przeprosin.
- Co do tamtego… - Podrapał się w tył głowy i uśmiechnął się delikatnie. –
Nie było do końca celowe. – Camille spojrzała się na niego zszokowana, ale po
chwili machnęła ręką i wyszła z pokoju.
- Alec. – Jaye szturchnęła chłopaka w ramię i zaśmiała się głośno, ale po
chwili upadła na ziemię, trzymając się za brzuch. Alec usiadł obok niej i
położył jej głowę na swoich kolanach. Cicho pytał sam siebie dlaczego się to
wszystko dzieje, ale jak zwykle nie otrzymał odpowiedzi. Bał się, że znowu ją
straci, ale ona nagle roześmiała się i mocno rzuciła mu się w ramiona.
- Nigdy więcej tego nie rób, Jaye. – Dziewczyna zaśmiała się cicho i
delikatnie pocałowała chłopaka w policzek.
- Myślisz, że Eric nadal będzie mnie dręczył? – Alec wzdrygnął ramionami i
opuścił głowę. Choć dobrze znał odpowiedź nie chciał jej nic powiedzieć. Lękał
się, że jeśli powie jej całą prawdę, ona znowu ucieknie i go zostawi. A
ostatnie czego chciał to znowu stać się samotny. Nienawidził tego momentu
swojego życia, kiedy nie miał do kogo otworzyć buzi, a jedyną osobą, która go
słuchała był Eric i to tylko czasami, zazwyczaj wtedy, kiedy opowiadał mu o tym
jak polował na kolejną ofiarę, która tak bardzo przypomina jego siostrę.
- Mam nadzieję, że cię zostawi. Nie chcę znowu przechodzić przez to
wszystko. Chcę, żebyś została ze mną na zawsze, Jaye. – Dziewczyna puściła jego
dłoń i stanęła przy oknie, wyglądając na podjazd posiadłości kobiety w
czerwieni, która była jedyną osobą w tym domu, która tak naprawdę martwiła się
o jej dobro. Zdaniem Jaye, Alec był zbyt podporządkowany Ericowi, żeby w pełni
powiedzieć jej prawdę, ale za bardzo go kochała, żeby być w stanie go opuścić.
Nie wyobrażała sobie życia bez jego mocnego uścisku, czułego uśmiechu i oczu,
które wyrażały wszystkie emocje, które w sobie chował przez tyle lat. Nie
chciała, żeby znowu stał się tym samym bezuczuciowym stworzeniem, którym był
zanim ją poznał.
- Kłamiesz, Alec, ale ja naprawdę chcę ci wierzyć.
- Przepraszam. – Szepnął cicho i usiadł na brzegu łóżka, wpatrując się w
plecy Jaye. Stukała w jakiś wymyślony przez nią rytm paznokciami w parapet i
wciąż patrzyła się na podjazd, czekając aż zdarzy się coś, co pomoże jej
wymyślić, co ma zrobić.
- Gdzie jest Alec i Jaye? – Spytał Paul, rozglądając się uważnie po pokoju.
Miał rację – nie było ich tam. Stali razem na tarasie i starali się zrozumieć
wszystko, co zdarzyło się przez ostatnie tygodnie.
- Niech ktoś ich zawoła, do cholery. – Syknął i usiadł przy stole wśród
wszystkich zebranych. Chciał się dowiedzieć, skąd Alec i Nathalie zdobyli adres
jego matki, skąd wiedzieli, że tam będzie i co z nią zrobili.
Zrobi zdecydowanie wszystko, żeby się dowiedzieć. Nawet użyje zakurzonej
już sali tortur w piwnicy. Specjalnie dla nich nawet tam posprząta, żeby nie
musieli wdychać starego kurzu, który przylepił się do brudnych narzędzi.
- Witam moją parę zakochanych. Może do cholery usiądziecie? - Kobieta w
czerwonym płaszczu odchrząknęła znacząco, co mialo zwrócić uwagę wściekłemu
Paulowi, że nieco się zagalopował, ale on jakby nigdy nic się nie zdarzyło
wyciągnął broń z kieszeni i wycelowal nią w Aleca.
- Przypominam ci, że znajdujesz się w jednym pokoju z pierwszą córką Boga
Ciemności. Panowałabym nad swoimi emocjami na twoim miejscu. - Paul skierował
broń w jej strony, a w międzyczasie Alec nadnaturalnie szubko znalazł się przy
chłopaku i go zablokował. Paul na ślepo wystrzelił jeden nabój z broni, który
rozbił lustro po drugiej stronie pomieszczenia.
- Do cholery jasnej! - Kobieta w czerwonym płaszczu wstała szybko od stołu
i podeszła do Paula, wyciągając mu broń z ręki. Powiedziała coś pod nosem i
broń roztopiła się w jej dłoni.
Jaye przyglądała się wszystkiemu z bezpiecznej odległości w duszy prosiła o
to, żeby wszystko się szybko skończyło. Nagle usłyszała jakby odgłos
wybuchającej bomby i poczuła niezwykłe uczucie ciepła w podbrzuszu. Dotknęła
ręką miejsce ciepła, a kiedy ją podniosła byla ona cała w czerwonej cieczy.
Jaye spojrzała się na przerażone towarzystwo, uśmiechnęła się lekko i upadła na
ziemię, widząc tylko czarną plamę.